poniedziałek, 27 czerwca 2016

Touches - dotyk trzynasty;

„Zapominamy to, co chcemy pamiętać, a pamiętamy to, o czym chcielibyśmy zapomnieć.” — Cormac McCarthy

«»

Ostania wizyta była zaplanowana tuż przed świętami.
Trochę się nią denerwowałem, by raczej nie powiedzieć, że bardzo. Wiele myślałem nad słowami brata, ale wolałem jednak unikać tematu moich uczuć. Sam do końca nie wiedziałem, co czuję, więc chciałem zachować pozory, że wszystko jest w porządku.
Myślami jednak powracałem do obrączki. Sam nie wiem co tak bardzo mnie do tego ciągnęło. Moja uparta i ciekawska strona, czy może jednak podświadome uczucia?
Wszystko toczyło się powolnie i spokojnie. Wizyta u lekarza przebiegła trochę nerwowo i po części strasznie — wyniki nie były dobre, prawie że byłem nad przepaścią upadku zdrowia fizycznego — jednak istniał cień szansy na to, że moje ciało wróci jako tako do normalności.  
Ale nigdy nie będę taki jak dawniej.
Spotkania grupowe były teraz dla mnie częścią nieodłączną. Lubiłem na nie chodzić, w sumie nie wiem co tak naprawdę mnie skłaniało do tego, by ruszyć się z miejsca. Chociaż musiałem przyznać, że zaczynałem lubić stan z którym się budzę. Już od miesiąca budziłem się czysty i nie wymiotowałem zaraz po przebudzeniu. Wspomnienia z dni, kiedy brałem teraz zalewały się czernią i z szczerą chęcią nie chciałem powracać myślami do tych lat.
Tym razem wierciłem się na plastikowym krześle. Moje kości dawały o sobie znać, a że byłem chudy strasznie mnie to drażniło. Nawet niewielkie wgłębienie czy wybrzuszenie dotykało mnie dotkliwie. To kolejny minus, jednak musiałem wytrwać. Za wszystko płaciłem wysoką cenę, ale miałem szczerą nadzieję, że to wszystko nie pójdzie na marne. Nigdy nie chciałem wracać do narkomani, bo widziałem jak mnie to zniszczyło. Nie tylko życie straciłem, ale przysporzyłem problemów i zmartwień bliskim mi osobom. Właśnie dlatego zaciskałem zęby i parłem na przód, byleby się nie zatrzymywać.
Był tydzień przed świętami. Była to również ostatnia wizyta, później miałem spotkać się z doktorem Parkiem po nowym roku. Camryn i Claude już mi zapowiedzieli, że święta będą i spędzimy je wspólnie. Nawet nie pamiętam, kiedy ostatni raz świętowałem Boże Narodzenie czy Nowy Rok. Jednak w tym roku nie zamierzałem niczego dotykać co jest związane z jakimiś procentami — planowałem tylko się najeść, w końcu Camryn gotowała, a nikłego doświadczenia wiedziałem, że jest świetną kucharką i uraczy nas czymś dobrym.
Claude znalazł nową pracę. Tak naprawdę daleko szukać nie musiał, bo jak się okazało, firma konkurencyjna miała już chrapkę na niego, dlatego pracę dostał w mgnieniu oka. Cieszyłem się, że znalazł sobie zajęcie, bo z tego co wiem, robił się strasznie nieznośny, kiedy siedział w domu.
Camryn nie narzekała. Pracowała jako kelnerka w barze, czasem szła na nocą zmianę, ale miała na tyle ogarniętych kolegów, że potrafili dać po łapach jakiemuś napalonemu facetowi. Dlatego o nią byłem spokojny, chociaż siedziała we mnie obawa, czy na pewnie wróci bezpiecznie do domu.
Dochodziła równa szesnasta, a ja powoli traciłem cierpliwość. Chciałem mieć tę wizytę za sobą i pójść do domu. Tym bardziej, że męczyły mnie bezsensowne rozmyślenia, a do konkretnej konkluzji nie mogłem wcale dojść. Dlatego chciałem zostawić to tak jak jest.
Minęła okrągła minuta po szesnastej, kiedy drzwi w końcu się otworzyły. Wyszła z gabinetu ta sama kobieta co wcześniej. Nigdy jej się nie przypatrywałem i nie zamierzałem. Nie interesowało mnie co ludzie mówią w tym gabinecie, obchodziło mnie to, by tylko wejść i odczuć ulgę na psychice.
Kiedy mnie minęła, ja się podniosłem z niewygodnego krzesła i podszedłem pod drzwi. Zanim zapukałem, wziąłem głęboki wdech. Po usłyszeniu dobrze znanego mi „proszę” nacisnąłem klamkę i wtoczyłem się do środka.
Chanyeol tradycyjnie siedział za biurkiem, a jego oczy były skierowane na mnie, jakby doglądał dogłębnie każdego mojego kroku. Z przyzwyczajenia spojrzałem na stolik i zauważyłem kolejną zmianę kwiatów — były to stokrotki.
— Dzień dobry — powiedziałem, kiedy wróciłem spojrzeniem do psychologa. Odpowiedział mi półuśmiechem.
— Witaj, Baekhyunie.
Usiadłem na krześle. Dziękowałem, że było obite w miękką oprawę, bo po takich torturach jak siedzenie na plastikowych krzesełkach, te tutaj było dla mnie przyjemnością.
— Cóż, jak na razie to nasze ostatnie spotkanie w tym roku — powiedział i znów splótł palce.
Przebiegłem wzrokiem po jego dłoniach. Obrączka nadal się tam znajdowała, niestety nie zniknęła w magiczny sposób. W duchu westchnąłem ciężko, a na zewnątrz przywołałem się do porządku.
— Nie wyglądasz za dobrze, Baekhyun — zauważył psycholog.
— Hm? — jakby wyrwany z transu spojrzałem na niego, nie rozumiejąc do końca co miał na myśli.
— Chodzi o wygląd zewnętrzny — wyjaśnił delikatnie, a ja oblałem się bladym rumieńcem.
— Och… To nic takiego — uśmiechnąłem się krzywo, ale moje usta nie pokazały nawet takiego koślawego gestu. Chanyeol spojrzał na mnie, a ja już wiedziałem, że nie kupił tego. — Lekarz mi powiedział, że mam bardzo wyniszczony organizm — powiedziałem, a moje ramiona opadły lekko.
Chanyeol zmarszczył brwi, a jego usta ledwo widocznie się zacisnęły. Rozplątał palce, a dłonie położył na blacie biurka. Jego włosy opadały swobodnie na czoło, a ja po raz tysięczny poczułem się niekomfortowo w jego towarzystwie.
— Teraz podupada twoje zdrowie fizyczne — zauważył, ale dało się wyczuć, że nie jest zadowolony z tego faktu. Chociaż, kto by był?
Pokiwałem głową. Zacisnąłem palce bardziej na spodniach i szukałem punktu zaczepienia, byleby nie patrzeć na Chanyeola. Poruszył bardzo niewygodny temat, a było nim moje ciało. Byłem zniszczony, to fakt i właśnie dlatego nie chciałem się nikomu pokazywać. Wystarczył mi widok w lustrze — sam siebie nie poznawałem.
— Lekarz dał mi leki, a raczej zalecił dietę — powiedziałem, by ostudzić jego zmartwienia. On miał tylko mnie leczyć, nie martwić się o mnie. — Mam dużo jeść, by przybrać na wadze i dostarczyć witamin. Powiedział też, że muszę być pod stałą kontrolą.
— Co nie zmienia faktu, że jest bardzo blady, a twoje podkrążone oczy tylko podsycają zmartwienie — stwierdził, po czym westchnął. — Musisz teraz dbać zarówno o swoje zdrowie psychiczne, jak i fizyczne. Jeśli jedno stracisz, drugie też pociągnie za sobą konsekwencje.
— Wiem — oblizałem wargi.
Chanyeol pokiwał głową i wziął do ręki czyste kartki. Wiedziałem, co będziemy teraz robić, więc mentalnie przygotowałem się do rozmowy.
Ja mówiłem, a pan Park rozpisał sobie kilka rzeczy na kartkach. Tłumaczył wiele zachowań, które dla mnie były tylko bełkotem, a gdy przełożył je na mój język, zrozumiałem po części wszystko. Prawdę powiedziawszy rozkładaliśmy moją przeszłość na wszystkie części. Prawie jakbyśmy robili rubryki z mojego życia. Najgorsza była pod nazwą „rodzina”.
Nie wiem ile czasu spędziliśmy. Ty razem Chanyeol mówił wiele, a ja wsłuchiwałem się w jego spokojny, głęboki głos jakbym słuchał najlepszej kołysanki.
Lubiłem nasze spotkania. Może dlatego, że zawsze wychodziłem z nich spokojniejszy, bardziej lżejszy na duszy. Właśnie dlatego doceniałem Park Chanyeola, doceniałem go za to, że zrobił wiele w tak krótkim czasie, kiedy ja nie mogłem sobie z tym poradzić przez siedem lat.
Kiedy tak mi tłumaczył, momentalnie zrobiło mi się niedobrze, tak bardzo, że nie mogłem tego stłumić.
— Wszystko w porządku, Baekhyun? — zapytał Chanyeol, kiedy wykrzywiłem się na krześle.
— Nie… Trochę mi niedobrze — wykrztusiłem.
Chanyeol natychmiast podniósł się ze swojego miejsca i powędrował do czajnika stojącego na regale. Nawet bym go nie zauważył.
— Przejdzie mi — powiedziałem słabo, ale Chanyeol mnie nie słuchał. Wrzucił do kubka saszetkę herbaty i czekał cierpliwie jak woda się zagrzeje.
— Nie wydaje mi się — uciął. — Zrobiłeś się jeszcze bardziej blady niż byłeś.
Odchyliłem głowę do tyłu, chociaż to naprawdę niewiele dawało. Słabości dopadały mnie coraz częściej i coraz bardziej ciężko było się ich pozbyć. Lekarz niby mówił, że to minie, ale kiedy? To naprawdę mogło wykończyć. Nie lubiłem jak nudności dopadały mnie w miejscach, gdzie nie mogłem się położyć. Było to niewygodne i bardzo niekomfortowe dla ludzi z otoczenia. Sam się zastanawiałem jak wrócę do domu.
Kiedy usłyszałem dźwięk stawianego kubka na drewnianym blacie otworzyłem oczy i usiadłem prosto, co mnie było proste. Chanyeol postawił przede mną kubek z gorącą herbatą, a sam przystanął przy oknie, krzyżując ramiona na piersi.
— Nie było trzeba, naprawdę.
— Ależ ty jesteś uparty — wywrócił oczami. — Sam siebie nie widzisz, a zaufaj mi, nie wyglądasz najlepiej.
— Dziękuję — wziął kubek w ręce, korzystając z długich rękawów bluzy. Gdybym wziął kubek w gołe ręce skończyłbym pewne z oparzeniem.
Powoli siorbałem łyki, ale nie było to łatwe, jak za każdym razem wszystko podchodziło mi do gardła. W końcu odstawiłem kubek z połową niedopitej herbaty i skrzywiłem się jeszcze bardziej.
Chciałem wyjść. Dlatego wstałem z miejsca, podtrzymując się krzesła.
— Co robisz, Baekhyn? — natychmiast zapytał Chanyeol.
— Muszę wyjść — oznajmiłem, a przed oczami zatańczyły mi mroczki.
Ta wizyta nie skończy się dobrze, czułem to.
— Pomogę ci…
— Naprawdę nie trzeba — opowiedziałem i puściłem się krzesła. I to był błąd.
Runąłem w ramiona psychologa, balansując na skraju świadomości. Usłyszałem jeszcze jego przytłumiony głos, zanim oddałem się zupełnej ciemności.
To był pierwszy raz, kiedy zemdlałem.


«»

a/n: napisałam sobie plan, ale się go nie trzymam, heh. Od następnego rozdziału już będą dziać się bakyeole, o ile znowu czegoś nie pochrzanię :/// W każdym razie, jesteśmy teraz coraz bliżej z wyjaśnieniami z obrączką, więc wyczekujcie.

4 komentarze:

  1. God, jestem tak spragniona jakiegoś romansu chanbaekowego (zaraz wyjdę na jakąś napaloną na baekyeole, kurcze ;/) że jak przeczytałam o tym 'runięciu w ramiona psychologa' to prawie zapiszczałam. W końcu coś się między nimi zacznie dziać, a Twój dopisek sprawił, że jeszcze bardziej się niecierpliwie xd Baekyeole są mi teraz mocno potrzebne. Szczególnie po obejrzeniu filmiku, w którym Yeol całuje jakąś LASKĘ z dramy. Eh xd
    Ale dobra, jeśli chodzi o jakąś bardziej składną opinię i wgl, to hm... Powtórzę się znowu, jednak muszę to napisać. Podobało mi się (zaskoczony ktoś? Nie? Okej ;/). W sumie byłoby dziwnym, gdyby mi się nie podobało. Twój styl jest naprawdę przyjemny i szybko się czyta wszystko, bez żadnych problemów ze zrozumieniem czy coś. Mam nadzieję, że z Baekhyunem wszystko będzie okej, chociaż gdyby troszkę poleżał sobie w szpitalu to może Yeollie by go odwiedzał, martwiłby się o niego i wgl tak cuteo by było. Ale to znowu tylko moje przemyślenia i fantazje, które zbyt często mnie nachodzą.
    W każdym razie, jak zawsze czekam na kolejny rozdział, życzę weny i pozdrawiam serdecznie ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wgl w sumie jeszcze miałam dopisać, że zrobiłaś mi dzień xd Rozdział, w którym zaczynają się baekyeole na zakończenie moich urodzin to zaisty prezent <3 może nieświadomy, ale jednak xddddd

      Usuń
    2. To spóźnione wszystkiego najlepszego! Dużo zdrowia!
      Ashsjsk. Jezu, dziękuję za taki komentarz, naprawdę. Jejku, zrobiłaś mi dzień tym komentarzem ♥ Dziękuję.

      Usuń
    3. Dziękuję <333
      uf... A już myślałam, że wyszła mi kompletnie niezrozumiała poplanina, ale to dobrze, że komentarz Ci się spodobał xd i oczywiście, nie ma za co :D

      Usuń

Theme by Ally | Panda Graphics | Credit x