„Wielu ludzi wkracza w nasze życie zupełnie
przypadkowo. Niektórzy pojawiają się na kilka dni, inni niekiedy nawet tylko na
kilka godzin. Nieliczni pozostają z nami na zawsze.” — Janusz Leon
Wiśniewski
«»
Po wyjściu
chłopaka, wręcz zatonąłem w swoim fotelu, analizując spotkanie.
Było mi
dziwnie i nie mogłem porzucić uczucia tego, że Baekhyun jest bardzo skrzywdzony
i miałem wrażenie, że jego uczucia są w złym stanie. Mogłem nawet stwierdzić,
że jest bardziej poszkodowany niż na samym początku mi się to wydawało.
Baekhyun…
Rozsiewał bardzo negatywną aurę, ale w sam w sobie nie był zły, to było pewne.
Jednak poznawszy skrawek jego historii śmiem twierdzić, że nie wpadł w
uzależnienie, bo mu się to spodobało – wręcz przeciwnie. Miałem wrażenie, że w
narkotykach znalazł wiernych przyjaciół, którzy zawsze mu pomogli. Wpadł z
deszczu pod rynnę i zamiast wzbić się w górę, spadł głębiej. Teraz jestem ja,
który musi mu pomóc i zamierzałem zrobić wszystko, by ten młody chłopak
uśmiechnął się, a jego twarz przykrył rumieniec.
Zostawiłem
wszystko na biurku – tak jak wspomniałem, zrobię porządek jutro rano. Kiedy
wychodziłem światło paliło się tylko przy recepcji, gdzie siedziała starsza
kobieta i segregowała wszystkie zapisy. Ludzi przybywało i nasze gabinety
codziennie były otwarte, jedynie w soboty i niedziele nie przyjmowaliśmy. W
sumie lepiej, my też potrzebowaliśmy odpoczynku na zregenerowanie sił i
obmyśleniu sposobu, by pomóc wszystkim pacjentom.
Skinąłem
głową w stronę kobiety, po czym wyszedłem na zimne powietrze, które robiło się
coraz chłodniejsze. Zima tego roku zapowiadała się równie brzydka co pięć lat
temu i zacząłem się zastanawiać co tym razem los mi zgotuje. Jakby nie patrzeć
zawsze się szykowałem na najgorsze; po śmierci mojej żony na rozpoczęcie nowego
roku prosiłem o cud, by załatać w sercu olbrzymią pustkę.
Nie
zrozumcie mnie źle, naprawdę starałem się wszystko poukładać w swoim życiu,
jednak poczucia pustki nie mogłem się pozbyć. Nie mogłem do tej pory się pozbierać po
utracie najbliższej mi osoby i w dodatku nienarodzonego dziecka. Nadal się
czułem tak, jakby dryfował na jakieś brudnej wodzie, która nie pozwalała mi się
wynurzyć na powierzchnię. Wręcz błagałem Boga o to, by poczuć upragniony
spokój, by choć na chwilę porzucić myśl o tym, że zostałem sam w ułamku sekundy.
Chciałem mieć osobę, która będzie czekała na mnie w domu, albo zadzwoni i spyta
się co chcę na obiad. Brakowało mi Minyun, brakowało mi również jej uśmiechu i
jej poczucia humoru. Ciężko było odzwyczaić się od obecności drugiej osoby i
jeszcze ciężej było sobie uświadomić, że już jej nie będzie, bo nawet na samym
początku miałem taki okres, że myślałem, że to wszystko to jeden wielki koszmar
z którego się obudzę i znów będę szczęśliwy.
Kiedy
dotarłem do mieszkania, zachciało mi się płakać. Autentycznie. Sam już nie
wiedziałem z jakiego powodu; to, że czułem ogromny ciężar samotności czy nadal
gdzieś w mojej podświadomości nie mogłem do siebie dojść? Nie wiem. Pomagałem
ludziom, ale sam sobie nie umiałem. Nie jestem dla siebie lekarstwem, chociaż
naprawdę chciałbym.
Przez chwilę
zostałem na klatce, by pogłaskać bezdomnego kota, któremu przyniosłem
legowisko. W sumie nie wiem czemu go nie wziąłem jeszcze, wydawało mi się, że
tu mu lepiej, bo każdy mu coś przynosił: a to mleko, a to jakieś inne
pożywienie dla kotów. Wiem, że na razie miał jako taki dom i to było
najważniejsze.
Później wspiąłem
się na odpowiednie piętro, by zrobić szybki obiad i znów przerobić stertę
papierów, które pozwolą wyciągnąć mi metodę na uratowanie ludzi.
Po śmierci
Minyun zmieniłem mieszkanie na mniejsze i w innym miejscu, nie potrafiłem
znieść myśli, że muszę mieszkać w mieszkaniu sam. Że w każdym kącie była moja
żona i że wraz z nią kupiłem to mieszkanie. Dlatego sprzedałem je i zacząłem
wynajmować na innym osiedlu.
Wieczorem
znów wróciłem do Baekhyuna, który cały czas krążył mi po głowie. Jako jedyny
dziś wywarł na mnie ogromne wrażenie. Nadal zastanawiałem się co skrywa pod
swoją bladą twarzą i jaki ból musi czuć, jeżeli tak bardzo pragnął pomocy. Co
musiał jeszcze przeżyć, by stoczył się na samo dno i teraz tak rozpaczliwie
szukał jakiegoś haka, by stanąć na równie nogi?
Westchnąłem
głęboko, przecierając twarz dłońmi. Na razie musiałem podjąć delikatne kroki,
by go nie spłoszyć i by nie uciekł jak mała sarenka. Później łagodnie wyciągnąć
z niego jego największe rany, by móc je zasklepić i całkowicie zagoić. Pozostawało tylko pytanie czy Baekhyun da radę
z siebie wszystko wyrzucić i czy nie zaboli to go bardziej. Jednak znów pojawiałem
się ja – byłem od tego, by być przy nim w najtrudniejszych chwilach, kiedy nie
miał nikogo. Będę musiał mu powiedzieć, że może na mnie liczyć w każdej chwili
i może wpaść do mnie na zwykłą rozmowę.
«»
Czwartek
minął szybko. Po pracy wstąpiłem do kwiaciarni, by kupić nowy bukiet piwonii. Na
klatce znów pogłaskałem szarego kota i ponownie zakopałem się w papierach na
następny dzień. Wszystko biegło w naturalnym rytmie i rutynie, która się
wytworzyła.
Piątkowy
poranek spędziłem na układaniu papierów na swoje miejsca, później przyjąłem
pierwszą osobę, która była zapisana. Do południa czas minął mi bardzo szybko;
nawet kawa nie była tak potrzebna, chociaż z przyzwyczajenia zalałem sobie
kubek ciemnej cieszy. Dopiero po południu zacząłem odczuwać zmęczenie, jednak kawa
się spisała i po jakimś czasie rozruszałem swoją senność.
Lora jak
zwykle przyszła i chociaż szczerej niechęci, dokładnie jej wysłuchałem,
ponarzekałem na jej niekompetentność (leków nadal nie chciała brać), odesłałem
ją do domu.
Zaraz po
mojej byłej szwagierce wtoczył się Baekhyun, który nadal nie wyglądał
najlepiej, co więcej z każdym naszym kolejnym spotkaniem miałem wrażenie, że
się mi rozleci i nie będę mógł mu już pomóc.
— Witaj,
Baekhyunie — odezwałem się pierwszy, a ten w odwecie skinął mi tylko głową,
niepewnie wsuwając się na krzesło naprzeciw mnie. — Jak tam?
Uśmiechnąłem
się do niego, a ten znów spuścił wzrok, zagryzając przy tym wargę. I znów – tu
też miałem wrażenie, że pod naporem jego zębów delikatna skóra nie wytrzyma i
pęknie.
— Wszystko
w porządku — odpowiedział w końcu. Jego głos był ciszy i nadal niepewny. — Odważyłem
się zadzwonić do brata — oznajmił.
Od razu
stałem się czujniejszy, ale nie zmyłem z twarzy uśmiechu. Baekhyun miał się
czuł w moim towarzystwie komfortowo i nic nie mogło tego zmienić.
— W taki
razie pewnie masz dla mnie dobre wieści — powiedziałem radośnie.
Baekhyun
skinął głową.
— Uciszył
się, kiedy mnie usłyszał — miałem ochotę się zaśmiać. Wielkie streszczenie.
Jestem więcej jak pewny, że ich rozmowa nie skończyła się prędko. — Był trochę
zły, że nie odezwałem się do niego przez te lata, ale byłem zaskoczony, że przyjął
mnie z powrotem.
Uśmiechnąłem
się znów, mając szczerą ochotę zmierzyć mu włosy.
—
Oczywiście, że cię przyjął i ucieszył z twojego telefonu — westchnąłem. — Ale
jestem szczęśliwy, że pokonałeś pierwszy stopień.
Na naszym
dzisiejszym spotkaniu tłumaczyłem mu wszystko co dotyczyło jego jutrzejszej terapii
grupowej i pytałem się o jego upodobania. Na razie nie naciskałem na jego
przeszłość, bo najprawdopodobniej nadal się nie posklejał po poprzedniej
rozmowie. Dałem mu czas.
Nasze
spotkanie mogłem uznać za przyjemne i spokojne, więc do domu wróciłem rozluźniony.
Wieczorem
zacząłem wspominać. Może nie wyglądałem, ale często dopadały mnie refleksje na
temat mojego życia i naprawdę czasem miałem dość nawet własnych myśli, jednak
nie myśleć to naprawdę trudna rzecz. Jeżeli nie chcesz o czymś myśleć, to jak
na złość powraca do ciebie więcej razy niż byś sobie tego życzył.
Nie mogąc
w końcu znieść swojej bezradności, podniosłem się z łóżka i podszedłem do komody.
Wyciągnąłem z niej rzecz, której nie potrafiłem postawić na półce, by stała.
Ramka ze
zdjęciem była trochę przetarta, ale nadal prezentowała się dobrze. Na zdjęciu
była moja zmarła żona.
Zrobiłem
to zdjęcie tuż przed jej śmiercią, gdzie siedziała na kanapie i rozmyślała nad
dalszą przyszłością. Wyglądała wtedy niewinnie, a jej rozmarzona twarz
rozpromieniała całą jej osobę.
Usiadłem
na łóżku, trzymając wciąż ramkę. Przejechałem palcem po szkle, głęboko zapatrując
się na zdjęcie. Patrzyłem na nie jakbym nie wiedział na kogo patrzę. I uderzyła
we mnie myśl, że gdzieś jeszcze widziałem taką osobę.
Później
uderzyła we mnie świadomość.
Byun
Baekhyun miał podobne rysy do mojej zmarłej żony.
«»
JiMinnie gdzie ty jesteś? T.T
OdpowiedzUsuńJestem smutna bo czekam bardzo na twoje prace, a Ciebie ni ma tu T.T
http://mynewfuckinkpopworld.blogspot.com/
Nie wchodziłam ostatnio w ogóle na bloga, raczej jestem obecna na wattpadzie, bo blogger umarł, co mnie smuci ;; Większy sentyment mam właśnie do blogów, ale cóż ;;
Usuń