piątek, 1 lipca 2016

Touches - dotyk piętnasty;

„Zapominamy, jak ważny jest dotyk, a jest nam do życia niezbędny.” — Camilla Lackberg

«»

Wolne dni mijały powoli, spokojnie, wypełnione przemyśleniami. Ostatnio znalazłem kilka zajęć, które lubiłem ponad wszystko. Właśnie do takich zajęć zaliczało się myślenie.
Analizowałem wszystko powoli i dogłębnie — wszystkie ostatnie minione dni — ale tak naprawdę nie mogłem pozbierać myśli w jedną sensowną kupę. Nie wiedziałem żadnych odpowiedzi na wiele pytań, które się we mnie zrodziły.
Najbardziej bolał mnie fakt, że Chanyeol miał żonę.
Po części również ta informacja mnie zabolała, bo jednak bądź co bądź, zmarła. Nie wiem w jakich okolicznościach, ale widać było, że te słowa kosztowały go bardzo wiele i jej strata godziła w jego serce. Słowa, że jestem do niej podobny dały mi kolejne powody do myślenia. Przez to wszystko zacząłem wymyślać jej obraz w głowię, a przecież nie powinienem.
Oparłem głowę o szybę mojego okna, patrząc na krople deszczu. Tym razem padał deszcz, racząc mieszkańców wyjątkowo brzydką pogodą. Ja sam jakoś szczególnie nie narzekałem, bo mimo wszystko lubiłem deszcze. Czekałem na ten, wczesnym latem. Wtedy był najlepszy, najbardziej rześki i najpiękniejszy. Lubiłem też burze.
Dni były wypełnione gorącą herbatą, kawą oraz czekoladą, a przede wszystkim ciepłymi rozmowami. Camryn i Claude skutecznie odciągali moje myśli i po raz pierwszy dali mi świąteczną atmosferę. I od niepamiętnych lat zaśmiałem się szczerze.
Kiedy nie mogłem spać schodziłem na dół do salonu i siadałem na kanapie, oglądając choinkę. Na noc włączaliśmy lampki, dlatego panował przyjemny klimat, który najzwyczajniej w świecie pokochałem.
Życie powoli się układało, choć nadal miało parę zadrapań, które wymagały zasklepienia. Dochodziły pewne tajemnice i dla mnie — tajemnicze uczucia, których nie potrafiłem się wyzbyć, a rosły w siłę.
Park Chanyeol nie był teraz dla mnie tylko lekarzem, ale kimś tajemniczym. Chciałem być osobą, które odkryje sekrety jego oczu, ale sam już nie wiedziałem, czy to będzie jakkolwiek możliwie i czy w ogóle dojdzie do jakiejś innej rozmowy niżeli sesje. Właśnie dlatego po części nie chciałem pielęgnować tych kiełkujących na dnie duszy uczuć, które mogą mnie zawieść, a nie chce się załamać i wpaść do dołu, z którego powoli się wynurzam. Nie chcę posuć nic, co wynikałoby z mojej niewiedzy. Bo prawdę powiedziawszy nie wiedziałem nic na temat miłości. Nikt mnie nie pokochał, a ja też nikogo nie kochałem. Przez wszystkie przykrości nie miałem chęci szukać bliskiej dla mnie osoby. Może nawet wcale nie szukałem miłości, podświadomie nie chcąc nikogo wplątywać w moją sytuację. Dlatego byłem niczym dziecko. Nie miałem pojęcia o żadnych ciepłych uczuciach, które mogę skierować do drugiej osoby. Dopiero Camryn i Claude mi jakoś pomagali, ale przecież nie nauczą mnie miłości odczuwanej do drugiej połówki, prawda? Ich kochałem niczym rodzeństwo, a miłość romantyczna się różni, co?
Drgnąłem nieznacznie, kiedy usłyszałem skrzyp moich drzwi. Oderwałem się od okna i spojrzałem na Camryn. Dziś była wigilia. Ubrana była w czarną sukienkę na długi rękaw, a swoje blond włosy uczesała i ułożyła, a na twarz nałożyła delikatny makijaż. Rzadko kiedy widywałem ją w takiej odsłownie. W domu wolała raczej chodzić w  dresach i wyciągniętych koszulkach, ale prawdę mówiąc, była bardzo elegancką kobietą i mimo wszystko dbała o siebie.
Uśmiechnąłem się lekko, po czym wstałem w parapetu.
— Chodź, idziemy zjeść — powiedziała, a kiedy dotarłem do niej, wzięła mnie pod ramię.
Pomogła mi utrzymać się w pionie, bo jednak nadal nie czułem się najlepiej, ale powoli wracałem do siebie. Mimo wszystko wciąż miałem osłabiony organizm i póki nie przytyję, muszę się liczyć z tym, że będę osłabiony. Brak witamin i zniszczony organizm nie jest dobrym połączeniem. Jednak chciałem, by słowa lekarza były jak najprawdziwsze i w końcu będę mógł się cieszyć też zdrowiem fizycznym.
Zjedliśmy w kuchni. Camryn stwierdziła, że nie ma sensu rozkładać wszystkiego w salonie, kiedy nas jest tylko trójka. Claude w tej kwestii też nie odzywał, bo Camryn była królową kuchni, więc my byliśmy w pewnym sensie dla ozdoby.
Po skończonej kolacji wspólnie zadzwoniliśmy do mojego brata i złożyliśmy mu życzenia. Partnerka mojego brata też się załapała i to właśnie ona podziękowała i życzyła nam tego samego.
Pomogłem Camryn posprzątać, a potem udaliśmy się do salonu. Wyłączaliśmy światła, bo i tak nie chodziliśmy, a lampki z choinki dawały wystarczająco dużo oświetlenia.
— Nie jest wam przykro? — zapytałem niespodziewanie.
Oboje spojrzeli na mnie jakbym przybył z innej planety.
— Ale o co chodzi, bo nie rozumiem? — Claude zmarszczył brwi.
Westchnąłem i zacząłem się bawić palcami.
— No… Że siedzicie ze mną, a nie ze swoją rodziną — mruknąłem. — Tak naprawdę znowu jestem dla was ciężarem, a wy mimo wszystko… Mimo tego nawet słowa skargi nie powiecie.
Camryn odetchnęła i miałem wrażenie, że przez chwilę patrzy na Claude z jakimiś nieodgadniętym wyrazem twarzy. Potem zaczęła mówić.
— Oj, jaki ty czasem głupiutki jesteś — oznajmiła. — Oczywiście, że nie jesteś dla nas ciężarem, tłumaczyliśmy ci to już. Jesteśmy po to, by ci pomóc. Jacy byliby z nas przyjaciele, gdybyśmy cię gnębili? Poza tym, stałeś się dla nas rodziną, jesteś naszą rodziną. Choć tym razem spędzimy osobno święta z rodzicami, to nie koniec świata. Nie zostawimy cię.
— I przestań pieprzyć głupoty o tym, że jesteś dla nas pasożytem czy ciężarem. Ty jak na razie masz własne zajęcia, a my już dawno zadeklarowaliśmy się do tego, by ci pomóc. Dlatego pomagamy jak możemy.
Pokiwałem głową, bo w sumie nie wiedziałem ci powiedzieć. Nawet i gardło mi się ścisnęło. Przytuliłem się do nich, ciesząc się tą chwilą. Takie chwile goiły moje szargane serce i łagodziła rany. 
Czułem, że wychodziłem na prostą.

«»

Noc uraczyła nas gwiazdami. Kiedy wybiła północ wstałem z łóżka i stanąłem przy parapecie, opierając się o chłodną ścianę. Gwiazdy tej nocy były piękne, przypominały wiele rzeczy, a najbardziej chciałem je porównać do oczu Chanyeola. Posiadały w sobie tę podobną nutę tajemniczości Park Chanyeola, a czarne niebo tylko jeszcze bardziej pchało mnie w ramiona wyobrażeń.
Dotknąłem jeszcze ciepłych policzków. Tej nocy śnił mi się miły sen. Od bardzo dawno miły i przyjemny, bez żadnych ciężkich chwil. Dlatego chciałem tę chwilę zapamiętać.
Kiedy zostawałem sam moje myśli wracały do Chanyeola, do naszej ostatniej rozmowy i jego dotyków. Jego dotyk był kojący, taki, który nie przypominał mi tego, że straciłem człowieczeństwo. Właśnie dlatego jeszcze bardziej zatracałem się jego osobie, a przecież nie znałem go za grosz. Coś pchało mnie, bym go poznał, zrobił coś, ale sam nie wiedziałem co. Nie chciałem niczego zepsuć, bo czułem, że nadszarpnąłem już jakąś granicę. Ale nie wiedziałem czy naruszyłem jego strefę, czy jednak nadal poruszałem się na bezpiecznym gruncie.
Miał żonę. Ta myśl nadal mnie kuła. Nie umiałem się z tym pogodzić. Nie umiałem nie wyobrażać sobie tej kobiety. Nie umiałem zapomnieć o uczuciu w jego głosie, kiedy mówił o zmarłej żonie. Chyba nawet obawiałem się, że to uczucie nadal w nim nie zgasło. Świadczyła o tym obrączka. Może gdyby jej nie założył, żyłbym dalej w słodkiej niewiedzy.
Zastanawiam się czy może lepiej byłoby kiedy bym nie wiedział. Może bym tak bardzo tego nie rozpatrywał. Ale wiedziałem.
Westchnąłem głęboko. Nie ma sensu o tym dużo myśleć. Przyszłość pokaże co dla mnie szykuje, ale wolałbym gdyby nie były to jakieś niespodziewane niespodzianki, w dodatku przykre. Wycierpiałem już za dużo, chciałem mieć teraz spokój.

«»

Sylwester minął spokojnie. Nowy Rok przywitaliśmy z hukiem, bo Claude uparł się na fajerwerki. Nawet sąsiedzi wyszli, by pogratulować następnego roku.
Kiedy kolorowe strzały wybuchły na czarnym niebie, mimowolnie się uśmiechnąłem. Słysząc śmiechy za sobą, po raz pierwszy w życiu roześmiałem się na głos. Tak bardzo, że łzy szczęścia zalegały mi w kącikach.
Jeszcze w swoim dwudziestopięcioletnim życiu nie czułem się tak szczęśliwy.
Miałem rodzinę.


«»

a/n: mam nadzieję, że nie zjebałam. W ogóle miało nie być rozdziału do niedzieli, ale wyszła taka akcja, że to poezja. W skrócie — moja siostra szuka nowego mieszkania, bo jej współlokatorka jest do dupy. Życie. Dziś rozdział bazowany na przemyśleniach — taki raczej przerywnik od prawdziwej akcji. Ale w następnym rozdziale wracamy już do naszych bohaterów! Kto się cieszy? Yay, jedziemy dalej! Kocham Was!

4 komentarze:

  1. Wiesz co? Idealnie trafiłaś z tym rozdziałem, bo akurat mam taki troszku melancholijny humor, dlatego naprawdę przyjemnie się to czytało. Zdecydowanie moim ulubionym jest fragment z Baekiem patrzącym na gwiazdy. Podoba mi się to, co sobie wyobraziłam dzięki Twoim opisom.
    Ogólnie dzisiaj taki spokojniejszy komentarz, ale no, nie mam jakoś cudownego dnia ;/ Chociaż muszę powiedzieć, że naprawdę ucieszyłam się na wzmiankę o rosnących uczuciach Baeka do przystojnego pana psychologa. Fajnie by było jakby udało im się w przyszłości stworzyć szczęśliwy związek!
    Pozdrawiam i standardowo życzę weny ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, chyba będą się jeszcze zdarzać rozdziały, które będą głownie przemyśleniami ♥

      Usuń
  2. Biedny Baek, że ra obrączka i Park Chanyeol cały czas chodzą mu po głowie.. :/ ale ten ostatni akapit jest taki kochany ;3 życzę weny i czekam na następny!

    http://cnbluestory.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń

Theme by Ally | Panda Graphics | Credit x