piątek, 29 lipca 2016

Touches - dotyk dwudziesty szósty;




„Rodzina to nie krew. To ludzie, którzy cię kochają. Ludzie, którzy cię wspierają.” — Cassandra Clare

«»

Nie wiem, który z nas pierwszy się obudził, ale miałem wrażenie, że obaj na raz.
Kiedy się obudziłem, moja głowa obsunęła się z ramienia Chanyola, choć gdy zasypiałem, to on leżał na moim. Nie miałem pojęcia jak my to zrobiliśmy, ale ja wylądowałem na jego ramieniu.
Momentalnie usiadłem prosto, prostując plecy. Miałem cały zesztywniały kark, który bolał przy każdym poruszeniu się. Nie byłem przyzwyczajony do tego, by tak spać, ale nie miałem zamiaru teraz narzekać. Będę pomrukiwać z niezadowolenia, kiedy będę w domu.
— Która godzina? — zapytałem zaspany, przecierając sobie twarz.
Nie zapytałem tylko dlatego, że chciałem znać parę cyferek, ale dlatego też, że chciałem pozbyć się uporczywej ciszy i niezręczności, która wisiała w powietrzu.
Chanyeol najpierw zamruczał, przeciągnął się leniwie i dopiero wtedy mi odpowiedział.
— Jest parę minut po szóstej — odpowiedział mi.
Potarłem sobie kark dłonią, bo naprawdę mnie bolał. Mimo wszystko spanie w takiej pozycji nie było za wygodne ani wskazane. Ale jeżeli tak zasnęliśmy, teraz musimy cierpieć.
— Chyba czas zbierać się do domu — napomknąłem nieśmiało, zerkając mimochodem na psychiatrę.
Jego brązowe włosy, jak zwykle przeplatane złotymi pasmami,  teraz były całe potargane, a koszula, jeszcze tak niedawno idealnie wyprasowana, miała wiele wgnieceń. Jego wyraz twarzy był zaspany, ale nie znalazłem żadnych śladów zadumy ani niczego, co mogłem nawiązać z minioną nocą.
— Odwiozę cię — powiedział i spojrzał na mnie. Nie zdążyłem odwrócić wzroku, dlatego nasze tęczówki spotkały się na chwilę.
— Nie musi pan — od razu zaprzeczyłem, ale wiedziałem, że to na marne. Nie odpuści mi tego.
Jego spojrzenie wystarczyło, bym już nic nie mówił. Zamiast tego wstałem, a kiedy wyprostowałem plecy, poczułem ostry ból, nie tylko w krzyżu, ale na całej szyi. Zacisnąłem jednak zęby i poczekałem cierpliwie aż Chanyeol zabierze wszystko, by wyjść z jego gabinetu. Jeszcze nigdy tak długo nie zdarzyło mi się tu siedzieć, ale jakoś wcale tego nie żałowałem. Rozumiałem to, że potrzebował czyjeś bliskości, a ja byłem skłonny mu ją dać bez żadnych sprzeciwów. On też wiele dla mnie zrobił, więc chciałem choć w małym stopniu mu się za to odwdzięczyć.
— Chodź — uśmiechnął się łagodnie, a posłusznie wyszedłem z nim na korytarz.
— Nikogo nie ma — zauważyłem, rozglądając się dookoła.
— Dzisiaj jest sobota, więc nie przyjmujemy — powiedział.
Zamknął drzwi na klucz, po czym przez ladę recepcji odłożył na miejsce.
Kiedy wychodziliśmy, nie odezwaliśmy się słowem. Nie mogąc wytrzymać ostrego bólu, próbowałem jakoś rozmasować kark, ale nic to nie dało. W domu będę musiał znaleźć jakiś sposób na ból, ale teraz wolałem o tym nie myśleć.
Ulice były puste, tylko pojedyncze samochody nas mijały. Pewnie za jakieś pół godziny będzie istny ruch, bo ludzie będą chcieli dostać się do pracy albo do innych miejsc.
Ranek wydawał się naprawdę piękny, słońce już od dawana wisiało na niebie. Choć moje ciało tego nie pokazywało, wyspałem się. Nie czułem zmęczenia, a co najdziwniejsze nie musiałem się męczyć, by zasnąć. Miałem wrażenie, że przy psychologu moja bezsenność znika.
Znowu pomiędzy nami trwała cisza. Miałem wrażenie, że stanie się to dla nas rutyną — miałem dziwne wrażenie, że to nie moja ostatnia podróż z Chanyeolem.
Nie wyciągałem telefonu z kieszeni spodni. Nawet bałem się zobaczyć ile mam wiadomości czy nieodebranych połączeń od Camryn czy Claude. Muszę z nimi porozmawiać o wszystkim. Wiem, że zauważali w mnie zmianę, nie tylko tą narkotyczną. Zmieniłem się też pod względem uczuciowym, ale sam do końca też nie wiedziałem jak bardzo. To nadal zagadka, ale była o wiele mniejsza niż sam Park Chanyeol.
Zagadka dopiero się narodziła; co mnie i Chanyeola teraz łączy? Czy nadal będę musiał się wysilać, by dostać tę z pozoru banalną odpowiedź? Jednak teraz muszę cierpliwie poczekać, bo ja sam muszę siebie rozgryźć, by dopiero wymagać odpowiedzi od pana Parka.
Kiedy zobaczyłem mój dom, w duchu odetchnąłem. Może nie czułem się tak niezręcznie jak wtedy, kiedy jechałem z nim pierwszy raz, ale wiedziałem, że pomiędzy nami wytwarza się dziwna atmosfera i jestem więcej jak pewny, że wystarczyłoby tylko jedno słowa, a byśmy żałowali, że zaczęliśmy jakąkolwiek rozmowę.
Chanyeol zaparkował niedaleko mojego domu, po prostu będę mieć całkiem przyjemny i krótki spacer o poranku. Zacząłem odpinać pasy, kiedy usłyszałem jego cichy głos.
— Dziękuję.
Zdziwiony odwróciłem się w jego stronę, marszcząc nieco brwi.
— Za co dziękujesz?
Chanyeol westchnął i odchylił głowę przez co zobaczyłem jego smukłą szyję i jabłko Adama, tak uwydatnione.
— Za to, że ze mną zostałeś. Naprawdę jestem wdzięczny.
Wzruszyłem ramionami, po czym na chwilę wróciłem do wyjściowej pozycji. Zawinąłem swoje dłonie w pięści, by ukryć choć na chwilę swoje zażenowanie, które mogło osiągnąć swój szczyt od początku naszej zakręconej znajomości.
— Nie musi mi pan dziękować — zaprzeczyłem. — Pan też dla mnie dużo zrobił. Nawet odebrał pan telefon w środku nocy. To naprawdę wiele.
Chanyeol nie odpowiedział. Uznałem już to za zakończenie rozmowy, więc otworzyłem drzwi i wyszedłem. Zanim odszedłem, pochyliłem się i pożegnałem.
— Do widzenia, panie Park.
Chanyeol spojrzał na mnie, po czym skinął głową.
— Do zobaczenia, Baekhyunnie.

«»

W domu od razu wziąłem gorący prysznic, by choć trochę pozbyć się fizycznego zmęczenia. Moje obolałe mięśnie nieco rozluźniły się pod gorącą wodą, ale nadal miałem wrażenie, że mój kark jest zrobiony ze sztywnej dykty.
Usiadłem przy stole z kubkiem gorącej kawy w dłoni i zacząłem analizować wszystko po kolei. Nadal czułem jego ciepły oddech na szyi i miękkie włosy, które mnie łaskotały. Jego ciężar, kiedy zasnął na moim ramieniu. Miękkość jego skóry, kiedy go dotknąłem. Wszystko pamiętałem.
Zamoczyłem usta w gorzkawym płynie, zastanawiając się jakim dokładnie mogę go uczuciem darzyć. Zauroczenie? Raczej nie. Fascynacja? Też chyba raczej nie. A może to była tylko nagła chęć poznania tajemnicy?
Pamiętam jak bardzo byłem nim zafascynowany przy pierwszym spotkaniu. Jego oczy od pierwszego razu były tajemnicze i teraz choć po części wiedziałem co skrywają, ale nadal dokładnie nie poznałem jego osoby. Nadal nie wiedziałem o nim wiele, ale sama jego przeszłość wskazywała na to, że nie był typem osoby, która stoi i patrzy na cierpienie innych. Nie. To nawet mówił jego zawód. Miałem jedynie pewność, że historia jego żony wpłynęła na to, jak obchodzi się z pacjentami. Może dlatego wzbudził we mnie takie ciepłe emocje, które nadal nabierały kształtu, a teraz nawet nie potrafiłem ich porządnie nazwać?
Koło godziny siódmej usłyszałem kroki na schodach. Oboje wstali. Znalem ich chód bardzo dobrze. Camryn była naprawdę cicha, ale nadal słyszałem jak chodzi.
Zanim zeszli na dół, zrobiłem im kawy, a samemu ponownie zająłem wcześniejsze miejsce. Czekała mnie poważna rozmowa i teraz nie chciałem jej przekładać. Bo jeśli nie zrobię tego teraz, nie zbiorę się na odwagę już nigdy, a wtedy zranię ich mocniej niż bym chciał.
Wyczułem ich zdziwienie i ulgę, nawet nie musiałem podnosić wzroku. Wiedziałem, że się martwili o mnie i byłem im za to wdzięczny. Byli jak prawdziwa rodzina. Może dlatego ich pokochałem.
— Gdzieś ty się podziewał? — zapytała Camryn, ciężko siadając na krześle naprzeciw mnie.
— Wypadło mi coś — powiedziałem wymijająco. Claude usiadł obok blondynki, a ja ścisnąłem mocniej kubek, tym samym sobie wmawiając, że będzie dobrze. Musiało być. — Muszę wam coś powiedzieć.
— Z samego rana? — mruknął starszy mężczyzna, zabierając się za swoją dawkę kofeiny.
— Tak, bo później stracę odwagę i już w ogóle nie powiem — przywołałem na usta lekki uśmiech, ale do wesołości daleko mi było. Może przez to próbowałem dodać sobie odwagi, otuchy, byleby jakoś znieść tę rozmowę.
Chciałem im powiedzieć największe sekrety i moje plany, a wiem, że istnieje możliwość, że mogę ich zranić.
Dlatego modliłem się w duchy, by mnie zrozumieli, jak rozumieli mnie przez tyle czasu.

«»


Znowu zrobiłam maraton i dałam Wam trzy rozdziały pod rząd.
Te rozdziały będą już wyjaśnieniem wszystkiego.
Chanbaeki ruszą pełną parą już niedługo, więc się nie obawiajcie.
Kocham Was.

4 komentarze:

  1. Odpowiedzi
    1. Nie mam nic przeciwko maratonom i ty doskonale o tym wiesz xd Jejku, to jest piękne <3 Cała relacja Baeka z Czankiem jest zrobiona po mistrzowsku i ogromnie cię za to podziwiam. Wbrew pozorom, ta scena jak panowie się budzą jest jak dla mnie bardzo romantyczna i delikatna. CHOLERNIE MI SIĘ PODOBA! Nie ma tutaj nic na siłę, wszystko jest naturalne <3 Eh, wspaniałe kochana <3
      Kocham, kocham, kocham <3

      Usuń
  2. Okej, zanim zacznę jakąkolwiek składną wypowiedź to wybaacz, ale muszę.
    KOCHASZ GO IDIOTO, WIĘC NAWET SIĘ JUŻ NIE ZASTANAWIAJ CO TO ZA UCZUCIE, OKEJ? WALNĘ CIĘ JAK TEGO NIE PRZYZNASZ, BYUN BAEKHYUN.
    Dobrze, już mogę zacząć XDDD
    Więc tak, na początku muszę powiedzieć, że tutaj, tzn w tym rozdziale, Baekhyun przeszedł samego siebie. Raz panie, a w następnym zdaniu już na ty. God, why mi się to tak podoba? Chyba nie tylko co do uczuć nie potrafi się zdecydować, ale to nic. W końcu się dowie. Chyba.
    Z tym karkiem bolącym to ja mu bardzo współczuję ;-; Nienawidzę tego uczucia. Strasznie nieznośne jest, ale trzymam kciuki, żeby mimo to, nie poddał się i powiedział wszystko to, co chciał powiedzieć.
    Btw. podczas czytania ostatnich trzech (?) rozdziałów słuchałam albumu, o którym wcześniej wspomniałaś. Cudny jest *-*
    W taki oto sposób nadrobiłam chyba swoją zaległość i przeczytałam na raz 5 rozdziałów. KAŻDY SKOMENTOWAŁAM i jestem z siebie chyba tak trochę dumna, bo nigdy aż tak wylewna nie byłam :D Ale temu ff zdecydowanie się należy.
    Już na sam koniec życzę Ci dużo weny, pomysłów i chęci na pisanie kolejnych rozdziałów :D
    Pozdrawiam i zapraszam do siebie na miniaturkę z kaisoo ♥ (http://art-of-yaoi.blogspot.com/)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Boże, dziękuję za każdy osoby komentarz, naprawdę ;-;

      Usuń

Theme by Ally | Panda Graphics | Credit x