sobota, 11 czerwca 2016

Touches - dotyk ósmy;



„Niszczenie jest znacznie łatwiejsze od tworzenia” — Suzanne Collins

«»

Ktoś kiedyś, kiedy jeszcze byłem w miarę rozgarnięty powiedział mi, że życie jest jak krańce rzeczywistości. Życie jest jak sen, który tak naprawdę jest koszmarem z którego ciężko się obudzić.
Trudno było mi się oswoić z myślą, że jestem na tyle słaby, że znowu stchórzyłem i dałem kolejną szansę życiu, by mnie zgniotło. Po części każdy człowiek powinien zapracować na własny los, by jakoś przeżyć to życie, a ja tymczasem popadałem w krańce, odbijając się od ścian życia jak piłeczka pingpongowa, nie mogąc znaleźć właściwego miejsca. Ta świadomość naprawdę bolała i smakowała gorzko, bardziej ohydnie niż sok z cytryny.
Dlatego zdziwiłem się, że ktoś usiadł koło mnie w ten zimowy i mroźny dzień. Śnieg sypał, powolnie, jakby mozolnie. Czułem jak zabłąkane płatki osadzają mi się na policzkach, ale nie miałem chęci ani siły, by zetrzeć je z policzków, poza tym moje palce skostniały od zimna. Powinienem pomyśleć o rękawiczkach.
Zdziwiłem się jeszcze bardziej, gdy osobnik się odezwał, a jeszcze bardziej byłem zaszokowany, gdy usłyszałem dobrze znany mi głos, który łagodził rozszarpane nerwy, zagajał rany i wszelkie cierpienie, które wylewało się z mojego serca.
— Czemu wychodzisz z domu, kiedy jest zimno i śnieg niedługo będzie przypominać wichurę? — pan Park, mój były psycholog zadał dla mnie tak banalne pytanie, że poczułem się jakbym był zwykłym człowiekiem, który zwyczajnie usiadł na ławce.
Jednak rzeczywistość szybko wracała. Zbyt szybko, by choć przez chwilę mieć spokój.
Odchrząknąłem delikatnie.
— Nie mogłem usiedzieć w domu — odpowiedziałem słabo, po czym wetknąłem nos w szalik. Trochę mnie drażnił, ale był na tyle ciepły, że nie odczuwałem tak mrozu, choć moje bolące dłonie co rusz przypominały mi, że jednak jest zima i nie mogę sobie pozwolić na lekkie odzienie.
— Wiesz, Baekhyun — odezwał się ponownie Chanyeol, a ja w końcu spojrzałem na niego. Miał czarny płaszcz i szary szalik, który dokładnie był zaplątany na szyi, a na głowę miał zarzucony kaptur, z pod którego wydostawały się niesforne kosmyki brązowo-złotych włosów. Wydawał się być zamyślony, jak myślał dwa razy nad słowami, które wypowiadał. Miałem nawet wrażenie, że odpowiednio waży swoje słowa i składa zdania, by mnie nie urazić. — Pochodzisz z Seulu? Albo z jakiegokolwiek miasta w Korei?
Pokiwałem mozolnie głową, choć nie lubiłem wspominać miasta z którego uciekłem.
— Zastanawiałeś się kiedyś co różny Seul od Nowego Jorku? Czy zrobiłeś sobie rachunek, który powiedział ci co spotkało cię tu, a w Seulu?
— Oczywiście, że nie — prychnąłem, jakby ze złością wymieszaną z żalem. Nie lubiłem nic co wiązało się z częścią wspomnień.
— Czemu? — zapytał łagodnie.
Zacisnąłem palce, które ponownie mnie zabolały.
— Nigdy nie lubiłem wracać do jakichkolwiek wspomnień związanych z miejscem, które opuściłem z pośpiechem, które tak jak Nowy Jork uwięziło mnie w swoich sidłach. Nie lubię wracać do tego tematu, ponieważ gdzieś we mnie siedzi myśl, że moi rodzice gdzieś w tym kraju są — westchnął, a ja ponownie poczułem jak pod powiekami zbierają mi się łzy. — Ciężko mi się z tym pogodzić, to jest naprawdę trudne. Wróciłem do tego, od czego chciałem uciec, a to boli mnie dwa razy bardziej.
Rozpłakałem się, aż w końcu wyciągnąłem dłonie z kieszeni, by otrzeć łzy. Moje palce były zaczerwienione i szczypały. Trochę to bolało, ale to było mniej bolesne od bólu jaki przeżywałem w środku.
— Twoim największą słabością i błędem jest twoja przeszłość — powiedział w końcu pan Park. Nie widziałem go, ale czułem jak się porusza, by po chwili poczuć jak wkłada mi w ręce swoje rękawiczki. Skinął na nie głową, jakby tym chciał mi przekazać, że mam je założyć bez największego sprzeciwu. — Chcę ci pomóc. Ale zanim postanowisz sobie, że narkotyki to nie jest coś, co jest dobre, musisz najpierw pogodzić się z przeszłością.
Zagryzłem dolną wargę.
— Wiem, pogodzenie się z tym nie jest łatwe. Chcę, byś zrozumiał, że minęło kilka lat, że teraz jesteś na tyle dorosły, że masz świadomość, że oni nie mogą nic ci zrobić. Musisz po prostu zaakceptować myśl, że to co było minęło, a to co się teraz dzieje, kształtuje twoją przyszłość, którą możesz wygrać.
— Jak ja mam to zrobić? — jęknąłem żałośnie. — Jak mam się z tym pogodzić?
Chanyeol westchnął. Nie wiedzieć czemu wstał, zaraz po tym ciągnąc mnie za sobą. Witryny w sklepach były przyozdobione lampkami i przeróżnymi ozdobami. Gdyby nie wewnętrzny konflikt uznałbym to za piękne.
— Ludzie z reguły lubią wracać do przeszłości, nawet czasem nieświadomie — zaczął mówić, w trakcie spaceru. Miałem wrażenie, że zrobił to specjalnie. — Jedni z sentymentu, drudzy, by przypomnieć sobie stare czasy. Jesteś osobą, która po części chce wracać do tych wspomnień — zauważył.
Spojrzałem na niego jak na przybysza z innej planety i jestem pewny, że mój wyraz twarzy był skwaszony jak nigdy dotąd.
— Żartuje sobie ze mnie pan. Moja przeszłość boli i nie chce mieć z nią nic wspólnego.
— W tym tkwi problem, Baekhyun.
Zgłupiałem do reszty. Chanyeol złapał mnie za przedramię i pociągnął mnie w jakąś uliczkę. Nie bałem się go, ponieważ nie prowadził nas pustymi alejkami, tylko chodnikiem, gdzie byli ludzie, więc nie miałem podstaw, by się bać.
— Im bardziej odpychasz od siebie pewną świadomość, tym bardziej ona do ciebie wraca. To coś na zasadzie myślenia — zaczął tłumaczyć. — Starasz się by nie myśleć o danej rzeczy, ale im bardziej odpychasz od siebie tę myśl, ona zakrada się do twoje umysłu tak sprytnie, że nie masz pojęcia, kiedy ponownie się ona się pojawia. Na przykład myślisz o lodach, ale nie chcesz ich zjeść, bo jest zimno. Wmawiasz sobie, że nie chcesz ich, ale i tak krążą ci po myślach. Albo wpadasz na myśl, w której zdarzyło ci się zrobić coś głupiego, ale chcesz o tym zapomnieć, ale ta rzecz i tak wkrada ci się do umysłu. Tak jak jest ze wspomnieniami, tym samym przeszłością. Im bardziej chcesz zamazać obraz tego, tym bardziej on staje się wyraźny. Czyli prościej mówiąc, nie myślisz o tym w dzień, ale myśli powracają wieczorami.
— Sądzi pan, że właśnie przez to mam takie problemy?
— Chowasz się przed tym nawet nieświadomie — zmrużył swoje oczy, kiedy śnieg zaczął prószyć mocniej. — Właśnie ta nieświadomość powolnie cię zabija psychicznie. Musisz sobie pewne rzeczy zwyczajnie uświadomić.
Zamilkłem. Sam już nie wiedziałem co mam o tym myśleć. Z jednej strony miał trochę racji, a z drugiej odczuwałem w pewnym sensie strach, że jak dopuszczę do siebie te myśli zostanę doszczętnie zniszczony.
— Mogę wrócić na wizyty? — zapytałem cicho.
Chanyeol ścisnął mocniej moje przedramię, a ja odważyłem się spojrzeć na niego.
Na jego ustach rozciągał się delikatny, bardzo łagodny uśmiech, jakby zobaczył swoje dziecko, które zaczęło chodzić. Na kapturze jego płaszcza utworzyła się biała warstwa, nawet w brązowe, przeplatane złotem kosmyki wplątał się biały puch. Nie wyglądał teraz jak psycholog, którego odwiedzałem w przychodni, ale i tak zostawał w nim pierwiastek tajemniczości którego nie potrafiłem rozszyfrować.
— Oczywiście, że możesz. Drzwi mojego gabinetu stoją otworem, a ja z przyjemnością ci pomogę. Jesteś bardzo młodą osobą, która ma całe życie przed sobą.
Miałem ochotę się rozpłakać, ale jedynie skinąłem głową.
— Chyba będę musiał zbierać się do domu — powiedziałem, kiedy ruszyliśmy dalej.
— Mieszkasz gdzieś w okolicy? — zapytał, ja pokręciłem głową.
— Przyjechałem autobusem — odpowiedziałem. — Wystarczy, że wsiądę na pobliskim przystanku i jestem w domu — dodałem, kiedy zmarszczył brwi.
Chanyeol westchnął i zaprowadził mnie pod przystanek. Trochę dziwnie się czułem, ale nie zamierzałem nic mówić. To była dla mnie nowość i jakoś lżej zrobiło mi się na duszy. Byłem naprawdę wdzięczny, że Bóg postawił go na mojej drodze, bo wydawał się być zupełnie inny od pozostałych osób, które znam. Wydawało się mi również, że naprawdę chce mi pomóc i nie uważa tego za swój przykry obowiązek związany z pracą.
Kiedy przyjechał mój autobus sunąłem z mojej prawej dłoni rękawiczkę należącą do mojego psychologa, ale ten szybko złapał mnie za dłoń i pokręcił głową.
— Zatrzymaj je, mnie nie są aż tak bardzo potrzebne.
Zarumieniłem się, ale nie sądzę, żeby czerwień przebiła się przez bladość moich policzków. Podziękowałem skinięciem głowy.
— Do widzenia, panie Park.
— Do zobaczenia, Baekhyunie.

«»

Wracając do domu nadal krążyłem myślami przy naszej rozmowie. Trochę czułem się dziwnie, ale jakoś było mi lżej. Przede wszystkim poczułem się lepiej z samą myślą, że wracam do swojego postanowienia i decyzja o rezygnacji była tylko podjęta pod wpływem chwili, a przecież nadal czaiła się we mnie myśl, że chcę zakończyć przykry etap w moim życiu, a zacząć nowy z czystą kartką.  
Kiedy wszedłem do domu, do ciepła, moje dłonie zaczęły naprawdę boleć — trochę mi zmarzły, ale dzięki rękawiczkach nie były aż tak zmarznięte.
Claude i Camryn byli w pracy, więc w domu było pusto. Choć nie lubiłem być sam, to jednak potrzebowałem trochę samotności. Rozebrałem się z wierzchnich ubrań, rękawiczki biorąc ze sobą. Ściskałem je jakby były dla mnie czymś więcej niż tylko zwykłym ubraniem.
Położyłem je na szafce nocnej, samemu idąc wziąć gorący prysznic. Bądź co bądź byłem trochę przemarznięty. Po skończonej kąpieli, poszedłem do kuchni i zrobiłem sobie herbaty.
Mieszkanie było ciche, jakby nikt tu nie był, ale zdawałem sobie sprawę, że niedługo moi przyjaciele wrócą.
Na razie nie chciałem wracać do naszej rozmowy, do tego co powiedział mi psycholog. Ale nie chciałem psuć sobie wieczoru, będę musiał to przemyśleć, lecz jak na razie jeszcze próbowałem odciąć się od tego.
Po skończonej herbacie znów poszedłem do pokoju, a tam ułożyłem się wygodnie na łóżku, szczelnie okrywając się kołdrą.
Zasnąłem.
Ale śnił mi się koszmar.   


«»

a/n: witajcie. Dziś znowu mniej niż 2k, ale teraz trochę krócej, bo akcja dopiero się rozkręca, więc musicie trochę poczekać. Niedługo 10 rozdziałów i nie wiem ile „Dotyki” będą mieć partów. Trochę nie miałam czasu na pisanie, bo wystawianie ocen i TYLKO SPRAWDZIANY. Namęczyłam się. Przepraszam za błędy i do zobaczenia!

2 komentarze:

  1. Jestem! ^^ Nawet nie wiesz jak bardzo się cieszę, że to Chanyeol przyszedł i usiadł obok Baeka. Spędzili razem trochę czasu poza gabinetem Parka, a to już prawie jak randka! (No dobra, prawie robi wieeelką różnicę, ale cii xd). Fajnie, że Baek postanowił znowu chodzić na wizyty, bo może coś mu pomogą i może zacznie jakoś bardziej na poważnie, i z większym sukcesem walczyć ze swoim uzależnieniem. Oby, bo jest mi go cholernie szkoda ;-;
    Czekam na kolejne party i pozdrawiam! <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jej, dziękuję za komentarz ♥
      Ich randki nie będą przypominać, ale ciii XD Na wszystko przyjdzie czas :D
      Chyba od następnego rozdziału wszystko się rozkręci, chyba, że źle sobie oszacowałam, ale trzeba ruszyć, bo już będzie 9 rozdział :)
      Raz jeszcze dzięki i dziękuję, że czekasz na kolejne rozdziały ♥

      Usuń

Theme by Ally | Panda Graphics | Credit x