sobota, 14 lutego 2015

Do you love me now?

Do you love me now?; chenchan/chenyeol, fluff, komedia, crack, au, romans.

A/N: Dziś dzień zakochanych czyli Walentynki. Powiem wam szczerze, że szykowałam coś specjalnego na tę okazję i mam. Po pierwsze: fik nie jest tylko mojego autorstwa. Pisałam tego shota wraz z Kają inaczej z Ristu Senpai. Mam nadzieję, że przypadnie wam do gustu i, że nie pochrzaniłyśmy niczego :3 Specjalne dedykacje dla czytelniczek tego bloga, oraz czytelników, jeżeli już są tu tacy :3 Wszystkiego najlepszego, misie :3 To w końcu dzień zakochanych <3 Dziękuję za wszystkie wiadomości na asku i komentarze, to naprawdę miłe. Proszę skomentujcie ten post, bo nie tylko ja nad nim pracowałam. 
Jeszcze krótka notka od Ritsu. 
Cześć wszystkim, tu Ritsu. Jestem tu dziś gościnnie, więc nie będę się rozpisywać. Jestem bardzo wdzięczna Misiowi Yogowi, że zgodziła się na współprace tym opowiadaniem, bo cierpię na brak ChanChena, a pisało się bardzo miło :D Mam nadzieję, że wam się spodoba i jeszcze kiedyś będę mogła się tu pojawić.
Miłego czytania~

* * *

To miał być jego pierwszy dzień pracy w kawiarni. Stał przed szklanymi drzwiami i po raz ostatni spojrzał na szyld z nazwą kawiarni, która w jego mniemaniu była po prostu głupia. Kto normalny nazywa kawiarnie ,,Kawiarnia"? Pokręcił głową nie chcąc, aby coś tak nieważnego zajęło jego myśli. Wziął głęboki oddech, uśmiechnął się delikatnie i wszedł do środka. Wnętrze wyglądało tak samo jak na zdjęciach w internecie, więc nic go specjalnie nie zaskoczyło. Tylko dwa stoliki były zajęte. Przy jednym siedziała starsza pani, obsługiwana przez młodego chłopaka z uroczym uśmiechem, przy drugim jakiś nastolatek. Podszedł do lady i spojrzał na duży zegar, który właśnie wybił godzinę dziewiątą. Odetchnął z ulgą, ponieważ oznaczało to, że dotarł na czas. Z zaplecza wyszedł wysoki chłopak, groźnie zmierzył go wzrokiem i uśmiechnął się z wyższością. Jongdae stwierdził, że jest gdyby nie jego wyraz twarzy, byłby całkiem przystojny. Ubrany był w grafitowy garnitur, a na piersi przyczepioną miał plakietkę z napisem ,,Happy Virus", który kompletnie do niego nie pasował.
Kim Jongdae? miał niski głos, idealnie pasujący do jego postawy. Chłopak niepewnie pokiwał głową. Witamy nie brzmiał zbyt zachęcająco. Nawet nie wystawił ręki na przywitanie. Nazywam się Park Chanyeol, jestem właścicielem kawiarni, możesz mówić mi ,,szefie". Lay wskazał na kelnera zagadanego przez starszą kobietę pokaże ci co i jak. Twój strój jest na zapleczu. Idź się przebrać polecił i ruszył w kierunku nastolatka przy stoliku. Jongdae chwilę jeszcze wpatrywał się w niego i pewnie spędziłby na tej czynności jeszcze długie godziny, ale na szczęście opamiętał się i grzecznie podreptał ubrać swój uniform.
Przyjrzał się sobie dokładnie i ze strachem utwierdził się w przekonaniu, że jego ubranie jest za duże. W spodniach mógłby utonąć, koszula sięgała mu do ud, a o przydługi fartuch potykał się na każdym kroku. W dodatku muszka była przyszyta do zbyt ciasnej gumki, przez co ciężej mu się oddychało. Sądził, że zaszła jakaś pomyłka, bo na przygotowanej plakietce zamiast jego imienia, widniał napis ,,Chen". Klnąc pod nosem zdjął niewygodną muszkę. Jęknął widząc czerwony ślad na szyi i zabrał się za rozpinanie śnieżnobiałej koszuli. Zamarł gdy usłyszał ciężkie, pewne kroki. Musiały należeć do właściciela kawiarni.
Szefie odwrócił się do bruneta opierającego się o framugę drzwi. Wyglądał na rozbawionego, co tylko wkurzyło niższego. To nie może być mój strój, jest za duży i należy do jakiegoś Chena Chanyeol tylko prychnął.
A widzisz tu jakiś inny strój?
No nie Jongdae robił się coraz bardziej zdezorientowany.
Bo nie ma innych pracowników i strojów też innych nie ma. Jesteś tylko ty, Lay i ja. Każdy z nas posługuje się jakimś pseudonimem, twoim jest Chen.
Ale to jest ogromne! pominął fakt głupiej ksywki i przemilczał złośliwą uwagę o niedopasowanym ,,Happy Virusie", jaka cisnęła mu się na usta.
Widzę odburknął Park. Nie podałeś swoich wymiarów przy zgłoszeniu, więc to twoja wina.
Nikt nie powiedział, że mam je podać oburzył się. To nie jest moja wina wycedził przez zaciśnięte zęby.
Sam mogłeś na to wpaść wzruszył ramionami. Twoja wina i twój problem. No i może się zapnij, bo klienci mogą być niepocieszeni widząc twoje ciało Chen dopiero przypomniał sobie, że ma rozpiętą do połowy koszulę. Zawstydzony zaczął szybko zapinać kolejne guziki. Chociaż mi to ani trochę nie przeszkadza. - posłał mu złośliwy uśmieszek i odszedł.
Jongdae ukrył twarz w dłoniach i jęknął. Nie miał pojęcia co zrobić, nie mógł zrezygnować, bo potrzebował tej pracy, ale z szefem się raczej nie dogada. Chciał wyjść i trzasnąć drzwiami, zapominając o tym przeklętym człowieku. Nagle poczuł czyjąś dłoń na swoim ramieniu. Pisnął wystraszony. Przed nim stał Lay, wyraźnie zmartwiony sytuacją nowego kolegi z pracy.
Wystraszyłeś mnie. Musiałeś się tak skradać? skrzyżował ręce na piersi.
Szedłem całkiem normalnie - odparł spokojnie. Jestem Zhang Yixing, ale tutaj mówią na mnie Lay.
Jongdae, ale chyba właśnie zostałem Chenem uścisnęli sobie dłonie. Kim odetchnął w duchu, przynajmniej jedna osoba jest dla niego miła.
Czy coś się stało? zapytał z troską. Był naprawdę słodki i sprawiał wrażenie przyjaźnie nastawionego.
Ten strój przyjrzał mu się uważnie. Jest za duży. Nie dostanę nowego, ale w tym nie dam rady nic zrobić
Lay zastanowił się chwilę i uśmiechnął się.
Mam pomysł. Ubierzesz moje spodnie, w których przyszedłem zakręcił się i zaraz wygrzebał z dużej torby czarne rurki. Będą dobre i nikt nie powinien się zorientować, że są częścią stroju. Koszula może być dłuższa, wystarczy, że podwiniesz rękawy, a fartuchem zaraz się zajmę. Zaraz wracam, przebierz się w tym czasie wyszedł a Chen zdjął za duże spodnie i posłusznie wcisnął się w jeansy Xinga. Nie były dobrze dopasowane, ale wyglądały znośnie, więc nie narzekał. Zaraz pojawił się Lay z małym pudełeczkiem. Wyciągnął z niego kilka agrafek i kazał Kimowi założyć fartuch. Spiął go w taki sposób, że przeciętny obserwator nie zorientowałby się, że jest za długi.
Wow, dzięki pokiwał głową z uznaniem. Bardzo mi pomogłeś. Pozostaje tylko kwestia muszki. Nie da się w niej oddychać westchnął, nie wyobrażał sobie, że będzie musiał dusić się w niej cały dzień.
To nie problem. Po prostu jej nie zakładaj chłopak dopiero zauważył, że Lay nie ma nic na szyi. Szef i tak nie zauważy.
Nie jest zbyt spostrzegawczy? spytał z nadzieją.
Ani trochę zaśmiał się Chińczyk.

* * *

  Po południu letnie słońce zaczęło wlewać się poprzez wielkie szyby. Jongdae nie miał nawet czasu przyjrzeć się pozostałym pracownikom (których suma samarów nie było wiele). Kojarzył tylko Laya, ale chłopak znikał to na zapleczu, to szedł na główną salę. Chanyeol też gdzieś znikał, ponieważ w godzinach szczytu było naprawdę wiele gości. Chen nie spodziewał się, że ta mała kawiarnia, która miała jeszcze głupszą nazwę, ma takie powodzenie.
Jongdae starał się zignorować piski nastolatek, które chyba przyszły podziwiać dwóch facetów na krzyż. Co jedynie zdążył wyłapać, zanim został zalany pracą, to to, że jego szef nie ma tak pochmurnej miny, gdy tylko go widział.
Około godziny szesnastej, gdzie ruch był już znacznie mniejszy dzwoneczek wydał z siebie delikatne dźwięki, oznajmiając tym samym, że przybył nowy klient. Jongdae uniósł głowę, przyglądając się mężczyźnie, który zaszczycił ich swoją obecnością.
Ciemną marynarkę miał przerzuconą przez prawe przedramię, a swoją teczkę – zapewne z papierami – dzierżył w drugiej dłoni. Miał staranie ułożoną fryzurę, która jeszcze się nie zepsuła i obojętną twarz. Chłopakowi skojarzył się z typowym facetem, który uważa się za władcę i pana. Cóż, nie wyglądał na przyjaznego, ale Jongdae musiał przyznać z bólem serca, że było z niego całkiem przystojne ciacho.
Szczerze powiedziawszy nie ogarniał jeszcze wielu rzeczy z tej kawiarni, ponieważ był tu dopiero kilka godzin. To był niewiele czasu z miesiącami, gdzie inni tu pracowali.
Mężczyzna podszedł do lady, uśmiechając się lekko. Przez to jego twarz nieco się rozjaśniła, a ciemne, niemal czarne oczy nabrały blasku.
Dzień dobry przywitał się, zadziwiając Chena – przyzwyczaił się już do tej ksywki swoją głęboką barwą. Poroszę latte znów posłał ten uroczy uśmiech w stronę zawstydzonego chłopaka.
Jongdae robił już to niemal mechanicznie, ale coś nie pasował mu w swoim zachowaniu. Czuł jak na policzkach występują czerwone rumieńce, a żołądek ściska się w supeł. Może i miał czasami takie objawy, ale do cholery, był w pracy. Dlatego też dał sobie mentalnego kopa i już z większym opanowaniem podał facetowi jego zamówienie.
Dziękuję.
Zapraszamy ponownie Jongdae skłonił się lekko, ignorując skiniecie głową na jego poprzednie słowa i ten uśmiech.
Po wyjściu nieznajomego i dość później godziny kawiarnia pustoszała i w końcu Chen mógł obserwować gdzie jego współpracownicy biegają lub przebywają. Po godzinie dwudziestej mógł spokojnie przebrać się w swoje ubrania i iść do domu. Był zmęczony, bo naprawdę dziś dowiedział się jak będzie pracować przez najbliższy czas.
Oddał spodnie Yixingowi i grzecznie podziękował. Lay machnął ręką i tylko powiedział, żeby wziął zastępcze spodnie. Przecież Chanyeol się nie zorientuje.
Tuż przed opuszczeniem kawiarni na jego szyi uwiesił się ten nastolatek, który już na samym początku rzucił mu się w oczy.
Cześć zaświergotał mu do ucha. Witaj w naszej małej ekipie!
Um, miło mi? Jongdae zmarszczył brwi, obserwując jak nieco dziecięcą twarz rozświetla ogromny uśmiech. Tak, na pewno był jeszcze dzieckiem.
Ah, tak. Jestem Baekhyun wystawił mu dłoń i z uśmiechem czekał, aż Chen ja uściśnie. Oddał uścisk i patrzył zdezorientowany na Baeka. Idziesz już do domu? zapytał.
No tak… Chyba mogę, nie? zapytał głupio.
No w sumie tak… Ale myślałem nad imprezą powitalną, no wiesz chłopak podskoczył w miejscu.
Baekhyun, daj spokój zza ich pleców rozległ się głęboki głos właściciela kawiarni.
Chen odwrócił się w stronę głosu i zmarszczył zdezorientowany brwi. Park nie miał na sobie głupiego, granitowego garnituru – w mniemaniu Jongdae - tylko zwykłą koszulkę i wąskie, opinające spodnie. Wyglądał dostojnie, a zarazem dziko jakby zamieniał się w zupełnie innego faceta po godzinach pracy.
Ale Chanyeol…
Baek Park przekrzywił nieco głowę. Wszyscy są padnięci, dlatego wracajmy do domu. Chodź złapał mniejszego za rękę i poprowadził do wyjścia. Ty też chodź, muszę zamknąć kawiarnię Chanyeol posłał mu mroczne spojrzenie, aż zimny dreszcz przeleciał po plecach biednego chłopaka.
Obserwował jak dwójka idzie we własną stronę i jak twarz jego szefa rozjaśnia uśmiech.
To było dziwne. Bardzo.
Następnego dnia Jongdae wyglądał jak zombie. Do piątej rano przerabiał swój strój roboczy. Nie wyglądało to idealnie, ale nie potrafił zrobić tego lepiej w tak krótkim czasie. Sińce pod oczami i niezdrowo blada cera zdradzały jego niewyspanie. Miał tylko nadzieję, że da sobie radę w pracy.
Już przy wejściu uderzyła go nieprzyjazna aura właściciela, który siedział za ladą i zajmował się jakąś papierkową robotą.
Dzień dobry, szefie przywitał się z fałszywym uśmiechem. Ten tylko na chwilę podniósł wzrok i pokręcił głową.
Nie wyglądasz zbyt dobrze, ChenChen Kim prychnął, w duchu przeklinając w duchu swój pseudonim.
Miłe powitanie warknął i poszedł na zaplecze, aby się przygotować. Lay znów pojawił się nagle i wystraszył Chena.
Widzę, że się nie wyspałeś stwierdził starszy.
Całą noc pracowałem nad tym wyciągnął z plecaka przerobiony strój. I jak? nie spodziewał się zachwytu. Yixing pokiwał z uznaniem głową.
Jest lepiej niż wczoraj uśmiechnął się i sam zaczął się przebierać.
Lay, mam pytanie zaczął młodszy. Kolega spojrzał pytająco w jego stronę. Czy on wskazał na ścianę, za którą powinien znajdować się Chanyeol zawsze się tak zachowuje? Zhang wydawał się być zdziwiony.
Jak zachowuje? No nie jest zbyt poważny i ciągle się wygłupia, na papieracg też się specjalnie nie zna, ale to chyba nic takiego Chen wybuchnął głośnym śmiechem. To co powiedział Lay wydawało mu się pozbawione sensu. Park był dupkiem, a nie żadnym roześmianym, niepoważnym człowiekiem. Nie rozumiem co cię tak bawi. Chodźmy do roboty.
Wyszli z zaplecza i Chen znów zobaczył Baekhyuna, który razem z szefem siedział przy jednym stoliku.
Gdy Byun ich zobaczył, przyjaźnie pomachał im na powitanie.
Lay, Chen, chodźcie tu! I tak nikogo nie ma! zawołał ich radośnie. O ile ten pierwszy bezproblemowo przysiadł się do nich, to Jongdae niepewnie i powoli tylko zbliżał się w ich stronę. Nagle Chanyeol odwrócił się do niego z obojętnym wyrazem twarzy.
Skoro już i tak jesteś na nogach to skocz nam zrobić coś do picia. Dla mnie americano, dla Laya latte, a dla Baekhyuna gorącą czekoladę. Wszystkie po dwie łyżeczki cukru wszyscy wyglądali na dobrych znajomych, nawet wiedzieli co zamówić. Jongdae poczuł się odsunięty przez szefa. Pokiwał głową i powlókł nogami w stronę lady. Baek krzyknął jeszcze za nim, żeby nie zapomniał o sobie.
Wasza kawa postawił przed chłopakami tacę z czterema szklankami. Wszyscy oprócz Chanyeola mu podziękowali. Szef bez słowa wziął szybko americano i napił się. Baekhyun prawie popłakał się ze śmiechu, gdy Park z obrzydzeniem wypluł napój.
Czemu do cholery jest gorzkie?! wyglądał na oburzonego. Jeśli to miał być żart, to niezbyt udany wziął serwetkę i zaczął wycierać sobie mokrą twarz. Lay uczynnie rzucił się do pomocy i zajął się koszulą szefa. Chen spuścił wzrok.
To była moja kawa wyszeptał. Nie wiedział czemu, ale czuł się winny. Mimo tego nie potrafił się nie uśmiechnąć na widok turlającego się ze śmiechu Baekhyuna, gorączkowo wycierającego koszulę Laya i wkurzonego Chanyeola.
Kiedy spojrzenie Parka spoczęło na nim, Jongdae miał wrażenie, że zostanie zabity przez sam wzrok. Widział jak szef otwiera usta, ale z tej piekielnej sytuacji uratował go dźwięk dzwonka. Wszyscy jak na komendę spojrzeli w stronę drzwi, gdzie w progu stał wysoki mężczyzna z wczoraj. Uśmiechnął się szeroko, wchodząc w głąb kawiarni. Wyglądał na zadowolonego.
Dzień dobry przywitał się grzecznie. Kawiarnia jest otwarta?
Oczywiście! Czego sobie pan życzy? Chen odwrócił się w jego stronę, chcąc w ten sposób uniknąć starcia z jego głupim szefem.
To co wczoraj.
Momentalnie twarz Chanyeola spochmurniała, ale Jongdae stwierdził, że to przez to, iż go znieważył. Podreptał za ladę, czując za sobą obecność nieznajomego. Szybko wykonał jego zamówienie i podał mu kubek z parującym naparem. Wysoki mężczyzna uśmiechnął się delikatnie, po czym podziękował. Chen powtórzył swoje słowa na co nieznajomy uśmiechnął jeszcze szerzej.
Na pewno będę wpadać. Jesteś uroczy... jego wzrok powędrował na plakietkę przyczepioną na jego piersi – Chen.
Jongdae spłonął rumieńcem i zaczął mamrotać coś pod nosem.
Po wyjściu mężczyzny powędrował znów do stolika. Baekhyun podskakiwał ma swoim krześle podekscytowany, Lay wyglądał jakby nie ogarniał co się dzieję, a Park siedział nadąsany.
Ta, on niby był niepoważnym i zabawnym człowiekiem? Niby gdzie?
Reszta dnia minęła dość pracowicie. Niewyspanie tylko utrudniało i Jongdae miał nadzieję, że nie odstrasza klientów. Od porannej wpadki unikał jak mógł swojego szefa, który tylko siedział przy stoliku z Baekhyunem. Jednak jego myśli nie były zajęte gorzką kawą Chanyeola, a wysokim mężczyzną, który zawstydził Chena.
W ciągu najbardziej ruchliwych godzin, zamienił zaledwie kilka słów z Layem i raz wpadł na Baekhyuna, kiedy ten wychodził z łazienki.
Bardzo jest na mnie zły? spytał i przygryzł niewinnie dolną wargę.
Chanyeol? A on potrafi być zły dłużej niż pięć minut? zaśmiał się, ale Kim zachował powagę, co go trochę zaskoczyło. Nie przejmuj się. To nie twoja wina. Zresztą on już zapomniał Chen znów miał wrażenie, że nikt nie traktuje go poważnie. Czy nikt nie widział tego jaki Park był naprawdę? Pokiwał głową i już miał odejść, ale Byun złapał go za ramię.
Co jest? spytał patrząc mu przenikliwie w oczy. Jongdae wzruszył ramionami. Nie chciał z nim o tym rozmawiać, bo potem pewnie opowiedziałby wszystko Yeolowi. Wiem, że zachowuje się w stosunku do ciebie dziwnie, ale może z nim porozmawiaj. On jest naprawdę miły.
Po moim trupie! Chen nie miał zamiaru z nim rozmawiać. To było ostatnie czego chciał.
Proszę mimo szczenięcego spojrzenia i delikatnej urody chłopaka zabrzmiało to bardziej jak groźba. Jeśli to nie podziała, to ja to zrobię Kim musiał się poddać.
Obiecujesz?
Obiecuję! uścisnęli sobie dłonie na znak umowy.
Jeżeli rozmowa z Chanyeolem byłaby taka prosta, Chen byłby świętym. Odwlekał tą rozmowę jak tylko mógł, zwalał wszystko na nawał pracy. Czuł na sobie palące spojrzenie Byuna.
W końcu około godziny w pół do szesnastej, powlekł się w stronę szefa. Chanyeol siedział pochylony nad dokumentami i skrobał coś w nich. Zanim dotarł do Parka, wyczytał z ust Baekhyuna pokrzepiając „Hwaiting”.
Um, szefie? odezwał się niepewnie, miętoląc w dłoniach skrawek swojego fartucha.
Chanyeol podniósł wzrok, marszcząc brwi. Już otwierał usta, ale Jongdae mu przerwał.
Zanim szef mnie zabije, to chciałbym przeprosić za tą kawę powiedział szybko. To nie było zamierzone, przysięgam! A tak poza tym, to była moja kawa... A ja nie słodzę.
Nic się nie stało, Chen ciężkie westchnienie opuściło usta jego szefa. Młodszy chłopak spojrzał na Parka, który lekko się uśmiechał.
Jongdae otworzył lekko usta, gapiąc się na Chanyeola. Jego twarz się rozjaśniła! Chen nie mógł uwierzyć w to co widzi, ponieważ nigdy nie widział, aby Park z własnej, nieprzymuszonej woli uśmiechał się do niego.
Wracaj do pracy, ChenChen.
Jongdae już miał odpowiedzieć, kiedy drzwi kawiarni otwarły się, wpuszczając do środka wysokiego nieznajomego. Rozejrzał się po pomieszczeniu i gdy ujrzał młodego chłopaka, jego uśmiech się powiększył.
W tym samym czasie twarz Chanyeola momentalnie spochmurniała.

* * *

Chanyeol, dlaczego zawsze zachowujesz się dziwnie w towarzystwie naszego, małego, słodkiego Jongdae? zapytał Baekhyun, wlepiając swoje szczenięce oczy w twarz przyjaciela.
Yeol uniósł brwi, siadając wygodniej na kanapie i wkładając sobie do ust kolejną porcję lodów.
Nie zachowuję się dziwnie, to po pierwsze zaczął. Po drugie, nic mu nie robię przecież.
Kochanie, wyglądasz strasznie ilekroć go widzisz oznajmił Byun. Twoja twarz nie jest taka promienna i biedaczyna pomyślał, że jesteś nadąsanym dupkiem. Co się stało z Happy Virusem i jego szerokim uśmiechem, hm?
Chanyeol nie odpowiedział, bo szczerze powiedziawszy sam nie wiedział dlaczego się tak zachowuje. Chen nic mu nie zrobił, a gdy go zobaczył sama mu się gęba otworzyła, a jego mózg gdzieś wyparował. Może przez to, iż mu się spodobał?
Nie wiem, Baekhyun-ah. Jeszcze nigdy się tak nie zachowywałem, a moje myśli ulatują i nie mówię tego co chcę, tylko pieprzę jakieś głupoty. No i oczywiście nie mogę zapanować nad własną twarzą.
Mniejszy postukał się w głowę, po czym wydął dolną wargę. Na kolanach miał położoną poduszkę, a na niej z kolei opakowanie z  prawie wyjedzonymi lodami.
Przez ciebie pewnie pomyśli, że jestem dziwny, wymyślając kompletnie nie pasujące nazwy, czytaj ty. Poza tym, może uciec. Pomyśl nad tym, Yeol. Wydaje się silny, ale jeżeli będziesz nadal zachowywał twarz zimnego dupka, twój książkę odjedzie z twojej kawiarni nawet na ośle, żeby cię nie widzieć.
Oj, zamknij się Park wywrócił oczami. Nie mam zamiaru nic robić w tym kierunku, wystarczy, że dostaję niezłego pierdolca jak widzę tego wysokiego gościa.
I tu jest problem Baekhyun podskoczył na miękkim siedzeniu. Jesteś zazdrosny! oznajmił, kierując łyżkę w jego stronę. No, przynajmniej ten gość umie go poderwać i się uśmiecha, a nie strzela piorunami z oczu.
Nie pomagasz, Baek mruknął Chanyeol.
Wiem mniejszy uśmiechnął się. Zostaw wszystko mi, a Jongdae będzie twój.
Nie wydaje mi się, żeby to był dobry pomysł.
Baekhyun nie odpowiedział, już układając szatański plan w swojej diabelnej główce.      

* * *

Minęły dwa tygodnie odkąd zaczął pracować w „Kawiarni”. Chen starał się już nie podpaść szefowi, który po prostu go ignorował. Jongdae przywykł w końcu do tego, ale wciąż nie mógł zrozumieć Chanyeola. Przecież starał się jak mógł i nie miał prawa na niego narzekać. Każdego dnia szedł do pracy z nadzieją, że nic nie schrzani i Park nie będzie miał się do czego przyczepić. W duchu nazywał swoje miejsce pracy ,,Kawiarnią pod ciemnymi chmurami", co niesamowicie pasowało mu do właściciela. Jeśli miałby mówić o plusach pracy w kawiarni, to oprócz wizyt Krisa (bo tak się przedstawił ten wysoki mężczyzna), mógł zaliczyć przelotne rozmowy z wiecznie zakręconym Layem, który nieświadomie poprawiał mu humor. Chen dowiedział się od niego, że tego dnia Chanyeol był wyjątkowo podminowany, mogło to być związane z tym, że Kris przyszedł z laptopem z samego rana do kawiarni i siedział już tam kolejną godzinę, co jakiś czas zagadując Jongdae. Coś w nim pękło, kiedy podczas przerwy Chen przysiadł się do niego.
Chen... zaczął mężczyzna, kładąc swoją dłoń na dłoni młodszego. Może wyjdziesz dzisiaj ze mną do kina? zaproponował. Nagle usłyszeli dźwięk rozbijanego szkła. Zwrócili głowy w stronę Chanyeola, który w ogóle nie patrząc na stłuczoną szklankę, wlepiał w nich pełne wyrzutu spojrzenie.
Chen nie zdążył nawet otworzyć ust, kiedy koło jego szefa zakręcił się Baekhyun. Szepnął mu coś do ucha, a twarz Parka rozjaśniła się przez ogromny uśmiech. Stracił zainteresowanie ich dwójką, a Chen poczuł się jakoś… dziwnie. Już przyzwyczaił się, że Chanyeol robi mu wyrzuty na wszystko, nawet jeśli zaczął rozmawiać z Krisem. A wystarczyła sama obecność Baekhyun i wszystko pękało jak bańka mydlana.
Jongdae zauważył, że przy Byunie, Chanyeol zamieniał się w potulnego baranka, a na jego twarzy gości uśmiech i w końcu plakietka z jego przezwiskiem nabiera sensu. Jongdae podświadomie chciał, aby Park też uśmiechał się w jego towarzystwie i nie rzucał piorunami, nie odpowiadał oschle, tylko rozmawiał normalnie.
Hej, Chen? Zgadzasz się? Kris poklepał go po dłoni, by w końcu zwrócić uwagę młodszego.
Co? Aaa. No pewnie! Z przyjemnością! odpowiedział roześmiany.
Na ustach Krisa pojawił się uśmiech, który naprawdę spodobał się Jongdae. Może w końcu przestanie myśleć o głupim szefie.

* * *

Baekhyun-ah Lay powiedział jego imię w zadumie, stukając się łyżeczką po dolnej wardze. Zauważyłem ostatnio, że spędzasz więcej czasu z szefem. Zmieniło się coś u was, a mnie to ominęło?
Chen nastroszył się, słuchając z uwagą rozmowy, nawet jeśli udawał, że tego nie robił.
Po prostu zauważyłem, że jest idealnym facetem odpowiedział beztrosko Byun, opierając łokcie na blacie.
Jongdae powstrzymał się od prychnięcia, czując dziwne pieczenie w okolicy serca. Gdy tylko Chanyeol będzie spędzać więcej czasu z Baekhynem, kompletnie straci zainteresowanie Chenem.
A ty, ChenChen? Jak sprawy układają się z tym przystojniakiem? zapytał radośnie Baekhyun. Złowiłeś niezłe ciacho!
Jest dobrze… Tak myślę odpowiedział niemrawo.
To świetnie! Wiesz przynajmniej ile ma lat? Wygląda młodo.
Ma dwadzieścia siedem oznajmił. Pracuje w dużej firmie. Tak przynajmniej mówił.
Jest siedem lat od ciebie starszy? Baekhyun aż usiadł prosto.
No tak… A ty nie jesteś przypadkiem młodszy ode mnie? zapytał, marszcząc brwi.
No coś ty, kochanie Byun zaczął machać ręką. Mam tyle samo lat ile Chanyeol. Wiem, wyglądam młodo – zaśmiał się.
Dlatego szefa mogą wziąć za pedofila, który umawia się z nieletnimi wtrącił Lay, a Jongdae wybuchnął śmiechem, prawie upuszczając filiżankę, którą miał w dłoniach.

* * *

Jesteś taki śliczny Kris nie mógł oderwać spojrzenia od Chena, który zawstydzony spuścił wzrok. Starszy poprawił mu krawat i weszli do środka eleganckiej restauracji.
Woooow Jongdae przyglądał się każdej rzeczy, chcąc zapamiętać jak najwięcej szczegółów. Nigdy wcześniej nie miał okazji być w takim miejscu i wszystko wyglądało imponująco.
Podoba ci się? spytał Kris i objął go w talii.
Jest pięknie szepnął zachwycony.
Kelner wskazał im zarezerwowany wcześniej stolik. Zajęli miejsca, Kris złożył zamówienie, bo młodszemu nazwy z menu nic nie mówiły. Ledwo kelnerka zdążyła przynieść drogie wino, a z ust starszego wyrwało się ciche ,,Kurwa". Chen spojrzał zaskoczony na niego, a potem odwrócił się w stronę, w którą wpatrywał się Kris.
Kurwa powtórzył. W ich stronę szli Baekhyun z Chanyeolem. Byli wpatrzeni w siebie i roześmiani. Park wyglądał lepiej niż kiedykolwiek i co najważniejsze - był szczęśliwy, co charakteryzowało się szerokim uśmiechem. Jongdae zacisnął pięści, kiedy zajęli stolik obok nich.
O cześć! rozpromieniony Baek przytulił na powitanie Chena i zmierzył wzrokiem Krisa. Jestem Byun Baekhyun, widziałem cię wiele razy w kawiarni uścisnął dłoń starszego.
Wu Yifan, ale większość osób mówi do mnie Kris wyglądało na to, że się polubili, co w jakimś niewielkim stopniu pocieszyło dwudziestolatka.
To jest Chanyeol, szef Chena przedstawił go Baekhyun, wspomniany tylko kiwnął głową. Kim poczuł, że z każdą sekundą spina się coraz bardziej. Wziął łyka wina, z nadzieją, że to go choć trochę rozluźni. Fajnie się złożyło, że jesteśmy wszyscy razem nawijał Byun. To taka trochę podwójna randka Jongdae zakrztusił się i zaczął głośno kaszleć. Niezrażony Baekhyun, poklepał go po plecach. Do naszego małego ChenChena nie dotarło jeszcze, że właśnie randkuje z tym przystojnym panem? puścił oczko do Krisa, co wywołało delikatny uśmiech na jego twarzy. Chen jednak miał gdzieś swoje osobiste podboje miłosne.
O wiele bardziej interesował go Park, który cały czas siedział z boku i po cichu przyglądał się całej tej sytuacji.
Pójdę do toalety mruknął najmłodszy i podniósł się z krzesła.
Pójdę z tobą zaoferował od razu Wu Fan, ale Chen zbył go machnięciem ręki, a on nie nalegał, zatrzymany przez Byuna i jego urok osobisty. Kątem oka Chen zauważył, że Baekhyun zajął już jego miejsce. W stronę swojego szefa nawet nie spojrzał.
Przyglądał się swojemu lustrzanemu odbiciu. Nie wyglądał tak ślicznie, jak jeszcze przed wejściem zapewniał go Kris. Wziął głęboki oddech. Nie potrafił określić co się właśnie stało. Czy Baekhyun właśnie na jego oczach podrywał Krisa? I dlaczego Chanyeol nie zareagował?
Jongdae? na dźwięk swojego imienia gwałtownie odwrócił się w stronę drzwi. Wszystko w porządku? przed nim stał Park i wyglądał na niepewnego, jakby zastanawiał się czy może podejść bliżej. Chen wykorzystał to i poczuł się o wiele silniejszy. W końcu już nie byli w kawiarni i nie obowiązywały go takie same zasady jak w pracy.
Może przypilnowałbyś swojego chłopaka, a dopiero potem przejmował się innymi, co? Chan pokręcił smutno głową. Kim poczuł się źle z tym, że tak na niego naskoczył, ale przecież należało mu się. Za te wszystkie dni w pracy, za ten ogromny strój, za pełne wyższości spojrzenia, po prostu zasłużył sobie.
Kochasz go? zapytał poważnie, jednocześnie odwracając uwagę od flirtu, jaki pewnie miał miejsce przy stoliku. Chen wywrócił oczami.
Co to za pytanie?
Tak czy nie? nalegał. Wyglądał przy tym naprawdę poważnie, co przeraziło nieco młodszego.
Chanyeol... po raz pierwszy powiedział do niego po imieniu. Prze-przesadzasz wyjąkał i zrobił krok w tył, szef zbliżył się w jego stronę. Powtórzyło się to kilka razy aż w końcu Chen został przyparty do ściany, a twarz Parka znajdowała się zaledwie kilkanaście centymetrów dalej.
Spójrz mi prosto w oczy i powiedz, że ci się podoba, że nie widzisz świata poza nim, że chcesz przy nim spędzić resztę życia, że...
Daj spokój poprosił cicho wpatrując się w swoje buty. Nie potrafił podnieść wzroku.
Więc wszystko jasne starszy odsunął się i skierował się do wyjścia.
Ej zaczekaj! krzyknął w ostatniej chwili, Chanyeol zainteresowany zatrzymał się.
A czy ty kochasz Baekhyuna? spytał wciąż uciekając wzrokiem. Park roześmiał się.
Daj spokój powtórzył słowa Jongdae i wyszedł, zostawiając go samego z pustką w głowie.
W końcu wyszedł z łazienki, nie wyobrażał sobie dzisiejszego wieczoru. Że niby tak wszyscy razem? Podszedł do stolika i zaniemówił. Nie było ani Krisa, ani Baekhyuna. Jedynie Chanyeol siedział na miejscu starszego i grał w jakąś grę na iphone.
Gdzie oni są? spytał zdezorientowany. Park leniwie podniósł głowę i wzruszył ramionami. Jongdae zajął swoje miejsce i wyciągnął telefon. Zaniepokojony wybrał numer do swojego chłopaka. Po kilku sygnałach usłyszał znajomy głos.
Halo? włączył głośnik, żeby Chanyeol też mógł dowiedzieć się co się stało.
Cześć, Kris starał się brzmieć uroczo, w końcu miał sporą konkurencję w postaci Byuna. Gdzie jesteś?
Baek dostał telefon, że jego ukochana babcia jest w szpitalu. Chciał wybiec z restauracji a ja bałem się, że zrobi coś głupiego, więc poszedłem z nim i właśnie wiozę go do szpitala. Nie martw się, zapłaciłem za wszystko. Możesz posiedzieć z Chanyeolem? Przepraszam, że to tak wyszło. A teraz muszę kończyć, jestem na rondzie. Pa nim Chen zdążył coś odpowiedzieć, starszy się rozłączył.
No to widzę, że świetnie wam się układa zaśmiał się Park. Jongdae wbił w niego zabójcze spojrzenie.
Pfff. Akurat ty nie powinieneś tego mówić warknął. Nawet nie zainteresowałeś się babcią Baekhyuna, a może stało się coś poważnego.
Proszę cię prychnął wyższy. Jego ukochana babcia nie żyje od trzech lat Kima zamurowało.
A-a może to jego druga babcia? zaproponował, ale Chan pokręcił rozbawiony głową.
Drugiej nigdy nie poznał. Pogódź się z tym, że cię olał Jongdae miał ochotę wydrapać mu oczy, ale miał rację. Kris go zostawił dla Baekhyuna. W jednym momencie jego serce pękło na małe kawałeczki. Zamknął oczy i czuł jak pod powiekami zbierają się łzy. Ale nie martw się. Od początku wiedziałem, że to chuj. Zapomnij o nim i jedz Chen spojrzał na talerz przed nim. Nawet nie zauważył kiedy kelnerka to wszystko przyniosła. Zbadał wzrokiem jedzenie, pierwszy raz widział coś takiego.
Przecież ja nawet nie wiem jak to się je! krzyknął i ukrył twarz w dłoniach. Czuł się okropnie. Bez eleganckiego Krisa nie pasował do tego miejsca i nawet nie chciał się tu znajdować. Do dupy ten dzień jęknął i rozkleił się na dobre. Wszystkie negatywne uczucia jakie zbierały się w nim odkąd zaczął pracować w ,,Kawiarni" właśnie osiągnęły punkt kulminacyjny. Najgorsze jednak było to, że ryczał w drogim lokalu przy osobie, która w ostatnim czasie była powodem jego rozżalenia.
Ej. Tylko bez takich Chen poczuł ciepłą dłoń na swoim ramieniu. Chciał się odsunąć, ale rozpaczanie nad sobą było dla niego w tym momencie ważniejsze. Może chcesz wyjść? młodszy pokiwał potakująco głową. Musiał wydostać się z tego przeklętego miejsca. Chanyeol porozmawiał chwilę z kelnerką, tłumacząc, że muszą iść i wyprowadził Chena za rękę. Kiedy znaleźli się na świeżym powietrzu, kazał mu wziąć głęboki oddech. Jongdae nie był do końca świadomy co się dzieję, podążał za Parkiem, ściskając mocno jego dłoń.
Gdzie my właściwie jesteśmy? zapytał kiedy po piętnastu minutach się zatrzymali. Stali przed gigantycznym blokiem i zapowiadało się na to, że wejdą do środka. Park nie odpowiedział, tylko pociągnął go za sobą. Kilka chwil później znajdowali się już w dużym apartamencie.
Jesteśmy u mnie wyjaśnił i pomógł zdjąć Chenowi marynarkę.
Domyśliłem się odparł nadąsany.
Co taki niezadowolony? zdziwiony Yeol zabrał się za zdejmowanie butów.
Przyprowadziłeś mnie tu wbrew mojej woli skrzyżował ręce na piersi.
Nie sprzeciwiałeś się. No i nie trzymam cię tu na siłę. Wystarczy słowo i cię puszczam Kim zacisnął zęby. Tak naprawdę to przecież chciał tu zostać. No i nie wyobrażał sobie tego, że sam wróci do domu i będzie musiał wypłakać się w poduszkę.
Nieważne mruknął i spuścił wzrok, przez co nie zobaczył zwycięskiego uśmiechu swojego szefa.
Mieszkanie Chanyeola w niczym nie przypominało ciasnej kwatery Jongdae. Wszystko wyglądało na niezwykle drogie i na pewno nie zarobił na to jedynie kawiarnią. Na ścianach wisiało dużo zdjęć. Na jednym z nich widniał mały Park w garniturze, trzymając srebrny puchar, na innym razem on i Baekhyun stali prztuleni na plaży i radośnie wpatrywali się w jakiś punkt, jednak największą uwagę zwracało zdjęcie, gdzie stał pomiędzy siwiejącym, dostojnym mężczyzną i kobietą ubraną w śnieżnobiałą suknie ślubną, która wyglądała na niesamowicie drogą. Cała trójka miała twarze bez wyrazu.
To twoi rodzice? zapytał przyglądając się zdjęciu dokładnie. Mogło zostać zrobione całkiem niedawno.
To mój nadziany ojciec i jego kolejna laska rzucił ponuro. Kim już o nic nie pytał. Podreptał za nim do salonu, gdzie usiedli na miękkiej kanapie. Przez chwilę wpatrywali się w siebie, tocząc niemą walkę na spojrzenia, którą przegrał Chen odwracając wzrok i zagryzając dolną wargę.
Nie martwisz się o Baekhyuna? zagadnął w końcu, chcąc przerwać nużącą ciszę. W końcu zniknął z...
Nie uciął szybko, aby Jongdae nie kończył, bo mogłoby to się skończyć ponownym rozczulaniem się nad sobą. Nie rozmawiajmy o tym. Chcesz może coś do picia?
Napiłbym się wody Park szybko wstał i zniknął w pomieszczeniu, które musiało być kuchnią. Słychać było dźwięk obijającego się o siebie szkła i jakiś szelest. Zaraz wrócił z dłońmi zajętymi przez szklanki, zębami trzymał paczkę ciastek. Przy jego wysokim wzroście i długich kończynach, wyglądało to tak komicznie, że Chen nie mógł powstrzymać chichotu. Chanyeol spojrzał na niego pytająco odkładając wszystko na stolik przed nimi.
Przypominasz mi pająka stwierdził młodszy, Chan tylko rozbawiony wywrócił oczami.
Jesteś uroczy ChenChen - celowo wprawił go w zakłopotanie, bo już wcześniej zauważył jak młodszy, pewnie nieświadomie, reaguje w takich sytuacjach. Najpierw wpatrywał się w niego przez parę sekund, potem mrugał kilka razy, jakby właśnie docierały do niego słowa, a na sam koniec rumienił się i spuszczał wzrok.
Nie kłam wydukał. Nie jestem uroczy. nerwowo bawił się skrawkiem koszuli.
Chyba muszę przynieść ci lusterko usiadł obok, w duchu zachwycając się chłopakiem.
Może obejrzymy jakiś film? zaproponował Kim z nadzieją, że pozostawią kwestie jego uroku w spokoju.
Film? Nie mam żadnego, nie oglądam nic. Mam za to coś lepszego w jego oczach pojawił się błysk. Szybko podniósł się i rzucił do szklanej gabloty. Gry planszowe było ich sporo. Cała kolekcja prezentowały się niesamowicie. Zbieram je od dziesięciu lat. To nie są takie proste zabawki jak chińczyk czy warcaby, ale naprawdę skomplikowane i czasochłonne gry wyjaśnił. Mieszkam sam i nie mam zbyt często gości, a Baekhyun nigdy nie chce ze mną grać, bo zawsze przegrywa. Dlatego te cudeńka tylko leżą i się kurzą sięgnął po jedną z nich. To moja ulubiona. Zagramy? Chen pokiwał głową. Sam nigdy nie miał styczności z czymś takim, ale widząc ile to radości sprawia Chanyeolowi, nie potrafił odmówić. Możemy zrobić tak, że przegrany będzie musiał spełnić jedno życzenie zwycięzcy zaproponował. Jongdae wahał się. W końcu Yeol pewnie był o wiele lepszy i przez to pewny swojej wygranej, ale jedno życzenie było zbyt kuszące.
Zgoda powiedział z determinacją w oczach.

* * *

Mi wyszło sto siedemdziesiąt osiem punktów Park był wyraźnie z siebie zadowolony. Niecierpliwe czekał aż młodszy podliczy swoje punkty. Była druga w nocy, ale gra ich tak pochłonęła, że nie potrafili przerwać. Dzięki kawie, jaką zaserwował Chan o dwunastej, nie byli śpiący ani trochę. W ciągu tego czasu Chen zdążył się rozluźnić i poczuć się całkowicie swobodnie u boku Chanyeola.
Dodać pięć, cztery, siedem... mruczał Kim pod nosem. Po chwili podniósł radośnie głowę. Sto dziewięćdziesiąt cztery! Wygrałem, wygrałem, wygrałem! odtańczył po całym pomieszczeniu swój taniec zwycięstwa, który w rzeczywistości był po prostu skakaniem w kółko.
To niemożliwe! oburzył się starszy. Pewnie źle policzyłeś zabrał się do sprawdzania wyniku Jongdae. Po kilku minutach zrezygnowany musiał przyznać mu rację. Pewnie oszukiwałeś.
Wcale nie! zrobił jeszcze kilka piruetów i zatrzymał się obok wyższego. To pewnie szczęście początkującego rzekł chcąc go jakoś pocieszyć. Następnym razem pójdzie ci lepiej.
Jasne, jasne jego duma gracza została mocno urażona. Nie będzie następnego razu. Idziemy spać zadecydował szorstko. Chen miał ogromny ubaw z naburmuszonego szefa. Zupełnie jak małe dziecko.
Nie zapomnij o jednym życzeniu zaświergotał Kim. Ale jeszcze nic nie wymyśliłem więc powiem ci rano.
Niech będzie mruknął niezadowolony. Tylko mamy mały problem ChenChen. Mam tylko jedną kołdrę i jedną poduszkę a robi się coraz chłodniej. Musimy spać razem niższy zażenowany kiwnął głową, ale zaraz doszedł do niego śmiech Parka. Żartowałem przecież!
Jesteś głupi fuknął.
Chen leżał w łóżku Chanyeola. Miał małe wyrzuty sumienia, bo starszy pomimo nalegań cisnął się na kanapie w salonie. Mała, nocna lampeczka nie pozwalała Jongdae spać. Przypatrywał się każdej rzeczy, którą był w stanie zobaczyć. Nic w pokoju nie pasowało do właściciela. Każdy mebel wyglądał jakoś pusto i aż nazbyt czysto. Zupełnie jakby ktoś co chwilę sprzątał. Wszystko urządzone było szykownie i minimalistycznie. Kim gotów był uciąć sobie rękę za to, że to nie Park zajmował się urządzaniem mieszkania. Spojrzał na zegarek. Wskazywał czwartą dwanaście. Niechętnie wstał z łóżka, aby zgasić irytującą lampeczkę. Zmienił jednak plany, gdy znalazł się koło drzwi. Delikatnie nacisnął klamkę i cichutko wyszedł z sypialni do salonu. Kucnął obok śpiącego Chanyeola i poprawił mu kocyk. Przyglądał się mu przez chwilę, ale kiedy złapał się na tym, że położył dłoń na jego policzku, uderzył się mentalnie w twarz i gwałtownie się podniósł. Widząc jak Park zaczyna się wiercić, szybko uciekł do łóżka. Nie gasząc światełka zamknął oczy i uspokajał rozszalałe serce. Niedługo po tym zasnął.

* * *

Rano obudził się przez dźwięk cichego szurania. W pierwszej chwili zastanawiał się dlaczego, do cholery słyszy szuranie, ale po kilku minutach powróciły mu wszystkie wspomnienia z wczoraj. Chen poczuł się jakby ciężko, przypominając sobie Krisa i jego małe kłamstwo, ale ta myśl została zepchnięta przez obraz Chanyeola.
Jongdae podniósł się szybko do siadu, łapiąc się za włosy. Cholera! To było niemożliwe, żeby jego szef mu się spodobał. To przecież niewykonalne, Park i tak będzie go mieć w dupie, co za różnica czy spędzą razem jeden wieczór. I tak zostali kopnięci obaj w tyłek przez swoje połówki, dlatego wytrwali ten kawał czasu razem. Tak, to na pewno było to!
Chen zwlókł się z łóżka, powoli tocząc się do drzwi. W pokoju panował półmrok, co świadczyło, że jest bardzo wcześnie. Chen nacisnął klamkę, otworzył drzwi i co zobaczył? Półnagiego Parka, który zakładał świeżą koszulkę. Sam poczuł jak jego policzki płoną, czerwień powinna być widoczna na kilometr. Chciał już wykonać tył zwrot, jak głęboki głos jego szefa dotarł so jego uszu.
Wstałeś już? zapytał zdziwiony Yeol, poprawiając koniec koszulki. Jest wcześnie zauważył, zerkając na zegarek na nadgarstku.
Mam lekki sen i wszelkie odgłosy mnie budzą burknął cicho. Jeżeli jestem już na nogach, to po prostu pójdę do domu.
Nie tak szybko zaprzeczył Chanyeol. Najpierw śniadanie i jakieś ubrania. Nie puszczę cię w tym garniturze.
Nie trzeba.
Jongdae Park powiedział jego prawdziwe imię, co nieco zbiło z tropu chłopaka. Po prostu dam ci coś mojego, co jest mniejsze. Nie wydaje mi się, że chcesz wracać w tym garniturze.
Fakt, wolał nie iść przez ulicę w tym stroju, bo był za bardzo formalny. Wczorajszy dzień był jedną, wielką wpadką, choć wizyta u Parka była całkiem przyjemna.
Chen pokiwał głową, po czym westchnął ciężko. Czuł się w cholerę dziwnie, może dlatego, że jeszcze nie przyzwyczaił się do takiego Chanyeola? Jongdae nie znał takiej strony, wiecznie Park się czepiał, ale tylko w „Kawiarni”. Co najdziwniejsze, jego twarz nie była taka ponura, tylko rozjaśniała się znacznie, co naprawdę bardziej pasowało do buzi Chanyeola, niż ta wiecznie skrzywiona gęba.
Wymyśliłeś swoje życzenie? zapytał, kiedy w końcu zaczął robić śniadanie, a Chen wygodnie usiadł w ubraniach Parka.
Jeszcze nie.
Zapadła cisza. Park postawił przed nim parującą, zwykłą kawę, po czym jeszcze dostawił talerz tostów. Przyjemny aromat uderzył w nozdrza Chena i w końcu poczuł się jak w domu. Też pił zwykłą kawę, jadł cokolwiek co wpadło mu w ręce i chodził w rozciągniętych dresach. Przy Krisie czuł się zbyt sztywno, a Chanyeol… Chanyeol był inny.
Westchnął cicho, mrużąc oczy. Te uczucie, które zaczynało go łaskotać od wczoraj zaczynało mu przeszkadzać. Nie chciał zmieniać swojej relacji z szefem, bo podświadomie czuł, że tak będzie bezpieczniej. Szczerze powiedziawszy, kiedy zaczynał pracować w tej kawiarni nie sądził, że będzie mieć takie problemy. Chociaż wewnętrzne, nie zewnętrzne.
Dziękuję za gościnę mruknął podziękowania. I dziękuję, że mnie stamtąd wyciągnąłeś. Znając mnie, siedziałbym tam dopóki by mnie nie wywalili.
Aż tak przeżywasz rozpacz? Chanyeol uniósł brwi, a jego usta ułożyły się w lekki uśmiech. Znów.
Można tak powiedzieć wymamrotał.
Wstał od stołu, po czym wziął swoje ubrania, które zapakował mu Chanyeol. Przed drzwiami stali dobre parę minut i żaden z nich nie umiał wypowiedzieć słów pożegnania.
Masz życzenie? to Park pierwszy się odezwał.
Jongdae otrząsnął się z oszołomienia i spojrzał w górę. Oczy starszego świeciły się jak małe węgliki, a usta były lekko rozwarte. I to właśnie one przyciągnęły uwagę Chena. Patrzył zahipnotyzowany na nie, aż w końcu Chanyeol musiał ponowić swoje słowa.
Jego mózg się wyłączył, pozostawiając jedną, jedyną myśl, którą wypowiedział nieświadomie na głos.
Pocałuj mnie.
To co później się zdarzyło pozostało w jego pamięci na długi czas.
Delikatne muśnięcie jego warg, pozostawił słodki smak i ogromne szczęście. Może kontakt nie był zbyt długi, to Chen przekonał się o delikatności i miękkości warg starszego.
Spełnione życzenie, skarbie – Chanyeol pstryknął go w nos, budząc go z oszołomienia.
Ale nic nie powiedział, a Jongdae słyszał jeszcze jego perlisty śmiech, kiedy wychodził.    

* * *

Po tym wydarzeniu nie było czegoś takiego jak niezręczność. Chen pracował w „Kawiarni” i szczerze mówiąc miał gdzieś Krisa. To był przelotny związek i być może ucieczka w zapomniane od tego co się działo w obrębie tej kawiarni.
Lay wydawał się nie wiedzieć co się dzieję. Ten chłopak żył we własnym świecie i nie interweniował w nic co się działo. No może rzucił jakimś komentarzem, kiedy się obudził i wszystkich zawstydzał.
Chanyeol zachowywał się normalnie, ale miał już nad sobą tych burzowych chmur, jakie Chen zwykł widzieć, gdy tylko wchodził do pomieszczenia. Teraz wszystkie słowa Laya, bezsensowna plakietka miała sens.
Kris nie przychodził praktycznie wcale. Kiedy tylko się pojawiał Chen znikał, a Chanyeol jakby go zasłaniał. Jongdae nie chciał go widzieć. Sam nie wiedział co Baekhyun zrobił, ale Yifan powinien być na tyle silny i odmówić. Alba sam to wymyślił. Dlatego siedział chwilę samotnie, po czym się ulatniał.
Pewnego popołudnia, gdzie słońce dawało trochę odpoczynku i nie parzyło ludzi swoimi promieniami Baekhyun wpadł do kawiarni. Park nawet do niego nie podszedł, a sam Byun od razu skierował się w stronę zdezorientowanego chłopaka.
Musimy porozmawiać rzucił, po czym złapał go za rękę. Chen nawet nie miał czasu pomyśleć i wyrwać ręki, bo od razu został wpakowany na zaplecze. Baekhyun zamknął zamek i spojrzał na niego. Muszę ci coś powiedzieć.
Och, doprawdy? zapytał kąśliwie, zakładając ręce na biodrach.
Byun nie odpowiedział od razu, ale nie wydawał się być zakłopotany całą sytuacją.
Kris nie jest dla ciebie, i nie, nie mówię tego z powodu mnie.
Co ty możesz wiedzieć, co? zdenerwował się Jongdae. Tu nawet nie chodzi o mnie, ale pomyślałeś o szefie może?
Chanyeol mnie nie kocha, skarbie zaśmiał się Baekhyun. Jest już w kimś innym zakochany.
Chen poczuł pieczenie w okolicy serca na słowa Byuna. Jeżeli Chanyeol ma już kogoś kogo kocha, Chen znów zostanie zepchnięty na bok.
To nie zmienia faktu, że zabrałeś mi faceta oskarżył go znów, gryząc wargę.
Kochałeś go? Baekhyun zadał pytanie. Dość poważne. Znaczy, kochasz go? Chcesz być z nim do końca życia, mieć dzieci, psa?
Chen skrzywił się lekko. Krisa traktował jako… przyjaciela. Nie mógł sobie wyobrazić go jako mężczyznę z którym chce spędzić resztę życia. Za to mógł powiedzieć, że może sobie być nawet z Baekhyunem. Nawet byłby szczęśliwy. Za to gdy słyszał o Chanyeolu… czuł złość. I przygnębienie, ponieważ Park może zniknąć. Nic go nie trzymało przy Chenie, on był tylko zwykłym pracownikiem.
Jongdae, otwórz oczy i spójrz na wszystkich. Zauważ coś, co uważałeś za nienawiść. Kochanie, to co nazywa się miłością jest na wyciągnięciu ręki.
Chen spojrzał na niego głupio, a Baekhyun uśmiechał się szeroko, poruszając ustami, formując tylko jedno imię.
Chanyeol.
Było już późno, za chwilę mieli zamknąć kawiarnię. Kim nie potrafił na niczym się skupić. Cały czas myślał o rozmowie z Baekhyunem. Z trudem musiał mu przyznać rację i co najważniejsze, powiedział sobie ,,Tak, jestem zakochany w Park Chanyeolu” i to nie było to samo co czuł do Krisa. Ze swoim szefem chciał spędzić już każdą chwilę swojego życia, dzielić z nim radość i łzy, sprawić, aby ten jego piękny uśmiech nigdy nie schodził mu z twarzy. Tego był już pewien, ale czekało go jeszcze jedno zadanie. Cały dzień tylko przyglądał mu się, starając się pozostać niezauważonym. Parę razy ich spojrzenia się skrzyżowały, ale wtedy Jongdae jak najszybciej znikał mu z pola widzenia.
Jedyne co zostało pracownikom do zrobienia to przebranie się w swoje normalne ubrania. Chen i Lay poszli na zaplecze. Yixingowi zadzwonił telefon. Młodszy nie zwrócił na to szczególnej uwagi i zdjął z siebie koszulę.
Tak? Zhang powiedział do słuchawki. Dzisiaj? Jestem taki zmęczony Kim nie mógł usłyszeć o czym mówi rozmówca kolegi. Nie, nie. Zrobię to. Moja mama zawsze mi mówiła: ,,Jeśli masz poczucie, że musisz coś zrobić, zrób to teraz. Nie odkładaj nic nawet na sekundę”. Będę jak najszybciej rozłączył się i schował telefon. Wszystko w porządku? spytał Jongdae, który z szeroko otwartymi oczami wpatrywał się w niego.
Jeśli masz poczucie, że musisz coś zrobić powtarzał cicho zrób to teraz. Nie odkładaj nic nawet na sekundę… zamrugał kilkakrotnie, właśnie dotarło do niego coś naprawę ważnego. Dziękuję! krzyknął i biorąc swój t-shirt w ręce wybiegł z zaplecza. Nałożył na siebie koszulkę i rozejrzał się po lokalu. Nikogo nie było, Chanyeol musiał już pójść. - Nie czekaj na mnie! rzucił i skierował się w stronę drzwi. W przejściu jednak został zatrzymany, przez zderzenie się z kimś. Już miał odepchnąć osobę, która mu przeszkodziła, ale poczuł, że ktoś go złapał za rękę.
Gdzie biegniesz? Jest zimno, powinieneś się ubrać usłyszał ten niski głos. To był ON. Odwrócił się i spojrzał mu prosto w oczy. Zaniemówił. Park wpatrywał się w niego z wyraźną troską w oczach.
Jak mogłem być taki głupi? szepnął do siebie.
Jaki? szef nawet nie zdawał sobie sprawy z gonitwy myśli, jaka miała miejsce w głowie niższego.
J-ja… zająknął się. Nawet nie miał pojęcia od czego zacząć. Czas zatrzymał się w miejscu. Był tylko on i Chanyeol. Nic poza tym. Wziął głęboki oddech. Jeśli masz poczucie, że musisz coś zrobić…
Zaraz, ChenChen o czym ty mówisz? Co musisz zrobić? Park był wyraźnie zdezorientowany. Młodszy zignorował jego słowa i dokończył:
Zrób to teraz zarzucił mu ręce na szyję, wspiął się na palce i wpił w jego usta. Wyższy przez chwilę nie rozumiał co się dzieje. Kiedy w końcu to do niego dotarło, objął go w pasie i przyciągnął do siebie. Jongdae odchylił głowę, aby móc spojrzeć na starszego. Ja… ja chyba. Nie, nie chyba. Ja na pewno cię kocham wyszeptał nieśmiało. Chanyeol nie potrafił opanować szerokiego uśmiechu, który rozjaśniał na jego twarzy. Jedną dłoń przesunął na biodro Chena, drugą natomiast położył na szyi chłopaka.
Ja ciebie też ChenChen złożył delikatny pocałunek na kąciku jego ust. I już nie pozwolę, aby ktokolwiek cię skrzywdził, ani żeby ktoś mi cię zabrał. Jesteś już mój i tylko mój, rozumiesz?
Rozumiem uśmiechnął się i w duchu odetchnął, już nie musiał się o nic martwić, bo miał przy sobie Chanyeola, który dobrze się nim zaopiekuje.
Pewnie staliby tak wtuleni w siebie jeszcze długo, ale zostali pogonieni prze Laya, który odpowiadał za zamknięcie ,,Kawiarni”. Szli z szybciej bijącymi sercami, trzymając się za ręce. Nie wiedzieli jak spożytkować radość i energię, która rozpierała ich od wewnątrz.
Dokąd  idziemy? zapytał w końcu Chen.
Idziemy do mnie. Zagramy w grę. Dzisiaj na pewno z tobą wygram rzekł z przekonaniem.
A jeśli nie? Chen uniósł brew i spojrzał na chłopaka.
To spełnię twoje kolejne życzenie.
Do mieszkania Chanyeola dotarli bez słowa, jedynie ciesząc się własną obecnością. Chen usiadł wygodnie na kanapie, a Chan, gdy tylko wygrzebał grę - na podłodze na przeciwko.
Gra ruszyła. Czas leciał im jak przez palce, a obydwoje czuli jakby coś chciało ich roznieść. W pewnym momencie, Park wyrzucił swoje długie ręce w górę i zapiszczał szczęśliwy.
Ha! Wygrałem!
No i co się tak cieszysz? zapytał nadąsany Chen. Nie gram w to już.
Ale i tak musisz spełnić moje życzenie - rzucił zadowolony Chanyeol, gramoląc się z pod stolika.
Na kolanach przeszedł do Jongdae, który uniósł brwi.
  No dobra, dajesz wysunął dumnie podbródek.
  Śpij dziś ze mną.
CO?
Żartowałem, karle. Pocałuj mnie.
Chen fukną obrażony i ze złością przyciągnął większego za kołnierz jego koszuli. Ich usta połączyły się w delikatnym pocałunku, a Park w końcu położył dłonie na kolanach siedzącego. Chen rozwarł delikatnie wargi, przyjmując Chanyeola. Jego jedna dłoń wplątała się we włosy wyższego, a druga zacisnęła się na ramieniu.
Pocałunek zabrał im cały tlen, więc w końcu obaj musieli się od siebie niechętnie oderwać. Oparli swoje czoła o siebie, patrząc sobie w oczy.
Nie myśl, że na tym jednym pocałunku się skończy wymruczał Chanyeol.
Chen zesztywniał, co perfidnie wykorzystał Park. Złapał go w talii, podnosząc ich do pionu. Jongdae zawisł w ramionach Chanyeola. Sam Park złożył delikatny pocałunek na jego szyi, wyciągając z gardła Chena cienki pisk.
Yah, co robisz?! Odstaw mnie, do cholery!
Jongdae, zamknij się, proszę mruknął starszy, w końcu docierając do celu.
Zanim jego nowy chłopak zaczął ponownie się drzeć, Chanyeol rzucił go na materac, aż ten się od niego odbił. Sam natomiast ułożył swoje kolana po bokach i nachylił się nad osłupiałym Chenem. Skubnął jego dolną wargę zębami.
C-co t-ty...
Spokojnie, przecież nie robimy nic złego Park wywrócił oczami. Po prostu oddaj się chwili tak jak ja.
I faktycznie oddał się chwili.
Ale takiego zawstydzenia jeszcze nigdy nie czuł, nawet uszy mu poczerwieniały!

* * *

Poranki nigdy nie były mile widziane, w szczególności, kiedy słońce bezlitośnie świeciło prosto w oczy.
Chen przytulił się jeszcze bardziej do czegoś miękkiego i ciepłego. Tyle, że to "coś" się ruszało i zaciskało bardziej swoje ramiona. Chen mruknął nieszczęśliwy, gdy do jego zamkniętych oczu dotarł kolejny blask promieni.
Niech ktoś wyłączy te cholerne słońce warknął, lecz jego głos był przytłumiony przez poduszkę i poczęści tors, w który był wtulony.
Cichy śmiech wydobył się gdzieś u góry.
Nie wydaje mi się, żeby dało się wyłączyć słońce głęboki głos Chanyeola był jeszcze nieco zachrypły po śnie. Jak się spało?
Dobrze Jongdae zarumienił się lekko, ale dobrze, że był wtulony w tors swojego chłopaka.
Nie mogli wydostać się ze swoich objęć, za dobrze się czuli we własnych ramionach, by wstać i wyjść. A propos tego...
O cholera jasna! Chen podniósł się do siadu, łapiąc uciekającą kołdrę. Muszę iść do pracy!
Chanyeol cicho parsknął.
Jestem szefem, więc daję nam dzień wolny Chanyeol pociągnął go za rękę, że ten wpadł mu w ramiona. Pogłaskał go po odstających kosmykach, po czym pocałował go w czoło. Kocham cię, ChenChen.
Jongdae zarumienił się po raz kolejny, ale na jego ustach wykwitł uśmiech. Tak samo jak u Chanyeola. Byli szczęśliwi.

3 komentarze:

  1. Kocham Was! Jesteście wręcz genialne tworząc takie urocze dzieło w Walentynki i to jeszcze z ChanChenem, którego rzadko można spotkać. Muszę przyznać, że Chanyeol na początku zachowywał się jakoś dziko. Skoro spodobał mu się Jongdae to powinien robić wszystko, żeby ten facet go polubił, a nie bał się. Jeszcze Kris wszystko zaczął komplikować. Nie powiem, że pojawienie się tej parki mi się nie podobało. Również lubię ChenKrisa, ale zachowanie Wufana podczas ich spotkania było tragiczne. Jak on mógł zostawić swojego partnera i polecieć z Baekhyunem? Z jednej strony źle, że Chen został zraniony, ale z drugiej natomiast dzięki temu Jongdae spędził czas z swoim szefem i coś pomiędzy nimi się narodziło. Na serio wspaniały oneshot. Taki delikatny i romantyczny.
    Pozdrawiam! :D

    OdpowiedzUsuń
  2. przepraszam nie wiem co napisać ale po przeczytaniu mam jedno wielkie "..." a to chyba dobrze ;_;
    strasznie mi się podobało pomimo że nie przepadam za paringiem Chanyeol x Chen ._.
    to było cudowne jak zwykle~~

    /Outsiderka

    OdpowiedzUsuń
  3. To był taki piękny i uroczy oneshot! Ale nie wyobrażam sobie Chena jako uroczego i rumieniącego się na każdy komplement xd
    Jvfsvfjjkgfs zakochałam się w tym one shocie! Baek <3 taka fajna postać :3 i Chanyeol zazdrośnik ;3 nie wiem co jeszcze napisać.. idealne <3

    OdpowiedzUsuń

Theme by Ally | Panda Graphics | Credit x