niedziela, 2 sierpnia 2015

Breathe a lie



Breathe a lie.


Pairing: Taoris.

Codziennie przekonywałem się, ze powinienem odejść, zniknąć i zakopać się we własnej rozpaczy. Już nie miałem siły wmawiać sobie, że będzie dobrze. Nigdy nie będzie, a ja już nie mogłem karmić się tymi złudnymi nadziejami i faszerować się kłamstwem.
Nie miałem pojęcia co mnie trzymało. Uczucia? One dawno zniknęły, jedynie co mi pozostało to nienawiść. Nie umiałem sobie poradzić z tym wszystkim sam. Na początku działał na mnie jak narkotyk, bez którego nie potrafiłem żyć. Uzależniłem się, a on mnie niszczył.  
Przyszedł moment w którym się ocknąłem. Byłem zupełnie wyniszczony, jakbym odstawił narkotyk. Ten związek nie był wszystkim co miałem. Żyłem jak pod kloszem, każde wychodzenie na zewnątrz było traktowane jako zdrada. Jak mogłem go zdradzić, kiedy wszyscy odwrócili się ode mnie? Teraz tak myśląc, zachowałem się jak gówniarz. Uświadomiłem sobie, że jednak warto posłuchać kogoś, zanim wdepniesz w gówno. Cóż, nie miałem ratunku. Ani nadziei.
Poznałem Krisa rok temu. Na początku wydawał się być spoko. Kilka spotkań, a zdążyłem polubić gościa. Kiedy zaczęliśmy spotykać się na poważnie, zmienił się.
Nigdy nie byłem czyjąś zabawką. Nie lubiłem czegoś takiego, a gdy słyszałem o czymś podobnym, nóż otwierał mi się w kieszeni. Na początku miało to łagodny wydźwięk. Z każdym dniem, miesiącem czułem się jak królik zamknięty w klatce. Kiedy spotykałem się z przyjaciółmi kończyło się to na kłótni. Często płakałem, ale później Kris mnie przytulał i szeptał przeprosiny.
Nigdy się nie zmienił, stawał się gorszy, zaborczy, tak jakbym był tylko jego.
Po szczęściu miesiącach podniósł na mnie rękę. Do tej pory mu nie wybaczyłem, bo nie miałem czego. Moja miłość do niego wygasła, zastąpiła ją nienawiść i obrzydzenie. Zastanawiałem się, gdzie podział się mój Wu Yifan.
Po kłótniach i bijatykach siadałem na chłodnych kafelkach w łazience. Płakałem. Żyłem w kłamstwie, nigdy nie chciałem tak skończyć. Oddychałem tymi oparami, mając nadzieję, że jutro będzie dobrze. Jednak nic się nie zmieniło. Nie miałem ochoty na niego patrzeć, zostały mi tylko suche wspomnienia i cierpienie.
Sam nie wiedziałem dlaczego nie uciekłem. Bałem się? To mało powiedziane. Byłem przerażony. Mogłem sobie wyobrazić, że Kris wywlekłby mnie z najgorszej dziury za włosy i zaprowadził do domu.
Nie miałem definicji domu. Jednak kojarzył mi się z zapachem cytrynowej herbaty i babeczek. W moim przypadku, to była raczej ciemność pomieszana z bólem i krzykiem.
Byłem wykończony psychicznie. Nigdy nie czułem się tak źle. To wszystko mnie przytłaczało, jakbym wdychał coś ciężkiego, a zarazem nie mógł się od tego uwolnić. Oddychałem kłamstwem. Nigdy nie mogło być dobrze.
Miłość Krisa do mnie nie była szczera. Powiedziałbym, że raczej bał się samotności przed brakiem kogoś w pobliżu. Jednak uważałem, że jest sam jak palec. Być z kimś, to nie znaczy trzymać go na smyczy. Wydawało mi się, że ważna jest więź emocjonalna i nawet jeśli paradowałby przede mną seksowny facet, to nie zwróciłbym na niego uwagi. Kris nie dał mi tego poczucia. Miałem ochotę rzucić się z czegokolwiek, tylko odzyskać spokój ducha.
Żyję. Oddycham. Jednak umarłem. Wiem, że nic się nie zmieni, ale nadal sobie wmawiałem sobie, że będzie dobrze.
Widzicie mój problem?      


Pairing: Baekyeol

Nienawidziłem go za to, że nie zauważał moich uczuć. Nienawidziłem go za to, że rozkochiwał mnie w sobie każdego dnia, a potem niszczył słodką otoczkę kłamstwa następnego ranka.
Być gejem to jedno, kochać swojego przyjaciela, to drugie. Nie miałem szans, wiedziałem to dobrze. Każdego dnia kryłem się za uśmiechem, rzekomo przepełnionym szczęściem i spokojem ducha. Lecz nikt nie wiedział, co robię po nocach. Jak płaczę w poduszkę i siedzę na parapecie mojego pokoju, bo cierpię na bezsenność. Nikt nie był w stanie mi pomóc, ja sam też nie potrafiłem sobie powiedzieć „dość, idę dalej”.
Bycie zakochanym nie było dla mnie czymś przyjemnym. Nigdy nie chciałem wpaść i wzdychać do tej wyjątkowej osoby. Nie szukałem miłości, nie oglądałem filmów romantycznych. Ale co ja mogłem chcieć? Serce wybrało za mnie, a ja jedynie mogłem przeczekać ten stan i zaszyć się we własnej niedoli.
Musiałem oddychać kłamstwem, musiałem żyć ze świadomością tego, co dzieję się wokół mnie. Ile razy nie chciałem chodzić do szkoły, ile razy zostawałem przy Luhanie i przytulałem się do niego, kiedy Chanyeol szedł z Kaiem na panienki. Luhan mnie rozumiał. Byłem mu wdzięczny, że nie naciska i po prostu jest przy mnie.
Chanyeol nie widział mnie płaczącego. To nawet dobrze, bo chyba by zbankrutował, kiedy musiałby kupować mi chusteczki. Zdarzyło mu się raz zaskoczyć mnie i przyłapać na płaczu. Nie zdążyłem wtedy otrzeć słonych łez. Do tej pory nie wiedział jaki był powód mojego płaczu.
Karmiłem się kłamstwem, że pewnego dnia przytuli mnie i zamknie w swoich ramionach. Zawsze mogłem to sobie wmawiać. Jednak pewnego dnia miarka się przebrała. Moje serce nie wytrzymało bólu, cierpienia i kłamstwa.
Pobiegłem gdzie mnie nogi poniosły i płakałem. Nie wiedziałem, czy ktoś za mną pobiegł, czy został. W sumie nie obchodziło mnie to, chciałem zostać sam i uporać się z własnymi problemami.
Płakałem całą noc. Trzymałem się za klatkę piersiową i pytałem się Boga dlaczego ja. Kolejna nieprzespana noc doprowadziła do mojego złamania. Kiedy już wychodziłem do szkoły zrobiło mi się słabo i upadłem. Trzymałem się chwilę, ale potem była już ciemność.
Nie dość, że wpadłem kłopoty zdrowotne fizyczne, to całe zakochanie i niezdrowa miłość do Chanyeola odcisnęło na mnie piętno. Wpadłem w depresję.
Leczyłem się długo. Przestałem chodzić do szkoły i trafiłem do ośrodka. Teraz tak myśląc, dobrze, że jednak ktoś mi pomógł. Czas liceum był moim najgorszym, każde wspomnienia bolały. Długie rozmowy z przyjacielem w ośrodku po nocach oczyściły mnie. Nie powiem, że od razu udało mu się dotrzeć do mnie. Ale było lepiej.
Po pięciu latach spotkałem dawnych znajomych. Wszystkie problemy zdrowotne odcisnęły się na moim wyglądzie, ale nie żebym wyglądał jak trup. Byłem bardziej blady i chudy, ale to nie była anorektyczka suchość.
Nie mam pojęcia, czy to wszystko było warte moich łez, ale Chanyeol już nie był taki sam. Ja też się zmieniłem i starłem się ograniczyć nasze stosunki. Bałem się, że moja miłość nie zardzewieje i nie opuści mnie. Kolejnego ataku na moje serce nie przeżyłbym.
Do samej śmierci nie wiedziałem co czuje Chanyeol. Nie miałem pojęcia, co kryło się za jego spojrzeniami i łagodnymi uśmiechami. Skąd to miałem wiedzieć?
Ale wiedziałem jedno, kiedy oddychałem kłamstwem trułem sam siebie. Oddychałem czymś niszczącym, a tym razem nie chciałem być już nigdy więcej idiotą.
Kłamstwa za bardzo bolały.


Pairing: Hunhan.

Wygląd to najbardziej złudna wizja. Wygląd nie oddaje co siedzi wewnątrz nas, ale najczęściej ludzie patrzą na urodę.
Przyznaję, też taki byłem. Ale teraz, spędzając te trzy lata w związku utwierdziłem się w przekonaniu, że charakter jest zupełnie inny od wyglądu.
Sehun był inny. Wygląd doskonale oddawał jego charakter. Nie wiem czym się kierowałem, gdy zostałem jego chłopakiem. Miłością? Złudną wizją jego przystojnej twarzy? Wszystkim czym inni się kierowali? Nie miałem pojęcia. Ale oddychanie kłamstwem było bardziej toksyczne i destrukcyjne niż cokolwiek innego.
Sehun był zimny i oziębły w stosunku do mnie. Nie mogłem powiedzieć czy żywi do mnie jakiekolwiek uczucia. Miałem wrażenie, że jestem mu potrzeby, bo miałem ładną twarz i do sprawiania przyjemności. Nie mogłem liczyć na przytulanie, całowanie czy głupie trzymanie się za ręce.
Wiecie co było we mnie najgorsze?
Wierzyłem, że zmieni się i mnie pokocha. Wierzyłem, że któregoś dnia spojrzy na mnie i wyczyta coś z mojego charakteru, podejdzie, pocałuje, powie, że mnie kocha. Wierzyłem w to, a co dostałem w zamian?
Łzy, kolejne nieprzespane noce i uczucie upokorzenia. Pomimo, że byłem jego chłopakiem, to kiedy kochaliśmy się czułem się jak dziwka. Jakbym oddawał się obcemu facetowi.
Pewnie pytacie dlaczego jeszcze z nim jestem.
Ponieważ, kurwa, go kocham. Ja go kocham, nawet jeśli zrobił mi tyle świństw, nawet jeśli czuję się jak ostatnia szmata właśnie przez niego.
Nie potrafiłem powiedzieć stanowczo „nie, to koniec”. Nie potrafiłem odizolować się od niego i przestać się karmić kłamstwami.
Chyba jednak ja wolałem faszerować się tymi złudnymi iluzjami, niż po prostu odejść.
Czy miłość kiedykolwiek była taka skomplikowana? Czy kiedykolwiek miała tyle niedoskonałości i kłamstw? Czy kiedykolwiek umiałem sobie uświadomić, że jakąkolwiek podejmę decyzję, to i tak Sehun nie zareaguje? Mogłem nawet rzucić się pod pociąg, to i tak mój chłopak miał to w nosie.
Kłamstwa bolały, ale ja nawet nie zaprzestałem sobie wmawiać, że będzie dobrze. To mnie niszczyło, ale ja uparcie karmiłem się tymi wszystkimi wizjami. Uparcie dążyłem do samodestrukcji.
Ależ byłem głupi. To wszystko było głupotą. Głupota, która bolała niż najprawdziwsza prawda.
Mogłem jedynie stanąć i czekać, aż wezmę się w garść i uświadomię sobie, że powinienem skończyć to raz na zawsze. Że powinienem zostawić Sehuna i zacząć wszystko od nowa. Zacząć budować własną osobowość i asertywność. Budować barierę.
Ale kogo ja chciałem oszukać?
Nie dałem rady. Wydawało mi się, że kłamstwa będę lepsze i łatwiejsze do zrealizowania.
Gorzej mylić się nie mogłem. Trułem się każdego dnia, godziny, minuty, sekundy. Sehun był moją trucizną, której nie mogłem w żaden sposób się pozbyć.
A najgorszą trucizną były kłamstwa. One niszczyły mnie od środka. Wiedziałem o tym, ale nie mogłem przestać.
Byłem masochistą we własnym więzieniu.


Pairing: Kaisoo

Niespełniona miłość?
Ślepa miłość?
Jak mogłem to określić?
Że Jongin jest zbyt powierzchowny, aby mnie zauważyć? Nie byłem taki. Nie wychylałem się, a nawet jeśli go kochałem, to nie rzucałem w niego piekących spojrzeń. To nie tak, że byłem tchórzem. To było po prostu wiadome, że pośród tylu uczniów mnie nie zauważy. Każdy mógł obrzucić go spojrzeniem, nawet mysz. Pośród tylu istot, byłem też i ja, więc nawet nie raczyłem go spojrzeniem.
Nie chciałem żywić jakiś nadziei. Czy żyłem w kłamstwie?
Otóż tak. Jak każdy pragnąłem, aby w końcu mnie zauważył, potrącił barkiem, czy cokolwiek. Czy to było możliwe? Nie. Ponieważ codziennie przepychał się pośród uczniów i codziennie mamrotał ciche przeprosiny. Czy nawet jeśli mnie by tak potrącił, byłoby inaczej?
Nie wydawało mi się. Byłem na tyle ogarnięty, ale pozostawała nadzieja. Nadzieja jest jak kłamstwo. Zawsze masz nadzieję, ale nie zawsze ona się spełnia. To tak jakbym chciał, żeby mój ulubiony zespół wydał nową piosenkę jutro. To przecież niemożliwe.
Dlatego żyłem w kłamstwie. Każdego dnia w szkole. To bolało. Ja nawet nie wiem dlaczego w nim akurat ulokowałem swoje uczucia. Za jego perfekcyjne oblicze? Za to, że istniał?
Ja sam nie umiałem wytłumaczyć swoich uczuć. Więc jakim prawem żyłem w tej złudnej oprawce, choć wiedziałem pewne fakty?
Może dlatego, że chciałem.
Niszczyłem się przez takie zachowanie, ale to nie zmieniało faktu, że nadal czekałem na ten dzień.
Jongin w tym wypadku nie był winny. Byłem o rok od niego starszy, więc miał prawo nie wiedzieć o mnie. Ja też mogłem zostać w tej słodkiej niewiedzy, ale złośliwy los chciał, że jednak go zobaczyłem. Choć ja żyłem, wiedziałem o nim, to on nie wiedział o mnie zupełnie nic. Nie wiedział nawet, że żyję.
Miałem ogromną ochotę sobie przywalić. Wybić z głowy wszystkie myśli, otoczyć się przeczuciem, że wszystko jest w porządku. Ale czy to też nie będzie kłamstwem? Jeżeli otoczyłbym się taką bezpieczną otoczką, to ona by nie pękła?
Pękałaby każdego dnia, z każdym niechcianym spojrzeniem w stronę Jongina. Mogłem sobie wmawiać, że wszystko będzie dobrze. Mogłem sobie mówić, że to wszystko jest chwilowe, że jeszcze kilka miesięcy i będzie po kłopocie. Że zapomnę następnego roku.
Ale co było we mnie najgorsze, to to, iż  wiedziałem, że będę musiał jeszcze kilka miesięcy go widywać i znów wmawiać sobie kłamstwa, aby poczuć się lepiej. Że znów utonę we własnych kłamstwach, że będę musiał wdychać te trujące opary, aby poczuć się lepiej. Że jeżeli wezmę kolejną dawkę trucizny, przetrwam kolejne miesiące.
Ale nawet jeśli ten czas minął, ja zostałem wyniszczony. Kompletnie nie przypominałem samego siebie, ale wiedziałem, że muszę zbudować swoją osobowość od nowa.
Budowałem ją, lecz ślady boleśnie odcisnęły się na mnie w zarówno ze śladami na duszy, których niełatwo się pozbyć.
Te ślady były kłamstwami, które truły mnie od środka, a ja usilnie pragnąłem to zmienić, ponieważ już nie maiło to najmniejszego sensu. Nawet jeśli, to kłamstwa w niczyim mi już nie pomogły.
Musiałem to zostawić za sobą, znów karmiąc się kłamstwami.


Pairing: Xiuchen

Wspólne zainteresowania nie były niczym nowym w szkole. Jest dużo ludzi, którzy kochają robić coś co inni. Nie wierzyłem w przeznaczenie, jedynie w czysty przypadek.
Tak samo było z Jongdae, który naprawdę mi się podobał. Byliśmy kolegami z klasy, ale nie mogliśmy nazwać się przyjaciółmi. Głupie rozmowy na temat sprawdzianu czy pracy domowej. Zawsze znajdzie się w klasie taki ktoś jak my. Nie to, że nie rozmawialiśmy w ogóle, ale nasze wymiana zdań ograniczała się ekstremalnie. Nasze rozmowy można by było wyliczyć na palcach u jednej ręki.
Zdarzało mi się myśleć, że to się zmieni, ale to było kłamstwo, którym oddychałem każdego dnia w szkole. Bolało, i to bardzo. Byłem nieśmiały, Chen był duszą towarzystwa, nigdy nie chciałbym podejść do niego z własnej woli. A jeżeli już byłem koło niego, to zepchnięty przez innych kolegów bądź koleżanki. Jongdae nigdy tym się nie przejmował, bo po co? Jeżeli był popularny i ludzie brnęli do niego niczym ćmy do światła, to czemu on niby miał zwracać na mnie uwagę?
Dlatego trzymałem się na uboczy i nawet jeśli bardzo chciałem się z nim poznać, wywijałem się z każdego spotkania, rozmowy. Wykręcałem się brakiem czasu, a jeżeli czegoś chciał, prosiłem koleżanki, aby zrobiły to za mnie.  
Mogło wydawać się, że go nie lubię. To nie tak, naprawdę go lubiłem, ale to nic nie zmieniało. Żyłem w kłamstwie cały czas i zaczynałem mieć tego powoli dość. To wszystko zabijało mnie od środka, czekanie na nie wiadomo co.
Byłem naiwny, to było moim kłamstwem. Nie mogłem żyć normalnie, ponieważ cały czas odwracałem się, aby spojrzeć i utwierdzić się w przekonaniu, że jestem idiotą.
Miłość do Jongdae była niezdrowa, wiedziałem o tym. Świadomość tego bardziej raniła, dlatego zacząłem sobie wmawiać, że kiedyś uda nam się zapoznać, porozmawiać na temat czegoś innego niż szkoła.
Nie wiedziałem, że kłamstwa będą bolały bardziej niż czysta prawda.
Koniec szkoły był jak dzień mojej śmierci. Doskonale wiedziałem, że to już ostatni czas, abym mógł spojrzeć na Chena, poobserwować go z odległości i znów powiedzieć sobie kłamstwo, które było jak prowizoryczne jedzenie, które zapychało żołądek, a tak naprawdę nie dawało ukojenia od głosu. Tylko na pewien czas.
Po pożegnaniu się z czasami liceum udałem się do domu. Po prostu nie chciałem nikogo widzieć, czuć. Czułem łzy zbierające się pod powiekami, wiedziałem, że byłem ogromnym idiotą i tchórzem. Nie miałem odwagi zagadać chłopaka, a teraz usychałem z niespełnionej miłości. Kłamstwa, którymi się faszerowałem straciły cały sens, ponieważ już nie mogłem zobaczyć tej roześmianej twarzy w szkole, bo ją ukończyliśmy.
Naprawdę starałem się ze wszystkich sił, nie chciałem okłamywać sam siebie, ale to wydawało się łatwiejsze, mniej bolesne. Jednak kłamstwa, które sobie wmawiałem bolały gorzej niż kiedykolwiek.
Będąc w domu pozwoliłem sobie na płacz, ponieważ nikt mi nie zabroni, a ja po prostu wypłakać z siebie truciznę, którą sam sobie aplikowałem. To tak jakbym sam siebie zabijał od środka, sam nie umiałem być twardy i powiedzieć sobie pasto w twarz, że to nic nie da i trzeba żyć dalej, bez względu na wszystko.
Kłamstwa jedynie mnie zniszczyły, a gorzka trucizna wycisnęła ze mnie wszystko.
Byłem sam sobie winny, ale… Każdy nie chce czuć okropnego bólu, prawda?
Wiem, że kłamstwa są niebezpieczne, ale dają słodką otoczkę, która jest jedynie trucizną na nas samych.


Pairing: Sulay

Spokój był mi naprawdę potrzebny, upajałem się nim, ale to wszystko straciło jakikolwiek sens, gdy spotkałem jego. W towarzystwie Yixinga mogłem odnaleźć upragniony spokój, ukojenie, ale moje serce zaczynało wariować, kiedy tylko go zobaczyło.
Zacząłem sobie wmawiać, że to nic takiego, że to przejściowe.
Myliłem się, a z każdym dniem miałem wrażenie, że moje serce wyskoczy mi z klatki piersiowej i pobiegnie w stronę Laya. Nie dopuszczałem do siebie żadnych myśli, wmawiałem sobie, że to naprawdę nic poważnego, że to tylko moje urojenia i naprawdę niedługo przejdzie.
Yixing okazał się złotą osobą, osobą na którą mogłem liczyć w każdej chwili. Zawsze był pomocny, był jak anioł. Lubiłem go bardzo i nie zważałem na inne uczucia, które się we mnie obudziły.
Wmawianie sobie, że to nic, niestety było kłamstwem, którego pożałowałem, a gorzki i niedobry sam goryczy został mi na języku, którego nie mogłem się żaden sposób wyzbyć.
Udając, że go nie kocham, straciłem go na zawsze. To była tylko i wyłącznie moja wina, i przyznaję do tego. Smak kłamstwa nie był taki dobry, zostawił na mnie piętno.
Gdybym otworzył oczy, gdybym nie karmił się głupim kłamstwem, mógłbym być szczęśliwy z człowiekiem, którego kochałem.
Zawsze psułem spawy. Nigdy nie umiałem połapać się w uczuciach, nie umiałem odczytywać oczywistych znaków, dlatego traciłem osoby na którym podświadomie mi zależało.
Kłamstwo rozmywało się dopiero wtedy, kiedy uświadamiałem sobie, że jestem kompletnym idiotą, który jest ślepy. Nie wiem czy robiłem to celowo, że automatycznie używałem kłamstwa, aby ukryć swoje uczucia.
Wiem, że oddychałem kłamstwem. Oddychałem nim na co dzień, nie zdolny zaczerpnąć świeżego powietrza, zamknięty w swojej cholernej otoczce. Zamknąłem się na osoby, a one dość ciągłego czekania po prostu uciekały, albo mnie zostawiały.
Lay był wyjątkowi cierpliwy, ale kiedy już zaczynało mi się przejaśniać, on odszedł, a ja zostałem z poczuciem winy i bólem serca.
Miałem ochotę cos rozwalić, chciałem, żeby kłamstwa znikły, a ja w końcu zaczął żyć, a nie użalać się nad sobą.
W sumie mogłem mieć tylko pretensje do siebie. Czy ja wytworzyłem wokół siebie jakąś barierę ochronną? Osoba na której mi zależało odeszła, ponieważ za późno zorientowałem się, że karmiłem się kłamstwem.
Wiecie jakie to jest bolesne, kiedy to sobie uświadamiasz? Kiedy te wszystkie ciemne kurtyny upadną, a zostajesz ty, całkiem bezbronny? Ciemność, która utworzyła się przez kłamstwa dawała mi spokój, ale kiedy to wszystko znikło, został bolesny ślad, który odcisnął się na moim sercu.
Kiedy uświadomiłem sobie, że go kocham, miałem ochotę płakać z mojej własnej głupoty, za kłamstwa jakie sobie nawtykałem, jakimi się kierowałem.
Trucizna, którą sam sobie wstrzykiwałem, jaką się karmiłem zniszczyła mnie doszczętnie.
Opary kłamstwa dostawały się do moich płuc, a ja tylko się krztusiłem, próbując znaleźć świeże powietrze.
Niestety, kłamstwa zacisnęły się na mnie jak cienie i nie zamierzały nigdy puścić.
A świadomość, że to ja sam doprowadziłem się do takie stanu, bolała bardziej niż rany fizyczne.
Kłamstwa za bardzo bolały, za bardzo zaciskały się wokół nas.


Cóż. Miniaturki ze wszystkim pairngami, dodaję znów coś, mówiłam, że chcę to dodać, więc jest taki spam. Dziękuję jedynie, że to czytacie, więc tak. Dziękuję.
Ale muszę wam powiedzieć, że moja wena ma dłuższe wakacje, a ja tylko dodaję to, co było już przeze mnie napisane. Więc tak, troszku mi się zejdzie nim cokolwiek napiszę nowego.
Do zobaczenia niedługo!

A no i „We Are One” powoli powraca na bloga. Mam jeszcze troszku pracy, ale do siódmego rozdziału już możecie czytać to ff.

4 komentarze:

  1. i co ja biedna mam Ci tutaj napisać, co? dobiłaś mnie tymi miniaturkami (pierwszy raz cieszę się, że to tylko miniaturki, ponieważ nie wiem, czy bym zniosła więcej takich smutków)! jak mogłaś! wszystkie są takie prawdziwe i wzruszające niemal. najbardziej podobała mi się miniaturka o Hunhanie, co jest dziwne, ale zachwyciła mnie tematyka. może wynika to z nagłej i niespodziewanej słabości do Luhana i jego przesłodzonej mordeczki. nieważne! potem jeszcze Sulay chwycił mnie za serce! bo nie rozumiem, jak Suho mógł pozwolić Yixingowi odejść? muszę to napisać, choć nie chcę, ale Suho to idiota. reszta miniaturek również jest cudowna, ale te dwie uderzyły mnie od razu.
    pozdrawiam gorąco i ściskam mocno! <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetne miniaturki! Najbardziej spodobała mi się ta z HunHanem i XiuChenem ;3 nie lubię się tak dobijać z rańca, ale co mam zrobić, jak zaczęłam czytać i już samo poleciało do końca.. :<
    Fighting! Czekam na następny wpis! :D

    http://cnbluestory.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. TO BYŁO ZA PIĘKNE...
    Wróce z porządnym komentarzem jak się otrząsnę.
    ZA WSPANIAŁE

    OdpowiedzUsuń
  4. Tak troszku chce mi się płakać, ale tylko tak troszku troszeczke jezusie boże mam ochotę ryczeć jak bóbr, dziękuję za taki piękny spam i pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń

Theme by Ally | Panda Graphics | Credit x