piątek, 24 czerwca 2016

Touches - dotyk dwunasty;



„A potem świat znowu zaczął istnieć, ale istniał zupełnie inaczej.” — Andrzej Sapkowski

«»

Kiedy wyszedłem z budynku, tak jak sobie obiecałem kupiłem wodę i siadając na ławce, upiłem jej trochę. Chciałem w ten sposób pozbyć się nieprzyjemnego smaku w gardle i nudności. Nic to nie dało, ale przynajmniej miałem świadomość, że próbowałem uratować swoją sytuację.
Wyciągnąłem drżącą dłonią telefon z kieszeni kurtki, nie zważając na godzinę, po czym odblokowałem ekran i wybrałem numer Claude. Odebrał po dwóch sygnałach, za co byłem mu wdzięczny. Poprosiłem go, by po mnie przyjechał, a ten bez żadnej zwłoki kazał mi czekać. Nie miałem najmniejszej siły tłuc się autobusem.
Myślami wróciłem do minionej rozmowy z Sehunem. O jaką rocznicę mu chodziło? Wiem, że to nie powinno mnie obchodzić w żaden sposób, ale jakaś część mnie chciała poznać przeszłość mojego psychologa, a te niecodzienne zachowania tylko podsycały moją ciekawość. Mimo wszystko — mojej ciekawości i upartej strony nie mogłem go spytać o to prosto w twarz. Nie byłem na tyle śmiały, to raz, a dwa, był moich lekarzem — psychiatrą, który stawia mnie na nogi.
Czekałem równe osiem minut, które wyjątkowo mi się dłużyły. Przechyliłem się trochę w przód, by poczuć się lepiej, ale nadal przed oczami tańczyły mi czarne plami, które dziś wyjątkowo ze mnie drwiły. W takich momentach po raz kolejny żałowałem, że brałem, ale chyba był taki mój los i musiałem się pogodzić z pewnymi niedogodnościami.
Claude pomógł mi wsiąść do jego samochodu. Podziękowałem mu bladym uśmiechem i zachrypniętym słowem „dziękuję”.
— Nie wyglądasz najlepiej — zauważył, kiedy sam wsiadł po stronie kierowcy. — Musisz się wybrać do lekarza, mój drogi.
— To samo powiedziała mi Camryn — odparłem słabo, opierając czoło o zimną szybę. Zamknąłem oczy i wziąłem powolny, długo wdech.
— Dzisiaj dzwonimy, by umówić się na jak najszybszą wizytę. Od razu informuję cię uprzejmie, że cię zawiozę. Będziesz teraz pod stałą moją opieką, bo nie wydaje mi się byś teraz miał jakąkolwiek siłę — zmarszczył brwi, a zauważyłem to, gdy rozchyliłem lekko powieki.
— A co z pracą?
— Aktualnie poszukuję nowej — zmarszczył się, a  jego dłonie zacisnęły się mocno na kierownicy.
— Zwolnił cię? — zapytałem zaskoczony, wygodniej się opierając o oparcie siedzenia.
— Nie, ja się zwolniłem.
Posłałem mu nieme pytanie, a Claude zaciskając najpierw usta, po chwili odpowiedział.
— Cóż, mój były szef zwalał na nas wiele spraw, które nawet nas, pracowników nie dotyczyły. Ostatnio obciążał mnie też dodatkowymi godzinami, za które nawet nie płacił mi należytego wynagrodzenia. Wydaje mi się, że mnie znasz, a wiesz też, że nie znoszę takiego traktowania.
Pokiwałem głową w geście zrozumienia. Faktycznie, naprawdę straszy mężczyzna narzekał na tego człowieka, a wiem, że mój przyjaciel nie lubi sobą pomiatać. Nawet mu się nie dziwię, że zrezygnował z takiej pracy, jestem więcej niż pewny, że niedługo znajdzie inną pracę w odpowiednim dla siebie miejscu.
Gdy dotarliśmy na miejsce, pozwoliłem Claude`owi mi pomóc wyjść z samochodu i dojść do domu. Później odwiesił swój i mój płaszcz, prosząc Camryn, by zrobiła herbaty.
Kiedy siedziałem przy stole i siorbałem pierwsze łyki gorącego naparu, doszedłem do wniosku, że na razie moje życie jest pasmem cierpienia. Nie było w nim nawet namiastki szczęścia, bo co dotychczas przeżyłem mogłem nazwać tylko piekłem na ziemi. Zastanawiałem się również czy poznam dogłębnie życie czy swoje istnienie, bo los lubi utrudniać nawet to.
Nudności trochę zelżały, ale nie słabości nie odpędziłem. Dlatego za namową moich przyjaciół ruszyłem na górę i położyłem się do łóżka, zapadając w ciężki, niespokojny sen.

«»

Śnił mi się las.
Las był skąpany w ciemno-czerwonych objęcia ognia. Drzewa były przypalone, a ich czerń prawie wżarła mi się w oczy, a gorąc jaki buchał we mnie prawie palił mnie do żywego. Wszystko było tak bardzo realistyczne, że w pewnym momencie sam się zgubiłem we śnie lub jawnej rzeczywistości — wprawdzie sam nie wiedziałem czy śnię czy sam jestem świadkiem wielkiego pożaru.
Pośrodku płonącego lasu stał Chanyeol.
Chciałem krzyczeć, ale jak na złość z mojego gardła nie wydobył się żaden dźwięk. Mogłem jedynie obserwować jak płomienie zabierają go z mojego pola widzenia. Jakby wszystko, co ceniłem miało odejść.
Obudziłem się zalany łzami, którymi prawie się dławiłem. Czułem jak pot zrosił moje czoło raz całe ciało. Dotknąłem swoich policzków, które były całe mokre i cieple od emocji, które mną targały.
Podniosłem się do siadu, próbując uspokoić swoje serce i łzy, które wciąż napływały mi do oczu. Sam nie wiedziałem czemu tak bardzo to przeżyłem, ale obraz ognia pożerającego wszystko, czego tylko dotknął, włącznie z Park Chanyeolem, był tak żywy, że miałem ochotę wyciągnąć pomiętoloną karteczkę z jego numerem telefonu i zadzwonić czy wszystko w porządku. Jednak od razu stwierdziłem, że to niedorzeczne i moje nieme pragnienie odepchnąłem daleko poza moją świadomość.
Kiedy uspokoiłem się na tyle, wziąłem telefon w dłonie. Dochodziła trzecia nad ranem, więc pomysł z zadzwonieniem do Chanyeola jeszcze bardziej uschłą. Mimo to, że zapewnił mnie, że odbierze, nie chciałem nigdy skorzystać z okazji. Może się bałem, nie wiem, ale jestem pewien, że nigdy nie zdobędę się na taką odwagę.
Zamiast tego zadzwoniłem do brata. Odebrał. Nie miał zmęczonego głosu, w końcu mieściliśmy się w różnych strefach klimatycznych.
Opowiedziałem mu o moich śnie i o wszystkim, co mnie spotkało. Słuchał mnie jak nikt inny. Był osobą, która potrafiła mnie wysłuchać i nie oceniała; Baekboem wiedział o moich największych sekretach i właśnie dlatego chciałem z nim podzielić się moimi rozterkami.
Jego głos był spokojny, łagodny, taki, że całkowicie się uspokoiłem. Choć nadal miałem zaschnięte łzy na policzkach i głęboko czające się uczucie niepokoju, położyłem się ponownie na posłaniu, przykładając sobie telefon do ucha.
— Przepraszam, że zadzwoniłem do ciebie w środku nocy — powiedziałem skruszony.
— U mnie jest środek dnia, Baek — zaśmiał się mój brat. — Poza tym, masz prawo do mnie zadzwonić i się wyżalić. Dziś mam nocy dyżur, więc cały dzień jestem w domu.
Pociągnąłem nosem.
— Mam wrażenie, że jestem naiwny. I nadal nie wiem czemu przyśnił mi się mój psycholog. 
— Sam nie wiem — usłyszałem zadumę w jego głosie. — Może w pewnym stopniu stał się dla ciebie ważną osobą?
— Ważną? — nieświadomie zmarszczyłem brwi. Baekbeom westchnął ciężko, po czym usłyszałem jakiś szelest – najprawdopodobniej chyba siadał.
— Nie wiem, świadomie wiesz, że ci pomaga. Podświadomie jest kimś więcej niż psychologiem.
— Chcesz mi powiedzieć, że zauroczyłem się w nim? — zapytałem zdławionym głosem, sam do końca nie chcąc przyznać się do tego, że to prawda.
— Może to też za ostre słowo — odpowiedział. — Przychodzi w życiu taki czas, że chcesz mieć osobę, która będzie cię kochać i może ty podświadomie chcesz być kochany.
Przewróciłem się na wznak, próbując zrozumieć sens całego tego pierdolonego przedstawienia, którym było moje życie. Sam zaczynałem już się gubiłem, ale czy na pewno wybrałem Park Chanyeola na kogoś, w kim mogę bezpiecznie ulokować wszelkie uczucia?
— Może dlatego ciągnie cię do tej sprawy z obrączką — ciągnął dalej, a ja momentalnie się zachmurzyłem.
— Równie dobrze może mieć żonę, dzieci, pasa i kota — warknąłem zirytowany, a mój brat zaśmiał się głośno. — I z czego się cieszysz?
— Postaraj się powstrzymać, Baekhyun. Łatwo się zakochać, ale trudniej zapomnieć. Tym bardziej, tak jak mówisz, może mieć rodzinę. Wiem, że brzmię jakbym zabraniał ci się zakochiwać, ale nie chcę być niepotrzebnie cierpiał.
— Niełatwo sobie kogoś znaleźć jeśli się jest homoseksualistą — powiedziałem rozgoryczony.
— Mylisz się, Baekhyun. Kiedyś sobie kogoś znajdziesz i nawet nie będziesz wiedział kiedy. Miłość do każdych drzwi zapuka, ale ty musisz wiedzieć kiedy, by nie stracić szansy.
Westchnąłem ciężko. Tak bardzo chciałem się przytulić do brata, ale ponownie sobie uświadomiłem, że to z mojej winy dzielą nas tysiące kilometrów.
— Z moim uzależnieniem idzie coraz lepiej. Muszę zapisać się do lekarza, bo odczuwam skutki głodnego organizmu — mruknąłem niezadowolony. Po raz pierwszy od kilku lat poczułem wielką ochotę na narzekanie. — Tak w ogóle, na kiedy planujesz ślub? — momentalnie się ożywiłem.
— Cóż, jeśli jesteś w dobrym stanie, to na lato — odpowiedział, a gdy zapadła chwila ciszy usłyszałem jak jego narzeczona mówi mi „dzień dobry”. Uśmiechnąłem się.
— To w sumie niedługo — zauważyłem.
— Niby tak. Masz ponad pół roku. Mam nadzieję, że przyjedziesz.
— Cóż — zacząłem, zagryzając przez chwilę wargi. — Ostatnio dużo myślałem. Sądzę, że jak skończę się leczyć, wrócę do domu, do Korei. Na razie mam taki wstępny plan, ale nie wiem czy to wypali. Ale obiecuję, że na twój ślub się stawię, jak najbardziej.
— Będziesz się czuł na silach? — zapytał mnie, a ja pokiwałem głową, ale wiedziałem, że on tego nie zobaczy.
— Mimo wszystko tęsknię za Koreą. Jest wiele rzeczy, które mi przeszkadzają tutaj. Poza tym, muszę wyleczyć rany raz na zawsze, a wiem, że to zrobię tylko wtedy, gdy wrócę. Mimo wszystko do lata będę tu mieszkał.
Rozmawialiśmy jeszcze długo. Była piata pięć, kiedy odłożyłem telefon. Poczułem się lepiej po rozmowie z bratem i choć pomimo zmęczenia oraz wycieńczenia organizmu po raz pierwszy od siedmiu lat poczułem się dobrze.  
Zszedłem na dół, zaparzyłem sobie herbaty i usiadłem przy stole. W domu było cicho. Wiedziałem, że Camryn i Claude śpią, więc w samotności delektowałem się smakiem karmelowej herbaty. To Camryn nauczyła mnie, by zapijać smutki w czymś ciepłym. Wybór padł na herbatę, bo szczerze mówiąc nie miałem siły ani ochoty robić czekolady czy kakao.
Kiedy dopiłem ostatnią kroplę, udałem się na górę i znów zakopałem się kołdrze i poduszkach.
Zasnąłem.


«»

a/n: dziś trochę inaczej, ale zaczyna się powoli coś dziać. Mam nadzieję, że rozdział Wam przypadnie do gustu. Chcę Was jeszcze potrzymać w niepewności z tajemniczą obrączką, ale obiecuję, że to wyjaśnię. Może nawet niedługo. Mnie osobiście podoba się ten rozdział. Dziś odebrałam świadectwo i zdałam do drugiej klasy. Rozwaliło mnie to, że na moim świadectwie i innych logistyków nasze przedmioty zawodowe są takim maleńkim druczkiem. Ale cóż. Do zobaczenia! Póki nie znajdę pracy na wakacje to będę pisać rozdziały i niedługo napiszę prolog do „Fuck, you`re so hot”. Kocham Was, wy moje misie pysie.
Ps. trochę klimat mi się pochrzanił, więc nie zwracajcie na to uwagi :D U mnie nawet w Afryce może być śnieg XD Wybaczcie też za błędy, poprawię je, jak będzie mi się chciało :)

4 komentarze:

  1. Rozdział przeczytałam jakoś o siódmej rano, ale później zasnęłam jeszcze, a następnie dołowałam się okropną pogodą i dopiero tak naprawdę teraz jestem w stanie skomentować xd
    Co mogę powiedzieć? Ten rozdział również mi się podobał xd Najbardziej w sumie zaciekawił mnie sen Baeka i muszę przyznać, że na początku jak zobaczyłam gifa, to zastanawiałam się do czego on będzie pasował, no ale po przeczytaniu już wiem :D Ogółem to chciałam Baekhyunowi głowę urwać, że nie zadzwonił do Chanyeola, ale z drugiej strony dobrze, że chociaż ze swoim bratem się skontaktował xd Ciekawe jak to wszystko wyjdzie. Może Byun pojedzie na jego ślub ze swoim - jak na razie - terapeutą? Fajnie by było jakby jako para się tam pojawili :D
    Okej, chyba już za bardzo w przyszłość wybiegam, co? No nic xd czekam na kolejne rozdziały i pozdrawiam ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za komentarz i już usunęłam to, o o prosiłaś ♥
      Wszystko będzie powoli dziać i obiecuję, że niebawem będzie duuużo baekyeola, ale muszę trochę pokierować tym, by nie wyjść zbyt szybko z tym wszystkim :D Luv ♥

      Usuń
    2. Haha xd dziękuję bardzo, kurcze ostatnio strasznie rozbiegana jestem i aż nie zauważam z którego konta komentuje xd
      oki oki, czekam (nie)cierpliwie xd

      Usuń
    3. Nie ma sprawy, to dla mnie nie jest żaden problem ♡

      Usuń

Theme by Ally | Panda Graphics | Credit x