„Świat
nie jest instytucją zajmującą się spełnianiem życzeń.” — John Green
«»
Życie było jak obóz przetrwania. Stwarzało
wiele sytuacji, w których tak naprawdę nie wiedziało się, co ma się zrobić.
Kładło mnóstwo kłód pod nogi, ale ludzie zawsze jakoś wygrzebywali się z
dołków.
Jedni mieli traumy związane z pracą, inni mieli
takie problemy jak ja, a jeszcze inni żyli z większym piętnem. Każdy z nas
nosił wiele blizn, ale większość z nas je ukrywała. Wszelkie krzywdy i
tęsknoty, które uderzały w nas w najmniej odpowiednich momentach nosiliśmy w
sobie. Wspomnienia były wyryte w naszych sercach i trudno było o nich
zapomnieć. Niekiedy blizny — choć stare — potrafiły boleć aż po dzień
dzisiejszy.
Życie nie tylko mi dało popalić. Było wiele
innych osób, które borykały się z problemami, z którymi się nikomu nie
dzielili. Ludzie mieli to do siebie, że nigdy nie mówili, co tak naprawdę ich
trapi. Może to był nasz błąd, ale nigdy nie chciało się o niczym mówić, może to
strach, a po części wstyd. Nie chcieliśmy mówić o bólu, który nas spotkał, może
dlatego większość z nas zatrzymywała to w sobie.
Kropek wyszło mi sto sześć. Coś wbijało mi się
w plecy, ale nie miałem ochoty sprawdzać co to było. Byłem leniwy, ale teżniewątpliwie
słaby. Moje zdrowie było marne i wisiało na włosku, ale co dziwne, najmniej nim
się przejmowałem. Raczej marzyłem teraz o zdrowiu i komforcie psychicznym, by
później pomyśleć o zdrowiu fizycznym.
Tak szczerze to dużo myślałem nad tym, co
powiedział mi psycholog. Może miał rację i po tej rozmowie chciałem wyrzucić to
z siebie, bo może właśnie przez to, że trzymałem to w sercu i tak bardzo ciążyło
mi na sercu i spędzało sen z powiek.
Właśnie w takich momentach rodziły się pytania.
Czemu nie mogę się otrząsnąć skoro mam przyjaciół? Skoro mam brata, który nadal
na mnie czeka?
Odpowiedź jest prosta.
Popsuta przeszłość. Jak połamany domek z lego.
Czułem rozgoryczenie właśnie przez to, że
ludzie, którzy mnie stworzyli nie potrafili dać mi normalnego życia. Jasne,
rozumiałem, że w rodzinach są kłótnie, ale nie wyobrażam sobie, by normalny
człowiek podniósł na własne dziecko rękę, albo wyzwał od najgorszych. Smutne od
tego było bardziej to, że to nie było coś wielkiego jak upicie się do
nieprzytomności. Rozumiem wiele spraw, bo rodzice mają poczucie obowiązku, ale
to nie oznacza, by poniżać dziecko, ponieważ nie pozmywało naczyń.
Pomimo upływu tylu lat wciąż czułem się jakbym
nie uciekł z domu. Ponieważ ciągle wspomnienia były jak żywy obraz i ja zawsze
znajdywałem się po środku swojego pokoju, czując jak łzy lecą mi po policzkach.
Dlatego nienawidziłem takich koszmarów, bo były tak realne, że miałem wrażenie,
że cały ten czas jestem workiem treningowym.
Żałowało się pewnych podjętych decyzji, fakt.
Ale myślę, że z wiekiem te decyzje stają się uciążliwe, ale stajemy się
mądrzejsi. Nikt czasu cofnąć nie może, nawet jeśli naprawdę by się bardzo
chciało. Bolesna świadomość, jednak jak najprawdziwsza.
Obserwując ludzi domyślam się, że każdy boryka
się z podobnymi problemami. Nawet jak tu siedzę i patrzę jak wielu ludzi
korzysta z pomocy, to uświadamiam sobie, że nie tylko ja na świecie mam
problemy.
Naciągnąłem bardziej rękawy ciemnej bluzy na
dłonie, bo zimno przeszywało mnie aż do kości. Zima przyniosła ze sobą mroźne
dni i ogrom śniegu. Przez to autobusy nie jeździły jak powinny i często się
spóźniały, ale chyba nie miałem nic przeciwko. Chociaż czasem wolałem szybciej
dostać się do domu, złośliwość rzeczy martwych dawała wtedy o sobie znać.
Często autobus stawał w najmniej oczekiwanych momentach, ale zdążyłem się do
tego przyzwyczaić.
Dochodziła szesnasta. Siedziałem w poczekali od
godziny, w tym czasie stwierdzając, że jakaś wizyta się przedłużyła i był poślizg
czasowy. Niemniej miałem dość sporo czasu i nie narzekałem na marnowanie go.
Raczej w tych sprawach zawsze należałem do cierpliwych ludzi i nie irytowały
mnie powolnie mijające minuty. Byłem raczej typem dziwnego człowieka, ale chyba
zaczynałem to doceniać.
O równej szesnastej drzwi do gabinetu się
otworzyły i wyszła przez nie ta sama kobieta, którą zwykłem widzieć. Miała
pochmurną minę i nie sądzę, by poprawił jej się humor po tej wizycie, ale co mi
do tego — najmniej teraz obchodziło mnie to, co dzieje się na innych sesjach.
Wstałem i niepewnie podszedłem do drzwi.
Wziąłem w dłonie chłodną klamkę i równie nieśmiało nacisnąłem na nią, by wejść
do środka. Po moich plecach przebiegły zimne dreszcze i już sam nie wiedziałem
czy to z zimna czy ze strachu. Niemniej jednak w końcu wszedłem i zamknąłem za
sobą ciężkie drzwi.
Rozejrzałem się dyskretnie. Jako, że robiło się
już ciemnawo, to Chanyeol zapalił lampkę stojącą na biurku. Panował przyjemny
klimat i po raz pierwszy nie poczułem się tak skrępowany jak wcześniej. Możliwe,
że nie było tak jasno i w ciemniejszych kolorach czułem się o wiele lepiej. Odruchowo
spojrzałem na szklany stolik i prawie się uśmiechnąłem — tak jak się
spodziewałem, w wazonie stał bukiet fiołków. Jednak moja teoria o zmienności
kwiatów się potwierdziła.
— Witaj, Baekhyun — usłyszałem i odwróciłem
wzrok do pana Parka. Miał na sobie czarny, wełniany sweter i jak zwykle –
tradycyjnie – na jego lewym nadgarstku zabłysnął srebrny zegarek.
— Dzień dobry, panie Park — odpowiedziałem i
usiadłem na krześle, które było o wiele wygodniejsze niż te w
poczekalni. Położyłem dłonie na kolanach i mechanicznie ścisnąłem kawałek
materiału w dłoniach.
— Coś ciekawego się wydarzyło? — zapytał mnie,
odkładając na biurko jakąś książkę. Niestety nie umiałem i w sumie nie miałem
jak przyuważyć tytułu.
— W sumie to nic, raczej byłem pochłonięty myślami
— powiedziałem, zagryzając wargę.
Spojrzałem na mojego psychologa, a ten tylko
pokiwał głową. Jakby wiedział co tak właściwie robię w czasie, kiedy go nie ma
obok mnie.
— Doszedłeś do jakiś konkluzji? — uniósł brew i
założył dłonie w koszyczek. Znów.
— Czy ja wiem — mruknąłem. — Raczej znowu
rozprawiałem się nad moją przeszłością.
— Tłumaczyłem ci to już, Baekhyunie.
— Wiem, ale to nie było wypychanie na silę
wspomnień ze swojej głowy — zaprzeczyłem natychmiast. — Raczej analizowałem to
co mi pan powiedział.
Spojrzał na mnie podejrzliwie, ale jego wzrok
nie był jakoś specjalnie zły, czy nachalny — był raczej taki łagodny, jakby
miał styczność z wypłoszonym dzieckiem, a nie dorosłym mężczyzną. Chyba właśnie
to w nim lubiłem jako lekarzu — owszem, zadawał potrzebne mu pytania, ale nigdy
specjalnie nie naciskał, by natychmiastowo mu na nie odpowiedzieć. Jednie to
robił, to dawał delikatne sugestie, które mnie jako pacjenta popychały do
czynów, które pomogły mi wyjść na prostą.
Tak było z moim bratem. To dzięki niemu
odważyłem się do niego zadzwonić. I byłem mu wdzięczny.
Westchnąłem głośno.
— Moja przeszłość nie jest kolorowa i ciężko mi
o niej mówić, tak naprawdę — zacząłem powoli, a Chanyeol skinął głową. — Jednak
doszedłem do wniosku, że będę musiał panu opowiedzieć po kawałku co się działo
i dlaczego tak bardzo nienawidzę swoich wspomnień.
— Widać to po tobie — zauważył. — Jestem
ciekaw, co jest twoim największym problemem, Baekhyun. Bo mam wrażenie, że nie
tylko to, że przeżywałeś przemoc psychiczną — wziął długopis i napisał coś w
mojej karcie. Po chwili podwinął lekko rękawy swojego swetra i spojrzał na
mnie, jakby ponownie mnie skanował. — Powiedz mi, Baekhyun, jakie łączyły cię
relacje z matką? Nie pytam o ojca, bo zdążyłem sam wywnioskować jakim
człowiekiem jest.
Spojrzałem smutno na psychologa i zacząłem
mówić. Choć każde słowo mnie bolało, to jednak czułem się nieco lepiej, kiedy
wylewałem swoje żale.
Moja matka była tyle samo warta co ojciec. Może
nie podniosła na mnie ręki, ale same słowa wystarczyły, że mnie zraniła
bardziej niż sobie to mogła wyobrazić. Nie wiem, co musieli przejść i jak
patrzyli na świat, ale wystarczająco zniszczyli mi i mojemu bratu życie, choć
Baekbeom wyszedł na prostą i ułożył swoją przyszłość. Miałem cichą nadzieję, że
ja też powoli zacznę żyć.
Tym razem nie płakałem. Miałem wrażenie, że po
prostu wyrzucam to z siebie maszynowo, jakby to nie miało dla mnie żadnego
znaczenia, choć to bolało. Chanyeol słuchał mnie uważnie — wyglądał jakby
zapisywał sobie w pamięci wszelkie moje słowa. Doceniałem to, że słucha i nie
patrzy na mnie jak na kogoś, kto nie potrzebuje pomocy. Wbrew pozorom, choć się
zapierałem, potrzebowałem wiernego słuchacza, który mimo wszystko mnie
wysłucha.
Skończyłem mówić i nastała cisza. W końcu
psycholog wyciągnął się na swoim fotelu, a zrobił to tak gwałtownie, że
podskoczyłem momentalnie przestraszony.
— Przepraszam — zaśmiał się i położył brodę na
złączonych palcach, kiedy wrócił do swojej wyjściowej pozycji. — Cóż, co mogę
powiedzieć? — westchnął. — Zazwyczaj w rodzinach jest tak, że jedno z
rodzicieli wstawia się za dzieckiem. Dam ci przykład z alkoholizmem. Ojciec
wszczyna awantury, czasem zachowuje się agresywnie — skrzywiłem się. — Matka
chroni dziecko, albo na odwrót. U ciebie zaistniał taki problem — wziął czystą
kartkę i przysunął ją w moją stronę, a ja zaciekawiony spojrzałem na nią i na
to, co na niej pisał. — Podejrzewam, że twój ojciec posiada bardzo dominujący
charakter, praktycznie aż za bardzo, że przelewa go w czynach agresywnych —
wyjaśnił i napisał „ojciec” na kartce, robiąc pewien odstęp. — Twoja matka jest
stroną pasywną, uległą. Prawdopodobnie sama do końca nie wie, co robiła.
Istnieje prawdopodobieństwo, że chroniła samą siebie, tym samym niszcząc was.
Podniosłem na niego zdziwiony wzrok.
— Pan tak sądzi?
— Cóż, jestem psychiatrą i choć osobiście nie
znam twojej matki, znam ludzki mechanizm obronny. Jednak nie usprawiedliwia to
jej zachowania w stosunku do was. Jest najprawdopodobniej osobą bojaźliwą i boi
się przeciwstawić osobie, która ma nad nią władzę.
Zagryzłem wargi. Zebrało mi się na płacz i
naprawdę miałem ochotę się rozryczeć, wylać w łzach całą gorycz.
— Wie pan, kiedyś szanowałem matkę, kiedy
jeszcze byłem mały — powiedziałem, a psycholog pokiwał głową, bym mówił dalej.
— Ale coś się popsuło i zaczęła się wojna, na której tylko my ucierpieliśmy.
Żałuję, że zacząłem brać i ile lat zmarnowałem na to wszystko.
Podniosłem rękę i przetarłem powieki, by się
nie rozpłakać. Zauważyłem też, że moja ręki drży i sam już nie miałem siły
niczego z tym robić. Może po prostu się rozpłaczę i znowu powylewam wszystko,
co we mnie siedzi.
Po takich rozmowach uświadamiałem sobie, że to
nie będzie tylko kuracja na temat uzależnienia, ale też zrozumienia swojej
przeszłości, bo jak widać wcale jej nie rozumiem, jest dla mnie tylko plątaniną
koszmarów i łez. Właśnie przez to cierpię na bezsenność, a mój sen jest tylko
chwilą na zamknięcie oczu. Nie wiem co to znaczy zasnąć i czuć się wypoczętym,
bo jedynie co czuję to zmęczenie. Jestem coraz bardziej zmęczony tym wszystkim —
walką o lepszą przyszłość i o normalny sen, a także zejść z krańców
rzeczywistości i w końcu zacząć żyć rzeczywistością.
Jednak jak się okazje nie jest to proste. Każda
wizyta mi to uświadamia, ale co dziwniejsze, jakoś czuję się lepiej po
rozmowach przy których mogę powiedzieć wszystko. Mimo że pana Parka obowiązuje
tajemnica zawodowa, zaufałem mu jako człowiekowi, a to jest chyba o wiele
bardziej ryzykowane. Czułem, że mogę mu naprawdę zaufać, a on mnie wysłucha.
— Cóż, Baekhyunnie, inni ludzie poświęcają
życia, by zaspokoić swoje potrzeby — powiedział po krótkiej chwili. — Jedni
biorą, bo im się tak podoba i twierdzą, że to dobra zabawa, a drudzy właśnie z
wyniku problemów, jakie narastają. Fakt, narkotyki to nie jest dobra rzecz, nie
popieram tego, ale nie jestem od tego, by potępiać takich ludzi. I wiesz,
pamiętam dokładnie pierwszą wizytę i jestem naprawdę dumny i szczęśliwy, że sam
zdecydowałeś się do mnie przyjść, bo to jest o wiele trudniejsze niż
wypchnięcie przez kogoś.
Pokiwałem głową.
— Wie pan ile się staczałem na dno i ile czasu
badałem dno ludzkiego życia? — zapytałem.
Chanyeol spojrzał na mnie zaskoczony, ale
pokręcił głową.
— Nigdy tego nie powiedziałeś — przyznał
szczerze.
— Siedem lat. Siedem długich lat. Koniec końców
nie udało mi się zapomnieć, a popadłem w gorszy nałóg.
Chanyeol się nie odezwał. Spojrzałem na niego,
ale on siedział z nieodgadniętym wyrazem twarzy. Chyba się nawet cieszyłem, że
nie wyrażał tak bardzo emocji.
Gwałtownie położył dłonie na biurku i przechylił
się w moją stronę, a ja ponownie tego wieczora podskoczyłem.
— To dość długo. Powiedz mi, co cię trapi
jeszcze?
— Cierpię na bezsenność — mruknąłem i
przymknąłem powieki.
— Och, to dość duży problem — zauważył. — Co
tak naprawdę powoduje brak snu?
— Cóż, jeśli mam być szczery mam koszmary. Mój
sen trwa dwie-trzy godziny i się budzę, bo mam wrażenie, że wciąż trwam w domu.
Potem boję się zasypiać.
Chanyeol spojrzał na mnie zagadkowo i
westchnął. Koniec końców wziął małą karteczkę i napisał coś na niej, a
następnie podał mi ją. Wziąłem ją zaskoczony i spojrzałem na napis. Był to ciąg
cyfr.
— To mój numer. Jeśli będziesz mieć koszmary,
dzwoń. Odbiorę.
Spojrzałem na niego zaskoczony, a on tylko się
uśmiechnął zadowolony.
— Spokojnie, nic się nie stanie. Mam ci pomóc,
tak? Jak na razie mamy takie wyjście, więc się tym nie przejmuj.
— Dziękuję — wyksztusiłem.
— Proszę bardzo — jego uśmiech się poszerzył. —
Zmykaj już, autobusy o tej porze są bardzo nieregularne. Jest też późno.
Podał mi rękę, a ja zauważyłem jedną, bardzo
istotną rzecz.
Nie wiem tylko jakim cudem jej nie zauważyłem
wcześniej.
Chanyeol
miał obrączkę.
«»
a/n: dziś kolejny rozdział. Przepraszam za błędy i niedługo, moi drodzy, zaczynają się baekyeole rozwijać, więc czekajcie cierpliwie.
Nie wiem jak to zrobiłam, ale ominęłam jeden rozdział, więc pozwól, że tu skomentuje dwa xd
OdpowiedzUsuńTo tak:
Cieszę się, że tą osobą, która się do niego dosiadła był Yeol. Jestem ciekawa tylko czy to spotkanie było przypadkiem, czy Chanyeol go obserwował. Fajnie, że Baek wrócił na terapie ;3 i jeszcze Chan dał mu numer telefonu :D słodko.
Jestem ciekawa co ta obrączka! Yeol jest zaręczony?:o poczekamy zobaczymy xd więc fighting!
http://cnbluestory.blogspot.com/
Jej, dziękuję za komentarz <3
UsuńA z tą obrączką... cóż, zobaczymy :D
Okej, rozdział przeczytałam wczoraj, ale jakoś nie mogłam zabrać się do napisania komentarza, więc robię to teraz ^^
OdpowiedzUsuńRozdział podobał mi się (jak zawsze). Cieszę się, że Baek wrócił do rozmów z Chanyeolem i cieszę się też, z tego, że Yeol dał mu swój numer. Już wyobraziłam sobie jak prowadzą dłuuugie rozmowy w nocy ;3 aww.
Zastanawia mnie ta obrączka. Osobiście, mam nadzieję, że to jakaś pamiątka czy coś. Idk, nie chcę, żeby Yeol był żonaty ;-;
W każdym razie czekam na kolejne części i pozdrawiam bardzo serdecznie! ^^
Dziękuję :D Miło się robi na serduszko jak czytam takie komentarze ♥
Usuń