„A
potem świat znowu zaczął istnieć, ale istniał zupełnie inaczej.” — Andrzej
Sapkowski
«»
Kiedy wyszedłem z budynku, tak jak sobie
obiecałem kupiłem wodę i siadając na ławce, upiłem jej trochę. Chciałem w ten
sposób pozbyć się nieprzyjemnego smaku w gardle i nudności. Nic to nie dało,
ale przynajmniej miałem świadomość, że próbowałem uratować swoją sytuację.
Wyciągnąłem drżącą dłonią telefon z kieszeni
kurtki, nie zważając na godzinę, po czym odblokowałem ekran i wybrałem numer
Claude. Odebrał po dwóch sygnałach, za co byłem mu wdzięczny. Poprosiłem go, by
po mnie przyjechał, a ten bez żadnej zwłoki kazał mi czekać. Nie miałem
najmniejszej siły tłuc się autobusem.
Myślami wróciłem do minionej rozmowy z Sehunem.
O jaką rocznicę mu chodziło? Wiem, że to nie powinno mnie obchodzić w żaden
sposób, ale jakaś część mnie chciała poznać przeszłość mojego psychologa, a te
niecodzienne zachowania tylko podsycały moją ciekawość. Mimo wszystko — mojej
ciekawości i upartej strony nie mogłem go spytać o to prosto w twarz. Nie byłem
na tyle śmiały, to raz, a dwa, był moich lekarzem — psychiatrą, który stawia
mnie na nogi.
Czekałem równe osiem minut, które wyjątkowo mi
się dłużyły. Przechyliłem się trochę w przód, by poczuć się lepiej, ale nadal
przed oczami tańczyły mi czarne plami, które dziś wyjątkowo ze mnie drwiły. W
takich momentach po raz kolejny żałowałem, że brałem, ale chyba był taki mój
los i musiałem się pogodzić z pewnymi niedogodnościami.
Claude pomógł mi wsiąść do jego samochodu.
Podziękowałem mu bladym uśmiechem i zachrypniętym słowem „dziękuję”.
— Nie wyglądasz najlepiej — zauważył, kiedy sam
wsiadł po stronie kierowcy. — Musisz się wybrać do lekarza, mój drogi.
— To samo powiedziała mi Camryn — odparłem
słabo, opierając czoło o zimną szybę. Zamknąłem oczy i wziąłem powolny, długo
wdech.
— Dzisiaj dzwonimy, by umówić się na jak
najszybszą wizytę. Od razu informuję cię uprzejmie, że cię zawiozę. Będziesz
teraz pod stałą moją opieką, bo nie wydaje mi się byś teraz miał jakąkolwiek
siłę — zmarszczył brwi, a zauważyłem to, gdy rozchyliłem lekko powieki.
— A co z pracą?
— Aktualnie poszukuję nowej — zmarszczył się,
a jego dłonie zacisnęły się mocno na kierownicy.
— Zwolnił cię? — zapytałem zaskoczony,
wygodniej się opierając o oparcie siedzenia.
— Nie, ja się zwolniłem.
Posłałem mu nieme pytanie, a Claude zaciskając
najpierw usta, po chwili odpowiedział.
— Cóż, mój były szef zwalał na nas wiele spraw,
które nawet nas, pracowników nie dotyczyły. Ostatnio obciążał mnie też
dodatkowymi godzinami, za które nawet nie płacił mi należytego wynagrodzenia.
Wydaje mi się, że mnie znasz, a wiesz też, że nie znoszę takiego traktowania.
Pokiwałem głową w geście zrozumienia.
Faktycznie, naprawdę straszy mężczyzna narzekał na tego człowieka, a wiem, że
mój przyjaciel nie lubi sobą pomiatać. Nawet mu się nie dziwię, że zrezygnował
z takiej pracy, jestem więcej niż pewny, że niedługo znajdzie inną pracę w
odpowiednim dla siebie miejscu.
Gdy dotarliśmy na miejsce, pozwoliłem
Claude`owi mi pomóc wyjść z samochodu i dojść do domu. Później odwiesił swój i
mój płaszcz, prosząc Camryn, by zrobiła herbaty.
Kiedy siedziałem przy stole i siorbałem
pierwsze łyki gorącego naparu, doszedłem do wniosku, że na razie moje życie
jest pasmem cierpienia. Nie było w nim nawet namiastki szczęścia, bo co
dotychczas przeżyłem mogłem nazwać tylko piekłem na ziemi. Zastanawiałem się
również czy poznam dogłębnie życie czy swoje istnienie, bo los lubi utrudniać
nawet to.
Nudności trochę zelżały, ale nie słabości nie
odpędziłem. Dlatego za namową moich przyjaciół ruszyłem na górę i położyłem się
do łóżka, zapadając w ciężki, niespokojny sen.
«»
Śnił mi się las.
Las był skąpany w ciemno-czerwonych objęcia
ognia. Drzewa były przypalone, a ich czerń prawie wżarła mi się w oczy, a gorąc
jaki buchał we mnie prawie palił mnie do żywego. Wszystko było tak bardzo
realistyczne, że w pewnym momencie sam się zgubiłem we śnie lub jawnej
rzeczywistości — wprawdzie sam nie wiedziałem czy śnię czy sam jestem świadkiem
wielkiego pożaru.
Pośrodku płonącego lasu stał Chanyeol.
Chciałem krzyczeć, ale jak na złość z mojego
gardła nie wydobył się żaden dźwięk. Mogłem jedynie obserwować jak płomienie
zabierają go z mojego pola widzenia. Jakby wszystko, co ceniłem miało odejść.
Obudziłem się zalany łzami, którymi prawie się
dławiłem. Czułem jak pot zrosił moje czoło raz całe ciało. Dotknąłem swoich
policzków, które były całe mokre i cieple od emocji, które mną targały.
Podniosłem się do siadu, próbując uspokoić
swoje serce i łzy, które wciąż napływały mi do oczu. Sam nie wiedziałem czemu
tak bardzo to przeżyłem, ale obraz ognia pożerającego wszystko, czego tylko
dotknął, włącznie z Park Chanyeolem, był tak żywy, że miałem ochotę wyciągnąć
pomiętoloną karteczkę z jego numerem telefonu i zadzwonić czy wszystko w
porządku. Jednak od razu stwierdziłem, że to niedorzeczne i moje nieme
pragnienie odepchnąłem daleko poza moją świadomość.
Kiedy uspokoiłem się na tyle, wziąłem telefon w
dłonie. Dochodziła trzecia nad ranem, więc pomysł z zadzwonieniem do Chanyeola
jeszcze bardziej uschłą. Mimo to, że zapewnił mnie, że odbierze, nie chciałem
nigdy skorzystać z okazji. Może się bałem, nie wiem, ale jestem pewien, że
nigdy nie zdobędę się na taką odwagę.
Zamiast tego zadzwoniłem do brata. Odebrał. Nie
miał zmęczonego głosu, w końcu mieściliśmy się w różnych strefach
klimatycznych.
Opowiedziałem mu o moich śnie i o wszystkim, co
mnie spotkało. Słuchał mnie jak nikt inny. Był osobą, która potrafiła mnie
wysłuchać i nie oceniała; Baekboem wiedział o moich największych sekretach i
właśnie dlatego chciałem z nim podzielić się moimi rozterkami.
Jego głos był spokojny, łagodny, taki, że
całkowicie się uspokoiłem. Choć nadal miałem zaschnięte łzy na policzkach i
głęboko czające się uczucie niepokoju, położyłem się ponownie na posłaniu,
przykładając sobie telefon do ucha.
— Przepraszam, że zadzwoniłem do ciebie w
środku nocy — powiedziałem skruszony.
— U
mnie jest środek dnia, Baek — zaśmiał się mój brat. — Poza tym, masz prawo do mnie zadzwonić i się
wyżalić. Dziś mam nocy dyżur, więc cały dzień jestem w domu.
Pociągnąłem nosem.
— Mam wrażenie, że jestem naiwny. I nadal nie wiem
czemu przyśnił mi się mój psycholog.
— Sam
nie wiem — usłyszałem zadumę w jego głosie. — Może w pewnym stopniu stał się dla ciebie
ważną osobą?
— Ważną? — nieświadomie zmarszczyłem brwi.
Baekbeom westchnął ciężko, po czym usłyszałem jakiś szelest – najprawdopodobniej
chyba siadał.
— Nie
wiem, świadomie wiesz, że ci pomaga. Podświadomie jest kimś więcej niż
psychologiem.
— Chcesz mi powiedzieć, że zauroczyłem się w
nim? — zapytałem zdławionym głosem, sam do końca nie chcąc przyznać się do
tego, że to prawda.
— Może
to też za ostre słowo — odpowiedział. — Przychodzi w życiu taki czas, że chcesz mieć osobę, która będzie cię
kochać i może ty podświadomie chcesz być kochany.
Przewróciłem się na wznak, próbując zrozumieć
sens całego tego pierdolonego przedstawienia, którym było moje życie. Sam zaczynałem
już się gubiłem, ale czy na pewno wybrałem Park Chanyeola na kogoś, w kim mogę
bezpiecznie ulokować wszelkie uczucia?
— Może
dlatego ciągnie cię do tej sprawy z obrączką — ciągnął dalej, a ja
momentalnie się zachmurzyłem.
— Równie dobrze może mieć żonę, dzieci, pasa i
kota — warknąłem zirytowany, a mój brat zaśmiał się głośno. — I z czego się
cieszysz?
— Postaraj
się powstrzymać, Baekhyun. Łatwo się zakochać, ale trudniej zapomnieć. Tym
bardziej, tak jak mówisz, może mieć rodzinę. Wiem, że brzmię jakbym zabraniał
ci się zakochiwać, ale nie chcę być niepotrzebnie cierpiał.
— Niełatwo sobie kogoś znaleźć jeśli się jest
homoseksualistą — powiedziałem rozgoryczony.
— Mylisz
się, Baekhyun. Kiedyś sobie kogoś znajdziesz i nawet nie będziesz wiedział
kiedy. Miłość do każdych drzwi zapuka, ale ty musisz wiedzieć kiedy, by nie
stracić szansy.
Westchnąłem ciężko. Tak bardzo chciałem się
przytulić do brata, ale ponownie sobie uświadomiłem, że to z mojej winy dzielą
nas tysiące kilometrów.
— Z moim uzależnieniem idzie coraz lepiej.
Muszę zapisać się do lekarza, bo odczuwam skutki głodnego organizmu — mruknąłem
niezadowolony. Po raz pierwszy od kilku lat poczułem wielką ochotę na
narzekanie. — Tak w ogóle, na kiedy planujesz ślub? — momentalnie się ożywiłem.
— Cóż,
jeśli jesteś w dobrym stanie, to na lato — odpowiedział, a gdy zapadła
chwila ciszy usłyszałem jak jego narzeczona mówi mi „dzień dobry”. Uśmiechnąłem
się.
— To w sumie niedługo — zauważyłem.
— Niby
tak. Masz ponad pół roku. Mam nadzieję, że przyjedziesz.
— Cóż — zacząłem, zagryzając przez chwilę
wargi. — Ostatnio dużo myślałem. Sądzę, że jak skończę się leczyć, wrócę do
domu, do Korei. Na razie mam taki wstępny plan, ale nie wiem czy to wypali. Ale
obiecuję, że na twój ślub się stawię, jak najbardziej.
— Będziesz
się czuł na silach? — zapytał mnie, a ja pokiwałem głową, ale
wiedziałem, że on tego nie zobaczy.
— Mimo wszystko tęsknię za Koreą. Jest wiele
rzeczy, które mi przeszkadzają tutaj. Poza tym, muszę wyleczyć rany raz na
zawsze, a wiem, że to zrobię tylko wtedy, gdy wrócę. Mimo wszystko do lata będę
tu mieszkał.
Rozmawialiśmy jeszcze długo. Była piata pięć,
kiedy odłożyłem telefon. Poczułem się lepiej po rozmowie z bratem i choć pomimo
zmęczenia oraz wycieńczenia organizmu po raz pierwszy od siedmiu lat poczułem
się dobrze.
Zszedłem na dół, zaparzyłem sobie herbaty i
usiadłem przy stole. W domu było cicho. Wiedziałem, że Camryn i Claude śpią,
więc w samotności delektowałem się smakiem karmelowej herbaty. To Camryn
nauczyła mnie, by zapijać smutki w czymś ciepłym. Wybór padł na herbatę, bo
szczerze mówiąc nie miałem siły ani ochoty robić czekolady czy kakao.
Kiedy dopiłem ostatnią kroplę, udałem się na
górę i znów zakopałem się kołdrze i poduszkach.
Zasnąłem.
«»
a/n: dziś trochę inaczej, ale zaczyna się powoli coś dziać. Mam nadzieję, że rozdział Wam przypadnie do gustu. Chcę Was jeszcze potrzymać w niepewności z tajemniczą obrączką, ale obiecuję, że to wyjaśnię. Może nawet niedługo. Mnie osobiście podoba się ten rozdział. Dziś odebrałam świadectwo i zdałam do drugiej klasy. Rozwaliło mnie to, że na moim świadectwie i innych logistyków nasze przedmioty zawodowe są takim maleńkim druczkiem. Ale cóż. Do zobaczenia! Póki nie znajdę pracy na wakacje to będę pisać rozdziały i niedługo napiszę prolog do „Fuck, you`re so hot”. Kocham Was, wy moje misie pysie.Ps. trochę klimat mi się pochrzanił, więc nie zwracajcie na to uwagi :D U mnie nawet w Afryce może być śnieg XD Wybaczcie też za błędy, poprawię je, jak będzie mi się chciało :)
Rozdział przeczytałam jakoś o siódmej rano, ale później zasnęłam jeszcze, a następnie dołowałam się okropną pogodą i dopiero tak naprawdę teraz jestem w stanie skomentować xd
OdpowiedzUsuńCo mogę powiedzieć? Ten rozdział również mi się podobał xd Najbardziej w sumie zaciekawił mnie sen Baeka i muszę przyznać, że na początku jak zobaczyłam gifa, to zastanawiałam się do czego on będzie pasował, no ale po przeczytaniu już wiem :D Ogółem to chciałam Baekhyunowi głowę urwać, że nie zadzwonił do Chanyeola, ale z drugiej strony dobrze, że chociaż ze swoim bratem się skontaktował xd Ciekawe jak to wszystko wyjdzie. Może Byun pojedzie na jego ślub ze swoim - jak na razie - terapeutą? Fajnie by było jakby jako para się tam pojawili :D
Okej, chyba już za bardzo w przyszłość wybiegam, co? No nic xd czekam na kolejne rozdziały i pozdrawiam ^^
Dziękuję za komentarz i już usunęłam to, o o prosiłaś ♥
UsuńWszystko będzie powoli dziać i obiecuję, że niebawem będzie duuużo baekyeola, ale muszę trochę pokierować tym, by nie wyjść zbyt szybko z tym wszystkim :D Luv ♥
Haha xd dziękuję bardzo, kurcze ostatnio strasznie rozbiegana jestem i aż nie zauważam z którego konta komentuje xd
Usuńoki oki, czekam (nie)cierpliwie xd
Nie ma sprawy, to dla mnie nie jest żaden problem ♡
Usuń