„Ja
się nie przyzwyczajam. Nigdy i do niczego. Kiedy się przyzwyczajasz, to jakbyś
umierał." — Truman Capote
«»
Minuty liczyłem w kroplach deszczu, a drżenie
ciała w oddechach. Pogoda psuła się co minutę, zmieniała się, ale i tak wracała
do ponurego klimatu.
Nadal miałem przed oczami pastelowy poranek,
kiedy zobaczyłem wschód słońca, który tamtego dnia był wyjątkowo piękny. Nie
potrafiłem go dokładnie opisać, ale wiem, że był niesamowity i z pewnością
niezapomniany.
Chanyeol dał mi kawałek siebie, jak tak o tym
myślę. Pokazał coś, co kocha. Mimo że nie był ze mną wtedy fizycznie, czułem go
dokładnie przy sobie, jakby dotykał mojego ramienia. Poznawałem go nie jak
normalny człowiek powinien poznać drugiego, ale wyczytywałem jego osobowość
pomiędzy wierszami. Pokazywał mi detale, nie jego ogóle cechy. Było w tym coś
magicznego, ale nie potrafiłem tego określić, tak jak nie potrafiłem do końca
opisać pana Parka. Pozostawał morzem tajemnic oraz nieskończonych gwiazd w jego
oczach. Pozostawał kimś, kto tak naprawdę nie do końca pozwolił mi siebie
poznać.
Sobotnie po południe obfitowało w deszcz.
Krople uderzały o metal pojazdu, tworząc swoją własną, nierówną melodię, która
koiła moje nerwy. Ta melodia była jak kołysanka. Przez to przestałem płakać
wewnętrznie, a przecież czułem w środku siebie pewien niepokój.
Właśnie, niepokój.
Od momentu, kiedy ktoś po raz pierwszy zaczął
mi wypalać w dziury w ciele przez swój natarczywy wzrok nie czułem się dobrze
na tych spotkaniach. Przez takie sytuacje miałem ochotę zrezygnować, ale wyglądałoby
to co najmniej dziwnie, więc zdecydowałem się jakoś to przeżyć, ale nic się nie
poprawiało. Czułem ten wzrok jeszcze dotkliwiej niż wcześniej, a nie mogłem
nawet powiedzieć kto tak się na mnie gapi. To dla mnie było niekomfortowe i towarzyszyły
mi przy tym bardzo nieprzyjemne uczucia. Jakby ktoś próbował wyciągnąć ze mnie
wszelkie moje tajemnice, a niektóre chciałem zachować dla siebie. Nikomu o tym
nie mówiłem, bo najprawdopodobniej wynikło by więcej nieporozumień, więc
milczałem, ponieważ wydawało mi się najrozsądniejszym rozwiązaniem. Dlatego
czekałem.
O moim wyjeździe do Korei jeszcze nie
rozmawiałem o tym z moimi przyjaciółmi. Być może starałem się to jakoś odwlec w
czasie, ale powoli szykowałem się na to, by im powiedzieć. Nie chciałem ich
zawieść ani zasmucić. Jednak musiałem wrócić; prędzej czy później. Zmierzyć się
z przeszłością i jakoś ułożyć do końca swoje życie, bo jak na razie to był
tylko początek. Bałem się ich reakcji, bo nie chciałem ich stracić, ale nie
mogę tego odwlekać w nieskończoność. I tak bym leciał na ślub brata, a wracanie
do Ameryki nie wydawało mi się atrakcyjną perspektywą. To nie tak, że byłem tu
szczęśliwy, bo przydarzyło się mnóstwo złych rzeczy, ale też nie mogę udawać,
że nic tu dobrego mnie nie spotkało. Właśnie tu poznałem dwójkę
najcudowniejszych osób jakie dane było mi spotkać. Właśnie tu zdecydowałem się
wrócić do normalności, ale jednak coś sprawiało, że nie chciałem tu pozostać.
Westchnąłem głęboko, po czym zacisnąłem palce
na materialne moich spodni. Okno z mojej strony było całe zroszone deszczem i
nie było za wiele widoków — wszystko było rozmazane. Nawet samochody traciły
swój kształt.
Życie toczyło się powoli. Bardzo monotonnie i
rutynowo. Wydaje mi się, że niektórzy popadli w swoją bezpieczną rutynę i nie
chcą z niej wyjść. Może w sumie to i lepiej, że jest taka rutyna do której w
każdej chwili można wrócić. Nie wiem, ale zdaję sobie sprawę, że gdy ludzie są
zajęci, tym mniej myślą o problemach i jakoś dają sobie radę. A im mniej się
robi i więcej się użala nad sobą, tym bardziej chce się umrzeć. Wiem to po
sobie, bo ostatnio myślenie jest dla mnie jedyną czynnością, którą robię
dobrze. Choć nie są to jakieś sensowne przemyślenia, to jednak jest jakieś
zajęcie. Chociaż wolałbym zająć się czymś jeszcze.
Bałem się dzisiejszej terapii grupowej. Bałem
się znowu poczuć na sobie ten wzrok. Przerażało mnie to na tyle, że nie byłem w
stanie nawet podnieść wzroku na spotkaniach, a tym bardziej coś z tym zrobić.
To wszystko zaczynało się bardziej komplikować, ale zostawienie tego tak jest
teraz wydawało się być najbardziej rozsądną rzeczą. Dlatego postanowiłem
milczeć i jakoś przetrwać. A to wychodziło mi perfekcyjnie.
Kiedy autobus zatrzymał się na moim przystanku
przecisnąłem się przez tłum ludzi i wyszedłem na chłodne powietrze, było czuć
wilgoć i w pewnym stopniu świeżość. Pociągnąłem nosem i ruszyłem w stronę
znanego mi budynku. Z jednej strony czułem się dziwnie bezpiecznie idąc tam, a
z drugiej, cholernie się bałem. Tu już nie chodziło o same spotkania, ale o to,
co czułem w trakcie nich. To mnie przerażało.
Kiedy dotarłem na miejsce nie musiałem długo
czekać. Nie wiedzieć czemu zawsze miałem wyczucie czasu, przychodząc tu.
Najczęściej czekałem tylko pięć minut, by ktoś przyszedł, nigdy dłużej. W
pewnym sensie to było dobre, bo nie musiałem czekać.
To spotkanie odbyło się bez Jongina. Sehun jak
zwykle przywitał nas uprzejmym uśmiechem, który nigdy się nie zmieniał. Zawsze
był ten sam.
— Witam wszystkich — przywitał się, kiedy
zajęliśmy miejsca. Zdjął swój płaszcz i powiesił go na oparciu krzesła. Przyjrzał
się każdemu z osobna, jakby chciał zobaczyć co robiliśmy. Właśnie tego nie
lubiłem w psychologach. Miałem wrażenie, że skanują nas tym wzrokiem, którego
szczerze nienawidziłem. Miałem wrażenie, że widzą więcej niż byśmy chcieli
pokazać. — Dziś znowu nie ma pana Jongina, niestety wypadają mu inne zajęcia.
Pokiwaliśmy głowami. Nie wiem czemu, ale Jongin
wydawał mi się o wiele łagodniejszy od samego Sehuna. Pojęcia nie mam skąd
wziąłem takie wrażenie, bo na spotkaniach obaj wydawali się być praktycznie
tacy sami w sprawach psychologicznych, ale coś w oczach pana Kima było
łagodniejszego.
I to było w pewnym stopniu przerażające.
Spotkanie przebiegło w miarę spokojnie. Parę
razy tylko poczułem na sobie ten wzrok, ale o dziwo uczucie było o wiele
łagodniejsze niż wcześniej. Mogłem odetchnąć z ulgą, ale wiem, że nie na długo.
Jak zwykle rozmawialiśmy. Coraz częściej
schodziliśmy na codzienne tematy typu gotowanie, płyty CD i ulubione zespoły.
Choć wiedziałem, że ci ludzie co tu są mają uzależnienia, byli w pewnym stopniu
ludźmi którzy mnie rozumieli. Dlatego lubiłem się włączać w rozmowy, nawet
udało mi się porozmawiać cicho z dziewczyną, która zawsze siadała obok mnie.
Spotkanie przebiegło szybko. Nawet nie
zorientowałem się kiedy mówiliśmy sobie nawzajem „do widzenia”.
— Baekhyun — zdziwiony odwróciłem się do
właściciela głosu, który wypowiedział moje imię. — Możesz na chwilę zostać?
Sehun stał obok swojego krzesła z założonymi
rękoma na piersi i przyglądał mi się jakby po raz pierwszy mnie widział.
Pokiwałem ciężko głową, wcale nie mając ochoty rozmawiać z panem Oh.
Usiadłem na najbliższym krześle, podnosząc
powoli wzrok na psychologa. On sam też usiadł na swoim miejscu i ponownie
zawiesił na mnie swój wzrok. Było w nim coś znajomego i chyba nawet wiem co to
było.
— Czy to pan mi się tak przyglądał? —
zapytałem, nawet nie panując nad własnym językiem. Miałem ochotę sam siebie
uderzyć.
Sehun zaśmiał się krótko, a ja przekrzywiłem
nieco głowę, bo teraz czułem się o wiele bardziej niekomfortowo niż wcześniej.
— Widzę, że nie jestem zbytnio dyskretny —
odpowiedział mi z cieniem uśmiechu na ustach. — Ale nawet nie chodziło mi o
ostrożność.
Zdziwiony i o wiele bardziej wtrącony z
równowagi zmarszczyłem brwi.
— Co pan chciał ode mnie? — zacisnąłem usta po
pytaniu, dokładnie przyglądając się panu Oh.
Sehun założył nogę na nogę, zaplątując swoje
dłonie na udach. Wydawał się teraz bardziej poważniejszy niż wcześniej. Trochę
się go bałem, bo nie miał łagodnego wyglądu jak Chanyeol, ale emitował całą
swoją posturą jakimś niewytłumaczalnym spokojem. Jakby nic nie miało go
wyprowadzić z równowagi.
— Powiedziałeś, że twoim psychologiem jest
Chanyeol — zaczął. Zmarszczyłem brwi jeszcze bardziej, nie bardzo rozumiejąc do
czego zmierza ta rozmowa. — Bardziej zastanawia mnie fakt czemu Chanyeol
zdecydował się przyjmować tydzień przed świętami.
— Nadal nie mam pojęcia o co chodzi —
pokręciłem głową.
— Po prostu chciałem sprawdzić kto sprawił, że
Chanyeol chciał przyjmować — Sehun pochylił się nieco do przodu. — Jestem jego
przyjacielem i zdziwiło mnie to, że miał wizyty.
— Ale nie wiem co to się ma to do rzeczy —
przełknąłem nieco ślinę, bo ta rozmowa nie wydawała się być na miejscu.
— Chanyeol powiedział ci, że miął żonę, prawda,
Baekhyun?
Zamarłem na chwilę, nie bardzo wiedząc co
odpowiedzieć. Zagryzając wargę prawie do krwi, pokiwałem głową.
— Tak… powiedział. Ale to nic nie zmienia.
Sehun pokręcił głową, wstając nagle.
Podskoczyłem ze strachu.
— Mylisz się, Baekhyun. To dużo zmienia.
Ja również wstałem. Zacisnąłem dłonie w pięści,
czując jak drżę. Tak naprawdę zaczynałem poznawać odpowiedzi, a teraz Sehun
dodał kolejnych tajemnic. Nie chciałem kolejnych zagadek do rozwiązywania.
Wystarczająco już miałem namieszane w głowię.
— Powiedział mi, że jestem podobny do jego
zmarłej żony. Później już nic nie dodał — powiedziałem szybko. — I nie sądzę by
to miało jakikolwiek sens i cokolwiek zmieniało — powtórzyłem twardo.
Spojrzałem na Sehuna, który uśmiechał się
delikatnie.
— Wydaje mi się, że zdołałeś więcej zrobić niż
ktokolwiek inny, Baekhyun — podszedł do mnie i spojrzał mi w oczy. — Jesteś
pierwszą osobą, której powiedział tak szybko o swojej przeszłości.
— Ale… ale… o co chodzi? Przynajmniej niech pan
mi coś powie, bo się pogubiłem w tym — skrzywiłem się nieco.
Sehun uśmiechnął się krzywo.
— Jeżeli powiedział ci o tym, powie ci więcej.
Poklepał mnie po ramieniu i ruszył do wyjścia.
W pewnej chwili zatrzymał się niespodziewanie i odwrócił do mnie.
— I faktycznie jesteś do niej podobny, Trzymaj
się, Baekhyun.
Otworzyłem usta, by coś powiedzieć, cokolwiek,
ale Sehun już wyszedł, zamykając za sobą drzwi. Momentalnie opadłem na jedno z
krzeseł, nie dając sobie rady, by utrzymać się na nogach.
Co to było do cholery? To nie było normalne w
żaden sposób. Nie mogłem pojącia co właściwie się stało.
Zacząłem oddychać wolniej. Im bardziej chciałem
uciec od pana Parka, tym bardziej jego przeszłość się do mnie zbliżała. Choć on
sam bezpośrednio nic nie zrobił niezwykłego, to i tak czułem się jakbym właśnie
miał z nim rozmowę.
Kiedy wyszedłem z budynku zastanawiałem po co
Sehun mi to powiedział. Nie byłem nikim szczególnym, więc dlaczego?
Wiem tylko tyle, że już kompletnie się
pogubiłem, a jedyną osobą, która jest w stanie pomóc mi wyjść z tego labiryntu
jest sam Chanyeol.
«»
Zaczyna się coś dziać. W końcu naniosłam akcję z planu, więc myślę, że zacznie się dziać już pierworodna akcja i więcej chanbaeków się pojawi.Kocham Was.Wybaczcie też błędy, postaram się je usunąć jutro.
KLEPIĘ.
OdpowiedzUsuńWRÓCĘ <3
Urzekłaś mnie pierwszymi zdaniami rozdziału, były piękne <3
UsuńSerio, Sehunnie? Serio? Czego cię uczyli na studiach, skoro nie umiesz się dyskretnie w kogoś wpatrywać? Biedny Baek się prawie narwicy nabawił.
Dla Czankiego Baek jest wyjątkowy i mamy na to wystarczająco dowodów, a Park da nam ich jeszcze więcej tak czuję.
Ja też za tobą tęskniłam <3 Przepraszam, że kazałam ci tak długo czekać <3 Teraz juz tu sobie zostane ^^
Nie masz mi co dziękować, bo ja do tej pory czytam twój komentarz u siebie i zawsze cieszy mi się mordka :D
Weny kochana <3
[dirty-breath]
Sehunnie za bardzo się krył z tym, że się na niego gapi, bo w sumie chciał, by wiedział :D
UsuńO tak, nach kochany psycholog, pan Park niedługo dostarczy nam rozrywki, ale trzeba trochę poczekać :)
Naprawdę miło Cię znowu widzieć i się bardzo, ale to baaaaardzo cieszę, że zostajesz ❤
Dziękuję za taki ciepły komentarz <3
*nie krył.
UsuńWidzisz no ;-; Moje okulary są za słabe i nie widzę błędów już, kurcze ;-;
Hm.. ciekawe pod jakim względem była żona Parka jest podobna do Baekhyuna. Charakter? A może przeszłość, albo uzależnienie..
OdpowiedzUsuńRozdziak bardzo mi się podobał, a szczególnie ten początek ;3
Czekam na kolejną część :D
http://cnbluestory.blogspot.com/
Podobna, podobna... ale przyznam się szczerze, że nie pomyślałam o pomyślę z ćpaniem ;-;
UsuńDziękuję za komentarz ❤
Jestem w końcu! <3 proszę, nie zwracaj uwagi, o której godzinie to dodaję xd bezsenność swoje robi :c
OdpowiedzUsuńA NIE MÓWIŁAM, ŻE TO SEHUN ALBO KAI TAK GO OBSERWOWALI? MÓWIŁAM? Mówiłam :D jestem niczym prorok xd no, ale już tak na poważnie, rozdział podobał mi się (as always) i czekam na dalszy rozwój akcji, i rozwiązanie tej całej tajemnicy. W sumie wcześniej o tym nie pomyślałam, ale tak jak napisała Aya Anakin Lee, co jeśli żona Chana też ćpała? To by było zaskoczenie xd
Pozdrawiam, życzę weny no i oczywiście czekam na kolejną część! ❤
Może w końcu uda mi się zasnąć? XD
http://crazy-yaoi-fanfiction.blogspot.com/
Też mam bezsenność, ale jeszcze nie zdarzyło mi się siedzieć do czwartej... a może jednak... nieważne.
UsuńTak, Sehunnie się nam napatoczył :D
Z żoną Chana trochę będzie, ale muszę sobie to jeszcze rozrysować, bo mam tylko tak średnio napisane w planie :d
Dziękuję za komentarz, kochana ❤