„Ludzie
tworzą miejsca, a miejsce tworzy ludzi.” — John Green
«»
W
ramionach Chanyeola było tak bezpiecznie, że nie chciałem się od
niego odklejać, ale kiedyś wszystko się kończy i w końcu
musiałem iść się ubrać.
Nie
zamykałem drzwi do łazienki, jakoś nie miałem do tego głowy. W
odbiciu lustra widziałem sam siebie, ale wydawało mi się, że
widziałem zupełnie kogoś innego. Jakby noc z Chanyeolem zmazała
ze mnie wszelkie brudy, a ja w końcu mogę spojrzeć na siebie i
choć raz pomyśleć, że jest okej.
Jednak
na mojej skórze zostały ślady. Nie były to ciemnofioletowe
siniaki, raczej małe, różowe punkty, ale nadal miałem wrażenie,
że Chanyeol w pewnym stopniu mnie oznaczył.
Dotknąłem
jednej malinki na szyi, wiedzą, że nie ukryję tego przed Camryn i
Claude. Oni byli pierwsi, by zobaczyć co się ze mną działo, więc
te ślady nie umkną im uwadze.
Westchnąwszy
odsunąłem się od lustra, by iść w stronę kuchni. Z już na
wąskim korytarzu czułem woń śniadania i malinowej herbaty.
Uśmiechnąłem się sam do siebie, po czym oparłem się na
futrynie. Chanyeol siedział spokojnie na krześle, czytając coś, z
tej odległości jednak nie mogłem określić czy to zwykła gazeta
czy książka.
— Siadaj,
Baekhyunnie — usłyszałem. Nie podniósł wzroku,
najprawdopodobniej usłyszał moje kroki.
Zrobiłem
o to co prosił, robiąc to z lekkim skrzywieniem. Bolały mnie dolne
partie ciała, byłem na to mniej więcej przygotowany, ale wciąż
nie mogłem się do tego przyzwyczaić. Na miękkiej powierzchni tego
tak bardzo nie odczuwałem, ale gorzej, kiedy usiadłem na czymś
twardym, typu właśnie krzesło kuchenne.
— Chanyeol?
— Hm?
— Cieszę
się, że jesteś.
Pan
Park uniósł głowę, spoglądając mi w oczy. W jego tęczówkach
można było dostrzec pełno iskierek, które dodawały mu uroku.
Nadal potrafił mnie zauroczyć, pomimo tych rzeczy, które się
zdarzyły. Chyba to najbardziej doceniałem.
— Też
się cieszę, że mogę mieć przy sobie taką osobę jak ty —
odpowiedział mi, a mnie serce się rozpłynęło.
Poranek
spędziliśmy w miłej atmosferze. Cieszyłem się najbardziej z
faktu, że nie było gorzkiej cieszy po tym co się zdarzyło, a
drobne gesty, które potrafiły ucieszyć bardziej niż wyuzdane
przytulanki.
Nie
zjadałem dużo, bo nie miałem specjalnej ochoty nic w siebie
wciskać, ale Chanyeol miał inne zdanie. Prawie wepchnął we mnie
talerz, ale siłą rzeczy go powstrzymałem, ale podziękowałem za
dobre chęci.
Herbata
miała jasny odcień brązu i jak zwykle skojarzyła mi się z
kolorem w pudełku pasteli. Dla mnie wszystko było teraz w kolorze
pasteli, nawet ten poranek malował na niebie swoje własne kolory.
Niestety
nie mogłem dłużej zostać, bo on nadal miał pracę, a ja musiałem
wrócić do domu i wszystko porządnie wytłumaczyć przyjaciołom.
Im też należały się wyjaśnienia, a tym bardziej, że ułożyłem
sobie życie. Dla nich było najważniejsze, bym wrócił do żywych,
co mi się udało.
— Chanyeol?
— zwróciłem się do niego ponownie, kiedy otwierał mi drzwi do
samochodu.
— Słucham,
Baekhyunnie.
Poczekałem
aż sam wejdzie, a kiedy to uczynił usadowiłem się wygodnie, bym
mógł na niego patrzeć, a by i mnie dolne partie jak najmniej
bolały.
— Kiedy
czekałem na własną kolej, to zawsze liczyłem kropki na ścianie —
wyznałem ostrożnie. — Ale za każdym razem pojawia się kolejna
drobna kropka. Może wiesz dlaczego?
Chanyeol
zaśmiał się pod nosem, a ja zmarszczyłem brwi, niezadowolony, że
się wyśmiewa z mojego pytania.
— Cóż,
Baekhyunnie — odpowiedział w końcu. — Rozwiązanie jest
prostsze niż ci się wydaje — spojrzał na mnie, kiedy
zatrzymaliśmy się na czerwonym świetle. — Budynek jest po prostu
stary i najprawdopodobniej to są wodne zacieki. Pewnie gdzieś z
rury leciały krople, odbijając się od ściany.
Moja
mina była bezcenna.
— Ale
przynajmniej miałem co robić, kiedy czekałem w kolejce —
przyznałem, krzyżując ramiona. Pasy nieco mnie uwierały jednak
nie było tak źle.
— Ile
wyliczyłeś kropek?
— Osiemdziesiąt
cztery kropki — powiedziałem. — Są to moje kropki, te które
policzyłem na każdym spotkaniu. A wraz z pozostałymi jest ich sto
osiemdziesiąt pięć.
— To
ładna liczba — stwierdził. — Nie nudziłeś się, kiedy
ponownie liczyłeś?
— Nie
— zaprzeczyłem. — To pomagało mi się uzbroić w cierpliwość.
— Za
pierwszym razem ile ci wyszło kropek? — zaciekawiony zerknął na
mnie, ale nie na długo zawiesił na mnie wzrok, bo pilnował, by nie
spowodować wypadku.
— Sto
jeden — wzruszyłem ramionami, ale nagle mnie coś oświeciło. —
Teraz jak o tym myślę, to ta jedna kropka to nie był przypadek.
Zauważyłem
jak Chanyeol marszczy brwi.
— W
sensie?
— W
ciągu tych ośmiu miesięcy naliczyłem osiemdziesiąt cztery kropki
— wyjaśniałem spokojnie. — Właściwie tyle razy się
spotkaliśmy, biorąc pod uwagę to, że spotkania mieliśmy trzy
razy w tygodniu. Przy naszym pierwszym spotkaniu naliczyłem jedną
kropkę, która była ponad setką.
— Czyli
mówisz, że przez kropki umiesz stwierdzić ile razy byłeś u mnie?
— upewnił się.
— Tak
sądzę — przyznałem.
— Nie
sądziłem, że przecieki w rurze mogą mieć takie efekty —
zaśmiał się, a ja mu odpowiedziałem tym samym.
Też
tak nie myślałem.
«»
Pożegnał
mnie pocałunkiem w policzek, co znów było dla mnie zaskoczeniem,
ale nie wiązało się z nim wiele nieprzyjemności.
Westchnąłem
ciężko, po czym poczłapałem do drzwi wejściowych mojego domu.
Zastanawiałem się jak mam im o tym powiedzieć, ale sądzę, że
sami pewnych spraw się domyślą, bo jednak bądź co bądź, miałem
kilka śladów na szyi, a nie sądzę, że oboje byli na tyle głupi,
by wierzyć w moje zmyślone historyjki. Też za bardzo nie chciałem
się z tym kryć, bo wiedzieli o mnie wszystko, a zatuszowanie tak
ważnego elementu jak złamanie pewnej granicy, nie byłoby to w
porządku względem ich. To oni mnie wspierali, kiedy miałem ciężkie
chwile, właśnie z Chanyeolem.
W
końcu wszedłem w domu, w korytarzu zostawiając tylko bluzę. Było
parę minut po siódmej, ale już z kuchni czułem karmelową herbatę
i ciężki, ale za to przyjemny aromat kawy. Wiedziałem, że tam
będą, więc nie fatygowałem się, by sprawdzać ich pokoje —
poszedłem prosto do kuchni.
Kiedy
ich zobaczyłem miałem wrażenie, że czeka mnie ciężka rozmowa z
rodzicami — mieli tak poważne miny, że aż mnie skręciło w
środku. Jednak oni zastąpili mi rodzinę, kiedy brat był daleko, a
rodzice w ogóle się nie interesowali tym czy w ogóle żyję.
Nie
odezwałem się słowem, tylko usiadłem na krześle, naprzeciw ich.
Camryn jak zwykle co ranek miała zebrane włosy w niechlujnego koka,
a Claude wyjątkowo dzisiejszego dnia miał jeszcze piżamę.
Najprawdopodobniej dostał wolne, albo sam sobie wziął.
Camryn
nagle westchnęła, po chwili wybuchając śmiechem, a tragiczna
atmosfera, która wisiała w powietrzu zniknęła szybciej niż
zdążyłem do niej chociaż na chwilę przywyknąć.
— Cześć,
Baekhyun! — zawołała wesoło, a ja tylko przewróciłem oczami,
podpierając policzki na dłoniach.
— Widzę,
że nieźle się bawiliście wieczorem, kiedy obmyślaliście taki
plan — mruknąłem.
— Sądzę,
że ty bawiłeś się lepiej od nas — wytknął mi Claude, a ja
uśmiechnąłem się zmieszany, mimowolnie garbiąc się tak, by nie
zauważyli różowych śladów.
— Gadaj,
co żeście wymyśli, co? — Camryn nie ukrywała swojej ciekawości,
ale w zupełności ją rozumiałem. To ona użyczyła mi rękawa,
kiedy płakałem po niespodziewanym dotyku.
— Wszystko
wróciło do normy, jeśli mam tak to ująć — powiedziałem
wymijająco, a oni popatrzyli na mnie jak na przybysza z innej
planety.
— Ej,
Camryn — Claude spojrzał na blondynkę, teatralnie mnie ignorując.
— Nie sądzę, by wszystko wróciło do normy. Na pewno jest coś
więcej! Dawno nie miał tak uradowanej gęby!
Wywróciłem
oczami, ale i tak na moich ustach zabłądził delikatny uśmiech.
Kochałem tych wariatów.
— Mam
ze wszystkiego się wyspowiadać? — zapytałem z przekąsem, ale i
tak wiedziałem, że im wszystko wyśpiewam jak poranny ptak.
— No
pewnie! — zawołali razem, aż po sobie się popatrzyli. Chwilę
później oboje wybuchnęli śmiechem. Ich synchronizacja w pewnych
momentach mnie przerażała.
«»
Lipiec
kończył dla mnie pewne sprawy. Na przykład musiałem iść na
ostatnie spotkanie mojej grupy z terapii grupowej.
Było
jak zawsze. Zabawnie, lekko i przyjemnie. Dla mnie wszyscy wyszli na
prostą i nie byli szarymi ludźmi jak kilka miesięcy temu.
Psycholodzy jednak odwalili kawał dobrej roboty, co dla mnie, jako
pacjenta, było tylko korzystne. To też w pewnym stopniu była ich
zasługa, że jestem w tym miejscu co teraz. Nie zamierzałem się
cofać, tylko iść na przód, pokonując wszelkie przeszkody.
Spodziewałem,
że Kim Jongin i Oh Sehun mnie zatrzymają, więc grzecznie
poczekałem aż wszyscy wyjdą. Przed tym pożegnałem się z
wszystkimi, kończąc naszą przygodę jako grupa. Jakkolwiek głupio
to brzmi, bardzo się z nimi zżyłem i najpewniej będzie mi
brakować sobotnich popołudniach.
— Nie
muszę pytać, by stwierdzić, że wszystko w porządku — oznajmił
Sehun, skanując mnie wzrokiem.
— Wszystko
skończyło się w miarę przyzwoicie — przyznałem, zagryzając
wargę. — I przepraszam za wcześniejsze moje zachowanie, zarówno
panie Oh i panie Kim — skłoniłem lekko głowę.
— Ależ
nie musisz przepraszać! — Jongin machnął ręką. — Ja na twoim
miejscu bym pewnie wysadził cały kraj z frustracji!
Zaśmiałem
się.
— Nie
lubię być aż tak drastyczny — powiedziałem.
— W
każdym razie życzymy ci lepszego życia niż miałeś i żyj
szczęśliwie — życzył mi Sehun, uśmiechając się ciepło. —
I cieszymy się, że przywróciłeś kolory do świata Chanyeola.
Nie
odpowiedziałem już nic, ale podziękowałem w uśmiechu, na sam
koniec ściskając im dłonie na pożegnanie. Jongin na sam koniec
życzył mi szerokiej drogi w życiu, a ja znów musiałem
podziękować uśmiechem, bo słowa nie za bardzo mogły wyrazić
moją wdzięczność.
Po
prostu nie mogłem uwierzyć, że wszystko się skończyło.
«»
Ostatni
rozdział.
Naskrobię
jeszcze epilog i… koniec.
Jednak
Wam powiem, że wraz z pierwszym dniem szkoły opuściła mnie wena i
ciężko teraz będzie, oj ciężko.
Więcej
napiszę po epilogu, teraz nie za bardzo wiem co mam pisać.
Mnie
też smutno, wiem.
Aa,
o tajemnica kropek się wyjaśniła. Od samego początku był to
zwykły przypadek. Musiałam liczyć ile wyjdzie, bo zapomniało mi
się. Wybaczcie jeśli coś Wam nie będzie pasować.
Kocham
Was i do epilogu.
Klepie
OdpowiedzUsuńPomijając epilog, ten rozdział był pięknym zakończeniem. Nie był przerysowany, tylko jak zawsze naturalny. Chanbaeki są przesłodkie, ale to też nie jest nachalne czy sztuczne, tylko naturalne. Zawsze będę zwracać na to uwagę, bo jesteś moim mistrzem naturalności <3 Więcej powiem pod epilogiem <3
UsuńCzekam kochana jak zwykle <3