piątek, 15 lipca 2016

Touches - dotyk dwudziesty;



„Ja się nie przyzwyczajam. Nigdy i do niczego. Kiedy się przyzwyczajasz, to jakbyś umierał." — Truman Capote

«»

Minuty liczyłem w kroplach deszczu, a drżenie ciała w oddechach. Pogoda psuła się co minutę, zmieniała się, ale i tak wracała do ponurego klimatu.
Nadal miałem przed oczami pastelowy poranek, kiedy zobaczyłem wschód słońca, który tamtego dnia był wyjątkowo piękny. Nie potrafiłem go dokładnie opisać, ale wiem, że był niesamowity i z pewnością niezapomniany.
Chanyeol dał mi kawałek siebie, jak tak o tym myślę. Pokazał coś, co kocha. Mimo że nie był ze mną wtedy fizycznie, czułem go dokładnie przy sobie, jakby dotykał mojego ramienia. Poznawałem go nie jak normalny człowiek powinien poznać drugiego, ale wyczytywałem jego osobowość pomiędzy wierszami. Pokazywał mi detale, nie jego ogóle cechy. Było w tym coś magicznego, ale nie potrafiłem tego określić, tak jak nie potrafiłem do końca opisać pana Parka. Pozostawał morzem tajemnic oraz nieskończonych gwiazd w jego oczach. Pozostawał kimś, kto tak naprawdę nie do końca pozwolił mi siebie poznać.
Sobotnie po południe obfitowało w deszcz. Krople uderzały o metal pojazdu, tworząc swoją własną, nierówną melodię, która koiła moje nerwy. Ta melodia była jak kołysanka. Przez to przestałem płakać wewnętrznie, a przecież czułem w środku siebie pewien niepokój.
Właśnie, niepokój.
Od momentu, kiedy ktoś po raz pierwszy zaczął mi wypalać w dziury w ciele przez swój natarczywy wzrok nie czułem się dobrze na tych spotkaniach. Przez takie sytuacje miałem ochotę zrezygnować, ale wyglądałoby to co najmniej dziwnie, więc zdecydowałem się jakoś to przeżyć, ale nic się nie poprawiało. Czułem ten wzrok jeszcze dotkliwiej niż wcześniej, a nie mogłem nawet powiedzieć kto tak się na mnie gapi. To dla mnie było niekomfortowe i towarzyszyły mi przy tym bardzo nieprzyjemne uczucia. Jakby ktoś próbował wyciągnąć ze mnie wszelkie moje tajemnice, a niektóre chciałem zachować dla siebie. Nikomu o tym nie mówiłem, bo najprawdopodobniej wynikło by więcej nieporozumień, więc milczałem, ponieważ wydawało mi się najrozsądniejszym rozwiązaniem. Dlatego czekałem.
O moim wyjeździe do Korei jeszcze nie rozmawiałem o tym z moimi przyjaciółmi. Być może starałem się to jakoś odwlec w czasie, ale powoli szykowałem się na to, by im powiedzieć. Nie chciałem ich zawieść ani zasmucić. Jednak musiałem wrócić; prędzej czy później. Zmierzyć się z przeszłością i jakoś ułożyć do końca swoje życie, bo jak na razie to był tylko początek. Bałem się ich reakcji, bo nie chciałem ich stracić, ale nie mogę tego odwlekać w nieskończoność. I tak bym leciał na ślub brata, a wracanie do Ameryki nie wydawało mi się atrakcyjną perspektywą. To nie tak, że byłem tu szczęśliwy, bo przydarzyło się mnóstwo złych rzeczy, ale też nie mogę udawać, że nic tu dobrego mnie nie spotkało. Właśnie tu poznałem dwójkę najcudowniejszych osób jakie dane było mi spotkać. Właśnie tu zdecydowałem się wrócić do normalności, ale jednak coś sprawiało, że nie chciałem tu pozostać.
Westchnąłem głęboko, po czym zacisnąłem palce na materialne moich spodni. Okno z mojej strony było całe zroszone deszczem i nie było za wiele widoków — wszystko było rozmazane. Nawet samochody traciły swój kształt.
Życie toczyło się powoli. Bardzo monotonnie i rutynowo. Wydaje mi się, że niektórzy popadli w swoją bezpieczną rutynę i nie chcą z niej wyjść. Może w sumie to i lepiej, że jest taka rutyna do której w każdej chwili można wrócić. Nie wiem, ale zdaję sobie sprawę, że gdy ludzie są zajęci, tym mniej myślą o problemach i jakoś dają sobie radę. A im mniej się robi i więcej się użala nad sobą, tym bardziej chce się umrzeć. Wiem to po sobie, bo ostatnio myślenie jest dla mnie jedyną czynnością, którą robię dobrze. Choć nie są to jakieś sensowne przemyślenia, to jednak jest jakieś zajęcie. Chociaż wolałbym zająć się czymś jeszcze.
Bałem się dzisiejszej terapii grupowej. Bałem się znowu poczuć na sobie ten wzrok. Przerażało mnie to na tyle, że nie byłem w stanie nawet podnieść wzroku na spotkaniach, a tym bardziej coś z tym zrobić. To wszystko zaczynało się bardziej komplikować, ale zostawienie tego tak jest teraz wydawało się być najbardziej rozsądną rzeczą. Dlatego postanowiłem milczeć i jakoś przetrwać. A to wychodziło mi perfekcyjnie.
Kiedy autobus zatrzymał się na moim przystanku przecisnąłem się przez tłum ludzi i wyszedłem na chłodne powietrze, było czuć wilgoć i w pewnym stopniu świeżość. Pociągnąłem nosem i ruszyłem w stronę znanego mi budynku. Z jednej strony czułem się dziwnie bezpiecznie idąc tam, a z drugiej, cholernie się bałem. Tu już nie chodziło o same spotkania, ale o to, co czułem w trakcie nich. To mnie przerażało.
Kiedy dotarłem na miejsce nie musiałem długo czekać. Nie wiedzieć czemu zawsze miałem wyczucie czasu, przychodząc tu. Najczęściej czekałem tylko pięć minut, by ktoś przyszedł, nigdy dłużej. W pewnym sensie to było dobre, bo nie musiałem czekać.
To spotkanie odbyło się bez Jongina. Sehun jak zwykle przywitał nas uprzejmym uśmiechem, który nigdy się nie zmieniał. Zawsze był ten sam.
— Witam wszystkich — przywitał się, kiedy zajęliśmy miejsca. Zdjął swój płaszcz i powiesił go na oparciu krzesła.  Przyjrzał się każdemu z osobna, jakby chciał zobaczyć co robiliśmy. Właśnie tego nie lubiłem w psychologach. Miałem wrażenie, że skanują nas tym wzrokiem, którego szczerze nienawidziłem. Miałem wrażenie, że widzą więcej niż byśmy chcieli pokazać. — Dziś znowu nie ma pana Jongina, niestety wypadają mu inne zajęcia.
Pokiwaliśmy głowami. Nie wiem czemu, ale Jongin wydawał mi się o wiele łagodniejszy od samego Sehuna. Pojęcia nie mam skąd wziąłem takie wrażenie, bo na spotkaniach obaj wydawali się być praktycznie tacy sami w sprawach psychologicznych, ale coś w oczach pana Kima było łagodniejszego.
I to było w pewnym stopniu przerażające.
Spotkanie przebiegło w miarę spokojnie. Parę razy tylko poczułem na sobie ten wzrok, ale o dziwo uczucie było o wiele łagodniejsze niż wcześniej. Mogłem odetchnąć z ulgą, ale wiem, że nie na długo.
Jak zwykle rozmawialiśmy. Coraz częściej schodziliśmy na codzienne tematy typu gotowanie, płyty CD i ulubione zespoły. Choć wiedziałem, że ci ludzie co tu są mają uzależnienia, byli w pewnym stopniu ludźmi którzy mnie rozumieli. Dlatego lubiłem się włączać w rozmowy, nawet udało mi się porozmawiać cicho z dziewczyną, która zawsze siadała obok mnie.
Spotkanie przebiegło szybko. Nawet nie zorientowałem się kiedy mówiliśmy sobie nawzajem „do widzenia”.
— Baekhyun — zdziwiony odwróciłem się do właściciela głosu, który wypowiedział moje imię. — Możesz na chwilę zostać?
Sehun stał obok swojego krzesła z założonymi rękoma na piersi i przyglądał mi się jakby po raz pierwszy mnie widział. Pokiwałem ciężko głową, wcale nie mając ochoty rozmawiać z panem Oh.
Usiadłem na najbliższym krześle, podnosząc powoli wzrok na psychologa. On sam też usiadł na swoim miejscu i ponownie zawiesił na mnie swój wzrok. Było w nim coś znajomego i chyba nawet wiem co to było.
— Czy to pan mi się tak przyglądał? — zapytałem, nawet nie panując nad własnym językiem. Miałem ochotę sam siebie uderzyć.
Sehun zaśmiał się krótko, a ja przekrzywiłem nieco głowę, bo teraz czułem się o wiele bardziej niekomfortowo niż wcześniej.
— Widzę, że nie jestem zbytnio dyskretny — odpowiedział mi z cieniem uśmiechu na ustach. — Ale nawet nie chodziło mi o ostrożność.
Zdziwiony i o wiele bardziej wtrącony z równowagi zmarszczyłem brwi.
— Co pan chciał ode mnie? — zacisnąłem usta po pytaniu, dokładnie przyglądając się panu Oh.
Sehun założył nogę na nogę, zaplątując swoje dłonie na udach. Wydawał się teraz bardziej poważniejszy niż wcześniej. Trochę się go bałem, bo nie miał łagodnego wyglądu jak Chanyeol, ale emitował całą swoją posturą jakimś niewytłumaczalnym spokojem. Jakby nic nie miało go wyprowadzić z równowagi.
— Powiedziałeś, że twoim psychologiem jest Chanyeol — zaczął. Zmarszczyłem brwi jeszcze bardziej, nie bardzo rozumiejąc do czego zmierza ta rozmowa. — Bardziej zastanawia mnie fakt czemu Chanyeol zdecydował się przyjmować tydzień przed świętami.
— Nadal nie mam pojęcia o co chodzi — pokręciłem głową.
— Po prostu chciałem sprawdzić kto sprawił, że Chanyeol chciał przyjmować — Sehun pochylił się nieco do przodu. — Jestem jego przyjacielem i zdziwiło mnie to, że miał wizyty.
— Ale nie wiem co to się ma to do rzeczy — przełknąłem nieco ślinę, bo ta rozmowa nie wydawała się być na miejscu.
— Chanyeol powiedział ci, że miął żonę, prawda, Baekhyun?
Zamarłem na chwilę, nie bardzo wiedząc co odpowiedzieć. Zagryzając wargę prawie do krwi, pokiwałem głową.
— Tak… powiedział. Ale to nic nie zmienia.
Sehun pokręcił głową, wstając nagle. Podskoczyłem ze strachu.
— Mylisz się, Baekhyun. To dużo zmienia.
Ja również wstałem. Zacisnąłem dłonie w pięści, czując jak drżę. Tak naprawdę zaczynałem poznawać odpowiedzi, a teraz Sehun dodał kolejnych tajemnic. Nie chciałem kolejnych zagadek do rozwiązywania. Wystarczająco już miałem namieszane w głowię.
— Powiedział mi, że jestem podobny do jego zmarłej żony. Później już nic nie dodał — powiedziałem szybko. — I nie sądzę by to miało jakikolwiek sens i cokolwiek zmieniało — powtórzyłem twardo.
Spojrzałem na Sehuna, który uśmiechał się delikatnie.
— Wydaje mi się, że zdołałeś więcej zrobić niż ktokolwiek inny, Baekhyun — podszedł do mnie i spojrzał mi w oczy. — Jesteś pierwszą osobą, której powiedział tak szybko o swojej przeszłości.
— Ale… ale… o co chodzi? Przynajmniej niech pan mi coś powie, bo się pogubiłem w tym — skrzywiłem się nieco.
Sehun uśmiechnął się krzywo.
— Jeżeli powiedział ci o tym, powie ci więcej.
Poklepał mnie po ramieniu i ruszył do wyjścia. W pewnej chwili zatrzymał się niespodziewanie i odwrócił do mnie.
— I faktycznie jesteś do niej podobny, Trzymaj się, Baekhyun.
Otworzyłem usta, by coś powiedzieć, cokolwiek, ale Sehun już wyszedł, zamykając za sobą drzwi. Momentalnie opadłem na jedno z krzeseł, nie dając sobie rady, by utrzymać się na nogach.
Co to było do cholery? To nie było normalne w żaden sposób. Nie mogłem pojącia co właściwie się stało.
Zacząłem oddychać wolniej. Im bardziej chciałem uciec od pana Parka, tym bardziej jego przeszłość się do mnie zbliżała. Choć on sam bezpośrednio nic nie zrobił niezwykłego, to i tak czułem się jakbym właśnie miał z nim rozmowę.
Kiedy wyszedłem z budynku zastanawiałem po co Sehun mi to powiedział. Nie byłem nikim szczególnym, więc dlaczego?
Wiem tylko tyle, że już kompletnie się pogubiłem, a jedyną osobą, która jest w stanie pomóc mi wyjść z tego labiryntu jest sam Chanyeol.

«»


Zaczyna się coś dziać. W końcu naniosłam akcję z planu, więc myślę, że zacznie się dziać już pierworodna akcja i więcej chanbaeków się pojawi.
Kocham Was.Wybaczcie też błędy, postaram się je usunąć jutro. 

8 komentarzy:

  1. Odpowiedzi
    1. Urzekłaś mnie pierwszymi zdaniami rozdziału, były piękne <3
      Serio, Sehunnie? Serio? Czego cię uczyli na studiach, skoro nie umiesz się dyskretnie w kogoś wpatrywać? Biedny Baek się prawie narwicy nabawił.
      Dla Czankiego Baek jest wyjątkowy i mamy na to wystarczająco dowodów, a Park da nam ich jeszcze więcej tak czuję.
      Ja też za tobą tęskniłam <3 Przepraszam, że kazałam ci tak długo czekać <3 Teraz juz tu sobie zostane ^^
      Nie masz mi co dziękować, bo ja do tej pory czytam twój komentarz u siebie i zawsze cieszy mi się mordka :D
      Weny kochana <3
      [dirty-breath]

      Usuń
    2. Sehunnie za bardzo się krył z tym, że się na niego gapi, bo w sumie chciał, by wiedział :D
      O tak, nach kochany psycholog, pan Park niedługo dostarczy nam rozrywki, ale trzeba trochę poczekać :)
      Naprawdę miło Cię znowu widzieć i się bardzo, ale to baaaaardzo cieszę, że zostajesz ❤
      Dziękuję za taki ciepły komentarz <3

      Usuń
    3. *nie krył.
      Widzisz no ;-; Moje okulary są za słabe i nie widzę błędów już, kurcze ;-;

      Usuń
  2. Hm.. ciekawe pod jakim względem była żona Parka jest podobna do Baekhyuna. Charakter? A może przeszłość, albo uzależnienie..
    Rozdziak bardzo mi się podobał, a szczególnie ten początek ;3
    Czekam na kolejną część :D

    http://cnbluestory.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podobna, podobna... ale przyznam się szczerze, że nie pomyślałam o pomyślę z ćpaniem ;-;
      Dziękuję za komentarz ❤

      Usuń
  3. Jestem w końcu! <3 proszę, nie zwracaj uwagi, o której godzinie to dodaję xd bezsenność swoje robi :c
    A NIE MÓWIŁAM, ŻE TO SEHUN ALBO KAI TAK GO OBSERWOWALI? MÓWIŁAM? Mówiłam :D jestem niczym prorok xd no, ale już tak na poważnie, rozdział podobał mi się (as always) i czekam na dalszy rozwój akcji, i rozwiązanie tej całej tajemnicy. W sumie wcześniej o tym nie pomyślałam, ale tak jak napisała Aya Anakin Lee, co jeśli żona Chana też ćpała? To by było zaskoczenie xd
    Pozdrawiam, życzę weny no i oczywiście czekam na kolejną część! ❤
    Może w końcu uda mi się zasnąć? XD

    http://crazy-yaoi-fanfiction.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też mam bezsenność, ale jeszcze nie zdarzyło mi się siedzieć do czwartej... a może jednak... nieważne.
      Tak, Sehunnie się nam napatoczył :D
      Z żoną Chana trochę będzie, ale muszę sobie to jeszcze rozrysować, bo mam tylko tak średnio napisane w planie :d
      Dziękuję za komentarz, kochana ❤

      Usuń

Theme by Ally | Panda Graphics | Credit x