„Rodzina to nie krew. To ludzie, którzy cię
kochają. Ludzie, którzy cię wspierają.” — Cassandra Clare
«»
Nie wiem, który z nas pierwszy
się obudził, ale miałem wrażenie, że obaj na raz.
Kiedy się obudziłem, moja głowa
obsunęła się z ramienia Chanyola, choć gdy zasypiałem, to on leżał na moim. Nie
miałem pojęcia jak my to zrobiliśmy, ale ja wylądowałem na jego ramieniu.
Momentalnie usiadłem prosto,
prostując plecy. Miałem cały zesztywniały kark, który bolał przy każdym
poruszeniu się. Nie byłem przyzwyczajony do tego, by tak spać, ale nie miałem
zamiaru teraz narzekać. Będę pomrukiwać z niezadowolenia, kiedy będę w domu.
— Która godzina? — zapytałem
zaspany, przecierając sobie twarz.
Nie zapytałem tylko dlatego, że
chciałem znać parę cyferek, ale dlatego też, że chciałem pozbyć się uporczywej
ciszy i niezręczności, która wisiała w powietrzu.
Chanyeol najpierw zamruczał,
przeciągnął się leniwie i dopiero wtedy mi odpowiedział.
— Jest parę minut po szóstej —
odpowiedział mi.
Potarłem sobie kark dłonią, bo
naprawdę mnie bolał. Mimo wszystko spanie w takiej pozycji nie było za wygodne
ani wskazane. Ale jeżeli tak zasnęliśmy, teraz musimy cierpieć.
— Chyba czas zbierać się do domu
— napomknąłem nieśmiało, zerkając mimochodem na psychiatrę.
Jego brązowe włosy, jak zwykle
przeplatane złotymi pasmami, teraz były
całe potargane, a koszula, jeszcze tak niedawno idealnie wyprasowana, miała
wiele wgnieceń. Jego wyraz twarzy był zaspany, ale nie znalazłem żadnych śladów
zadumy ani niczego, co mogłem nawiązać z minioną nocą.
— Odwiozę cię — powiedział i
spojrzał na mnie. Nie zdążyłem odwrócić wzroku, dlatego nasze tęczówki spotkały
się na chwilę.
— Nie musi pan — od razu
zaprzeczyłem, ale wiedziałem, że to na marne. Nie odpuści mi tego.
Jego spojrzenie wystarczyło, bym
już nic nie mówił. Zamiast tego wstałem, a kiedy wyprostowałem plecy, poczułem
ostry ból, nie tylko w krzyżu, ale na całej szyi. Zacisnąłem jednak zęby i poczekałem
cierpliwie aż Chanyeol zabierze wszystko, by wyjść z jego gabinetu. Jeszcze
nigdy tak długo nie zdarzyło mi się tu siedzieć, ale jakoś wcale tego nie
żałowałem. Rozumiałem to, że potrzebował czyjeś bliskości, a ja byłem skłonny
mu ją dać bez żadnych sprzeciwów. On też wiele dla mnie zrobił, więc chciałem
choć w małym stopniu mu się za to odwdzięczyć.
— Chodź — uśmiechnął się łagodnie,
a posłusznie wyszedłem z nim na korytarz.
— Nikogo nie ma — zauważyłem,
rozglądając się dookoła.
— Dzisiaj jest sobota, więc nie
przyjmujemy — powiedział.
Zamknął drzwi na klucz, po czym
przez ladę recepcji odłożył na miejsce.
Kiedy wychodziliśmy, nie
odezwaliśmy się słowem. Nie mogąc wytrzymać ostrego bólu, próbowałem jakoś
rozmasować kark, ale nic to nie dało. W domu będę musiał znaleźć jakiś sposób
na ból, ale teraz wolałem o tym nie myśleć.
Ulice były puste, tylko pojedyncze
samochody nas mijały. Pewnie za jakieś pół godziny będzie istny ruch, bo ludzie
będą chcieli dostać się do pracy albo do innych miejsc.
Ranek wydawał się naprawdę
piękny, słońce już od dawana wisiało na niebie. Choć moje ciało tego nie
pokazywało, wyspałem się. Nie czułem zmęczenia, a co najdziwniejsze nie
musiałem się męczyć, by zasnąć. Miałem wrażenie, że przy psychologu moja
bezsenność znika.
Znowu pomiędzy nami trwała
cisza. Miałem wrażenie, że stanie się to dla nas rutyną — miałem dziwne
wrażenie, że to nie moja ostatnia podróż z Chanyeolem.
Nie wyciągałem telefonu z
kieszeni spodni. Nawet bałem się zobaczyć ile mam wiadomości czy nieodebranych
połączeń od Camryn czy Claude. Muszę z nimi porozmawiać o wszystkim. Wiem, że zauważali
w mnie zmianę, nie tylko tą narkotyczną. Zmieniłem się też pod względem
uczuciowym, ale sam do końca też nie wiedziałem jak bardzo. To nadal zagadka,
ale była o wiele mniejsza niż sam Park Chanyeol.
Zagadka dopiero się narodziła;
co mnie i Chanyeola teraz łączy? Czy nadal będę musiał się wysilać, by dostać
tę z pozoru banalną odpowiedź? Jednak teraz muszę cierpliwie poczekać, bo ja
sam muszę siebie rozgryźć, by dopiero wymagać odpowiedzi od pana Parka.
Kiedy zobaczyłem mój dom, w
duchu odetchnąłem. Może nie czułem się tak niezręcznie jak wtedy, kiedy
jechałem z nim pierwszy raz, ale wiedziałem, że pomiędzy nami wytwarza się dziwna
atmosfera i jestem więcej jak pewny, że wystarczyłoby tylko jedno słowa, a
byśmy żałowali, że zaczęliśmy jakąkolwiek rozmowę.
Chanyeol zaparkował niedaleko
mojego domu, po prostu będę mieć całkiem przyjemny i krótki spacer o poranku. Zacząłem
odpinać pasy, kiedy usłyszałem jego cichy głos.
— Dziękuję.
Zdziwiony odwróciłem się w jego
stronę, marszcząc nieco brwi.
— Za co dziękujesz?
Chanyeol westchnął i odchylił
głowę przez co zobaczyłem jego smukłą szyję i jabłko Adama, tak uwydatnione.
— Za to, że ze mną zostałeś. Naprawdę
jestem wdzięczny.
Wzruszyłem ramionami, po czym na
chwilę wróciłem do wyjściowej pozycji. Zawinąłem swoje dłonie w pięści, by
ukryć choć na chwilę swoje zażenowanie, które mogło osiągnąć swój szczyt od
początku naszej zakręconej znajomości.
— Nie musi mi pan dziękować —
zaprzeczyłem. — Pan też dla mnie dużo zrobił. Nawet odebrał pan telefon w środku
nocy. To naprawdę wiele.
Chanyeol nie odpowiedział. Uznałem
już to za zakończenie rozmowy, więc otworzyłem drzwi i wyszedłem. Zanim odszedłem,
pochyliłem się i pożegnałem.
— Do widzenia, panie Park.
Chanyeol spojrzał na mnie, po
czym skinął głową.
— Do zobaczenia, Baekhyunnie.
«»
W domu od razu wziąłem gorący
prysznic, by choć trochę pozbyć się fizycznego zmęczenia. Moje obolałe mięśnie
nieco rozluźniły się pod gorącą wodą, ale nadal miałem wrażenie, że mój kark
jest zrobiony ze sztywnej dykty.
Usiadłem przy stole z kubkiem
gorącej kawy w dłoni i zacząłem analizować wszystko po kolei. Nadal czułem jego
ciepły oddech na szyi i miękkie włosy, które mnie łaskotały. Jego ciężar, kiedy
zasnął na moim ramieniu. Miękkość jego skóry, kiedy go dotknąłem. Wszystko
pamiętałem.
Zamoczyłem usta w gorzkawym
płynie, zastanawiając się jakim dokładnie mogę go uczuciem darzyć. Zauroczenie?
Raczej nie. Fascynacja? Też chyba raczej nie. A może to była tylko nagła chęć
poznania tajemnicy?
Pamiętam jak bardzo byłem nim
zafascynowany przy pierwszym spotkaniu. Jego oczy od pierwszego razu były
tajemnicze i teraz choć po części wiedziałem co skrywają, ale nadal dokładnie
nie poznałem jego osoby. Nadal nie wiedziałem o nim wiele, ale sama jego
przeszłość wskazywała na to, że nie był typem osoby, która stoi i patrzy na cierpienie
innych. Nie. To nawet mówił jego zawód. Miałem jedynie pewność, że historia
jego żony wpłynęła na to, jak obchodzi się z pacjentami. Może dlatego wzbudził
we mnie takie ciepłe emocje, które nadal nabierały kształtu, a teraz nawet nie
potrafiłem ich porządnie nazwać?
Koło godziny siódmej usłyszałem
kroki na schodach. Oboje wstali. Znalem ich chód bardzo dobrze. Camryn była
naprawdę cicha, ale nadal słyszałem jak chodzi.
Zanim zeszli na dół, zrobiłem im
kawy, a samemu ponownie zająłem wcześniejsze miejsce. Czekała mnie poważna
rozmowa i teraz nie chciałem jej przekładać. Bo jeśli nie zrobię tego teraz,
nie zbiorę się na odwagę już nigdy, a wtedy zranię ich mocniej niż bym chciał.
Wyczułem ich zdziwienie i ulgę,
nawet nie musiałem podnosić wzroku. Wiedziałem, że się martwili o mnie i byłem
im za to wdzięczny. Byli jak prawdziwa rodzina. Może dlatego ich pokochałem.
— Gdzieś ty się podziewał? —
zapytała Camryn, ciężko siadając na krześle naprzeciw mnie.
— Wypadło mi coś — powiedziałem
wymijająco. Claude usiadł obok blondynki, a ja ścisnąłem mocniej kubek, tym
samym sobie wmawiając, że będzie dobrze. Musiało być. — Muszę wam coś
powiedzieć.
— Z samego rana? — mruknął
starszy mężczyzna, zabierając się za swoją dawkę kofeiny.
— Tak, bo później stracę odwagę
i już w ogóle nie powiem — przywołałem na usta lekki uśmiech, ale do wesołości
daleko mi było. Może przez to próbowałem dodać sobie odwagi, otuchy, byleby jakoś
znieść tę rozmowę.
Chciałem im powiedzieć
największe sekrety i moje plany, a wiem, że istnieje możliwość, że mogę ich
zranić.
Dlatego modliłem się w duchy, by
mnie zrozumieli, jak rozumieli mnie przez tyle czasu.
«»
Znowu zrobiłam maraton i dałam Wam trzy rozdziały pod rząd.Te rozdziały będą już wyjaśnieniem wszystkiego.Chanbaeki ruszą pełną parą już niedługo, więc się nie obawiajcie.Kocham Was.
Klep <3
OdpowiedzUsuńNie mam nic przeciwko maratonom i ty doskonale o tym wiesz xd Jejku, to jest piękne <3 Cała relacja Baeka z Czankiem jest zrobiona po mistrzowsku i ogromnie cię za to podziwiam. Wbrew pozorom, ta scena jak panowie się budzą jest jak dla mnie bardzo romantyczna i delikatna. CHOLERNIE MI SIĘ PODOBA! Nie ma tutaj nic na siłę, wszystko jest naturalne <3 Eh, wspaniałe kochana <3
UsuńKocham, kocham, kocham <3
Okej, zanim zacznę jakąkolwiek składną wypowiedź to wybaacz, ale muszę.
OdpowiedzUsuńKOCHASZ GO IDIOTO, WIĘC NAWET SIĘ JUŻ NIE ZASTANAWIAJ CO TO ZA UCZUCIE, OKEJ? WALNĘ CIĘ JAK TEGO NIE PRZYZNASZ, BYUN BAEKHYUN.
Dobrze, już mogę zacząć XDDD
Więc tak, na początku muszę powiedzieć, że tutaj, tzn w tym rozdziale, Baekhyun przeszedł samego siebie. Raz panie, a w następnym zdaniu już na ty. God, why mi się to tak podoba? Chyba nie tylko co do uczuć nie potrafi się zdecydować, ale to nic. W końcu się dowie. Chyba.
Z tym karkiem bolącym to ja mu bardzo współczuję ;-; Nienawidzę tego uczucia. Strasznie nieznośne jest, ale trzymam kciuki, żeby mimo to, nie poddał się i powiedział wszystko to, co chciał powiedzieć.
Btw. podczas czytania ostatnich trzech (?) rozdziałów słuchałam albumu, o którym wcześniej wspomniałaś. Cudny jest *-*
W taki oto sposób nadrobiłam chyba swoją zaległość i przeczytałam na raz 5 rozdziałów. KAŻDY SKOMENTOWAŁAM i jestem z siebie chyba tak trochę dumna, bo nigdy aż tak wylewna nie byłam :D Ale temu ff zdecydowanie się należy.
Już na sam koniec życzę Ci dużo weny, pomysłów i chęci na pisanie kolejnych rozdziałów :D
Pozdrawiam i zapraszam do siebie na miniaturkę z kaisoo ♥ (http://art-of-yaoi.blogspot.com/)
Boże, dziękuję za każdy osoby komentarz, naprawdę ;-;
Usuń