Waves, Keo (VIXX);
angst, au
A/N:
Tym razem Vixxy. Ostatnio mam na nich parcie, a że to moja najukochańsza para z
tego zespołu to… czemu nie? Oneshot jest inspirowany teledyskiem, bo jak tylko
go zobaczyłam, to wiedziałam o czym będzie <klik>. Mam nadzieję, że Wam się
spodoba, miśki.
Wzburzona
woda obijała się o brzegi, rozbryzgując się na wszystkie strony. On leżał na
ostrej powierzchni, czuł zimną wodę, ale nie miał siły, a nawet chęci aby się
podnieść. Woda wchłaniała się w jego zmarznięte ciało, jakby był gąbką.
— Wiesz, że nie o to mi chodziło? — zapytał
się Ken lekko muskając ramię starszego palcem.
— Nie siedzę w twojej głowie, Jaehwan —
odparł Leo, bardziej wciskając się w fotel.
— Noo weź! — Ken wrzasnął. — Chodziło mi, że
lubię wodę i chętnie się bym z tobą nad morze wybrał, ale widzę, że nie jesteś
chętny.
Lee Jaehwan był zakochany po uszy w swoim
starszym przyjacielu, ale ten nawet tego nie zauważał. Może to i lepiej.
Jung Taekwoon był zimny i chyba nie lubił
homoseksualistów.
Woda znów
uderzyła brutalnie wywołując go ze swoich wspomnień. Jego zesztywniało ciało
zaczęło drżeć z zimna, ale był pewien, że nikt mu już nie pomoże. Za długo
leżał w lodowatej wodzie, za długo czekał. Ale nawet ból jaki wywoływała woda z
każdym atakiem na jego ciało, nic nie zagłuszyło bólu serca.
Ken objął ramionami swoje podkulone nogi i
zapatrzył się na lekko falującą wodę przez okno swojego pokoju. Białe firanki
lekko podrygiwały na wietrze, a ciepły podmuch przyjemnie drażnił jego skórę.
Jaehwan postawił bose stopy na podłodze i
ruszył na balkon. Owinął palce na barierce i podniósł wzrok na bezchmurne
niebo. Gwiazdy mieniły się na własnej powierzchni, idealnie współgrając z
granatowym niebem.
Lubił samotność, ale to wszystko zaczynało
się robić niebezpieczne dla niego samego.
Żałował, że kiedykolwiek poznał Takwoona.
I znów
zimna woda.
Jego
ubranie zostało całkowicie przemoknięte, a on robił się siny. Nie czuł palców,
usta drżały od nadmiernego zimna, a zęby brzękały, ale ten odgłos niknął w
morskich falach. Tak samo jak jego życie.
— Nienawidzę cię! — z jego oczu popłynęły
łzy. Pierwsze jakie u siebie widział, i pierwsze, które miały zostać wylane. —
Nienawidzę cię, nienawidzę, nienawidzę — powtarzał histerycznie.
Odtrącił jego rękę i odsunął. Bolało jak
cholera, wiedział, że tak będzie. Nie mógł się spodziewać się czegoś innego. Bo
Ken tylko mógł marzyć, śnić i cieszyć się nikłym dotykiem, którego zawsze nie
było wiele.
Z jego oczu popłynęły kolejne łzy, ale tym
razem wybiegł z jego pokoju. Kiedy był w połowie drogi wpadł na swojego
najlepszego przyjaciela - Hakyeona.
— Ken? Co jest?
Chłopak nie odpowiedział, tylko chlipnął
głośniej. N objął go ramieniem, po czym szepnął do siebie wszystkie
przekleństwa jakie nasunęły mu się na język.
— Już nie rycz — powiedział miękko. — Nie
jest ciebie wart, znajdziesz sobie lepszego, rozumiesz? Będziesz ryczał z
powodu tego palanta? Weź ogarnij — Hakyeon szturchnął go lekko. — Przecież nie
jesteś takim typem faceta.
Jaehwan nie odpowiedział. Starał się
uśmiechnąć, ale nic z tego nie wyszło. Pociągnął jednak nosem, aby pokazać
przyjacielowi, że już dobrze.
— Dobry chłopiec. Idź się prześpij i zapanuj
nad swoim płaczem. Już niewiele zostało czasu, więc niedługo wracamy do domu,
tak?
— Dzięki, hyung — odezwał się Ken — ale
muszę iść. Idź do Raviego, dam sobie radę. Poza tym sprawdź jak tam u chłopców.
N pokiwał głową i pogłaskał go jeszcze po
puszystych włosach. N zawsze zachowywał się jak ojciec, dlatego Ken tan bardzo
sobie go cenił. Za jego łagodny uśmiech i matczyne gesty.
Starszy uśmiechnął się jeszcze raz, nawet nie
wiedząc, że to jest już ostatni uśmiech skierowany do jego osoby.
Nikt nie potrafi przewidzieć przyszłości.
Fale
uderzyły w skały. Głośny szum i jęki jaka tworzyła woda, już nie docierały do
martwego ciała na brzegu. Jedynie czekoladowe włosy lekko falowały, białe
dłonie były po części zanurzone w lodowatej cieczy, a letnie ubrania były
przesiąknięte wodą,
Ken nie
oddychał.
— Kocham cię, Leo.
N zacisnął
pięści i ze łzami w oczach odwrócił się w stroję mężczyzny.
— Ty
pieprzony egoisto! — krzyknął. — Wyznał ci tą cholerną miłość, wyznał, a ty
zdeptałeś jego uczucia jak jakiegoś karalucha! Wiesz jaki on był! Ty..ty…!
Z tej
bezradności łzy same wypłynęły, a jego ramiona zaczęły drżeć. Został przytulony
przez najmłodszego, który tylko pokręcił głową i zabrał najstarszego z
pomieszczenia. Zaraz za nimi wychodzili pozostali dwaj, zostawiając Leo z
własnymi uczuciami. I poczuciem winy.
Tak, był
kretynem.
Ken siedział na piasku przepierając pasek
pomiędzy swoimi sowimi długimi palcami. Leo patrzył na niego i powstrzymywał
uśmiech. Ten chłopak był jednym z ludzi, którzy go nie wkurzali i jednym do
którego coś poczuł. To nie była miłość, ale coś innego.
Ken wstał i uśmiechając się przeszedł koło
niego.
Był głupi,
że tak go zostawił. Że tak go potraktował, że go odrzucił. Mógł teraz siebie
wyzywać, mógł się obwiniać za to wszystko, ale to nie sprawi, że… Jeahwan wróci
do życia. Nawet teraz jeśli by krzyczał i płakał, to nic nie da. Sam sobie był
winny.
Był głupi.
Ken zacisnął usta, po czym spojrzał na niego
wielkimi oczami. Leo wiedział, że czymś się denerwuje. W końcu młodszy chłopak
przygryzł dolną wargę i spojrzał w jego oczy.
— Kocham cię, Leo — powiedział na jednym
wydechu i cicho.
Wiatr zawiał mocniej rozwiewając jego
czekoladowe kosmyki włosów. Takwoon zamarł, a Ken przymknął swoje powieki. Nie
chciał, żeby widział jego łzy. Był taki beznadziejny, nie dorastał mu nawet do
pięt.
— Jeahwan, to… to trochę dziwne, nie
uważasz? — zapytał, a po paru sekundach chciał sobie przywalić w twarz.
Ken nie odpowiedział. Zagryzł policzek od
środka i spuścił głowę. Jego oczy były pełne łez, a gdyby spojrzał w tęczówki,
które tak kochał, zapewne by się rozpłakał.
— Przemyślę to, okej?
Jaehwan poczuł jak jego serce zostaje
wyrwane z jego klatki piersiowej. Leo stał z boku sail rozmawiając i śmiejąc
się w towarzystwie jakieś młodej i bardzo ładnej kobiety. Ken czuł się jak
ostatni idiota.
Ken stał na ostrej sakle, czerpiąc
przyjemność z tej chwili. Tak, samotność koiła jego nerwy i szargane serce. Nie
chciał się zabijać, o nie. Jego policzki były lepkie od zaschniętych łez, ale
nie robił nic, aby je zatrzeć. W pewnym momencie jego noga ześlizgnęła się z
mokrej skały, a on wydał z siebie krótki pisk, po czym wpadł do wody. Fale
przyjęły jego ciało skromnie, ale uroczyście.
—
Nienawidzę cię, nawet nie wiesz jak bardzo — powiedział N.
Pierwsza reakcja: o Boże KEN! *^* Tak mało opowiadań jest z tym kochanym człowiekiem... ;^; Też mam ostatnio parcie na Vixxy, a szczególnie na Kena. ♥
OdpowiedzUsuńNie przypuszczałam, że to będzie aż tak strasznie smutne. Myślałam, że może jakaś przesłodzona historyjka o tym jaki Leo jest nieśmiały i w ogóle. A tutaj patrzę i nie mogę się napatrzeć. Zacnie Ci to wyszło, serio. Szkoda tylko, że to musiało się tak skończyć. ;^;
Powodzenia w pisaniu! Może przyśni Ci się kiedyś jakiś pomysł na opowiadanie z Kenem i Hongbinem :> Jak tak, to daj znać ♥
Niedawno poznałam VIXX i zbytnio nie ogarniam członków zespołu, ale bardzo podoba mi się ich piosenka "Error." Jednak uważam, że oneshot jest piękny! Bardzo emocjonalny i smutny! Wybacz, że dopiero teraz komentuję, ale brakuje mi czasu!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam! :D
Woo.. to było ekstra.. ja dopiero co zaczynam poznawać VIXX, ale po obejrzeniu Weekly Idol z nimi stwierdzam, że Leo idealnie pasuje do tej roli xD
OdpowiedzUsuńOne Shot świetny jak zwykle :3
Weny ^^
OJEJKU, VIXX *u* tak mi brakuje jakiś ff z nimi, bo mało znani. Doszłam do wniosku, że sama sobie muszę napisać, bo się nie doczekam >.< ale..... JAK MOŻEEEESZ, *płacz, czarna rozpacz* jak możesz zabijać to dziecko tęczy ;-; głupia śliska skała *wyżywa się na skale* x.x Leo, mój Leo, ughhhhh, to do niego pasuje, ale waaaeeeee T__T świetne opowiadanko, dziękuję Ci za nie ;3
OdpowiedzUsuńhttp://suna-no-oshiro.blogspot.com/ ~~
Piękne, ale smutne. Mimo wszystko cieszę się, bo VIXXa jest jak kot napłakał :/
OdpowiedzUsuńSyśka