„Niszczenie
jest znacznie łatwiejsze od tworzenia” — Suzanne Collins
«»
Ktoś kiedyś, kiedy jeszcze byłem w miarę
rozgarnięty powiedział mi, że życie jest jak krańce rzeczywistości. Życie jest
jak sen, który tak naprawdę jest koszmarem z którego ciężko się obudzić.
Trudno było mi się oswoić z myślą, że jestem na
tyle słaby, że znowu stchórzyłem i dałem kolejną szansę życiu, by mnie
zgniotło. Po części każdy człowiek powinien zapracować na własny los, by jakoś
przeżyć to życie, a ja tymczasem popadałem w krańce, odbijając się od ścian
życia jak piłeczka pingpongowa, nie mogąc znaleźć właściwego miejsca. Ta
świadomość naprawdę bolała i smakowała gorzko, bardziej ohydnie niż sok z
cytryny.
Dlatego zdziwiłem się, że ktoś usiadł koło mnie
w ten zimowy i mroźny dzień. Śnieg sypał, powolnie, jakby mozolnie. Czułem jak
zabłąkane płatki osadzają mi się na policzkach, ale nie miałem chęci ani siły,
by zetrzeć je z policzków, poza tym moje palce skostniały od zimna. Powinienem
pomyśleć o rękawiczkach.
Zdziwiłem się jeszcze bardziej, gdy osobnik się
odezwał, a jeszcze bardziej byłem zaszokowany, gdy usłyszałem dobrze znany mi
głos, który łagodził rozszarpane nerwy, zagajał rany i wszelkie cierpienie,
które wylewało się z mojego serca.
— Czemu wychodzisz z domu, kiedy jest zimno i
śnieg niedługo będzie przypominać wichurę? — pan Park, mój były psycholog zadał dla mnie tak banalne pytanie, że poczułem się
jakbym był zwykłym człowiekiem, który zwyczajnie usiadł na ławce.
Jednak rzeczywistość szybko wracała. Zbyt
szybko, by choć przez chwilę mieć spokój.
Odchrząknąłem delikatnie.
— Nie mogłem usiedzieć w domu — odpowiedziałem
słabo, po czym wetknąłem nos w szalik. Trochę mnie drażnił, ale był na tyle
ciepły, że nie odczuwałem tak mrozu, choć moje bolące dłonie co rusz przypominały
mi, że jednak jest zima i nie mogę sobie pozwolić na lekkie odzienie.
— Wiesz, Baekhyun — odezwał się ponownie
Chanyeol, a ja w końcu spojrzałem na niego. Miał czarny płaszcz i szary szalik,
który dokładnie był zaplątany na szyi, a na głowę miał zarzucony kaptur, z pod
którego wydostawały się niesforne kosmyki brązowo-złotych włosów. Wydawał się
być zamyślony, jak myślał dwa razy nad słowami, które wypowiadał. Miałem nawet
wrażenie, że odpowiednio waży swoje słowa i składa zdania, by mnie nie urazić.
— Pochodzisz z Seulu? Albo z jakiegokolwiek miasta w Korei?
Pokiwałem mozolnie głową, choć nie lubiłem
wspominać miasta z którego uciekłem.
— Zastanawiałeś się kiedyś co różny Seul od Nowego
Jorku? Czy zrobiłeś sobie rachunek, który powiedział ci co spotkało cię tu, a w
Seulu?
— Oczywiście, że nie — prychnąłem, jakby ze
złością wymieszaną z żalem. Nie lubiłem nic co wiązało się z częścią wspomnień.
— Czemu? — zapytał łagodnie.
Zacisnąłem palce, które ponownie mnie zabolały.
— Nigdy nie lubiłem wracać do jakichkolwiek
wspomnień związanych z miejscem, które opuściłem z pośpiechem, które tak jak Nowy
Jork uwięziło mnie w swoich sidłach. Nie lubię wracać do tego tematu, ponieważ
gdzieś we mnie siedzi myśl, że moi rodzice gdzieś w tym kraju są — westchnął, a
ja ponownie poczułem jak pod powiekami zbierają mi się łzy. — Ciężko mi się z
tym pogodzić, to jest naprawdę trudne. Wróciłem do tego, od czego chciałem
uciec, a to boli mnie dwa razy bardziej.
Rozpłakałem się, aż w końcu wyciągnąłem dłonie
z kieszeni, by otrzeć łzy. Moje palce były zaczerwienione i szczypały. Trochę
to bolało, ale to było mniej bolesne od bólu jaki przeżywałem w środku.
— Twoim największą słabością i błędem jest
twoja przeszłość — powiedział w końcu pan Park. Nie widziałem go, ale czułem
jak się porusza, by po chwili poczuć jak wkłada mi w ręce swoje rękawiczki.
Skinął na nie głową, jakby tym chciał mi przekazać, że mam je założyć bez
największego sprzeciwu. — Chcę ci pomóc. Ale zanim postanowisz sobie, że
narkotyki to nie jest coś, co jest dobre, musisz najpierw pogodzić się z
przeszłością.
Zagryzłem dolną wargę.
— Wiem, pogodzenie się z tym nie jest łatwe.
Chcę, byś zrozumiał, że minęło kilka lat, że teraz jesteś na tyle dorosły, że
masz świadomość, że oni nie mogą nic ci zrobić. Musisz po prostu zaakceptować
myśl, że to co było minęło, a to co się teraz dzieje, kształtuje twoją
przyszłość, którą możesz wygrać.
— Jak ja mam to zrobić? — jęknąłem żałośnie. —
Jak mam się z tym pogodzić?
Chanyeol westchnął. Nie wiedzieć czemu wstał,
zaraz po tym ciągnąc mnie za sobą. Witryny w sklepach były przyozdobione
lampkami i przeróżnymi ozdobami. Gdyby nie wewnętrzny konflikt uznałbym to za
piękne.
— Ludzie z reguły lubią wracać do przeszłości,
nawet czasem nieświadomie — zaczął mówić, w trakcie spaceru. Miałem wrażenie,
że zrobił to specjalnie. — Jedni z sentymentu, drudzy, by przypomnieć sobie
stare czasy. Jesteś osobą, która po części chce wracać do tych wspomnień —
zauważył.
Spojrzałem na niego jak na przybysza z innej
planety i jestem pewny, że mój wyraz twarzy był skwaszony jak nigdy dotąd.
— Żartuje sobie ze mnie pan. Moja przeszłość
boli i nie chce mieć z nią nic wspólnego.
— W tym tkwi problem, Baekhyun.
Zgłupiałem do reszty. Chanyeol złapał mnie za
przedramię i pociągnął mnie w jakąś uliczkę. Nie bałem się go, ponieważ nie
prowadził nas pustymi alejkami, tylko chodnikiem, gdzie byli ludzie, więc nie
miałem podstaw, by się bać.
— Im bardziej odpychasz od siebie pewną
świadomość, tym bardziej ona do ciebie wraca. To coś na zasadzie myślenia —
zaczął tłumaczyć. — Starasz się by nie myśleć o danej rzeczy, ale im bardziej
odpychasz od siebie tę myśl, ona zakrada się do twoje umysłu tak sprytnie, że
nie masz pojęcia, kiedy ponownie się ona się pojawia. Na przykład myślisz o
lodach, ale nie chcesz ich zjeść, bo jest zimno. Wmawiasz sobie, że nie chcesz
ich, ale i tak krążą ci po myślach. Albo wpadasz na myśl, w której zdarzyło ci
się zrobić coś głupiego, ale chcesz o tym zapomnieć, ale ta rzecz i tak wkrada
ci się do umysłu. Tak jak jest ze wspomnieniami, tym samym przeszłością. Im
bardziej chcesz zamazać obraz tego, tym bardziej on staje się wyraźny. Czyli
prościej mówiąc, nie myślisz o tym w dzień, ale myśli powracają wieczorami.
— Sądzi pan, że właśnie przez to mam takie
problemy?
— Chowasz się przed tym nawet nieświadomie —
zmrużył swoje oczy, kiedy śnieg zaczął prószyć mocniej. — Właśnie ta
nieświadomość powolnie cię zabija psychicznie. Musisz sobie pewne rzeczy
zwyczajnie uświadomić.
Zamilkłem. Sam już nie wiedziałem co mam o tym
myśleć. Z jednej strony miał trochę racji, a z drugiej odczuwałem w pewnym
sensie strach, że jak dopuszczę do siebie te myśli zostanę doszczętnie
zniszczony.
— Mogę wrócić na wizyty? — zapytałem cicho.
Chanyeol ścisnął mocniej moje przedramię, a ja
odważyłem się spojrzeć na niego.
Na jego ustach rozciągał się delikatny, bardzo
łagodny uśmiech, jakby zobaczył swoje dziecko, które zaczęło chodzić. Na
kapturze jego płaszcza utworzyła się biała warstwa, nawet w brązowe,
przeplatane złotem kosmyki wplątał się biały puch. Nie wyglądał teraz jak
psycholog, którego odwiedzałem w przychodni, ale i tak zostawał w nim
pierwiastek tajemniczości którego nie potrafiłem rozszyfrować.
— Oczywiście, że możesz. Drzwi mojego gabinetu
stoją otworem, a ja z przyjemnością ci pomogę. Jesteś bardzo młodą osobą, która
ma całe życie przed sobą.
Miałem ochotę się rozpłakać, ale jedynie
skinąłem głową.
— Chyba będę musiał zbierać się do domu —
powiedziałem, kiedy ruszyliśmy dalej.
— Mieszkasz gdzieś w okolicy? — zapytał, ja
pokręciłem głową.
— Przyjechałem autobusem — odpowiedziałem. —
Wystarczy, że wsiądę na pobliskim przystanku i jestem w domu — dodałem, kiedy
zmarszczył brwi.
Chanyeol westchnął i zaprowadził mnie pod
przystanek. Trochę dziwnie się czułem, ale nie zamierzałem nic mówić. To była
dla mnie nowość i jakoś lżej zrobiło mi się na duszy. Byłem naprawdę wdzięczny,
że Bóg postawił go na mojej drodze, bo wydawał się być zupełnie inny od
pozostałych osób, które znam. Wydawało się mi również, że naprawdę chce mi
pomóc i nie uważa tego za swój przykry obowiązek związany z pracą.
Kiedy przyjechał mój autobus sunąłem z mojej
prawej dłoni rękawiczkę należącą do mojego psychologa, ale ten szybko złapał
mnie za dłoń i pokręcił głową.
— Zatrzymaj je, mnie nie są aż tak bardzo
potrzebne.
Zarumieniłem się, ale nie sądzę, żeby czerwień
przebiła się przez bladość moich policzków. Podziękowałem skinięciem głowy.
— Do widzenia, panie Park.
— Do zobaczenia, Baekhyunie.
«»
Wracając do domu nadal krążyłem myślami przy
naszej rozmowie. Trochę czułem się dziwnie, ale jakoś było mi lżej. Przede
wszystkim poczułem się lepiej z samą myślą, że wracam do swojego postanowienia
i decyzja o rezygnacji była tylko podjęta pod wpływem chwili, a przecież nadal
czaiła się we mnie myśl, że chcę zakończyć przykry etap w moim życiu, a zacząć
nowy z czystą kartką.
Kiedy wszedłem do domu, do ciepła, moje dłonie
zaczęły naprawdę boleć — trochę mi zmarzły, ale dzięki rękawiczkach nie były aż
tak zmarznięte.
Claude i Camryn byli w pracy, więc w domu było
pusto. Choć nie lubiłem być sam, to jednak potrzebowałem trochę samotności.
Rozebrałem się z wierzchnich ubrań, rękawiczki biorąc ze sobą. Ściskałem je
jakby były dla mnie czymś więcej niż tylko zwykłym ubraniem.
Położyłem je na szafce nocnej, samemu idąc
wziąć gorący prysznic. Bądź co bądź byłem trochę przemarznięty. Po skończonej
kąpieli, poszedłem do kuchni i zrobiłem sobie herbaty.
Mieszkanie było ciche, jakby nikt tu nie był,
ale zdawałem sobie sprawę, że niedługo moi przyjaciele wrócą.
Na razie nie chciałem wracać do naszej rozmowy,
do tego co powiedział mi psycholog. Ale nie chciałem psuć sobie wieczoru, będę
musiał to przemyśleć, lecz jak na razie jeszcze próbowałem odciąć się od tego.
Po skończonej herbacie znów poszedłem do
pokoju, a tam ułożyłem się wygodnie na łóżku, szczelnie okrywając się kołdrą.
Zasnąłem.
Ale śnił mi się koszmar.
«»
a/n: witajcie. Dziś znowu mniej niż 2k, ale teraz trochę krócej, bo akcja dopiero się rozkręca, więc musicie trochę poczekać. Niedługo 10 rozdziałów i nie wiem ile „Dotyki” będą mieć partów. Trochę nie miałam czasu na pisanie, bo wystawianie ocen i TYLKO SPRAWDZIANY. Namęczyłam się. Przepraszam za błędy i do zobaczenia!
Jestem! ^^ Nawet nie wiesz jak bardzo się cieszę, że to Chanyeol przyszedł i usiadł obok Baeka. Spędzili razem trochę czasu poza gabinetem Parka, a to już prawie jak randka! (No dobra, prawie robi wieeelką różnicę, ale cii xd). Fajnie, że Baek postanowił znowu chodzić na wizyty, bo może coś mu pomogą i może zacznie jakoś bardziej na poważnie, i z większym sukcesem walczyć ze swoim uzależnieniem. Oby, bo jest mi go cholernie szkoda ;-;
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejne party i pozdrawiam! <3
Jej, dziękuję za komentarz ♥
UsuńIch randki nie będą przypominać, ale ciii XD Na wszystko przyjdzie czas :D
Chyba od następnego rozdziału wszystko się rozkręci, chyba, że źle sobie oszacowałam, ale trzeba ruszyć, bo już będzie 9 rozdział :)
Raz jeszcze dzięki i dziękuję, że czekasz na kolejne rozdziały ♥