~~*~~
Krople
deszczu odbijały się od chodnika, mocząc spodnie przechodniów, nawet jeśli
mieli parasolki. Samochody powoli mknęły przez ulicę, tworząc wraz z spadającym
deszczem muzykę. Ciemne chmury wciąż utrzymywały się nad Seulem, cały czas
częstując mieszkańców deszczem i ponurą atmosferą.
Chanyeol
wyrzucił żarzącego się peta na mokry chodnik, a ten szybko zgasł, zalany wodą.
Park wypuścił dym ku niebu, ale ten zanikł w deszczu. W końcu ruszył dalej,
doskonale zdając sobie sprawę, że zmoknie. Dlatego nawet nie kłopotał się z
ochroną ciała, bo by krople i tak dostały się do każdego zakamarka.
Miał rację –
w mgnieniu oka jego ubranie przemokło, ciążąc mu na ciele. To zmobilizowało go
do szybszego kroku. W ekspresowym tempie wspiął się na swoje piętro i z
rozmachem otworzył drzwi wejściowe.
W dormie
przywitał go zapach świeżo parzonej kawy i zapach cytrynowych babeczek.
Ignorując to, zdjął kompletnie przemoczony płaszcz i buty, po czym udał się na
piętrową łazienkę. A szczęście była pusta, ale zanim zdążył zamknąć za sobą
porządnie drzwi, do pomieszczenia wparował niezadowolony Baekhyun.
— Co się
stało? — zapytał Chanyeol, zdejmując mokrą koszulę.
Byun
prychnął cicho, zapewne będąc wkurzonym do granic możliwości.
— Mam
wrażenie, że bez ciebie jest za nudno — wymamrotał zgryźliwie.
Park
wzruszył ramionami, ściągając tym razem spodnie. Nie przejmował się Baekhyunem,
za dużo razy już widział go nagiego. Poza tym ich status też pomagał.
— Mam
obowiązki, kochanie — Park zarzuci na głowę suchy ręcznik i zaczął wycierać
włosy.
— Wiem, że
masz. Ja też mam, ale… Wszystko jest popieprzone.
— Och,
doprawdy? — Chanyeol jawnie się z nim droczył i zdawał sobie sprawę, że wyprowadzi
Baekhyuna z równowagi. Za dobrze już go znał. Tyle lat razem, zdążył już go
poznać, nawet jego sekrety.
— Jeżeli
zamierzasz doprowadzić mnie do szału, Park, to naprawdę niewiele ci do tego
brakuje — warknął poirytowany Byun, siadając na pralce.
Chanyeol
westchnął cicho, po czym nadal z ręcznikiem na głowie, podszedł do swojego
partnera i stanął przed jego twarzą, pomiędzy jego nogami. Baekhyun wyglądał na
zirytowanego, ale też nieco przestraszonego.
— Aż tak się
tym przejmujesz?
— Oczywiście,
że tak, Park! — piekielne usta Baekhyuna nieco się zacisnęły. — Jakoś mi
się to wszystko nie widzi, poza tym martwię o was. Nie chcę przeżywać tego
koszmaru jeszcze raz.
Na chwilę
zamilkł, po czym przyciągnął Chanyeola do siebie, kładąc mu głowę na ramieniu.
— Nie chcę
cię stracić, a coś czuję, że oni są zdolni, by kogoś z nas zabić. Cały czas
czuję się obserwowany. Czy ja się zestrzałem, że po porostu boję się swojej
roboty?
— To nazywa
się odpowiedzialność, Byunbaek. No i przywiązanie.
Byun
prychnął co wyczuł na swojej skórze.
— Idioto,
uważaj na siebie, dobrze? — jego drobne ramiona owinęły się wokół niego i
chyba nie zamierzał go puścić.
— Czemu my
prowadzimy rozmowę w łazience? — zastanowił się na głos, ale sam przyciągnął
drobne ciało do siebie.
— Niech sobie
myślą co chcą, nie obchodzi mnie to.
Chanyeol
zanurzył nos we włosy swojego narzeczonego,
delektując się ich miękkością i słodkim zapachem szamponu truskawkowego.
— Wiedz,
skarbie, że nawet jako duch powybijam tych idiotów.
~~*~~
Osty zapach
perfum podrażnił jego nozdrza, a mu zrobiło się niedobrze. Zaczynał się
domyślać z kim ma do czynienia, ale ten fakt spychał na dalszy plan. Teraz
liczyło się bezpieczeństwo ich wszystkich.
Cienie
ciągnęły się za nimi, zdobywając o nich informację i czekając na odpowiedni
moment, by uderzyć. Teraz nadszedł czas, by się zabawić i poudawać kogoś kim
się nie było na co dzień.
Suho
westchnął ciężko, po czym spojrzał na swojego towarzysza. Długi płaszcz
wylądował na oparciu krzesła, a sam mężczyzna usiadł naprzeciwko niego.
— Witaj,
Junmyun — oficjalny ton sprawił, że Suho wcielił się w kogoś kim był w świecie
przestępców. — Co mogę dla ciebie zrobić?
W ciemnych
oczach Kim Sunguka zobaczył lekki cień i wiedział, że nie obejdzie się bez
poważnych konsekwencji. Wiedział, że sprawa prezentuje się nad wyraz
obrzydliwie, ale nie wiedział, że zaufane osoby będą chciały usunąć ich, kiedy
nadarzy się pierwsza lepsza okazja.
Suho miał
zdolność zobaczenia w człowieku kłamstwa. Nie był idiotą i wiedział, że
mężczyzna przed nim najchętniej by ukatrupił, ale jak na razie nie ma do tego
sposobności. Czekał tylko na jakiś ruch, który pozwolili mu strzelić kulką
prosto w jego głowę.
Pieprzona władza.
Musiał teraz
po prostu grać.
— Wiem, panie
Kim, to dość delikatna sprawa — powiedział cicho, kładąc dłonie na blacie
stolika, przyozdobionym białym obrusem. — Bardzo delikatna.
Przez twarz
mężczyzny przebieg kolejny cień, na dobre go zdradzając. Doskonale wiedział o
czym mówi Jumnyun.
— Określ
dokładnie problem — poprosił.
— W naszym świecie zaistniała pewna
organizacja, która chce koniecznie zdobyć władzę. Powiem wprost, nasz szef jest
głową całego świata i on jest człowiekiem, który pociąga za wszystkie sznurki.
A my jesteśmy jego podwładnymi, którzy po prostu pilnują względnego porządku.
Zatem, wyciągnij wniosek. Żeby zdobyć upragnioną władzę, muszą się pozbyć
naszego szefa, ale zanim dotrą do niego muszą pozbyć się jego ochrony, czyli nas.
Informacji jak na razie brak, naprawdę nie ma nic, czym mógłbym się pochwalić,
ale jak na razie wiemy jedno, organizacja powoli wprowadziła w życie swój plan
i doskonale wiemy, że już działają. Są niczym cienie, wiesz, że ktoś cię
obserwuje, ale nie wiesz za to, skąd i kto cię śledzi. Prośba do ciebie,
zlokalizuj wszystkie podejrzane telefony wykonywane do nowych osób. To nam
pomoże. Z góry ciepło dziękuję, nie chcę by coś się stało nam, jak i tobie. Mam
wrażenie, że ta organizacja jest przebiegła i wyrolują każdego. Także
powodzenia.
Suho wstał
od stolika, po czym lekko się kłaniając, odszedł we własną stronę.
Szukając
informacji, natknął się na jednego z Cieni. Czy ich praca będzie właśnie tak
wyglądać? Ciągłe narażanie się, ganianie za wszystkim i kolejne żmudne godziny
zdobywania informacji. Ich życie znów nabrało ciepłych, przestępczych barw, a
oni w końcu znów mogą poczuć się bandytami z krwi i kości.
O to właśnie
chodziło.
Praktycznie
każdy z nich traktował to jak zabawę, tylko z wyostrzonymi zasadami gry. Czas
zabawić się porządnie i po kilku latach ciszy przelać brudną krew.
~~*~~
Szpital
pachniał dezynfekcją i czymś w rodzaju cierpienia. Lay przechadzał się białym
korytarzem, idąc do dobrze znanego mu gabinetu.
W szpitalu
mógł zdobyć informacje o morderstwach, pobiciach czy tego typu ciemnych
sprawach. Nie chciał się mieszać w sprawy medyczne, ponieważ już rozwiązał
swoją zawiść i pozbył uciążliwego śmiecia. To była satysfakcja, a szpital od
tamtego momentu po prostu stał się dla niego jak punkt informacyjny.
Dotarłszy do
celu pchnął zdecydowanie drzwi, po czym wszedł do środka. Nie pukał, bo mu się
to wcale nie opłacało, po prostu przyszedł z wizytą.
Stary, siwy
już mężczyzna podniósł na niego wzrok, a jego brwi powędrowały w dół, a usta
zacisnęły się momentalnie. Reakcja jak zwykle. Tacy ludzie martwili się o to,
że współpracują z przestępcami, ale Yixing doskonale zdawał sobie sprawę, że są
bezpieczni.
Nadal byli przestępcami z dobrymi sercami.
— Witam, profesorze
— przywitał się, po czym skłonił się głęboko. — Wybaczy pan, za tę
niespodziewaną wizytę, ale czas mnie goni i musiałem do pana wdepnąć.
— Lay, co
cię, chłopcze do mnie sprowadza? — siwy mężczyzna odłożył długopis, który dzierżył
w ręce, po czym ponownie podniósł na niego wzrok.
— W szpitalu
pojawiły się dziwne przypadki?
— Pobicia.
— Coś
jeszcze?
—
Faszerowanie narkotykami — westchnął mężczyzna. — Co jest kolejnym nad
wyraz ohydnym czynnikiem, to znów dzieci.
Lay
zmarszczył brwi.
— Profesorze…
— Tak, Lay.
Zaczyna się tym razem od dzieci. Było też zanotowane zabójstwo młodego
mężczyzny, który podobnież miał długi. Sięgając dalej, najprawdopodobniej
sprawa sięga też do Japonii i chyba stamtąd wydobywają się wasi przyjaciele. Ci
ludzie zabijali innych za długi, porywali też od rodzin małe dzieci. Tym razem
szkolą na jednych z nas. Panie też nie obejdą się bez uszczerbków na zdrowiu.
Yixing, chłopcze, kto kieruje się taką wielką zawiścią?
— Panie
profesorze — głos Laya stał się bardziej miękki i chrapliwy. — Tym razem nie idzie o
nienawiść, tylko o pierdoloną władzę.
Siwy
mężczyzna nie powiedział nic. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego co
powiedział mu jego mały przyjaciel-przestępca.
— Tym razem
jednak nie pozwolę, by małe dzieci przeżywały koszmar. Zniosę wszystko, ale
tego cholerstwa nie zdzierżę. Wpadnę jeszcze, panie profesorze. Dziękuję za te
cenne informacje.
— Nie jestem
pewny czy one są jakieś wartościowe.
— Każda
informacja jest wyjątkowa. Nawet ta.
~~*~~
Luhan cofnął się do tyłu, krzywiąc się na
silny wiatr. Gdyby stanął na samej krawędzi dachu, najpewniej leżał by już na
dole z rozkwaszonym ciałem. Wiatr był silny i nieustępliwy. Docierał do każdej
komórki jego ciała, odbierając mu ciepło.
— Czemu tu
stoisz, Lu?
Starszy
mężczyzna odwrócił się w stronę głosu, który do niego przemówił. Uśmiechnął się
półgębkiem.
— Dach to
miejsce na przemyślenia, Sehun. Tym bardziej, że głowa chce mi odpaść. Jak na
razie nie dowiedziałem się niczego i zmarnowałem kilka godzin swojego życia.
Powiem jedno, Hunnie, tym razem nie trafili nam się idioci.
Oh skinął
głową, po czym stanął koło niego. Pomimo, że słońce na chwilę wynurzyło się zza
chmur, wiatr był dotkliwy. Nie było ciepło, ani trochę.
— Yixing do
mnie dzwonił. Czas na kolejne posiedzenie.
~~*~~
Dwanaście
kubków z kawą stało na stole, uwalniając ciepłą parę. Jeszcze nikt nie siorbnął
pierwszego łyku, w sumie nikt tak naprawdę nie miał ochoty.
— Szczerze
powiedziawszy, chcę mi się rzygać jak o tym słyszę — Kai wywrócił oczami,
odchylając się na swoim krześle. — Możemy być chujami, ale nie wydaję mi się,
byśmy położyli swoje brudne łapska na niewinnych ciałkach małych dzieci.
Przytaknęli.
— Masz rację,
Jongin. Ale jak na razie nic nie możemy zrobić. Choć wiecie co? Mam pewien
trop, tylko jeszcze wyśledzę kolesia i może będziemy śpiewać — wymruczał
posępnie Baekhyun, w końcu obejmując kubek palcami.
Suho
westchnął, po czym spojrzał na Krisa, szukając też podpory w drugim człowieku,
który ostatnimi czasy stał się drugim liderem, zrzucając z jego ramion po
części kilka ważnych obowiązków.
— Tak więc,
panowie. Jak na razie nasz plan nie zmienia się, szukamy dalej informacji, jak
na razie trzeba mieć pełną kartotekę. Choć nie wydaję mi się, żebyśmy mieli
pokaźną sumkę papierów dotyczących tych idiotów — Wufan zmarszczył brwi,
po czym ułożył podbródek na splecionych w koszyczek dłoniach.
— Tak swoją
drogą — Chen oparł się na ramieniu swojego męża. — Co z związku nami
samymi? Jeżeli zaczniemy już pracować pełną parą, nie można wplątywać naszych
rodzin, bo możemy mieć niezłe kłopoty.
— Dlatego
powiedzcie waszym mamą, panowie, że przez pewien okres czasu będzie mieć masę
roboty i nie ma szans na żadne odwiedziny — zgodził się Suho. — A więc,
panowie. Zaczyna się zabawa w kotka i myszkę i wierzcie mi, nie mam pieprzonej
siły się w to bawić, ale sądzę, że muszę. Tak więc, życzymy sobie powodzenia.
Skinęli
głowami. Chanyeol wyjął nienapoczętą paczkę papierosów, po czym wyjął jednego.
Zwrócił uwagę na Krisa, a gdy ten uniósł brwi w sugestywnym geście, podał mu
paczkę. Coś do podpalenia niech sam sobie znajdzie. Sam wyjął swoją ukochaną
zapaliczkę i zapalił końcówkę fajki.
— Znów
musicie się wyposażyć w gumy do żucia, wy uzależnieni idioci — wymruczał
jak zwykle troskliwy Suho. — Wypieprzajcie na balkon, bachory.
Chanyeol
zaśmiał się z nietolerancji Junmyuna, po czym szybkim krokiem opuścił kuchnię.
Gdy wyszedł na balkon wiatr prawie zgasił mu ukochanego szluga. Wepchnął flirt
do ust i zaciągnął się dymem. Nie przejmował się tym, że jest mu zimno. I tak,
gdy wypali fajkę wejdzie do środka.
Kris wszedł zaraz za nim i Park od razu wyczuł
charakterystyczny zapach. Kochał fajki. To one w jakiś sposób go uspakajały.
Pomijając je, miał Baekhyuna, który dział bardziej niż jakiekolwiek lekarstwo,
ale papierosy zawsze miał przy sobie. Czasami Byuna nie. On nie był rzeczą.
— To jest
okropne, że tylko my palimy z całego zespołu — powiedział Yifan. — Tao to
przeszkadza, dlatego staram się nie palić za często. A co na to Baekhyun?
— Szczerze? — biały dym
uciekł w stronę ciemności. Chanyeol oparł się o wilgotną barierkę, zupełnie się
tym nie przejmując. — Najchętniej powyrywałby mi za to włosy, ale jestem
cholernie uzależniony od fajek, poza tym
to jest silniejsze ode mnie. Nie mogę tego rzucić.
— Nerwy, hm?
Park
wzruszył ramionami, ale jego przyjaciel doskonale wiedział, że to jest to.
Papieros to tylko chwilowy nastrój, gdzie znikają całe nerwy.
— Pieprzona
gra, z jeszcze bardziej popieprzonymi zasadami — mruknął Wufan. — Tym razem
nie mam zamiaru zgrywać bohatera. Rany przeszłości bolą i przez swoją głupotę
można zranić bliskie osoby.
— To ty byłeś
idiotą, Wu — przypomniał mu Park. — Ty się ciesz, że nasz Zitao nie poczęstował się
kulką w głowę… chociaż z tego też niezła ciota, za bardzo cię kocha.
— Mów za
siebie, Chanyeol. Ty też pewnie byś stracił jaja dla słodkiego Baeka. Nie
udawaj sukinsyna, bo dobrze wiem, że kochasz Baekhyuna. Powiedzmy, że nasi
przyjaciele nie widzą was jako zwykłą parę.
— Nie pieprzymy
się cały czas. Nie na tym polega nasz związek. Poza tym, po jaką cholerę ci to
mówię? — peta wyrzucił za barierkę. — Tak, kocham Baekhyuna i naprawdę dałbym
wszystko, żeby mu się nic nie stało. Tak samo ty i Tao. Uważajcie na siebie, bo
to naprawdę ciężka sprawa, a nie chcę stracić żadnego z was. Nie jestem zimnym
draniem.
— Kto by
pomyślał, że będziemy najlepszymi przyjaciółmi. Nienawiść się rozwiała.
— Otóż to.
Wracajmy do środka, jest cholernie zimno.
W salonie
już panowała charakterystyczna dla nich atmosfera. Taka luźna i podoba do ich
małej rodziny.
~~*~~
Teamin
zrobił ogromnego balona z różowej gumy balonowej. Takie zachowanie można był
porównać do zachowania dziecinnego chłopca, ale każdy miał własne sposoby na
swoje zdenerwowanie, a Teamin po prostu żuł i bawił się gumą do żucia.
— Jinki — mruknął,
kiedy jego arcydzieło pękło. — Wiesz, że to jest wbrew prawu i tak dalej?
— Oczywiście,
że wiem — starszy mężczyzna westchnął głęboko. — Ale nie zostawię tych
dzieciaków na pastę losu. Sam widziałeś jak byli przestraszeni. Oni mają
uczucia, boją się o siebie i dbają na swój własny sposób ludzi. Choć kurewsko
drażni mnie ich status przestępców, wiem, że są jeszcze małymi dziećmi.
— Czyli
pieprzyć zasady, hm?
— Otóż tak,
Teamin. My też pobawimy się, choć tak naprawdę nas status się nie zmieni. Tylko
nie pozwolę, by chłopców coś spotkało nieprzyjemnego. Za dużo oni sami mają na
głowie.
— Wiesz co,
hyung? Tak chce mi się śmiać z tej akcji z przed lat. Kiedy my polowaliśmy na
nich, a teraz staliśmy się minimalną częścią tej popranej sprawy.
— Wiesz,
młody… Wolę mieć na karku dobrych
przestępców. Ponieważ co byśmy nie zrobili, nie usuniemy wszystkich bandytów.
Oni od wiecznie będą, a jednak wolę ich popierdolonego szefa, niż jakieś
matoła, co zabija wszystkich dookoła. Dlatego też… PANOWIE. To jest ważne.
Trójka
innych mężczyzn ocknęła się z letargu, po czym szybko usiadła na kanapie.
— Tak lepiej — wymruczał
zadowolony Jninki. — Więc i my też kładziemy na tym swoje łapki. Tylko,
panowie, z umiarem. Nie mieszajcie się w brudne sprawy, od tego jest EXO.
~~*~~
a/n: troszku długo mnie tu nie było. Muszę
przyznać, że moje życie jest teraz bardziej zakręcone i ogólnie nie mam siły na
nic.
Dziś dodaję notkę ze zwykłego zapotrzebowania.
Powiem, że nie czuję się zbyt dobrze, dziś spotkała mnie bardzo przykra
sytuacja ze zdrowiem, mam też pewne kłopoty, które sama muszę rozwiązać, a do
tego mi się nie spieszy, bo się boję x”D Cała ja.
Dodajcie mi motywacji, bo ostatnio niczego nie
mogę napisać ;c
W każdym bądź razie, teraz moje życie jest
wielką przygodą i muszę sama się ogarnąć, bo chyba stracę coś ważnego.
Tak się cieszę, że wróciłaś z tym opowiadaniem! Uwielbiam tutaj kreacje bohaterów, a fabuła jest ciekawa ;3
OdpowiedzUsuńPisz dalej i nie poddawaj się!
http://cnbluestory.blogspot.com
O moj Ra, co nie! Kurcze, radość zawitała do mych drzwi <3 Kocham to opowiadanie, pierwsza część była boska, a druga to już wgl zapowiada się niesamowicie! Wierzę w Ciebie! Hwaiting! Pozdrawiam! :*
OdpowiedzUsuń