„Ludzie znają dziś cenę wszystkiego, nie
znając wartości niczego.” — Oscar Wilde
«»
Pomieszczenie
nie było za duże, ani za małe, raczej takie pomiędzy. Było średniej wielkości,
a pośrodku stały krzesła ustawione w kółko. Ich liczba wynosiła siedem miejsc.
Westchnąłem
głęboko i przeniosłem wzrok na dwóch mężczyzn, którzy aktualnie wieszali swoje
płaszcze na wieszaku, który stał w kącie gabinetu. Poprosili byśmy usiedli na
miejscach, więc uczyniliśmy to. Siedziałem pomiędzy jakąś dziewczyną i chłopakiem,
wydawali się być w moim wieku, ewentualnie trochę młodsi ode mnie.
Terapeuci
byli azjatami, jeszcze posiadałem umiejętność rozpoznawania azjatyckich rys;
również mieli skośne oczy, co poniekąd było dla nas charakterystyczną cechą.
Obaj byli podobnego wzrostu, ale jeden wydawał się mieć bardziej przyjemniejszy
wyraz twarzy — miał bardzo łagodne oczy w kolorze gorzkiej czekolady, a drugi
miał bardzo cięty wyraz twarzy — taki bardzo nieodgadnięty.
W końcu
stanęli w kółku, a my z niepewnością popatrzyliśmy na nich. Ten bardziej
łagodny zaczął mówić:
— Witam
wszystkich — przywitał nas, po czym uśmiechnął się delikatnie. — Przepraszam,
że nie powiadomiliśmy was, że będzie nas dwoje, ale nie mieliśmy zbyt dużo
czasu. Nazywam się Kim Jongin, jestem psychologiem i będę prowadził terapię
grupową.
— Ja
jestem Oh Sehun, również jestem psychologiem i wraz z panem Kim, będę tu
towarzyszył.
Delikatnie
przegryzłem wargi i niepewnie przesunąłem wzrokiem po twarzach psychologów.
Wydawali się być skrupulatni, bardzo dobrze zorganizowani.
Jeden z
nich, chyba Sehun wziął teczkę z papierami i ponownie spojrzał po nas.
—
Pracujemy tu od niecałego roku, ale nie obawiajcie się, jesteśmy tu, by was
wysłuchać. Terapia grupowa będzie polegać na tym, że będziemy mówić o waszych
problemach. Nie jesteśmy tu, by was oceniać, a wam pomóc. Chcę wam jeszcze
powiedzieć, że nie zawsze będziemy oboje. Czasem może się zdarzyć, że będziemy
się wymieniać z Jonginem, ale nie obawiajcie się, raczej będziemy pracować we
dwójkę.
Usiedli na
swoich miejscach, a pan Kim oparł dłonie na swoich kolanach i popatrzył nas
zagadkowo.
Nie czułem
się dobrze i również mogłem wyczuć niepewność w innych, którzy tu siedzieli.
Skuliłem się w sobie i starałem się zapełnić czymś myśli, ale mi nie
wychodziło. Bałem się dalszej rozmowy i ogólnie tego, jak ma to wyglądać. Mimo
że Chanyeol mnie zapewnił, że to nie jest takie straszne, ja swoje odczuwałem.
Przez
długie pięć minut panowała gęsta, niezręczna cisza, która przeszywała mnie na
wskroś. Miałem niezmierną ochotę zapaść się pod ziemię, albo uciec z
pomieszczenia i nigdy się nie pokazywać. Nie pomagały mi myśli, że może mi to
pomóc. Nic nie pomagało — za bardzo się w tym wszystkim stresowałem i
przejmowałem, a to wcale nie pomagało.
W końcu
któryś z psychologów wstał ze swojego miejsca i obrócił się wokół własnej osi,
by zobaczyć wszystkich. Zacisnąłem palce na swoich spodniach, przy okazji
zagryzając mocno swoją wargę. Miałem spierzchnięte usta i takie ugryzienie
zabolało mnie, że miałem ochotę syknąć, ale tylko siłą woli powstrzymałem się od
bolesnego jęku.
— Dziś
przedstawiacie się — poinstruował łagodnie. Był to chyba Jongin. — Od razu
zaznaczam, że nie musicie mówić więcej niż to konieczne i jeśli uważacie, że to
jest dla was zbyt krępujące.
Zgrabiłem
ramiona, po czym wcisnąłem dłonie między uda. Zrobiło mi się zimno, a przecież
miałem na sobie grubą, czarną bluzę, a wokół szyi zawinięty szalik w kratkę.
Może
właśnie czułem się nieswoje dlatego, że nie lubiłem wracać do tego, co mnie
nękało, ale zdawałem sobie sprawę, że to mnie blokuje i wciąż wprowadza mnie na
dno, a przecież chcę się wygrzebać z dołka. Ale to nie jest tak łatwe, a ciągłe
wspomnienia są jak najgorszy horror jaki dane było mi oglądać.
— Na
początku się przedstawcie i powiedzcie z jakim problemem się borykacie —
zachęcił i uśmiechnął się delikatnie, jakby chciał nas przekonać, że wszystko
będzie w porządku.
Wszyscy spojrzeli
po sobie, jakby z niemym pytaniem. Miałem wrażenie, że każde z nas miało
wypisany strach na twarzy. Ja sam nie czułem się lepiej, gula w gardle urosła mi
do niewyobrażalnych rozmiarów i miałem cholerne wrażenie, że duszę się we
własnym ciele.
Jongin
wskazał dłonią pierwszą osobę. Był to zgarbiony chłopak, który był nieznośnie
blady, z poczochranymi włosami, które z blondu niemal tonowały się w łagodny
rudy kolor.
— Nazywam
się Tomas — wychrypiał. Jego głos przypominał dźwięk papieru ściernego, który
jeździł po jakieś powierzchni. — Narkotyki.
Później po
kolei ludzie wymieniali swoje imiona i typu uzależnień. W moje grupie był to
alkoholizm i narkomania.
Kiedy
doszło do mnie trochę mnie zatkało, ale przełamałem mój strach i powiedziałem
to co wszyscy:
—
Baekhyun. Narkotyki,
Po mnie
było dwoje ludzi. Wszyscy byliśmy podobni do siebie: małomówni i wystraszeni.
Jakbyśmy wcale nie chcieli tu być, ale prawda jest taka, że każdy z nas w głębi
duszy pragnął zaznać spokoju i nie odczuwać wielkiej chęci napicia się czy
wzięcia jakiegoś narkotyku, który odciskał na nas piętno.
— Jak
zauważyliście w grupie są osoby, które mają problem z alkoholem i narkotykami —
powiedział Sehun, gdy obok niego usiadł Jongin, ponownie skanując nas wzrokiem.
— Będziemy mówić o tym, rozmawiać jak uporać się z tymi problemami — oznajmił.
Jego wyraz twarzy odrobinę się zmienił. — Jeżeli już jesteśmy przy temacie,
jakie macie sposoby, by odciągnąć uwagę od wielkiej chęci spożycia
czegokolwiek? Bo to jest ważne.
— Glosy —
wymsknęło mi się.
Dwaj
psycholodzy spojrzeli na mnie. Zmieszałem się nieco, ale odważyłem się podnieść
wzrok, a gdy to uczyniłem spotkałem się z tęczówkami w których grały radosne i
psotne iskierki — te oczy skojarzyły mi się z przede wszystkim wolnym
człowiekiem, który nie wpadł w ohydne ramiona uzależnienia.
—
Konkretniej? — poprosił łagodnie, a ja westchnąłem cicho.
— Muszę
rozmawiać z osobami mi bliskimi. Dzięki nim umiem zasnąć, by nie odczuwać głodu
i odciągają moją uwagę.
— To jest
dobry sposób — potwierdził. — Tylko musimy znaleźć nieco inne sposoby jeśli w
jakieś sytuacji zostaniemy sami — wyjaśnił.
Sehun
wstał z krzesła, po czym podszedł do tablicy i przysunął ją w naszą stronę.
Wziął czarny marker i napisał na środku drukowanymi literami „uzależnienie”.
Zaraz przy tym napisie zrobił strzałkę i napisał „rozmowa”.
— Osoby
uzależnione nie potrzebują samotności — powiedział Jongin i stanął na środku
kółka. — Najczęściej właśnie spotykamy się z tym, że takie osoby zostają same i
właśnie dzięki temu jest gorzej — rozłożył ramiona. — Śmiało mówcie, co można
robić w czasie głosu.
— Muzyka?
— zaproponowała nieśmiało jedna dziewczyna.
—
Oczywiście — uśmiechnął się.
—
Gotowanie — padła kolejna propozycja.
— O
właśnie, jakieś zajęcie — pochwalił.
Po tym
padło kilka słów, które znalazły się na tablicy. Sehun przysunął ją nieco
bliżej, by wszyscy zobaczyli mapkę, którą stworzył.
Czułem się
jakbym był na jakiś zajęciach, ale zamiast mówić o anatomii człowieka mówiliśmy
jak pozbyć się nawyku wzięcia.
Szczerze
nie wiem ile siedzieliśmy w sali — psycholodzy próbowali wyciągnąć z nas jak
najwięcej, czasem traktując to jako zabawę. Wiedziałem, że jeśli będą to robić
zbyt poważnie zamkniemy się w sobie i nic już nam nie pomoże. Dlatego
traktowaliśmy to jako formę zabawy i raczej jakieś spotkanie, by wymazać
świadomość, że to jest terapia grupowa dla osób uzależniających,
Spotkanie
skończyło się uprzyjmy zdaniami typ „do zobaczenia na następnej wizycie”.
Wszyscy już wyszli, a ja wraz z nimi, mówiąc do dwójki psychologów „do widzenia”.
Odpowiedzieli mi tym samym, więc już z większym spokojem i mniejszym stresem
założyłem na siebie płaszcz i opuściłem budynek.
Przywitało
mnie mroźne powietrze, które od razu uszczypało mnie w policzki.
«»
W
autobusie była marna garstka ludzi. Zapomniałem, a raczej nie wiedziałem, że o
takiej porze sieje zupełnymi pustkami.
Oparłem
głowę o zimną szybę pojazdu, kiedy wygodnie usiadłem na wolnym miejscu. Zaczęła
boleć mnie niemiłosiernie głowa, było mi niedobrze i ogólnie nie grzeszyłem
energią po dzisiejszym dniu.
Czułem się
wykończony.
Nie tylko
ze względu na pogodę, godzinę, ale odczuwałem zmęczenie ze względu na każdy nękający
mnie fakt. Czułem się silny tylko wtedy, gdy byłem w gabinecie, a gdy
wychodziłem poza mury osób, które ze mną pracowały czułem się beznadziejnie i
tak bezbronnie jakbym znowu spadał w ciemny dół swojej egzystencji.
Wspomnienia
lubiły mnie katować w najmniej oczekiwanych momentach. Czasem chciałem stracić
pamięć i zapomnieć o tym jaki ból przeżyłem i jak słowa mnie zraniły, że
stoczyłem się na samo dno swojego marnego życia. Mogłem przyznać otwarcie, że
nienawidziłem swojego życia. Tak bardzo, że czasem odechciewało mi się je mieć.
Ludzie mówią, że życie jest cennym skarbem, ale nigdy się nie
zastanowią, że bliźni mogą uczynić piekło na ziemi, a podobno jest ono o wiele
gorsze, niżeli te, które sobie wyobrażamy. Zadziwiające jest to, że człowiek
drugiemu człowiekowi wyrządza krzywdę, sam nie zdając sobie sprawę jak to boli.
Zawsze mnie to dziwiło i drażniło, ale sam od życia dostałem, że nawet nie
miałem ochoty o niczym myśleć. Ludzie z zasady byli egoistyczni i nie myśleli o
innych ludziach. Właśnie dlatego skończyłem, biorąc narkotyki. By choć przez
chwilę oderwać się od tego świata i zapaść się w swój własny — wyemitowany we
własnej głowie.
To nie tak,
że nie miałem koszmarów. Miałem, ale były tak straszne i realne, że nie dało
się ich zapomnieć; moje ciało nosiło blizny, które były jak film, kiedy na nie
patrzyłem. Brzydziłem się nimi i jak swoją przeszłością, i nawet nie chciałem
się z nią pogodzić. Tu tkwił mój największy problem — nie potrafiłem pogodzić się
z tym, że moi rodzice doprowadzili mnie na skraj człowieczeństwa. Miałem im za
złe, że traktowali mnie jak nierównemu sobie i nienawidziłem ich za to, że dziś
muszę zmagać się z wieloma problemami, które ciągną się za mną niczym wierny pies.
Moja przeszłość przypominała cień — nigdy się ze mną nie rozstawała i tylko
czekała, by uderzyć w dzień, kiedy nie będę na tyle silny, by odmówić.
Wysiadłem
na zupełnie innym przystanku. Miasto budziło się do życia. W sumie nie wiem czy
tak naprawdę nie zapadało w sen, by tylko nie wiedzieć wszelkich brudów.
Neonowe szydle jarzyły się na jaskrawe kolory, które raniły moje oczy. Zimno
było poszywające, ale na razie nie zwracałem na to uwagi, głęboko w kieszenie
wsadzając zastygnięte od zimna palce. Wprawdzie ich wcale nie czułem, ale i to
zsuwałem jak najdalszy punkt umysłu.
Nie czułem
się dobrze po terapii — to nie tak, że ci psycholodzy zrobili coś źle, ale sama
rozmowa z osobami, które są by pomóc obudziła moje koszmary i wspomnienia,
które nie były dla mnie pięknym filmem. Były raczej demonami, które ogarniały
moje ciało swoimi ramionami i nie mogłem się od nich uwolnić. Tak bardzo
żałowałem, że nie daję sobie rady, że wszystko to nie ma sensu. Chciałem się
uwolnić, ale sądzę, że nijak mi to wychodziło.
Usiadłem
na starych, betonowych schodach, które były przeraźliwie zimne. Było ciemno, a
najbliższa latarnia była co najmniej trzy metry ode mnie. Wydawało się mi, że
nikt o tej porze już tu nie chodzi — nie było żywej duszy.
Wyciągnąłem
telefon z kieszeni płaszcza — było parę minut po dwudziestej. Było też kilka
wiadomości od Camryn i Claude, gdzie się podziewam, ale na żadne z nich nie
odpowiedziałem, zamiast tego chowając telefon z powrotem w kieszeń. Przez
chwilę patrzyłem się przed siebie, jakby miało mi to pomóc z ponownie
roztrzaskaną psychiką.
Takie
osoby jak ja trudno było zmienić — przede wszystkim musiałem dłużej chodzić na
terapię, bym był silniejszy, ale czy parę wizyt nie było to ciut za mało, bym
dawał sobie radę?
Nie.
Nie
dawałem sobie rady.
Oszukiwałem
sam siebie — głód był okropny. Organizm wręcz błagał mnie, bym wziął kolejną
dawkę, bym wziął swój upragniony narkotyk. Rozmowy z Camryn mi pomagały, ale
wciąż powracająca przeszłość nie dawała mi spokoju. Bardzo pragnąłem też
szczęścia brata, ale i na to byłem za słaby. Zawodziłem siebie, bliskie mi
osoby i osoby, które mną się teraz opiekowały.
Nie wiem
kiedy z tej bezsilności zacząłem płakać. Nie wiem ile razy wibrował mi telefon,
ale jestem pewny, że po pewnym czasie mi padł. Sekundy uciekały mi przez palce,
a ja bardziej skupiałem się na liczeniu słonych kropelek, które spływały mi po
policzkach. Nie przejmowałem się tym, że najprawdopodobniej się wyziębiam.
Otarłem
niezdarnie rękawem płaszcza prawie że zamarznięte łzy, po czym sięgnąłem ręką
głęboko w prawą kieszeń mojego płaszcza. Palcami odnalazłem plastikowe
opakowanie, a kiedy wyczułem gładką powierzchnię ostrożnie złapałem ją w palce.
Czułem jak
drżą mi usta, ale nie zwracałem na to uwagi. W jednej chwili poczułem się
jakbym wcale nie wyciął z życia narkomana prawie dwóch tygodni. Czułem się
jakbym wracał do domu; brudnego, przypominającego raczej więzienie, niż
rodzinne mury.
Obróciłem w
palcach opakowanie tabletek, po czym otworzyłem wieko. Białe pastylki wysypałem
na dłoń chwilę patrząc na nie. Po chwili namysłu do ust wrzuciłem dwie, a
opakowanie ponownie wrzuciłem do kieszeni.
Znowu przegrałem,
a to zabolało. Nawet jeśli znowu poczułem stan, w którym nie czułem zupełnie
nic, na końcu świadomości gdzieś mi dudniło, że przegrałem.
Przegrałem
z samym sobą.
A to
bolało.
«»
a/n: przepraszam! Ale w tym tygodniu miałam takie urwanie głowy, że to poezja. Tak to jest, kiedy się zbliża koniec roku, a my z przedmiotów zawodowych jesteśmy w ciemnej dupie! Tak jak z magazynowanie i język logistyczny idą mi wręcz dobrze, to z pozostałych trzech leżę i kwiczę (jedynie co mnie zadowala to język logistyczny, bo mam same piąteczki, yay).Od razu zaznaczam, że Baek nie jest tak mocną osobą. Musiało do tego dojść. Nie wiem, ale chyba rozdział mi nie wyszedł, idk. Tylko końcówka mnie zadowala. Ugh. Do zobaczenia. Muszę poprawić oceny, by z przedmiotów typu kultura miała przynajmniej 4 na koniec XDDo zobaczenia! I standardowo przepraszam za błędy.P.S. Szykuję nowe opowiadanie, taka komedyjka, ale z innego fandomu niż exo. Chcielibyście przeczytać? (i tak napiszę, bo mam fazę). Tylko gdzieś w wakacje to ruszy.
Przerażająco wyglądała ta terapia grupowa.. mam wrażenie, że po takim spotkaniu bardziej zapamiętają siebie po uzależnieniach jakie mają niż po imionach ;D;
OdpowiedzUsuńBiedny Baek :< można by powiedzieć, że zaliczył swoją pierwszą porażkę.. ale czemu się dziwić.. pewnie i tak długo wytrzymał jak na osobę uzależnioną..
Czekam na kolejny rozdział! :D
http://cnbluestory.blogspot.com/
Czemu przerażająca? Nie wiem, nie znam się XD
UsuńPorzucenie narkomani jest naprawdę trudne, w sumie sama wiesz.
Dziękuję za komentarz
Nie wiem.. ja bym chyba w połowie uciekła xd
UsuńJa najprawdopodobniej też, ale cii xD Staram się oddać wszystko realistycznie, ale na terapii grupowej nie byłam :D
Usuń