Your song, taoris: au, angst, mpreg.
Płakałem jak nigdy dotąd, płakałem gorzej niż
kiedy dostałem lanie od matki. Wiecie co jest najgorsze? Nie mogłem wyzbyć się
tej głupiej pustki jaką mi zostawił. Nie mogłem sobie wyrwać serce, bo przecież
ono utrzymywało mnie przy życiu. Ale chciałem stracić wspomnienia, ponieważ to
za bardzo bolało.
— Zitao — głęboki głos rozległ się za mną,
a ja automatycznie przekręciłem głowę. — Dobrze się czujesz?
— Bywało lepiej — mruknąłem gorzko, pijąc herbatę.
Od
dwóch tygodni nie czułem się najlepiej, żeby nie powiedzieć masakrycznie.
Bolały mnie plecy, a żołądek skręcał się tak boleśnie, że musiałem biegać do
łazienki, aby zwymiotować posiłek. Nie chciałem iść do lekarza, ponieważ
twierdziłem, że to samo przejdzie.
— Kochanie, może jednak powinnyśmy iść do
lekarza z tym, hm? — zapytał mnie Wufan, obejmując mnie w pasie.
— Nic mi nie jest. Naprawdę —
powtórzyłem uparcie, kładąc mu swoje ręce na jego ogromnych dłoniach.
Mimo,
że byłem od niego niewiele niższy, to jednak wydawałem się przy nim kruszyną.
Zawsze chciał mnie chronić, a ja mu na to pozwalałem, ponieważ był najlepszy
pod słońcem. Za to go kochałem.
Lądowanie na ziemi ze swoich wspomnień było
jeszcze gorsze. Kiedy rozpalałem na nowo to uczucie, myślałem, że spłonę,
chciałem spaść w przepaść, nie czuć nic. Ukochana osoba odeszła ode mnie, a ja
nawet nie miałem na to wpływu. Chciałem usłyszeć jego głos, poczuć jego ramiona
i miękkie usta jeszcze raz.
— Tao! — usłyszałem krzyk Krisa zanim
osunąłem się w bezwładną ciemność.
Kiedy
się obudziłem byłem przykryty białą kołdrą, a na szafce były już poprzynoszone
rzeczy. W nogach łóżka leżały moje ubrania, a po chwili zorientowałem się, że
mam na sobie piżamę.
Położyłem
obolałą głowę na miękkiej poduszce, czując falę mdłości. I tak nie miałem siły
wstać z łóżka i biec do łazienki. Wszystko mnie bolało, jakbym miał zakwasy.
— Pan Zitao? — usłyszałem męski głos.
Zamrugałem oczami i wydałem z siebie dziwny dźwięk. Lekarz podszedł do mnie i
odłożył zapewne moją kartę. — Wie pan dlaczego tu pan jest? —
zapytał łagodnie.
— N-nie.
— Kiedy pana mąż pana tu przywiózł, był pan
nieprzytomny. Nie mogliśmy pana ocucić, dlatego niezwłocznie wykonaliśmy
badania. Wiemy co panu jest — ostatnie zdanie powiedział już bardziej
radośnie.
— Jestem chory?
— Nie — lekarz odpowiedział. — Jest
pan po prostu w ciąży.
Oniemiałem.
Naprawdę nie miałem pojęcia co mam myśleć. Ja i dziecko. Ja byłem w ciąży.
Poczułem
jak w oczach zbierają mi się łzy, a dłonie zaczęły mi drżeć.
— Gdzie Kris?
— Powiedział, że pojedzie przywieźć panu rzeczy,
proszę czekać.
To było najlepszą rzeczą jaka mnie spotkała.
Byłem w ciąży z mężczyzną, którego kochałem. Z mężczyzną, który akceptował
wszystko.
Poczułem
jak silne ramiona owijają mi się wokół talii, a ciepłe usta wylądowały na mojej
szyi.
— Co robisz, pando? —
zapytał mnie Yifan, a je westchnąłem ciężko.
— Zastanawiam się nad pokojem dziecka —
oznajmiłem, kładąc palec na ustach. Czułem gorący oddech mojego męża na szyi,
jego ciepły tors, kiedy przysuwał mnie bliżej siebie.
Kochałem
go, naprawdę. Kochałem go całego, byłem najszczęśliwszym mężczyzną jaka matka
ziemia nosiła. Wszystko co robił Kris zapisywało mi się w pamięci, a dziecko,
które miało się urodzić, miało pokazać jak mocno się kochamy.
— Kocham cię, Zitao, moja mała, pando.
Zawsze nazywał mnie pandą. To przezwisko w jego
ustach brzmiało naprawdę uroczo, a jeżeli on je wypowiadał, miałem wrażenie, że
jestem dla niego najważniejszy. Pokazywał mi każdego dnia, że jestem dla niego
ważny. Czułem to. Dlatego strata bolała bardziej.
To
było tuż przed narodzinami dziecko. Miesiąc. Został jedne miesiąc, abym mógł
ujrzeć swoje maleństwo. Kochałem je tak samo jak Yifana. Kochałem je nawet
jeśli jeszcze się nie urodziło.
Tego
wieczora przyszykowałem dla nas kolację. Poprosiłem Krisa, aby był wcześniej.
Ot tak, zwykła kolacja, abyśmy mogli spędzić trochę czasu razem.
Minęła
osiemnasta, dziewiętnasta, dwudziesta, a mojego męża nie było śladu. Obiecał mi,
że będzie wcześniej, jednak on się nie pojawiał. Zabolało mnie, bo czyżby
zapomniał? Ale od razu coś mnie kuło w sercu, ponieważ on nigdy o mnie nie
zapominał, dlatego to naprawdę świadczyło, że coś jest nie tak.
Rano,
kiedy odebrałem telefon miałem wrażenie, że ja sam umarłem.
Kris
miał wypadek.
Nie
przeżył.
Teraz jak tak myślę, to mam pewien żal do
niego.
Nie o to, że umarł i mnie zostawił z dzieckiem
w drodze. Po prostu zabolało, jak mi powiedzieli, że nie żyje. Mam do niego
żal, że zostawił po sobie ból. Że tak bardzo byłem zakochany, że nie mogłem się
pozbierać przez długi czas. Bo rany były głębokie, nie były głupimi,
powierzchownymi nacięciami.
— Co to jest? — zapytałem cicho pewnej nocy,
kiedy puścił mi jakąś piosenkę.
— To twoja piosenka —
opowiedział, całując mnie we włosy.
— Moja piosenka? —
zapytałem znów, cały rozbawiony.
— Twoja — przytaknął uśmiechnięty. —
Jeżeli będzie ci kiedykolwiek źle włącz ją i pomyśl o czymś dobrym. Znajdź cel
w życiu i żyj dla niego.
— Myślisz, że to pomoże jeżeli będzie mi źle? —
położyłem głowę na jego ramieniu, uważając na brzuch, który moim zdaniem robił
się coraz większy z każdym dniem. — Na razie ty jesteś sensem mojego
życia.
Yifan
uśmiechnął się, po czym mnie przytulił. Ciepłe nuty piosenki rozchodziły się po
pokoju, a spokojny i kojący śpiew mojego męża utulił mnie do snu.
Co mnie utrzymało przy życiu i jaki był powód
mojego istnienia to mój mały syn. On sprawił, że musiałem się otrząsnąć, wziąć
się w garść i nie patrzeć na przeszłość. Musiałem iść dalej, nieważne czy
bolało mnie wszystko. Nawet nie chodziło o fizyczny ból. Moja psychika była
szargania, bo z dnia na dzień straciłem osobę, którą kochałem i która miała żyć
wraz ze mną i naszym synem.
Mały utrzymał mnie przy życiu. Sprawił, że otworzyłem
oczy i przestałem śnić. Czasami, gdy był jeszcze dzieckiem płakałem jak on sam.
Nie miałem już tej podpory jaką dawał mi Yifan. Nie miałem powiedzieć komu,
żeby teraz on wstał nakarmić czy przewinąć synka. Zawsze witała mnie pusta i
zimna strona łóżka.
Rzeczy Krisa i tak pewnie umarłyby z czasem.
Mój syn jednak nie. On dorastał. Dawał mi siłę o jakiej marzyłem każdego dnia.
Jego uśmiech czy słowa, czyniły mnie silniejszym. Dawały energię, abym się nie
załamał. Ja zamiast spadać w dół, wybijałem się w górę.
Był podobny do Krisa. Jak dwie krople wody.
Byłem słaby zanim umarł mój mąż. Bo on się mną opiekował. Teraz, to ja byłem
kimś kto opiekował się dzieckiem. Musiałem dorosnąć, odstawić bolesną
przeszłość.
Dziecko utrzymywało mnie przy wszystkim.
Dlatego stworzyłem mu piosenkę.
Tak, aby wiedział, że są słowa, które mogą mu
pomóc, kiedy jest mu źle.
**
No więc, kolejny oneshot.
Powiem wam tylko tyle, że jest tak gorąco, nie
myślę, nie wchodzę na komputer, nie piszę.
Nie ma mnie praktycznie na żadnych
urządzeniach, więc jak coś, to ja jestem teraz poza zasięgiem.
Oddaję wam tylko oneshota „Your song” i spadam.
A ja tymczasem idę czytać książkę, bo jest
ciekawa.
Od razu przepraszam, że nie komentowałam poprzednich oneshotów. Wiesz, ten brak chęci do czegokolwiek D:
OdpowiedzUsuńTaoris.. pairing, który ostatnio u mnie nie przechodzi, no ale cóż..
zrobiło mi się szkoda Tao, a jak Kris zginął w wypadku, to byłam nieźle zaskoczona. Spodziewałam się zdrady, czy coś.
dużoooo weny do ukochanych baekyeoli~~
/Miyuki (͡° ͜ʖ ͡°)
wowowo, niby złe zakończenie smuteczek ale po przeczytaniu tego shocika nie jest mi jakoś strasznie przykro. To miłe uczucie takie trudne do określenia. hmm muszę nad tym pomyśleć :d Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńZawsze śmieszą mnie te mpregi, gdzie chłopak tak o po prostu zachodzi s ciążę xd
OdpowiedzUsuńNo, ale mimo to one shot mi się podobał.
Fighting! :D
cnbluestory.blogspot.com/
wiesz, że kocham i zarazem nienawidzę tego onehsota, ponieważ nieważne, ile razy go przeczytam to i tak cisną mi się łzy w oczach (jakoś nie przejdzie wymówka, że oczy po prostu mi się pocą). gdy pierwszy raz dostałam go od Ciebie to leżałam w łóżku i czytałam w telefonie wieczorem. chyba już w połowie się rozryczałam, bo jeszcze wtedy miałam wielką fazę na Taorisa. poza tym, kocham angsty! zawarłaś w nim wszystko, co lubię. śmierć, złamane serce, nieszczęśliwe zakończenie! uwielbiam to!
OdpowiedzUsuńpozdrawiam! :D