piątek, 20 maja 2016

Touches - dotyk szósty;



„Ludzie znają dziś cenę wszystkiego, nie znając wartości niczego.” — Oscar Wilde

«»

Pomieszczenie nie było za duże, ani za małe, raczej takie pomiędzy. Było średniej wielkości, a pośrodku stały krzesła ustawione w kółko. Ich liczba wynosiła siedem miejsc.
Westchnąłem głęboko i przeniosłem wzrok na dwóch mężczyzn, którzy aktualnie wieszali swoje płaszcze na wieszaku, który stał w kącie gabinetu. Poprosili byśmy usiedli na miejscach, więc uczyniliśmy to. Siedziałem pomiędzy jakąś dziewczyną i chłopakiem, wydawali się być w moim wieku, ewentualnie trochę młodsi ode mnie.
Terapeuci byli azjatami, jeszcze posiadałem umiejętność rozpoznawania azjatyckich rys; również mieli skośne oczy, co poniekąd było dla nas charakterystyczną cechą. Obaj byli podobnego wzrostu, ale jeden wydawał się mieć bardziej przyjemniejszy wyraz twarzy — miał bardzo łagodne oczy w kolorze gorzkiej czekolady, a drugi miał bardzo cięty wyraz twarzy — taki bardzo nieodgadnięty.
W końcu stanęli w kółku, a my z niepewnością popatrzyliśmy na nich. Ten bardziej łagodny zaczął mówić:
— Witam wszystkich — przywitał nas, po czym uśmiechnął się delikatnie. — Przepraszam, że nie powiadomiliśmy was, że będzie nas dwoje, ale nie mieliśmy zbyt dużo czasu. Nazywam się Kim Jongin, jestem psychologiem i będę prowadził terapię grupową.
— Ja jestem Oh Sehun, również jestem psychologiem i wraz z panem Kim, będę tu towarzyszył.
Delikatnie przegryzłem wargi i niepewnie przesunąłem wzrokiem po twarzach psychologów. Wydawali się być skrupulatni, bardzo dobrze zorganizowani.
Jeden z nich, chyba Sehun wziął teczkę z papierami i ponownie spojrzał po nas.
— Pracujemy tu od niecałego roku, ale nie obawiajcie się, jesteśmy tu, by was wysłuchać. Terapia grupowa będzie polegać na tym, że będziemy mówić o waszych problemach. Nie jesteśmy tu, by was oceniać, a wam pomóc. Chcę wam jeszcze powiedzieć, że nie zawsze będziemy oboje. Czasem może się zdarzyć, że będziemy się wymieniać z Jonginem, ale nie obawiajcie się, raczej będziemy pracować we dwójkę.
Usiedli na swoich miejscach, a pan Kim oparł dłonie na swoich kolanach i popatrzył nas zagadkowo.
Nie czułem się dobrze i również mogłem wyczuć niepewność w innych, którzy tu siedzieli. Skuliłem się w sobie i starałem się zapełnić czymś myśli, ale mi nie wychodziło. Bałem się dalszej rozmowy i ogólnie tego, jak ma to wyglądać. Mimo że Chanyeol mnie zapewnił, że to nie jest takie straszne, ja swoje odczuwałem.
Przez długie pięć minut panowała gęsta, niezręczna cisza, która przeszywała mnie na wskroś. Miałem niezmierną ochotę zapaść się pod ziemię, albo uciec z pomieszczenia i nigdy się nie pokazywać. Nie pomagały mi myśli, że może mi to pomóc. Nic nie pomagało — za bardzo się w tym wszystkim stresowałem i przejmowałem, a to wcale nie pomagało.
W końcu któryś z psychologów wstał ze swojego miejsca i obrócił się wokół własnej osi, by zobaczyć wszystkich. Zacisnąłem palce na swoich spodniach, przy okazji zagryzając mocno swoją wargę. Miałem spierzchnięte usta i takie ugryzienie zabolało mnie, że miałem ochotę syknąć, ale tylko siłą woli powstrzymałem się od bolesnego jęku.
— Dziś przedstawiacie się — poinstruował łagodnie. Był to chyba Jongin. — Od razu zaznaczam, że nie musicie mówić więcej niż to konieczne i jeśli uważacie, że to jest dla was zbyt krępujące.
Zgrabiłem ramiona, po czym wcisnąłem dłonie między uda. Zrobiło mi się zimno, a przecież miałem na sobie grubą, czarną bluzę, a wokół szyi zawinięty szalik w kratkę.
Może właśnie czułem się nieswoje dlatego, że nie lubiłem wracać do tego, co mnie nękało, ale zdawałem sobie sprawę, że to mnie blokuje i wciąż wprowadza mnie na dno, a przecież chcę się wygrzebać z dołka. Ale to nie jest tak łatwe, a ciągłe wspomnienia są jak najgorszy horror jaki dane było mi oglądać.
— Na początku się przedstawcie i powiedzcie z jakim problemem się borykacie — zachęcił i uśmiechnął się delikatnie, jakby chciał nas przekonać, że wszystko będzie w porządku.
Wszyscy spojrzeli po sobie, jakby z niemym pytaniem. Miałem wrażenie, że każde z nas miało wypisany strach na twarzy. Ja sam nie czułem się lepiej, gula w gardle urosła mi do niewyobrażalnych rozmiarów i miałem cholerne wrażenie, że duszę się we własnym ciele.
Jongin wskazał dłonią pierwszą osobę. Był to zgarbiony chłopak, który był nieznośnie blady, z poczochranymi włosami, które z blondu niemal tonowały się w łagodny rudy kolor.
— Nazywam się Tomas — wychrypiał. Jego głos przypominał dźwięk papieru ściernego, który jeździł po jakieś powierzchni. — Narkotyki.
Później po kolei ludzie wymieniali swoje imiona i typu uzależnień. W moje grupie był to alkoholizm i narkomania.
Kiedy doszło do mnie trochę mnie zatkało, ale przełamałem mój strach i powiedziałem to co wszyscy:
— Baekhyun. Narkotyki,
Po mnie było dwoje ludzi. Wszyscy byliśmy podobni do siebie: małomówni i wystraszeni. Jakbyśmy wcale nie chcieli tu być, ale prawda jest taka, że każdy z nas w głębi duszy pragnął zaznać spokoju i nie odczuwać wielkiej chęci napicia się czy wzięcia jakiegoś narkotyku, który odciskał na nas piętno.
— Jak zauważyliście w grupie są osoby, które mają problem z alkoholem i narkotykami — powiedział Sehun, gdy obok niego usiadł Jongin, ponownie skanując nas wzrokiem. — Będziemy mówić o tym, rozmawiać jak uporać się z tymi problemami — oznajmił. Jego wyraz twarzy odrobinę się zmienił. — Jeżeli już jesteśmy przy temacie, jakie macie sposoby, by odciągnąć uwagę od wielkiej chęci spożycia czegokolwiek? Bo to jest ważne.
— Glosy — wymsknęło mi się.
Dwaj psycholodzy spojrzeli na mnie. Zmieszałem się nieco, ale odważyłem się podnieść wzrok, a gdy to uczyniłem spotkałem się z tęczówkami w których grały radosne i psotne iskierki — te oczy skojarzyły mi się z przede wszystkim wolnym człowiekiem, który nie wpadł w ohydne ramiona uzależnienia.
— Konkretniej? — poprosił łagodnie, a ja westchnąłem cicho.
— Muszę rozmawiać z osobami mi bliskimi. Dzięki nim umiem zasnąć, by nie odczuwać głodu i odciągają moją uwagę.
— To jest dobry sposób — potwierdził. — Tylko musimy znaleźć nieco inne sposoby jeśli w jakieś sytuacji zostaniemy sami — wyjaśnił.
Sehun wstał z krzesła, po czym podszedł do tablicy i przysunął ją w naszą stronę. Wziął czarny marker i napisał na środku drukowanymi literami „uzależnienie”. Zaraz przy tym napisie zrobił strzałkę i napisał „rozmowa”.
— Osoby uzależnione nie potrzebują samotności — powiedział Jongin i stanął na środku kółka. — Najczęściej właśnie spotykamy się z tym, że takie osoby zostają same i właśnie dzięki temu jest gorzej — rozłożył ramiona. — Śmiało mówcie, co można robić w czasie głosu.
— Muzyka? — zaproponowała nieśmiało jedna dziewczyna.
— Oczywiście — uśmiechnął się.
— Gotowanie — padła kolejna propozycja.
— O właśnie, jakieś zajęcie — pochwalił.
Po tym padło kilka słów, które znalazły się na tablicy. Sehun przysunął ją nieco bliżej, by wszyscy zobaczyli mapkę, którą stworzył.
Czułem się jakbym był na jakiś zajęciach, ale zamiast mówić o anatomii człowieka mówiliśmy jak pozbyć się nawyku wzięcia.
Szczerze nie wiem ile siedzieliśmy w sali — psycholodzy próbowali wyciągnąć z nas jak najwięcej, czasem traktując to jako zabawę. Wiedziałem, że jeśli będą to robić zbyt poważnie zamkniemy się w sobie i nic już nam nie pomoże. Dlatego traktowaliśmy to jako formę zabawy i raczej jakieś spotkanie, by wymazać świadomość, że to jest terapia grupowa dla osób uzależniających,
Spotkanie skończyło się uprzyjmy zdaniami typ „do zobaczenia na następnej wizycie”. Wszyscy już wyszli, a ja wraz z nimi, mówiąc do dwójki psychologów „do widzenia”. Odpowiedzieli mi tym samym, więc już z większym spokojem i mniejszym stresem założyłem na siebie płaszcz i opuściłem budynek.
Przywitało mnie mroźne powietrze, które od razu uszczypało mnie w policzki.

«»

W autobusie była marna garstka ludzi. Zapomniałem, a raczej nie wiedziałem, że o takiej porze sieje zupełnymi pustkami.
Oparłem głowę o zimną szybę pojazdu, kiedy wygodnie usiadłem na wolnym miejscu. Zaczęła boleć mnie niemiłosiernie głowa, było mi niedobrze i ogólnie nie grzeszyłem energią po dzisiejszym dniu.
Czułem się wykończony.
Nie tylko ze względu na pogodę, godzinę, ale odczuwałem zmęczenie ze względu na każdy nękający mnie fakt. Czułem się silny tylko wtedy, gdy byłem w gabinecie, a gdy wychodziłem poza mury osób, które ze mną pracowały czułem się beznadziejnie i tak bezbronnie jakbym znowu spadał w ciemny dół swojej egzystencji.
Wspomnienia lubiły mnie katować w najmniej oczekiwanych momentach. Czasem chciałem stracić pamięć i zapomnieć o tym jaki ból przeżyłem i jak słowa mnie zraniły, że stoczyłem się na samo dno swojego marnego życia. Mogłem przyznać otwarcie, że nienawidziłem swojego życia. Tak bardzo, że czasem odechciewało mi się je mieć. Ludzie mówią, że życie jest cennym skarbem, ale nigdy się  nie zastanowią, że bliźni mogą uczynić piekło na ziemi, a podobno jest ono o wiele gorsze, niżeli te, które sobie wyobrażamy. Zadziwiające jest to, że człowiek drugiemu człowiekowi wyrządza krzywdę, sam nie zdając sobie sprawę jak to boli. Zawsze mnie to dziwiło i drażniło, ale sam od życia dostałem, że nawet nie miałem ochoty o niczym myśleć. Ludzie z zasady byli egoistyczni i nie myśleli o innych ludziach. Właśnie dlatego skończyłem, biorąc narkotyki. By choć przez chwilę oderwać się od tego świata i zapaść się w swój własny — wyemitowany we własnej głowie.
To nie tak, że nie miałem koszmarów. Miałem, ale były tak straszne i realne, że nie dało się ich zapomnieć; moje ciało nosiło blizny, które były jak film, kiedy na nie patrzyłem. Brzydziłem się nimi i jak swoją przeszłością, i nawet nie chciałem się z nią pogodzić. Tu tkwił mój największy problem — nie potrafiłem pogodzić się z tym, że moi rodzice doprowadzili mnie na skraj człowieczeństwa. Miałem im za złe, że traktowali mnie jak nierównemu sobie i nienawidziłem ich za to, że dziś muszę zmagać się z wieloma problemami, które ciągną się za mną niczym wierny pies. Moja przeszłość przypominała cień — nigdy się ze mną nie rozstawała i tylko czekała, by uderzyć w dzień, kiedy nie będę na tyle silny, by odmówić.
Wysiadłem na zupełnie innym przystanku. Miasto budziło się do życia. W sumie nie wiem czy tak naprawdę nie zapadało w sen, by tylko nie wiedzieć wszelkich brudów. Neonowe szydle jarzyły się na jaskrawe kolory, które raniły moje oczy. Zimno było poszywające, ale na razie nie zwracałem na to uwagi, głęboko w kieszenie wsadzając zastygnięte od zimna palce. Wprawdzie ich wcale nie czułem, ale i to zsuwałem jak najdalszy punkt umysłu.
Nie czułem się dobrze po terapii — to nie tak, że ci psycholodzy zrobili coś źle, ale sama rozmowa z osobami, które są by pomóc obudziła moje koszmary i wspomnienia, które nie były dla mnie pięknym filmem. Były raczej demonami, które ogarniały moje ciało swoimi ramionami i nie mogłem się od nich uwolnić. Tak bardzo żałowałem, że nie daję sobie rady, że wszystko to nie ma sensu. Chciałem się uwolnić, ale sądzę, że nijak mi to wychodziło.
Usiadłem na starych, betonowych schodach, które były przeraźliwie zimne. Było ciemno, a najbliższa latarnia była co najmniej trzy metry ode mnie. Wydawało się mi, że nikt o tej porze już tu nie chodzi — nie było żywej duszy.
Wyciągnąłem telefon z kieszeni płaszcza — było parę minut po dwudziestej. Było też kilka wiadomości od Camryn i Claude, gdzie się podziewam, ale na żadne z nich nie odpowiedziałem, zamiast tego chowając telefon z powrotem w kieszeń. Przez chwilę patrzyłem się przed siebie, jakby miało mi to pomóc z ponownie roztrzaskaną psychiką.
Takie osoby jak ja trudno było zmienić — przede wszystkim musiałem dłużej chodzić na terapię, bym był silniejszy, ale czy parę wizyt nie było to ciut za mało, bym dawał sobie radę?
Nie.
Nie dawałem sobie rady.
Oszukiwałem sam siebie — głód był okropny. Organizm wręcz błagał mnie, bym wziął kolejną dawkę, bym wziął swój upragniony narkotyk. Rozmowy z Camryn mi pomagały, ale wciąż powracająca przeszłość nie dawała mi spokoju. Bardzo pragnąłem też szczęścia brata, ale i na to byłem za słaby. Zawodziłem siebie, bliskie mi osoby i osoby, które mną się teraz opiekowały.
Nie wiem kiedy z tej bezsilności zacząłem płakać. Nie wiem ile razy wibrował mi telefon, ale jestem pewny, że po pewnym czasie mi padł. Sekundy uciekały mi przez palce, a ja bardziej skupiałem się na liczeniu słonych kropelek, które spływały mi po policzkach. Nie przejmowałem się tym, że najprawdopodobniej się wyziębiam.   
Otarłem niezdarnie rękawem płaszcza prawie że zamarznięte łzy, po czym sięgnąłem ręką głęboko w prawą kieszeń mojego płaszcza. Palcami odnalazłem plastikowe opakowanie, a kiedy wyczułem gładką powierzchnię ostrożnie złapałem ją w palce.
Czułem jak drżą mi usta, ale nie zwracałem na to uwagi. W jednej chwili poczułem się jakbym wcale nie wyciął z życia narkomana prawie dwóch tygodni. Czułem się jakbym wracał do domu; brudnego, przypominającego raczej więzienie, niż rodzinne mury.
Obróciłem w palcach opakowanie tabletek, po czym otworzyłem wieko. Białe pastylki wysypałem na dłoń chwilę patrząc na nie. Po chwili namysłu do ust wrzuciłem dwie, a opakowanie ponownie wrzuciłem do kieszeni.
Znowu przegrałem, a to zabolało. Nawet jeśli znowu poczułem stan, w którym nie czułem zupełnie nic, na końcu świadomości gdzieś mi dudniło, że przegrałem.
Przegrałem z samym sobą.
A to bolało.


«»


a/n: przepraszam! Ale w tym tygodniu miałam takie urwanie głowy, że  to poezja. Tak to jest, kiedy się zbliża koniec roku, a my z przedmiotów zawodowych jesteśmy w ciemnej dupie! Tak jak z magazynowanie i język logistyczny idą mi wręcz dobrze, to z pozostałych trzech leżę i kwiczę (jedynie co mnie zadowala to język logistyczny, bo mam same piąteczki, yay).
Od razu zaznaczam, że Baek nie jest tak mocną osobą. Musiało do tego dojść. Nie wiem, ale chyba rozdział mi nie wyszedł, idk. Tylko końcówka mnie zadowala. Ugh. Do zobaczenia. Muszę poprawić oceny, by z przedmiotów typu kultura miała przynajmniej 4 na koniec XD
Do zobaczenia! I standardowo przepraszam za błędy.
P.S. Szykuję nowe opowiadanie, taka komedyjka, ale z innego fandomu niż exo. Chcielibyście przeczytać? (i tak napiszę, bo mam fazę). Tylko gdzieś w wakacje to ruszy.

4 komentarze:

  1. Przerażająco wyglądała ta terapia grupowa.. mam wrażenie, że po takim spotkaniu bardziej zapamiętają siebie po uzależnieniach jakie mają niż po imionach ;D;
    Biedny Baek :< można by powiedzieć, że zaliczył swoją pierwszą porażkę.. ale czemu się dziwić.. pewnie i tak długo wytrzymał jak na osobę uzależnioną..
    Czekam na kolejny rozdział! :D

    http://cnbluestory.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czemu przerażająca? Nie wiem, nie znam się XD
      Porzucenie narkomani jest naprawdę trudne, w sumie sama wiesz.
      Dziękuję za komentarz

      Usuń
    2. Nie wiem.. ja bym chyba w połowie uciekła xd

      Usuń
    3. Ja najprawdopodobniej też, ale cii xD Staram się oddać wszystko realistycznie, ale na terapii grupowej nie byłam :D

      Usuń

Theme by Ally | Panda Graphics | Credit x