poniedziałek, 20 czerwca 2016

Touches - dotyk dziesiąty;



„Nie można wymazać z pamięci wszystkiego, co sprawia ból.”  — Cassandra Clare

«»

Na chwilę zapomniałem po co jestem w gabinecie Park Chanyeola. Wpatrywałem się w złotą, prostą obrączkę i nie mogłem wyrzucić z głowy myśli, że on być może jest żonaty.
Momentalnie potrząsnąłem głową. Nie mogę zawracać sobie głowy takimi sprawami — to jest jego życie prywatne, a ja jestem tylko jego pacjentem.
Więc dlaczego poczułem nieprzyjemny ścisk w żołądku?
— Pan jest żonaty? — zapytałem głupio, od razu żałując, że nie mogłem się powstrzymać od tak żałosnego pytania. — Przepraszam, nie powinienem pytać — uśmiechnąłem się nerwowo. — Pytam z przyzwyczajenia.
— Nic się nie stało, Baekhyunie — powiedział i uśmiechnął się łagodnie, po czym rzucił ukradkowe spojrzenie na obrączkę. Miałem wrażenie, że przez jego twarz przebiega cień, ale był zbyt szybki, bym mógł to potwierdzić. — To pamiątka z przed pięciu lat. Bardzo cenna.
— Och, rozumiem — odpowiedziałem, choć tak naprawdę nic nie rozumiałem, ale skinąłem głową, uścisnąłem jego dłoń, którą ponownie mi podał. — Do widzenia, panie Park.
— Do zobaczenia — odpowiedział mi z niepewnym uśmiechem.

«»

Autobus zatrzymał się w połowie drogi. Starszy pan, który kierował rzucił parę przekleństw i przeprosił za niedogodności. Prawie wcale nie docierały do mnie jego słowa, wciąż byłem myślami daleko stąd. W pamięci błyszczała mi obrączka i ten zmartwiony wyraz twarzy. Sam nie wiedziałem dlaczego o tym myślę, ale coś ściskało mnie w środku i nie umiałem tego nazwać, ani określić co mnie tak boli.
Westchnąłem głośno i spojrzałem przez okno. Staliśmy na uboczu, ponieważ najprawdopodobniej stało się coś z silnikiem. Wiedziałem jak ludzie zaczęli dzwonić do swoich bliskich, by powiadomić ich o opóźnieniu ewentualnie poprosić o to, by ktoś przyjechał zabrać ich do domu. Ja nie miałem najmniejszej ochoty dzwonić do Claude, w sumie chciałem sobie wszystko przemyśleć. Przeanalizować całą wizytę i to niepotrzebne spostrzeżenie na sam koniec.
Nie wiem czemu tak bardzo ta obrączka zawracała mi głowę. Przecież wiadome było to, że jest atrakcyjnym mężczyzną blisko trzydziestki. Tylko głupi by myślał, że jest samotny, ale w zasadzie ja byłem głupi i nie patrzyłem z drugiej strony jego człowieczeństwa — przecież on też miał życie prywatne i też kiedyś wraca do domu.
Miałem wielką ochotę potargać się za włosy, ale jednak byli ludzie, a moje dłonie trochę bolały od mrozu. Stary autobus nie dawał tak wielkiego ocieplenia jakie bym chciał, ale dało się jak najbardziej przeżyć. Zapadłem się bardziej w szaliku i opatuliłem się bardziej płaszczem, czekając na dalsze informacje albo na to, że autobus ruszy dalej.
Nie wiem ile czasu minęło, ale chyba blisko godziny, gdy autobus ruszył dalej. Kierowca przeprosił za wszelkie opóźnienia, ale ludzie zdawali się nie zawracać sobie tym głowy. Zimową porą zawsze to się zdarzało, ale dopiero w tym roku miałem okazję to przeżyć.
Od pierwszej wizyty minęło sporo czasu, ale właśnie dzięki temu czułem się jakby wracał do skóry człowieka. Podróże autobusem sprawiały mi radość i poczucie, że wracam do bycia człowiekiem. Choć miałem chwilę słabości, napady złości i wszelkie objawi człowieka uzależnionego, w pewnym sensie czułem, że powoli się od tego uwalniam. Choć nadal nie umiałem się przekonać do swojej przeszłości, doktor Park zapewniał mnie, że mi pomoże. Może to były puste zapewnienia, które niekoniecznie mogły się spełnić w rzeczywistości, coś kazało mi mu zaufać. Czułem się też trochę bezpieczniejszy, gdy dał mi swój numer, ale wiem, że długo z niego nie skorzystam.
Po tej wizycie czułem się trochę nieswojo i dziwnie. Jakbym wszedł na cienki lód, ale nie potrafiłem zrozumieć czemu tak się czuję.
Kiedy szedłem uliczką do domu, zobaczyłem, że na niektórych witrynach w sklepach widniały lampki choinkowe, które wesoło świeciły w tę mroźną noc.
— Och — mruknąłem do siebie, jakby właśnie ktoś mi powiedział coś ważnego. — Święta się zbliżają.
Faktycznie, zapomniałem o tym. Zgubiłem się w wierze własnych problemów, by zauważyć, że ludzie szykują się do świąt Bożego Narodzenia.
Westchnąłem, a z moich ust wydobyła się biała chmura. Było chorobliwie zimno, palce mimo rękawiczek mi zmarzły i mentalnie musiałem się przygotować do niecodziennego bólu, który nawiedzi moje skostniale dłonie.
Kiedy dotarłem do drzwi naszego domu z niechęcią i nie małym trudem wyciągnąłem klucze i włożyłem je do zamka. Zdążyłem wejść do małego przesiąka, a śnieg zaczął porządnie padać. Dzięki Bogu, że dostałem się do domu przed tą śnieżycą, bo byłem niemal pewien, że musiałbym czekać kolejną godzinę na start autobusu.
Rozebrałem się z kurtki i szalika, a kiedy się odwróciłem zamarłem. Camryn stała oparta o ścianę korytarza i patrzyła na mnie jakbym zrobił jej coś złego. Wiedziałem co ten wzrok oznaczał.  
— Co tak długo cię nie był, hm? — zapytała niby cicho, ale wiedziałem, że w środku się gotuje.
Wiem, martwiła się o mnie. Po ostatnim razie, kiedy nie wróciłem, a wylądowałem w szpitalu stała się bardzo cięta na to, gdzie idę i kiedy wrócę. Naprawdę straciła na mnie dużo nerwów i zastanawiałem się zawsze dlaczego jeszcze mi nie wygarnęła tego, że żeruję na niej i mam się w końcu ogarnąć. Nigdy nie użyła takich słów i wiecznie się o mnie martwiła.
— Autobus zatrzymał się w połowie drogi — wyjaśniłem łagodnie. Podszedłem do niej, po czym wziąłem ją pod ramię. Zabolały mnie palce, że aż syknąłem. Wiedziałem, że tak będzie. — Poza tym wizyta trochę mi się przesunęła i przedłużyła — oznajmiłem z zgodnie z prawdą.
Camryn nigdy bym nie okłamał. Była kimś więcej niż przyjaciółką. Była dla mnie jak siostra, która zastąpiła mi brata, który był daleko stąd.
— Zrobię ci herbaty — zaproponowała, gdy zobaczyła, że pocieram dłonie.
— Byłbym więcej niż wdzięczny — posłałem jej słaby uśmiech.
Zaparzyła nam czarnej herbaty. Przyjąłem ją z niewyobrażalną wdzięcznością, ciesząc się z ciepła, które promieniowało od gorącego kubka.
— Przepraszam, że nie zadzwoniłem — powiedziałem po chwili ciszy. — Byłem nieco… wytrącony z równowagi.
Uniosła brwi, a jej niebieskie oczy pociemniały.
— Twój psycholog coś powiedział niestosownego?
— Nie, nie — zaprzeczyłem, kręcącą nieco głową. — Jestem wyprowadzony z równowagi z powodu mojej przeszłości — powiedziałem. Tak naprawdę nigdy nie opowiedziałem Camryn powodu dlaczego biorę. Ona też nigdy nie pytała, jakby wiedziała, że to tylko pogorszy moją postawę.
— Hej, nie myśl o tym — powiedziała szybko, gdy zobaczyła, że tracę humor.
Właśnie w tym momencie wszedł Claude. Jego włosy były nieco mokre, a koszulę miał wymiętoloną. Nie wyglądał na zadowolonego, ale jak tylko mnie zobaczył jego mina uległa natychmiastowej zmianie.
— Coś się stało? — zapytał, ale nie byłem pewien do kogo kieruje te pytanie; do mnie czy do Camryn.
— Zrobił się markotny, gdy wspomniał o przeszłości.
— Muszę wam to opowiedzieć — wpadłem w jej słowa. — Muszę to wyrzucić z siebie, a teraz po prostu mam odwagę, której nie chce stracić.
Czułem jak dwójka przyjaciół patrzy po sobie, ale na to nie zwracałem uwagi. Po prostu czułem, że muszę się wygadać, a to jest najodpowiedniejszy czas. Czułem, że mam odwagę, by im to powiedzieć, odwagę, którą zbierałem bardzo długo.
Czemu nie chciałem im tego mówić?
Powód jest tak bardzo banalnie prosty.
Moja przeszłość była jedną z najobrzydliwszych historii jaką można usłyszeć. Nie wiedziałem jak zareagują Camryn i Claude, ale obawiam się tego, że po prostu mnie wyśmieją. Może byłem trochę przewrażliwiony na punkcie mojej przeszłości, ale z doświadczenia wiem, że ludzie potrafią odrzucić kogoś, kto miał tak bardzo pochlastaną przeszłość.
Camryn zrobiła herbaty Claude`owi, a kiedy wszyscy usiedliśmy do drewnianego stołu, zacząłem mówić.
Mój głos był cichy, dobierałem starannie słowa. Opowiadałem im wszystko po kolei — jak od wyzwisk mój ojciec przeszedł w przemoc. Wplątałem w tę wypowiedź też uwagi psychologa oraz jego spostrzeżenia jako psychiatra. Opowiedziałem im też, że biorąc narkotyki czułem się znacznie lepiej; przede wszystkim nie czułem upokorzenia, bólu i nie wiedziałem w takim stanie, że każdy człowiek chciałby być kochany. Powiedziałem im również, że czułem się słaby, gdy wziąłem narkotyk na tych schodach. Podzieliłem się z nimi tym, że nie jest mi łatwo i czasami czuję jakbym tylko na nich żerował. Byłem im wdzięczny, że dzięki nim jeszcze jakoś funkcjonuję i dzięki nim zdecydowałem się na terapię.
Kiedy skończyłem widziałem jak bardzo miał ciętą minę Claude. Miałem wrażenie, że za chwilę wstanie i nie wróci. Ale zamiast tego, usłyszałem jego cichy syk, który przyprawił mnie o zimny dreszcz.
— Jedynie co chcę teraz zrobić, to jechać do Korei, znaleźć twoich rodziców i zabić na miejscu.
Spojrzałem na niego załzawionym spojrzeniem, lekko pociągając nosem. Na szczęście się nie rozpłakałem, ale nie wiele do tego mi brakowało.
— Nie patrz się tak na mnie, Baekhyun — jego wyraz twarzy wcale się nie zmienił. — Czego najmocniej na świecie nienawidzę to przemocy. I choć jeszcze wiele w życiu nie widziałem, nie mogę zrozumieć tego jak można uderzyć własne dziecko. Nie wiem czy powinienem to mówić, ale mam ochotę twojego ojca zabić albo przynajmniej zrobić to samo co on robił tobie.
Spuściłem wzrok na blat stołu, po czym poczułem delikatny dotyk na swoich plecach. Chwilę po tym Camryn przytuliła mnie do siebie. Poczułem dziwne ciepło rozlewające się w moim wnętrzu. Poczułem tak wielką ulgę, że moje oczy jeszcze bardziej się załzawiły, ale nie pozwoliłem na to, by się rozpłakać — zamiast tego zagryzłem mocno dolną wargę, czując jak prawie pęka pod naporem moich zębów.
— Jesteś z nami, Baekhyun — szepnęła do mnie. — Masz brata, który cię kocha. Dlatego bądź siny dla nas i dla siebie. Zacznij żyć. Zawsze będziemy z tobą. Nieważne jak bardzo miałeś zepsutą przeszłość. Naprawdę cieszymy się, że zaufałeś nam na tyle, by nam to powiedzieć.
Wtuliłem się w nią mocniej, czując się jakbym właśnie odzyskał rodzinę.
— Cieszę się, że was mam — powiedziałem.
To byli jedyni ludzie, których pokochałem tak mocno, że nie wyobrażałem sobie ich straty.


«»

a/n: dzisiejszy rozdział… nie wiem. W sumie nie wiem co mam o nim napisać, ocenę zostawiam Wam. Obiecuję, że sprawa obrączki Chana niedługo się wyjaśni. Do następnego rozdziału!

4 komentarze:

  1. Mi rozdział się podoba :3 może niewiele wniósł do historii, ale przyjemnie się czytało :D przyjaciele Baeka są tacy kochani ;; dobrze, że chociaż oni go wspierają ;3
    Czekam na kolejny rozdział!

    http://cnbluestory.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czasem muszą być przerywniki ♥
      Dzięki za komentarz :D

      Usuń
  2. Yass! Mówiłam, że to pamiątka? Nos detektywa kurcze xd
    A tak na poważnie, może - tak jak powiedziała Aya Anakin Lee - rozdział zbyt wiele nie wniósł, ale i tak było fajnie. Dobrze, że Baekhyun otworzył się przed swoimi przyjaciółmi, jeszcze tylko brakuje mi jakiegoś romansu z Yeolem i będzie idealnie xd
    Czekam i pozdrawiam bardzo serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niby tak, ale lubię napisać sobie przemyślenia :d
      Dzięki za komentarz ♥

      Usuń

Theme by Ally | Panda Graphics | Credit x