czwartek, 16 czerwca 2016

Touches - dotyk dziewiąty;



„Świat nie jest instytucją zajmującą się spełnianiem życzeń.” — John Green

«»

Życie było jak obóz przetrwania. Stwarzało wiele sytuacji, w których tak naprawdę nie wiedziało się, co ma się zrobić. Kładło mnóstwo kłód pod nogi, ale ludzie zawsze jakoś wygrzebywali się z dołków.
Jedni mieli traumy związane z pracą, inni mieli takie problemy jak ja, a jeszcze inni żyli z większym piętnem. Każdy z nas nosił wiele blizn, ale większość z nas je ukrywała. Wszelkie krzywdy i tęsknoty, które uderzały w nas w najmniej odpowiednich momentach nosiliśmy w sobie. Wspomnienia były wyryte w naszych sercach i trudno było o nich zapomnieć. Niekiedy blizny — choć stare — potrafiły boleć aż po dzień dzisiejszy.
Życie nie tylko mi dało popalić. Było wiele innych osób, które borykały się z problemami, z którymi się nikomu nie dzielili. Ludzie mieli to do siebie, że nigdy nie mówili, co tak naprawdę ich trapi. Może to był nasz błąd, ale nigdy nie chciało się o niczym mówić, może to strach, a po części wstyd. Nie chcieliśmy mówić o bólu, który nas spotkał, może dlatego większość z nas zatrzymywała to w sobie.
Kropek wyszło mi sto sześć. Coś wbijało mi się w plecy, ale nie miałem ochoty sprawdzać co to było. Byłem leniwy, ale teżniewątpliwie słaby. Moje zdrowie było marne i wisiało na włosku, ale co dziwne, najmniej nim się przejmowałem. Raczej marzyłem teraz o zdrowiu i komforcie psychicznym, by później pomyśleć o zdrowiu fizycznym.
Tak szczerze to dużo myślałem nad tym, co powiedział mi psycholog. Może miał rację i po tej rozmowie chciałem wyrzucić to z siebie, bo może właśnie przez to, że trzymałem to w sercu i tak bardzo ciążyło mi na sercu i spędzało sen z powiek.
Właśnie w takich momentach rodziły się pytania. Czemu nie mogę się otrząsnąć skoro mam przyjaciół? Skoro mam brata, który nadal na mnie czeka?
Odpowiedź jest prosta.
Popsuta przeszłość. Jak połamany domek z lego.
Czułem rozgoryczenie właśnie przez to, że ludzie, którzy mnie stworzyli nie potrafili dać mi normalnego życia. Jasne, rozumiałem, że w rodzinach są kłótnie, ale nie wyobrażam sobie, by normalny człowiek podniósł na własne dziecko rękę, albo wyzwał od najgorszych. Smutne od tego było bardziej to, że to nie było coś wielkiego jak upicie się do nieprzytomności. Rozumiem wiele spraw, bo rodzice mają poczucie obowiązku, ale to nie oznacza, by poniżać dziecko, ponieważ nie pozmywało naczyń.
Pomimo upływu tylu lat wciąż czułem się jakbym nie uciekł z domu. Ponieważ ciągle wspomnienia były jak żywy obraz i ja zawsze znajdywałem się po środku swojego pokoju, czując jak łzy lecą mi po policzkach. Dlatego nienawidziłem takich koszmarów, bo były tak realne, że miałem wrażenie, że cały ten czas jestem workiem treningowym.
Żałowało się pewnych podjętych decyzji, fakt. Ale myślę, że z wiekiem te decyzje stają się uciążliwe, ale stajemy się mądrzejsi. Nikt czasu cofnąć nie może, nawet jeśli naprawdę by się bardzo chciało. Bolesna świadomość, jednak jak najprawdziwsza.
Obserwując ludzi domyślam się, że każdy boryka się z podobnymi problemami. Nawet jak tu siedzę i patrzę jak wielu ludzi korzysta z pomocy, to uświadamiam sobie, że nie tylko ja na świecie mam problemy.
Naciągnąłem bardziej rękawy ciemnej bluzy na dłonie, bo zimno przeszywało mnie aż do kości. Zima przyniosła ze sobą mroźne dni i ogrom śniegu. Przez to autobusy nie jeździły jak powinny i często się spóźniały, ale chyba nie miałem nic przeciwko. Chociaż czasem wolałem szybciej dostać się do domu, złośliwość rzeczy martwych dawała wtedy o sobie znać. Często autobus stawał w najmniej oczekiwanych momentach, ale zdążyłem się do tego przyzwyczaić.
Dochodziła szesnasta. Siedziałem w poczekali od godziny, w tym czasie stwierdzając, że jakaś wizyta się przedłużyła i był poślizg czasowy. Niemniej miałem dość sporo czasu i nie narzekałem na marnowanie go. Raczej w tych sprawach zawsze należałem do cierpliwych ludzi i nie irytowały mnie powolnie mijające minuty. Byłem raczej typem dziwnego człowieka, ale chyba zaczynałem to doceniać.
O równej szesnastej drzwi do gabinetu się otworzyły i wyszła przez nie ta sama kobieta, którą zwykłem widzieć. Miała pochmurną minę i nie sądzę, by poprawił jej się humor po tej wizycie, ale co mi do tego — najmniej teraz obchodziło mnie to, co dzieje się na innych sesjach.
Wstałem i niepewnie podszedłem do drzwi. Wziąłem w dłonie chłodną klamkę i równie nieśmiało nacisnąłem na nią, by wejść do środka. Po moich plecach przebiegły zimne dreszcze i już sam nie wiedziałem czy to z zimna czy ze strachu. Niemniej jednak w końcu wszedłem i zamknąłem za sobą ciężkie drzwi.
Rozejrzałem się dyskretnie. Jako, że robiło się już ciemnawo, to Chanyeol zapalił lampkę stojącą na biurku. Panował przyjemny klimat i po raz pierwszy nie poczułem się tak skrępowany jak wcześniej. Możliwe, że nie było tak jasno i w ciemniejszych kolorach czułem się o wiele lepiej. Odruchowo spojrzałem na szklany stolik i prawie się uśmiechnąłem — tak jak się spodziewałem, w wazonie stał bukiet fiołków. Jednak moja teoria o zmienności kwiatów się potwierdziła.
— Witaj, Baekhyun — usłyszałem i odwróciłem wzrok do pana Parka. Miał na sobie czarny, wełniany sweter i jak zwykle – tradycyjnie – na jego lewym nadgarstku zabłysnął srebrny zegarek.
— Dzień dobry, panie Park — odpowiedziałem i usiadłem na krześle, które było o wiele wygodniejsze niż  te w poczekalni. Położyłem dłonie na kolanach i mechanicznie ścisnąłem kawałek materiału w dłoniach.
— Coś ciekawego się wydarzyło? — zapytał mnie, odkładając na biurko jakąś książkę. Niestety nie umiałem i w sumie nie miałem jak przyuważyć tytułu.
— W sumie to nic, raczej byłem pochłonięty myślami — powiedziałem, zagryzając wargę.
Spojrzałem na mojego psychologa, a ten tylko pokiwał głową. Jakby wiedział co tak właściwie robię w czasie, kiedy go nie ma obok mnie.
— Doszedłeś do jakiś konkluzji? — uniósł brew i założył dłonie w koszyczek. Znów.
— Czy ja wiem — mruknąłem. — Raczej znowu rozprawiałem się nad moją przeszłością.
— Tłumaczyłem ci to już, Baekhyunie.
— Wiem, ale to nie było wypychanie na silę wspomnień ze swojej głowy — zaprzeczyłem natychmiast. — Raczej analizowałem to co mi pan powiedział.
Spojrzał na mnie podejrzliwie, ale jego wzrok nie był jakoś specjalnie zły, czy nachalny — był raczej taki łagodny, jakby miał styczność z wypłoszonym dzieckiem, a nie dorosłym mężczyzną. Chyba właśnie to w nim lubiłem jako lekarzu — owszem, zadawał potrzebne mu pytania, ale nigdy specjalnie nie naciskał, by natychmiastowo mu na nie odpowiedzieć. Jednie to robił, to dawał delikatne sugestie, które mnie jako pacjenta popychały do czynów, które pomogły mi wyjść na prostą.
Tak było z moim bratem. To dzięki niemu odważyłem się do niego zadzwonić. I byłem mu wdzięczny.
Westchnąłem głośno.
— Moja przeszłość nie jest kolorowa i ciężko mi o niej mówić, tak naprawdę — zacząłem powoli, a Chanyeol skinął głową. — Jednak doszedłem do wniosku, że będę musiał panu opowiedzieć po kawałku co się działo i dlaczego tak bardzo nienawidzę swoich wspomnień.
— Widać to po tobie — zauważył. — Jestem ciekaw, co jest twoim największym problemem, Baekhyun. Bo mam wrażenie, że nie tylko to, że przeżywałeś przemoc psychiczną — wziął długopis i napisał coś w mojej karcie. Po chwili podwinął lekko rękawy swojego swetra i spojrzał na mnie, jakby ponownie mnie skanował. — Powiedz mi, Baekhyun, jakie łączyły cię relacje z matką? Nie pytam o ojca, bo zdążyłem sam wywnioskować jakim człowiekiem jest.
Spojrzałem smutno na psychologa i zacząłem mówić. Choć każde słowo mnie bolało, to jednak czułem się nieco lepiej, kiedy wylewałem swoje żale.
Moja matka była tyle samo warta co ojciec. Może nie podniosła na mnie ręki, ale same słowa wystarczyły, że mnie zraniła bardziej niż sobie to mogła wyobrazić. Nie wiem, co musieli przejść i jak patrzyli na świat, ale wystarczająco zniszczyli mi i mojemu bratu życie, choć Baekbeom wyszedł na prostą i ułożył swoją przyszłość. Miałem cichą nadzieję, że ja też powoli zacznę żyć.
Tym razem nie płakałem. Miałem wrażenie, że po prostu wyrzucam to z siebie maszynowo, jakby to nie miało dla mnie żadnego znaczenia, choć to bolało. Chanyeol słuchał mnie uważnie — wyglądał jakby zapisywał sobie w pamięci wszelkie moje słowa. Doceniałem to, że słucha i nie patrzy na mnie jak na kogoś, kto nie potrzebuje pomocy. Wbrew pozorom, choć się zapierałem, potrzebowałem wiernego słuchacza, który mimo wszystko mnie wysłucha.
Skończyłem mówić i nastała cisza. W końcu psycholog wyciągnął się na swoim fotelu, a zrobił to tak gwałtownie, że podskoczyłem momentalnie przestraszony.
— Przepraszam — zaśmiał się i położył brodę na złączonych palcach, kiedy wrócił do swojej wyjściowej pozycji. — Cóż, co mogę powiedzieć? — westchnął. — Zazwyczaj w rodzinach jest tak, że jedno z rodzicieli wstawia się za dzieckiem. Dam ci przykład z alkoholizmem. Ojciec wszczyna awantury, czasem zachowuje się agresywnie — skrzywiłem się. — Matka chroni dziecko, albo na odwrót. U ciebie zaistniał taki problem — wziął czystą kartkę i przysunął ją w moją stronę, a ja zaciekawiony spojrzałem na nią i na to, co na niej pisał. — Podejrzewam, że twój ojciec posiada bardzo dominujący charakter, praktycznie aż za bardzo, że przelewa go w czynach agresywnych — wyjaśnił i napisał „ojciec” na kartce, robiąc pewien odstęp. — Twoja matka jest stroną pasywną, uległą. Prawdopodobnie sama do końca nie wie, co robiła. Istnieje prawdopodobieństwo, że chroniła samą siebie, tym samym niszcząc was.
Podniosłem na niego zdziwiony wzrok.
— Pan tak sądzi?
— Cóż, jestem psychiatrą i choć osobiście nie znam twojej matki, znam ludzki mechanizm obronny. Jednak nie usprawiedliwia to jej zachowania w stosunku do was. Jest najprawdopodobniej osobą bojaźliwą i boi się przeciwstawić osobie, która ma nad nią władzę.
Zagryzłem wargi. Zebrało mi się na płacz i naprawdę miałem ochotę się rozryczeć, wylać w łzach całą gorycz.
— Wie pan, kiedyś szanowałem matkę, kiedy jeszcze byłem mały — powiedziałem, a psycholog pokiwał głową, bym mówił dalej. — Ale coś się popsuło i zaczęła się wojna, na której tylko my ucierpieliśmy. Żałuję, że zacząłem brać i ile lat zmarnowałem na to wszystko.
Podniosłem rękę i przetarłem powieki, by się nie rozpłakać. Zauważyłem też, że moja ręki drży i sam już nie miałem siły niczego z tym robić. Może po prostu się rozpłaczę i znowu powylewam wszystko, co we mnie siedzi.
Po takich rozmowach uświadamiałem sobie, że to nie będzie tylko kuracja na temat uzależnienia, ale też zrozumienia swojej przeszłości, bo jak widać wcale jej nie rozumiem, jest dla mnie tylko plątaniną koszmarów i łez. Właśnie przez to cierpię na bezsenność, a mój sen jest tylko chwilą na zamknięcie oczu. Nie wiem co to znaczy zasnąć i czuć się wypoczętym, bo jedynie co czuję to zmęczenie. Jestem coraz bardziej zmęczony tym wszystkim — walką o lepszą przyszłość i o normalny sen, a także zejść z krańców rzeczywistości i w końcu zacząć żyć rzeczywistością.
Jednak jak się okazje nie jest to proste. Każda wizyta mi to uświadamia, ale co dziwniejsze, jakoś czuję się lepiej po rozmowach przy których mogę powiedzieć wszystko. Mimo że pana Parka obowiązuje tajemnica zawodowa, zaufałem mu jako człowiekowi, a to jest chyba o wiele bardziej ryzykowane. Czułem, że mogę mu naprawdę zaufać, a on mnie wysłucha.
— Cóż, Baekhyunnie, inni ludzie poświęcają życia, by zaspokoić swoje potrzeby — powiedział po krótkiej chwili. — Jedni biorą, bo im się tak podoba i twierdzą, że to dobra zabawa, a drudzy właśnie z wyniku problemów, jakie narastają. Fakt, narkotyki to nie jest dobra rzecz, nie popieram tego, ale nie jestem od tego, by potępiać takich ludzi. I wiesz, pamiętam dokładnie pierwszą wizytę i jestem naprawdę dumny i szczęśliwy, że sam zdecydowałeś się do mnie przyjść, bo to jest o wiele trudniejsze niż wypchnięcie przez kogoś.
Pokiwałem głową.
— Wie pan ile się staczałem na dno i ile czasu badałem dno ludzkiego życia? — zapytałem.
Chanyeol spojrzał na mnie zaskoczony, ale pokręcił głową.
— Nigdy tego nie powiedziałeś — przyznał szczerze.
— Siedem lat. Siedem długich lat. Koniec końców nie udało mi się zapomnieć, a popadłem w gorszy nałóg.
Chanyeol się nie odezwał. Spojrzałem na niego, ale on siedział z nieodgadniętym wyrazem twarzy. Chyba się nawet cieszyłem, że nie wyrażał tak bardzo emocji.
Gwałtownie położył dłonie na biurku i przechylił się w moją stronę, a ja ponownie tego wieczora podskoczyłem.
— To dość długo. Powiedz mi, co cię trapi jeszcze?
— Cierpię na bezsenność — mruknąłem i przymknąłem powieki.
— Och, to dość duży problem — zauważył. — Co tak naprawdę powoduje brak snu?
— Cóż, jeśli mam być szczery mam koszmary. Mój sen trwa dwie-trzy godziny i się budzę, bo mam wrażenie, że wciąż trwam w domu. Potem boję się zasypiać.
Chanyeol spojrzał na mnie zagadkowo i westchnął. Koniec końców wziął małą karteczkę i napisał coś na niej, a następnie podał mi ją. Wziąłem ją zaskoczony i spojrzałem na napis. Był to ciąg cyfr.
— To mój numer. Jeśli będziesz mieć koszmary, dzwoń. Odbiorę.
Spojrzałem na niego zaskoczony, a on tylko się uśmiechnął zadowolony.
— Spokojnie, nic się nie stanie. Mam ci pomóc, tak? Jak na razie mamy takie wyjście, więc się tym nie przejmuj.
— Dziękuję — wyksztusiłem.
— Proszę bardzo — jego uśmiech się poszerzył. — Zmykaj już, autobusy o tej porze są bardzo nieregularne. Jest też późno.
Podał mi rękę, a ja zauważyłem jedną, bardzo istotną rzecz.
Nie wiem tylko jakim cudem jej nie zauważyłem wcześniej.
Chanyeol miał obrączkę.  


«»

a/n: dziś kolejny rozdział. Przepraszam za błędy i niedługo, moi drodzy, zaczynają się baekyeole rozwijać, więc czekajcie cierpliwie.

4 komentarze:

  1. Nie wiem jak to zrobiłam, ale ominęłam jeden rozdział, więc pozwól, że tu skomentuje dwa xd
    To tak:
    Cieszę się, że tą osobą, która się do niego dosiadła był Yeol. Jestem ciekawa tylko czy to spotkanie było przypadkiem, czy Chanyeol go obserwował. Fajnie, że Baek wrócił na terapie ;3 i jeszcze Chan dał mu numer telefonu :D słodko.
    Jestem ciekawa co ta obrączka! Yeol jest zaręczony?:o poczekamy zobaczymy xd więc fighting!

    http://cnbluestory.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jej, dziękuję za komentarz <3
      A z tą obrączką... cóż, zobaczymy :D

      Usuń
  2. Okej, rozdział przeczytałam wczoraj, ale jakoś nie mogłam zabrać się do napisania komentarza, więc robię to teraz ^^
    Rozdział podobał mi się (jak zawsze). Cieszę się, że Baek wrócił do rozmów z Chanyeolem i cieszę się też, z tego, że Yeol dał mu swój numer. Już wyobraziłam sobie jak prowadzą dłuuugie rozmowy w nocy ;3 aww.
    Zastanawia mnie ta obrączka. Osobiście, mam nadzieję, że to jakaś pamiątka czy coś. Idk, nie chcę, żeby Yeol był żonaty ;-;
    W każdym razie czekam na kolejne części i pozdrawiam bardzo serdecznie! ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :D Miło się robi na serduszko jak czytam takie komentarze ♥

      Usuń

Theme by Ally | Panda Graphics | Credit x