„Niewiele
rzeczy tak bardzo oszukuje jak wspomnienia.” — Carlos Ruiz Zafon
«»
Znowu siedziałem na plastikowym, niewygodnym
krzesełku, a mój kręgosłup ponownie wołał o pomstę do nieba. Obok mnie
siedziała Camryn, jakby nie była obecna myślami tutaj ani nigdzie, gdzie
mógłbym ją odnaleźć.
Spojrzałem na swoje dłonie — na wierzchu mojej prawej
dłoni widniał duży siniak wynikający z nieumiejętnego wkładania wenflonu. Skóra
nadal była szara i nie wydawało mi się, że miało się to zmienić w najbliższym
czasie.
Nie pamiętam momentu, kiedy po prostu zemdlałem
na schodach, ani tego, że prawie się wyziębiłem na śmierć. Ktoś zwyczajnie mnie
znalazł w tym ciemnym zaułku i zadzwonił po pogotowie. W szpitalu spędziłem
kilka dobrych dni, dochodząc do siebie. Puca do tej pory mnie bolą, ale nie tak
jak kilka dni temu, kiedy w nocy praktycznie nie mogłem złapać oddechu przez
palący ból.
Myślałem, że Camryn i Claude na mnie
nawrzeszczą i po prostu teraz prosto w twarz mi powiedzą, że nie jestem niczym
więcej niż śmieciem — zamiast tego po prostu kazali mi nie robić im takich
niespodzianek, inaczej to oni postarają się o to, że umrę śmiercią tragiczną.
To wcale nie poprawiało mi humoru ani samo
poczucia. Camryn zawiadomiło mojego brata o całej sytuacji i on też mnie
opieprzył, ale nikt nie wspomniał o narkotykach, jakby wiedzieli, że kiedyś się
to zdarzy i to tylko kwestia czasu. Przede wszystkim sam miałem żal do siebie i
plułem sobie w twarz czemu nie mogę być silny.
Przez to, że byłem w szpitalu przepadły mi
wizyty, ale najmniej się tym przejmowałem. Przejmowałem się bardziej tym jak
mam teraz spojrzeć w oczy mojemu terapeucie. Nie miałem ochoty ani odwagi
podnosić się z tego krzesła — też nie posiadałem dużo siły, by samemu wejść.
Nadal byłem słaby. Po chorobie i wzięciu narkotyku.
Zacząłem ponownie liczyć kropki. Wyszło mi ich
sto pięć. Znowu o jedną więcej niż poprzednim razem.
Westchnąłem cicho i po części bezradnie, kiedy
drzwi do gabinetu pana Parka się otworzyły, a po chwili wyszła młoda kobieta,
tym samym mnie alarmując, że czas na wizytę. Nie chciałem tam wchodzić, ale
dłoń Camryn zaciskająca się na moim przedramieniu uświadomiła mi, że muszę
wejść.
Podniosłem się ociężale, niezdarnie i z
mniejszą siłą niż dotychczas i prawie że wpełzałem do środka.
Na szklanym stoliku widniał bukiet fiołków.
Miałem wrażenie, że za każdym razem jak tu przychodzę zastaję zupełnie inne
kwiaty, jakby to miało dawać jakąś różnorodność. Westchnąłem ciężko, by sobie
uświadomić, że moje przemyślenia są bezsensowne. To nie czas i miejsce by
myśleć o zmianie kwiatków.
Chanyeol siedział za biurkiem, jak zawsze
podtrzymując swoją brodę na koszyczku z dłoni. Przyglądał mi się skrupulatnie,
z dozą czegoś czego nie potrafiłem nazwać. Może nawet nie chciałem o tym
myśleć.
Usiadałem na krześle, czując ulgę w nogach.
Dałbym się pokroić, że jeśli dłużej bym stał, upadłbym i nie sądzę, że
cokolwiek by już pomogło.
— Dzień dobry — przywitałem się ponuro,
zaciskając usta. Nie spojrzałem na psychologa.
— Dzień dobry — odpowiedział mi bardziej
pogodnie. — Nie pojawiłeś się na dwóch ostatnich wizytach w zeszłym tygodniu —
zauważył.
Nic nie odpowiedziałem, ale za to podałem mu
specjalną kartkę ze szpitala. Był to wypis wraz z opisem co się zdarzyło. Myślę,
że to powinno wyjaśnić, czemu mnie nie było. Tym bardziej, że ja sam straciłem
wszelką chęć na wszelką rozmowę.
Zwyczajnie się poddałem, sądząc, że nic z tego
nie wyjdzie.
Spojrzałem z dołu na psychologa. Studiował
dokładnie kartę, a jego brwi powędrowały raptownie w dół, jakby czytał
testament.
Odwróciłem wzrok, patrząc na swoje dłonie. Tak
zniszczone jak całe moje życie — tak szare jak moje życie. Naprawdę miałem już
tego dość i byłbym więcej niż wdzięczny jeśli nie musiałbym tego wszystkiego znosić.
Głodu organizmu, powracającej i niekończącej się przeszłości i wszystkiego, co
najgorsze i związane z całym szeregiem moich problemów.
— Baekhyun — głos mojego psychologa wyrwał mnie
z odmętów umysłu i czarnych myśli, które nawiedzały mnie częściej niż nocne
koszmary. A miałem ich więcej niż milion.
Każda sekunda snu była dla mnie katorgą. Miałem
wrażenie, że nie śpię tylko zamykam oczy, by pozbyć się uporczywego szczypania.
Ja wcale nie spałem i cierpiałem na własną odmianę bezsenności, która zabijała
mnie z każdą sekundą prowizorycznego snu.
Uniosłem słabo głowę, patrząc na zmartwiony
wyraz twarzy mężczyzny przede mną. Jego kąciki ust nie były uniesione
do góry, raczej jego wargi były zaciśnięte mocno, tak mocno, że prawie stworzył
z nich wąską kreskę.
— Czy coś się stało? — zapytał mnie.
Pokręciłem głową, ale nie odezwałem się. To nic
nie zmieni. Nic się nie zmieni.
Chanyeol westchnął głęboko.
— Czemu nie chcesz ze mną rozmawiać?
Poczułem ból w szczęce. Ostatnio bolało mnie
wszystko, nawet te najmniejsze i najbardziej głupie miejsca w ciele.
— A czy to ma jakiś sens? — wychrypiałem, a
Chanyeol spojrzał na mnie. Jego wzrok ponownie zrobił się tajemniczy, jakby coś
w sobie ukrywał. — To nie ma sensu. Ciągłe wmawianie sobie, że wszystko będzie
w porządku. Do tej pory co przeżyłem było linią porażek, a w życiu miałem zbyt
wiele i za dużo porażek, by wierzyć, że wszystko się ułoży.
Zapadła cisza. Pan Park nie odzywał się, więc i
ja zamilkłem. Studiował mnie wzrokiem, jakby chciał zobaczyć czy nie żartuję.
Nigdy nie byłem dobry w żartowaniu i chyba to się nie zmieni.
— Wiesz, że życie składa się z wielu bitew, ale
kiedyś wygrasz wojnę? — zapytał. — Nie wiem co czujesz, fakt, ale chcę ci
pomóc. Jestem tu, by ci pomóc. Jednak najważniejsze jest to, byś ty sam
chciał i czuł, że chcesz coś zmienić.
Zacisnąłem usta.
— W tym rzecz, że zgubiłem gdzieś tę wiarę,
panie Park. I nie sądzę, że kiedyś ją odzyskam.
Po wyjściu z gabinetu płakałem gorzej niż
dotychczas. Camryn patrzyła na mnie zaniepokojona, nawet próbowała się o coś
spytać, ale zrezygnowała z jakichkolwiek słów, kiedy zaniosłem się szlochem.
Płakałem za cale moje życie. Za wszystko, co mnie spotkało. Za zmarnowane
człowieczeństwo.
Nie sądzę, bym dożył do trzydziestu lat.
«»
Bolały mnie dłonie.
Bolało mnie praktycznie wszystko, ale się do
tego nie przyznawałem.
Zima mijała powoli. Jakby w pewnym stopniu czas
się zatrzymał, a nas — mieszkańców — ktoś zamknął w śnieżnej kuli, którą
dostaje się na prezent w święta.
Sam zastanawiałem się, czy zrezygnowanie z
terapii było dobrym podejściem, ale później uświadamiałem sobie, że nadal
jestem slaby jak byłem. Miałem wrażenie, że nic się nie zmienia i wszystko soi
w miejscu, włącznie ze mną. Nie ruszyłem się do przodu, ciągle tkwiłem w swojej
skorupce. Nie umiałem się jej pozbyć.
Przypominały mi się czasy, kiedy zaczynałem
brać. Tak samo izolowałem się od świata i tak samo pragnąłem spokoju, a głębi
duszy wręcz błagałem, by ktoś zauważył moje cierpienie. Samotność jest okrutna,
potrafi zniszczyć nawet najsilniejszego człowieka.
Któregoś dnia grudnia wybrałem się na spacer.
Na pewno było to w południe, ale dokładnej godziny nie pamiętam. Usiadłem na
ławce, która była lekko wilgotna przez śnieg, jednak resztki roztopiły się i
przemokły przez moje spodnie.
W pewnym momencie ktoś się do mnie dosiadł.
Nawet nie spojrzałem.
«»
a/n: dziś trochę krócej i nie wiem… chyba znowu zjebałam. Sama mam problemy typu zdrowotnego, więc sama załamuję ręce nad swoją chorobą. Mam nadzieję, że mi wybaczycie tak spierdolony rozdział, kiedyś wezmę go na korektę i wybaczcie, proszę, za błędy. Zapraszam również do zakładki "Fuck, you`re so hot".
Już od jakiegoś czasu widziałam na bloggerze, że coś dodajesz, ale jakoś nie mogłam zabrać się za czytanie. Nie wiem dlaczego. W każdym razie dzisiaj zobaczyłam nowy rozdział i postanowiłam wszystko nadrobić. Tak więc oto jestem, pomińmy, że prawie zasypiam, bo noc snem jakoś wybitnie długim mnie nie uraczyła, cóż... ;-;
OdpowiedzUsuńCo do samego opowiadania to naprawdę sam pomysł jak i wykonanie bardzo mi się podobają. Wszystko jest w miarę realistycznie i na szczęście nie sprawia wrażenia, jakby pisane było na siłę, co bardzo mnie cieszy, bo w przeciwnym razie strasznie ciężko by się czytało. A tak, jednorazowo - i z wielką przyjemnością - mogłam przeczytać siedem rozdziałów + wstęp. Mam tylko jedno ale, a w sumie bardziej pragnienie xd Nieważne. Tak czy inaczej, nie mogę doczekać się, kiedy w końcu między Chanyeolem i Baekhyunem coś zacznie się dziać. No bo kurcze! Baekyeole zawsze takie kochane są, a ja już doczekać się nie mogę. Szczególnie, gdy wyobrażę sobie psychologa Parka takiego spokojnego i rozważnego, na przykład tulącego do siebie Baekhyuna, i pomagającego mu pozbyć się jego uzależnienia. W sumie po co Baek ma być uzależniony od narkotyków skoro mógłby uzależnić się od Chanyeola~? Byłoby lepiej dla niego. Dla czytelników w sumie też, bo mielibyśmy romansidło ^^ ale to tylko moje wyobrażenia ;x
Już na sam koniec muszę dodać, że nie zjebałaś, naprawdę. Rozdział wcale zły nie jest, ale zabiję, jeśli to nie Chanyeol usiądzie obok Baeka xd poza tym, wszystko serio jest bardzo dobrze napisane, więc uwierz w siebie i skrob dalej, bo ja tu czekam na baekyeole xd
Uf... Troszkę się rozpisałam, ale ogółem ostatnio jakoś słowotok mnie łapie xd dobra, pomińmy to. Życzę weny, dużej ilości czasu na pisanie i przede wszystkim chęci, a w wolnej chwili zapraszam do siebie (http://crazy-yaoi-fanfiction.blogspot.com). Pozdrawiam! ❤
O julu, dzięki za taki komentarz <3333
UsuńDziękuję, opowiadanie powstało pod wpływem chwili, kiedy ja sama miałam dość i może dlatego tak bardzo oddaje problemy Baekhyuna... Sama nie wiem.
Baekyeole się pojawią i czy ja wiem czy będą słodkie... może, nie wiem. Mam nadzieję, że mój pomysł na dalsze rozdziały Cię na zrazi, bo będzie trochę pomieszane, namieszane i ogólnie trochę burdel, ale wyjdzie wszystko na prostą.
Raz jeszcze dziękuję i mam nadzieję, że będziesz zadowolona z dalszego ciągu i zaciekawieniem będziesz śledzisz dalsze losy naszych bohaterów :D
Pozdrawiam ❤
Proszę bardzo ^^
UsuńPowiem Ci, że z tego co zauważyłam, to opowiadania, które powstają pod wpływem chwili są najlepsze. Szczególnie, jeśli autor może i potrafi utożsamić się ze swoimi bohaterami.
Cóż, nie zawsze wszystko może być słodkie. Niemniej jednak i tak będę się cieszyć jeśli w końcu się pojawią. Mam w sumie nadzieję, że Chanyeol pomoże Baekowi i będzie dla niego dużym oparciem :3 a co do pomieszania i tego wszystkiego to ja też często mieszam także spoczko. Na pewno mnie nie zrazi ^^
Cieszę się, że ucieszyłaś się z mojego komentarza (co za masło maślane kurcze ;-;). Miło jest sprawić komuś przyjemność :D na pewno będę. Już jestem ciekawa co stanie się dalej.
Również jeszcze raz pozdrawiam ❤
Może jak skończę to ff to napiszę w jakich okolicznościach powstało :)
UsuńWyczekuj, bo akcja powoli będzie nam się wkradać :))) Przygotowałam trochę wątków, więc za nudno nie będzie (mam nadzieję).
Naprawdę się cieszę, bo takie komentarze są kochane i trudno się nie uśmiechnąć. Asfg, nadrobienia u Cb tylko daj mi chwilkę :d
Luv ♡
Ooo... fajnie byłoby się dowiedzieć ^^
UsuńWyczekuję, wyczekuję, także pisz szybciutko xd Nudno zapewne nie będzie
aww, aż słodko się zrobiło, ale to dobrze w sumie ;3 na spokojnie wszystko, moje ff nigdzie nie uciekną ♥
Raczej okoliczności powstania ff nie były przyjemne, ale znowu tworzę coś co mi się podoba :D Niedługo zostanę królową dramatów XD
UsuńLubię takie puchate komentarze, takie człowieka naprawdę podnoszą na duchu ♥
Podobał mi się ten rozdział ;; widziałam tylko jeden błąd, ale co to taki błąd w porównaniu do całości? Tym co się dosiadł jest Chanyeol prawda? Nie przypuszczałam, że Baek tak szybko skończy terapie.. myślałam, że będzie silniejszy. Co do nowego opowiadania, jestem ciekawa ;3 do tego z Got7, więc czekam ^^
OdpowiedzUsuńhttp://cnbluestory.blogspot.com/
Cóż, człowiek z reguły jest bardzo słaby, więc nie dziwmy się za bardzo Baekhyunowi :) Tym bardziej, że sprawa nie jest taka lekka.
UsuńMam już rozplanowaną akcję, więc mam nadzieję, że Cię nie zawiodę :d
I dziękuję, cieszę się, że czekasz na nowe opowiadanku - taka odskocznia od exo, a got7 pokochałam niedawno, ale też są to kochani idioci i nie mogłam się powstrzymać XD
Pozdrawiam cieplutko i serdecznie <#