piątek, 6 maja 2016

Touches - dotyk piąty;



„Słowami też można dotykać. Nawet czulej niż dłońmi.” — Janusz Leon Wiśniewski
(osobiście czytałam książkę „Samotność w Sieci”)

«»

Nie wiedziałem co powiedzieć. W głowie pojawiała się pustaka i żadne słowa nie przychodziły mi do głowy. Uciekały w przestworza i koniec końców nie miało odwagi się nawet odezwać.
— Halo, jest ktoś po drugiej stronie? — zmęczony głos mojego brata uświadomił mi, że to nie czas, by zawiesić się i stracić całą odwagę.
Zacisnąłem palce, aż zabolały mnie knykcie. Westchnąłem głęboko i zaciskając również powieki, odpowiedziałem słabym głosem:
— Z tej strony Beakhyun. Wybacz, że dzwonię.
Zapadła krępująca cisza i przez chwilę miałem wrażenie, że mój brat się rozłączy, tak niekomfortowo się czułem. Chyba nawet nie miałbym mu za złe, że się rozłączy, dzwonię po czterech latach z zupełnie innego kontynentu i kraju. Uciekłem do niego, kiedy chciał mi pomóc.
— B-baekhyun? — moje imię w ustach mojego brata zabrzmiało tak blado i odlegle, że miałem wrażenie, że spodziewał się wszystkiego, tylko nie mnie. 
Zacisnąłem zęby.
— Tak, to ja. Długo się nie odzywałem.
Znowu zapanowała cisza. Dziwnie się czułem, używając koreańskiego, miałem wrażenie, że wieki temu mówiłem w ojczystym języku. Było to dziwne uczucie, ale w pewnym sensie taki lekkie. Jakbym wracał do czasów, kiedy jeszcze byłem zdrowy.
— Matko, to chyba jakiś sen — w pewnym momencie usłyszałem jak głos mojego brata się załamuje, a on szlocha cicho. Słyszałem tylko delikatne szmery, być może był w zaciszu w swoim domu. — Myślałem, że już nie żyjesz!
— Ty płaczesz? — zapytałem głupio.
Mój brat po drugiej stronie wybuchł jeszcze głośniejszym szlochem.
— Nie, nie płaczę! Oczywiście, że tak, idioto! Dzwonisz do mnie po czterech latach i myślisz, że będę śpiewał psalmy do Boga!? Oszalałeś? Nie dawałeś żadnego znaku życia! Myślałem, że jesteś trupem, ani smesa, ani kartki nie wysłałeś!
Sam nie wiem, co czułem w tej chwili. Wiem, że w pewnym sensie zraniłem brata, ale chyba byłem pochłonięty swoimi problemami, by pomyśleć o Baekboemie i o jego uczuciach. W tej chwili byłem bezradny i mogłem tylko czekać, aż brat zdecyduje czy ma ochotę ze mną rozmawiać i czy w ogóle utrzymywać ze mną jakikolwiek kontakt.
— Przepraszam.
Czekałem cierpliwie aż starszy się uspokoi i znowu zaczniemy rozmowę. Rzadko kiedy mogłem usłyszeć jak mój brat płacze, ale gdy to robił naprawdę musiało go to dogłębnie boleć czy zranić. Znałem go, a tak bardzo skrzywdziłem. Ja chyba sam sobie bym nie wybaczył.
— Nigdy więcej nie wykręcaj mi takiego numeru — burknął. — Słyszysz? Nigdy więcej.
Zamarłem na te słowa i miałem ochotę się rozryczeć. Naprawdę teraz sobie uświadomiłem jak bardzo go kocham i nie chcę stracić. Był dla mnie jedyną rodziną, która mnie rozumiała i wspiera w najtrudniejszych chwilach. Straciłem siedem lat na żałosnej egzystencji i wyrwałem z życia najcenniejsze chwile. Byłem idiotą.
— Baekhyun? — ocknąłem się z rozmyśleń, kiedy ponownie do moich uszu wdarł się zachrypnięty głos mojego brata. — Gdzie się podziewasz? I co robisz?
— Nowy Jork — odpowiedziałem na pierwsze pytanie i nieco się poprawiłem. Rozprostowałem nogi, a plecami oparłem się o zagłówek łóżka. — Co do twojego kolejnego pytania… Poszedłem na terapię dla osób uzależnionych.
— Czemu tak daleko wyjechałeś? — głos Baekbeoma wyrażał zdziwienie. — I kto cię przymusił, co?
— To było losowe miejsce — wzruszyłem ramionami. — Nie zastanawiałem się, gdzie wyjadę. Chyba robiłem to pod wpływem impulsu. Cóż, do psychologa ja sam się wybrałem — mruknąłem.
— Żartujesz? Chyba niepotrzebnie na ciebie naciskałem z tym wszystkim — usłyszałem w jego głosie dawną zakopaną gorycz, kiedy próbował wyrwać ze mnie to obrzydliwe uzależnienie.
— Mylisz się. To ja byłem głupi — powiedziałem łagodnie i westchnąłem. — Sam dojrzałem do tej decyzji. Dopiero niedawno się zgłosiłem. Poznałem dwóch wspaniałych przyjaciół, którzy potrafią mnie nazwać przyjacielem, mimo że wciąż jestem uzależniony.
— To nie jest takie łatwe, co? — troska, jaką usłyszałem w głosie brata sprawiła, że po raz kolejny utwierdziłem się w przekonaniu, że nie robię tego tylko dla siebie, ale też dla osób, które są dla mnie ważne. — Naprawdę tęsknimy, Baekhyun. I dzwoń! Myślisz, że nie rwałem sobie włosów z głowy i nie osiwiałem przez to wszystko? — zaśmiałem się. — Ty się nie śmiej!
— Szczerze mój psycholog polecił mi bym do ciebie zadzwonił — przyznałem speszony. — Nie czułem się dobrze z myślą, że możesz mnie już nie chcieć znać.
— Podaj mi jego adres, to wyślę mu kwiatki za taką mądrą radę — powiedział. — No normalnie wyjdę z siebie i stanę obok — warknął. — Przenigdy nie zostawiłbym ciebie, bo jesteś moim młodszym bratem, do cholery. Mimo że wciąż jestem zaskoczony, to uwierz, cieszę jak dziecko, że się odezwałeś. Mam pewność, że żyjesz — zacisnąłem mocniej palce, kiedy usłyszałem jego słowa.
Zaczęliśmy rozmawiać o błahostkach. Zapomniałem jak to jest rozmawiać o detalicznych rzeczach i komentować jak się chciało. Naprawdę tęskniłem za nim i teraz dopiero — jak usłyszałem jego głos — uświadomiłem sobie jak chce się przytulić. Nie uważałem tego za mało męskie, to był mój brat, jedyna ostoja, która była ze mną powiązana krwią rodzinną. Czułem, że jemu mogę powiedzieć wszystko i nie przejmować się tym, że palnę coś głupiego. Również czułem się dobrze, kiedy rozmawiałem z nim w ojczystym języku. Czasem się myliłem, ale Baekbeom przymykał na to oko. Jednak używanie na co dzień angielskiego zapisało mi się już w mózgu. Nawet z panem Parkiem rozmawiałem w języku obcym, niż rodzinnym. Nie miałem nawet pewności, że Chanyeol zna koreański, dlatego angielski to standardowa opcja.
Opowiedziałem mu o Camryn i Claude. Powiedział, że są wspaniałymi ludźmi jeżeli tak bardzo im na mnie zależy. Też tak sądziłem. Opowiedział mi, że wyjechał z Busan to Seulu. Skończył studia i pracuje teraz w szpitalu jako chirurg. Widziałem, że miał wielkie ambicje i widzę, że spełnił swoje marzenia i cele w życiu, jakie sobie postawił. Byłem z niego naprawdę dumny. Ja byłem przy nim niczym szary cień, ale sądzę, że chyba by mnie powyzywał przez telefon, gdybym mu to powiedział. Wolał myśleć pozytywnie i chyba mi też to się udzieliło.
— A co z Sooyoung? — zapytałem, bo nie wspomniał co z jego partnerką. A chciałem wiedzieć, czy jego sprawy sercowe układają się tak dobrze jak życie zawodowe.
— Jest dobrze — ton był przepełniony miłością. Aż poczułem się lekko zazdrosny. — Jeszcze jej nie ma, bo poszła do sklepu po zakupy — przyznał.
Zaśmiałem się.
— Jesteś po ślubie?
Zapadła chwila ciszy.
— Cóż, Baek — zdrobnił moje imię, dawno mnie nikt tak nie nazywał. — Czekaliśmy.
— Co? — zdziwiony aż się wyprostowałem. — Na co? — zmarszczyłem brwi.
Usłyszałem westchnienie.
— Od czego by tu zacząć… — mruknął. — Dobra. Czekaliśmy na ciebie. Zdecydowaliśmy wspólnie, że nie zrobię ślubu, gdy nie ma mojego brata, a jesteś moją jedyną rodziną. Sooyoung nigdy nie naciskała. Czekaliśmy na oficjalne oświadczenie, że nie żyjesz, ale nigdy takowego nie dostaliśmy, dlatego czekaliśmy. Chcę, by ślub odbył się z tobą. Nie wyobrażam sobie tego dnia bez ciebie.
Moje oczy zaszkliły się i nie powstrzymałem łez. Rozbeczałem się jak małe dziecko. Nie mogłem powstrzymać potoku łez, ani ciepłych uczuć jakie się we mnie wlewały. Czekał na mnie przez te wszystkie lata. Co za głupek…
— Żartujesz ze mnie — wychrypiałem. — To jest jakiś kawał. Czyś ty zgłupiał? Po co na mnie czekać?
— Baekhyun. To nie tylko moja decyzja. Chcę widzieć cię na moim ślubie, koniec kropka. Wylecz się i przyjeżdżaj. Czekałem na ciebie tyle lat i nie chcę ponownie cię stracić. Jesteś moim młodszym bratem, które odnalazłem po latach. Nie myśl, że znowu rozpłyniesz się niczym mgła. 
Rozmawialiśmy do późna. W tym czasie przyszła partnerka mojego brata, a gdy mnie usłyszała rozpłakała się równie mocno co ja. Po pewnym czasie płakaliśmy wszyscy troje, a ja najbardziej z nich.
Miałem wracać do rodziny. Tylko muszę wyjść z tego, w co sam się wpakowałem.
Usnąłem spokojniejszy i szczęśliwszy.
Mimo że pod powiekami miałem świeże łzy.

«»

Tydzień zleciał mi szybko. Sam nie wiem dlaczego. We wtorek ponownie liczyłem kropki i wyszły mi sto trzy. Powiedziałem Chanyeolowi o telefonie do brata, a on pochwalił mnie za to, że wziąłem sobie do serca jego radę. Byłem mu wdzięczny, że zasiał w moim sercu nadzieję, iż brat mi pomoże. To była prawda. Każdego wieczora dzwoniłem do niego i czułem, że buduję od nową więź z Baekbeomem.
W piątek wyszły mi sto cztery kropki. Nie miałem pojęcia skąd te kropki się brały, ale i tak zajmowały mi czas, kiedy siedziałem na niewygodnych krzesełkach. Kiedy ja przychodziłem na swoją godzinę rzadko kiedy można było spotkać jakąś osobę. Mało kiedy mogłem zobaczyć jak ludzie wychodzą z gabinetów. A kiedy ja wychodziłem z moich wizyt nikogo nie było prócz kobiety w recepcji. Zawsze ją żegnałem, a ona mnie. Ze względu, że zbliżała się zima przy jej stanowisku paliła się lampka. Przywykłem już do tego, że zanim wychodziłem ubierałem się w płaszcz i owijałem gruby szalik, który dostałem do Camryn.
Zanim jednak wyszedłem z piątkowej wizyty u Park Chanyeola, objaśnił mi spotkanie na terapii grupowej. Byłem wdzięczny, że budował moją pewność siebie, chociaż nadal uważałem, że mam ją na poziomie zerwoym.
Właściwie tak jak powiedział, nasze rozmowy nie opierały się głównie na mojej przeszłości i tematu uzależnienia. Poruszał dużo problemów, które bądź co bądź i tak wiązały się z moim uzależnieniem, ale odciągały od tego uwagę.
Co do mnie samego. Czasem kusiło mnie, by wziąć, ale jakoś dziwnie nie mogłem się przełamać. Czekałem ile się dało na moment, kiedy nie będę mógł znieść złości i frustracji. Przyznaję, byłem trochę nerwowy, ale nie pokazywałem tego nazbyt dosadnie. Jednak gdy Camryn widziała mnie, że jestem w złym stanie robiła mi herbatę i uciekła do swojego pokoju, nie mówiąc nic. Byłem jej wdzięczny.
W sobotę nie mogłem usiedzieć na miejscu. Trochę się denerwowałem, bo wiedziałem, że nie będę w gabinecie przy zamkniętych drzwiach, ale przy grupie osób, które mają również mają problemy. Sam też nie umiałem stwierdzić, czy będę umiał zaufać innemu psychologowi niż Park Chanyeol. Ale starałem się o tym zbytnio nie myśleć. Chciałem po prostu mieć to za sobą i ten epizod zapisać tylko jako nieudane wspomnienie.
Chciałem żyć i poczuć jak człowiek.
Około czternastej wyszedłem z domu na autobus. Niestety Claude nie był wolnym strzelcem w związku z pracą, więc musiałem korzystać z komunikacji publicznej. Lubiłem nią jeździć. Mimo że byłem słaby, to znalazły się osoby, które potrafiły ustąpić mi miejsca, kiedy widziały mój stan. Doceniałem to.
Usiadłem na przystanku, wkładając dłonie do kieszeni mojego płaszcza. Nie wziąłem rękawiczek, dlatego ratowałem się jak mogłem. Ludzie chodzili niczym mrówki, tylko nieliczni stali na przystanku.
Mieszkałem w dość spokojnej dzielnicy i  na przystanku nie było zbyt wielu ludzi, dopiero autobus napełniał się na następnych przystankach. Życie bywało okrutne i gdy wracałem prawie ludzie mnie zgniatali.
Westchnąłem, a z moich ust wydobyła się para. Było zimno i mgliście. Pora roku należała do bardziej ponurych. Robiło się szaro, co zwiastowało, że niedługo zapadnie mrok. Trochę się bałem wracać po nocy, ale wolałem stawić się w pierwszym dniu. Nie zamierzałem z niczego rezygnować. Sam się na to zapisałem i sam się wyplącze z tego bagna.
Autobus przyjechał, a ja wtoczyłem się do środka wraz z innymi. Wraz z wejściem ostatniej osoby kierowca zamknął drzwi i ruszył. Czekała mnie półgodzinna podróż, ale nigdy nie narzekałem. Oparłem się czołem o zimną szybę i liczyłem mijające nas samochody. Zauważyłem, że lubiłem liczyć. To naprawdę zajmowało czas i w jakiś sposób odciągało mnie od myślenia.
Na następnych przystankach wtoczyło się więcej ludzi, dlatego miałem kogoś obok siebie. Nie zwracałem zbytnio uwagi na to, dlatego nie czułem się niekomfortowo. Nadal zajmowałem się liczeniem samochodów i podziwianiem światełek.
Nigdy nie przypatrywałem się Nowemu Jorku. Uważałem je za zwykłe i kolejne miasto, ale sądzę, że każde miejsce jest w jakiś sposób wyjątkowe i robiłem wielki błąd, myśląc, że Seul i Nowy Jork są prawie takie same. Różniły się od siebie bardziej niż sobie to wyobrażałem.
Kiedy autobus podjechał pod mój przystanek przeprosiłem kulturalnie chłopka siedzącego obok mnie i wyszedłem na zimne powietrze. Zadrżałem, po czym ruszyłem w na ulicę z adresem przychodni.
Budynek nie był zbyt wielki, a wejściem były szklane drzwi, prawie że identyczne jak te przez które przechodziłem trzy razy w tygodniu. Wszedłem do środka, a tam przywitało mnie ciepło. Od razu odetchnąłem z ulgą, kiedy nie poczułem już na policzkach mroźnego wiatru.
Ściany były pomalowane na kolor morskiej zieleni. Recepcja była tuż obok wejścia, poza nią był tylko wąski korytarz. Jak zwykle stały niewygodne krzesełka, ale musiałem jakoś zdzierżyć fakt, że nie były stworzone dla wygodny.
Zdjąłem płaszcz, po czym udałem się do recepcji. Tam dowiedziałem się, że muszę poczekać z innymi, ponieważ terapeuci jeszcze nie przyszli. Podziękowałem i udałem się pod wyznaczoną salę.
Było pięcioro ludzi. Nie wyglądali lepiej niż ja, ale nie byłem tutaj, by oceniać, więc usiadłem na plastikowym krześle i uzbroiłem się w cierpliwość.   
Okazało się, że długo nie muszę czekać, ponieważ niespełna pięciu minutach na korytarz przybyło dwoje ludzi, a jeden z nich otworzył salę, zapraszając nas gestem ręki.
Dopiero kiedy wszedłem do pomieszczenia zacząłem odczuwać strach.


«»


a/n: więcej nie zdołałam napisać. Ręce mnie już bolą, więc dziś kończymy w takim momencie. W następnym rozdziale pojawiają się nowi bohaterowie, więc wyczekujcie.
Standardowo przepraszam za błędy.

4 komentarze:

  1. Taka kochana rozmowa między braćmi ;;
    I taki moment! Jestem ciekawa tej terapi grupowej ;3 fighting! :D

    http://cnbluestory.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Miałam komentować pod każdym rozdziałem , jak widać mi nie wychodzi to za bardzo ale czytam je wszystkie od razu. Taki progres xD Coś czuję, że bardzo polubię Baekbeoma. Serio. Ten rozdział jest taki napawający radością i optymizmem. W końcu dzieją się dobre rzeczy i widać, że Baek powoli wychodzi że swojej skorupy. Jako absolutna fanka Baekyeola czekam na pierwszy krok od Chana. Wcale nie dlatego, żeby usprawiedliwić moje feelsy wcale xD Standardowo, weny, wolnego czasu i siły w rękach. Wspomnę tylko, że pojawiło się u mnie nowe coś więc jak będziesz miała chwilę to polecam się do lektury i zostaiwenia śladu. Miłego dnia ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo za komentarz ;-;
      Obiecuję, że niedługo wprowadzę oczekiwaną akcję, ale chcę to zrobić powoli :D
      Dzięki raz jeszcze :)

      Usuń

Theme by Ally | Panda Graphics | Credit x