Breathe a lie.
ﭐ
Pairing: Taoris.
Codziennie
przekonywałem się, ze powinienem odejść, zniknąć i zakopać się we własnej
rozpaczy. Już nie miałem siły wmawiać sobie, że będzie dobrze. Nigdy nie
będzie, a ja już nie mogłem karmić się tymi złudnymi nadziejami i faszerować
się kłamstwem.
Nie miałem
pojęcia co mnie trzymało. Uczucia? One dawno zniknęły, jedynie co mi pozostało
to nienawiść. Nie umiałem sobie poradzić z tym wszystkim sam. Na początku działał
na mnie jak narkotyk, bez którego nie potrafiłem żyć. Uzależniłem się, a on
mnie niszczył.
Przyszedł
moment w którym się ocknąłem. Byłem zupełnie wyniszczony, jakbym odstawił
narkotyk. Ten związek nie był wszystkim co miałem. Żyłem jak pod kloszem, każde
wychodzenie na zewnątrz było traktowane jako zdrada. Jak mogłem go zdradzić,
kiedy wszyscy odwrócili się ode mnie? Teraz tak myśląc, zachowałem się jak
gówniarz. Uświadomiłem sobie, że jednak warto posłuchać kogoś, zanim wdepniesz
w gówno. Cóż, nie miałem ratunku. Ani nadziei.
Poznałem
Krisa rok temu. Na początku wydawał się być spoko. Kilka spotkań, a zdążyłem
polubić gościa. Kiedy zaczęliśmy spotykać się na poważnie, zmienił się.
Nigdy nie
byłem czyjąś zabawką. Nie lubiłem czegoś takiego, a gdy słyszałem o czymś
podobnym, nóż otwierał mi się w kieszeni. Na początku miało to łagodny
wydźwięk. Z każdym dniem, miesiącem czułem się jak królik zamknięty w klatce. Kiedy
spotykałem się z przyjaciółmi kończyło się to na kłótni. Często płakałem, ale
później Kris mnie przytulał i szeptał przeprosiny.
Nigdy się
nie zmienił, stawał się gorszy, zaborczy, tak jakbym był tylko jego.
Po
szczęściu miesiącach podniósł na mnie rękę. Do tej pory mu nie wybaczyłem, bo
nie miałem czego. Moja miłość do niego wygasła, zastąpiła ją nienawiść i
obrzydzenie. Zastanawiałem się, gdzie podział się mój Wu Yifan.
Po kłótniach
i bijatykach siadałem na chłodnych kafelkach w łazience. Płakałem. Żyłem w
kłamstwie, nigdy nie chciałem tak skończyć. Oddychałem tymi oparami, mając
nadzieję, że jutro będzie dobrze. Jednak nic się nie zmieniło. Nie miałem
ochoty na niego patrzeć, zostały mi tylko suche wspomnienia i cierpienie.
Sam nie
wiedziałem dlaczego nie uciekłem. Bałem się? To mało powiedziane. Byłem
przerażony. Mogłem sobie wyobrazić, że Kris wywlekłby mnie z najgorszej dziury za
włosy i zaprowadził do domu.
Nie miałem
definicji domu. Jednak kojarzył mi się z zapachem cytrynowej herbaty i
babeczek. W moim przypadku, to była raczej ciemność pomieszana z bólem i
krzykiem.
Byłem
wykończony psychicznie. Nigdy nie czułem się tak źle. To wszystko mnie
przytłaczało, jakbym wdychał coś ciężkiego, a zarazem nie mógł się od tego
uwolnić. Oddychałem kłamstwem. Nigdy nie mogło być dobrze.
Miłość
Krisa do mnie nie była szczera. Powiedziałbym, że raczej bał się samotności przed
brakiem kogoś w pobliżu. Jednak uważałem, że jest sam jak palec. Być z kimś, to
nie znaczy trzymać go na smyczy. Wydawało mi się, że ważna jest więź
emocjonalna i nawet jeśli paradowałby przede mną seksowny facet, to nie
zwróciłbym na niego uwagi. Kris nie dał mi tego poczucia. Miałem ochotę rzucić
się z czegokolwiek, tylko odzyskać spokój ducha.
Żyję. Oddycham.
Jednak umarłem. Wiem, że nic się nie zmieni, ale nadal sobie wmawiałem sobie,
że będzie dobrze.
Widzicie
mój problem?
ﭐ
Pairing: Baekyeol
Nienawidziłem
go za to, że nie zauważał moich uczuć. Nienawidziłem go za to, że rozkochiwał
mnie w sobie każdego dnia, a potem niszczył słodką otoczkę kłamstwa następnego
ranka.
Być gejem
to jedno, kochać swojego przyjaciela, to drugie. Nie miałem szans, wiedziałem
to dobrze. Każdego dnia kryłem się za uśmiechem, rzekomo przepełnionym szczęściem
i spokojem ducha. Lecz nikt nie wiedział, co robię po nocach. Jak płaczę w
poduszkę i siedzę na parapecie mojego pokoju, bo cierpię na bezsenność. Nikt
nie był w stanie mi pomóc, ja sam też nie potrafiłem sobie powiedzieć „dość,
idę dalej”.
Bycie
zakochanym nie było dla mnie czymś przyjemnym. Nigdy nie chciałem wpaść i
wzdychać do tej wyjątkowej osoby. Nie szukałem miłości, nie oglądałem filmów
romantycznych. Ale co ja mogłem chcieć? Serce wybrało za mnie, a ja jedynie
mogłem przeczekać ten stan i zaszyć się we własnej niedoli.
Musiałem
oddychać kłamstwem, musiałem żyć ze świadomością tego, co dzieję się wokół
mnie. Ile razy nie chciałem chodzić do szkoły, ile razy zostawałem przy Luhanie
i przytulałem się do niego, kiedy Chanyeol szedł z Kaiem na panienki. Luhan
mnie rozumiał. Byłem mu wdzięczny, że nie naciska i po prostu jest przy mnie.
Chanyeol
nie widział mnie płaczącego. To nawet dobrze, bo chyba by zbankrutował, kiedy musiałby
kupować mi chusteczki. Zdarzyło mu się raz zaskoczyć mnie i przyłapać na
płaczu. Nie zdążyłem wtedy otrzeć słonych łez. Do tej pory nie wiedział jaki
był powód mojego płaczu.
Karmiłem
się kłamstwem, że pewnego dnia przytuli mnie i zamknie w swoich ramionach. Zawsze
mogłem to sobie wmawiać. Jednak pewnego dnia miarka się przebrała. Moje serce
nie wytrzymało bólu, cierpienia i kłamstwa.
Pobiegłem
gdzie mnie nogi poniosły i płakałem. Nie wiedziałem, czy ktoś za mną pobiegł,
czy został. W sumie nie obchodziło mnie to, chciałem zostać sam i uporać się z
własnymi problemami.
Płakałem
całą noc. Trzymałem się za klatkę piersiową i pytałem się Boga dlaczego ja. Kolejna
nieprzespana noc doprowadziła do mojego złamania. Kiedy już wychodziłem do
szkoły zrobiło mi się słabo i upadłem. Trzymałem się chwilę, ale potem była już
ciemność.
Nie dość,
że wpadłem kłopoty zdrowotne fizyczne, to całe zakochanie i niezdrowa miłość do
Chanyeola odcisnęło na mnie piętno. Wpadłem w depresję.
Leczyłem
się długo. Przestałem chodzić do szkoły i trafiłem do ośrodka. Teraz tak
myśląc, dobrze, że jednak ktoś mi pomógł. Czas liceum był moim najgorszym, każde
wspomnienia bolały. Długie rozmowy z przyjacielem w ośrodku po nocach oczyściły
mnie. Nie powiem, że od razu udało mu się dotrzeć do mnie. Ale było lepiej.
Po pięciu
latach spotkałem dawnych znajomych. Wszystkie problemy zdrowotne odcisnęły się
na moim wyglądzie, ale nie żebym wyglądał jak trup. Byłem bardziej blady i
chudy, ale to nie była anorektyczka suchość.
Nie mam
pojęcia, czy to wszystko było warte moich łez, ale Chanyeol już nie był taki
sam. Ja też się zmieniłem i starłem się ograniczyć nasze stosunki. Bałem się,
że moja miłość nie zardzewieje i nie opuści mnie. Kolejnego ataku na moje serce
nie przeżyłbym.
Do samej śmierci
nie wiedziałem co czuje Chanyeol. Nie miałem pojęcia, co kryło się za jego
spojrzeniami i łagodnymi uśmiechami. Skąd to miałem wiedzieć?
Ale
wiedziałem jedno, kiedy oddychałem kłamstwem trułem sam siebie. Oddychałem
czymś niszczącym, a tym razem nie chciałem być już nigdy więcej idiotą.
Kłamstwa
za bardzo bolały.
ﭐ
Pairing: Hunhan.
Wygląd to
najbardziej złudna wizja. Wygląd nie oddaje co siedzi wewnątrz nas, ale
najczęściej ludzie patrzą na urodę.
Przyznaję,
też taki byłem. Ale teraz, spędzając te trzy lata w związku utwierdziłem się w
przekonaniu, że charakter jest zupełnie inny od wyglądu.
Sehun był inny.
Wygląd doskonale oddawał jego charakter. Nie wiem czym się kierowałem, gdy
zostałem jego chłopakiem. Miłością? Złudną wizją jego przystojnej twarzy? Wszystkim
czym inni się kierowali? Nie miałem pojęcia. Ale oddychanie kłamstwem było
bardziej toksyczne i destrukcyjne niż cokolwiek innego.
Sehun był
zimny i oziębły w stosunku do mnie. Nie mogłem powiedzieć czy żywi do mnie
jakiekolwiek uczucia. Miałem wrażenie, że jestem mu potrzeby, bo miałem ładną
twarz i do sprawiania przyjemności. Nie mogłem liczyć na przytulanie, całowanie
czy głupie trzymanie się za ręce.
Wiecie co
było we mnie najgorsze?
Wierzyłem,
że zmieni się i mnie pokocha. Wierzyłem, że któregoś dnia spojrzy na mnie i
wyczyta coś z mojego charakteru, podejdzie, pocałuje, powie, że mnie kocha. Wierzyłem
w to, a co dostałem w zamian?
Łzy,
kolejne nieprzespane noce i uczucie upokorzenia. Pomimo, że byłem jego
chłopakiem, to kiedy kochaliśmy się czułem się jak dziwka. Jakbym oddawał się
obcemu facetowi.
Pewnie
pytacie dlaczego jeszcze z nim jestem.
Ponieważ,
kurwa, go kocham. Ja go kocham, nawet jeśli zrobił mi tyle świństw, nawet jeśli
czuję się jak ostatnia szmata właśnie przez niego.
Nie
potrafiłem powiedzieć stanowczo „nie, to koniec”. Nie potrafiłem odizolować się
od niego i przestać się karmić kłamstwami.
Chyba
jednak ja wolałem faszerować się tymi złudnymi iluzjami, niż po prostu odejść.
Czy miłość
kiedykolwiek była taka skomplikowana? Czy kiedykolwiek miała tyle niedoskonałości
i kłamstw? Czy kiedykolwiek umiałem sobie uświadomić, że jakąkolwiek podejmę decyzję,
to i tak Sehun nie zareaguje? Mogłem nawet rzucić się pod pociąg, to i tak mój
chłopak miał to w nosie.
Kłamstwa
bolały, ale ja nawet nie zaprzestałem sobie wmawiać, że będzie dobrze. To mnie
niszczyło, ale ja uparcie karmiłem się tymi wszystkimi wizjami. Uparcie dążyłem
do samodestrukcji.
Ależ byłem
głupi. To wszystko było głupotą. Głupota, która bolała niż najprawdziwsza prawda.
Mogłem
jedynie stanąć i czekać, aż wezmę się w garść i uświadomię sobie, że powinienem
skończyć to raz na zawsze. Że powinienem zostawić Sehuna i zacząć wszystko od
nowa. Zacząć budować własną osobowość i asertywność. Budować barierę.
Ale kogo
ja chciałem oszukać?
Nie dałem
rady. Wydawało mi się, że kłamstwa będę lepsze i łatwiejsze do zrealizowania.
Gorzej
mylić się nie mogłem. Trułem się każdego dnia, godziny, minuty, sekundy. Sehun
był moją trucizną, której nie mogłem w żaden sposób się pozbyć.
A
najgorszą trucizną były kłamstwa. One niszczyły mnie od środka. Wiedziałem o
tym, ale nie mogłem przestać.
Byłem
masochistą we własnym więzieniu.
ﭐ
Pairing: Kaisoo
Niespełniona
miłość?
Ślepa
miłość?
Jak mogłem
to określić?
Że Jongin
jest zbyt powierzchowny, aby mnie zauważyć? Nie byłem taki. Nie wychylałem się,
a nawet jeśli go kochałem, to nie rzucałem w niego piekących spojrzeń. To nie
tak, że byłem tchórzem. To było po prostu wiadome, że pośród tylu uczniów mnie
nie zauważy. Każdy mógł obrzucić go spojrzeniem, nawet mysz. Pośród tylu istot,
byłem też i ja, więc nawet nie raczyłem go spojrzeniem.
Nie
chciałem żywić jakiś nadziei. Czy żyłem w kłamstwie?
Otóż tak. Jak
każdy pragnąłem, aby w końcu mnie zauważył, potrącił barkiem, czy cokolwiek. Czy
to było możliwe? Nie. Ponieważ codziennie przepychał się pośród uczniów i
codziennie mamrotał ciche przeprosiny. Czy nawet jeśli mnie by tak potrącił,
byłoby inaczej?
Nie
wydawało mi się. Byłem na tyle ogarnięty, ale pozostawała nadzieja. Nadzieja
jest jak kłamstwo. Zawsze masz nadzieję, ale nie zawsze ona się spełnia. To tak
jakbym chciał, żeby mój ulubiony zespół wydał nową piosenkę jutro. To przecież
niemożliwe.
Dlatego
żyłem w kłamstwie. Każdego dnia w szkole. To bolało. Ja nawet nie wiem dlaczego
w nim akurat ulokowałem swoje uczucia. Za jego perfekcyjne oblicze? Za to, że
istniał?
Ja sam nie
umiałem wytłumaczyć swoich uczuć. Więc jakim prawem żyłem w tej złudnej
oprawce, choć wiedziałem pewne fakty?
Może
dlatego, że chciałem.
Niszczyłem
się przez takie zachowanie, ale to nie zmieniało faktu, że nadal czekałem na
ten dzień.
Jongin w
tym wypadku nie był winny. Byłem o rok od niego starszy, więc miał prawo nie
wiedzieć o mnie. Ja też mogłem zostać w tej słodkiej niewiedzy, ale złośliwy
los chciał, że jednak go zobaczyłem. Choć ja żyłem, wiedziałem o nim, to on nie
wiedział o mnie zupełnie nic. Nie wiedział nawet, że żyję.
Miałem
ogromną ochotę sobie przywalić. Wybić z głowy wszystkie myśli, otoczyć się
przeczuciem, że wszystko jest w porządku. Ale czy to też nie będzie kłamstwem? Jeżeli
otoczyłbym się taką bezpieczną otoczką, to ona by nie pękła?
Pękałaby
każdego dnia, z każdym niechcianym spojrzeniem w stronę Jongina. Mogłem sobie
wmawiać, że wszystko będzie dobrze. Mogłem sobie mówić, że to wszystko jest
chwilowe, że jeszcze kilka miesięcy i będzie po kłopocie. Że zapomnę następnego
roku.
Ale co
było we mnie najgorsze, to to, iż
wiedziałem, że będę musiał jeszcze kilka miesięcy go widywać i znów
wmawiać sobie kłamstwa, aby poczuć się lepiej. Że znów utonę we własnych
kłamstwach, że będę musiał wdychać te trujące opary, aby poczuć się lepiej. Że jeżeli
wezmę kolejną dawkę trucizny, przetrwam kolejne miesiące.
Ale nawet
jeśli ten czas minął, ja zostałem wyniszczony. Kompletnie nie przypominałem
samego siebie, ale wiedziałem, że muszę zbudować swoją osobowość od nowa.
Budowałem
ją, lecz ślady boleśnie odcisnęły się na mnie w zarówno ze śladami na duszy,
których niełatwo się pozbyć.
Te ślady
były kłamstwami, które truły mnie od środka, a ja usilnie pragnąłem to zmienić,
ponieważ już nie maiło to najmniejszego sensu. Nawet jeśli, to kłamstwa w niczyim
mi już nie pomogły.
Musiałem
to zostawić za sobą, znów karmiąc się kłamstwami.
ﭐ
Pairing: Xiuchen
Wspólne zainteresowania
nie były niczym nowym w szkole. Jest dużo ludzi, którzy kochają robić coś co
inni. Nie wierzyłem w przeznaczenie, jedynie w czysty przypadek.
Tak samo
było z Jongdae, który naprawdę mi się podobał. Byliśmy kolegami z klasy, ale
nie mogliśmy nazwać się przyjaciółmi. Głupie rozmowy na temat sprawdzianu czy pracy
domowej. Zawsze znajdzie się w klasie taki ktoś jak my. Nie to, że nie
rozmawialiśmy w ogóle, ale nasze wymiana zdań ograniczała się ekstremalnie. Nasze
rozmowy można by było wyliczyć na palcach u jednej ręki.
Zdarzało
mi się myśleć, że to się zmieni, ale to było kłamstwo, którym oddychałem
każdego dnia w szkole. Bolało, i to bardzo. Byłem nieśmiały, Chen był duszą
towarzystwa, nigdy nie chciałbym podejść do niego z własnej woli. A jeżeli już
byłem koło niego, to zepchnięty przez innych kolegów bądź koleżanki. Jongdae
nigdy tym się nie przejmował, bo po co? Jeżeli był popularny i ludzie brnęli do
niego niczym ćmy do światła, to czemu on niby miał zwracać na mnie uwagę?
Dlatego
trzymałem się na uboczy i nawet jeśli bardzo chciałem się z nim poznać,
wywijałem się z każdego spotkania, rozmowy. Wykręcałem się brakiem czasu, a
jeżeli czegoś chciał, prosiłem koleżanki, aby zrobiły to za mnie.
Mogło
wydawać się, że go nie lubię. To nie tak, naprawdę go lubiłem, ale to nic nie
zmieniało. Żyłem w kłamstwie cały czas i zaczynałem mieć tego powoli dość. To
wszystko zabijało mnie od środka, czekanie na nie wiadomo co.
Byłem
naiwny, to było moim kłamstwem. Nie mogłem żyć normalnie, ponieważ cały czas
odwracałem się, aby spojrzeć i utwierdzić się w przekonaniu, że jestem idiotą.
Miłość do
Jongdae była niezdrowa, wiedziałem o tym. Świadomość tego bardziej raniła,
dlatego zacząłem sobie wmawiać, że kiedyś uda nam się zapoznać, porozmawiać na
temat czegoś innego niż szkoła.
Nie
wiedziałem, że kłamstwa będą bolały bardziej niż czysta prawda.
Koniec szkoły
był jak dzień mojej śmierci. Doskonale wiedziałem, że to już ostatni czas, abym
mógł spojrzeć na Chena, poobserwować go z odległości i znów powiedzieć sobie
kłamstwo, które było jak prowizoryczne jedzenie, które zapychało żołądek, a tak
naprawdę nie dawało ukojenia od głosu. Tylko na pewien czas.
Po
pożegnaniu się z czasami liceum udałem się do domu. Po prostu nie chciałem nikogo
widzieć, czuć. Czułem łzy zbierające się pod powiekami, wiedziałem, że byłem
ogromnym idiotą i tchórzem. Nie miałem odwagi zagadać chłopaka, a teraz
usychałem z niespełnionej miłości. Kłamstwa, którymi się faszerowałem straciły
cały sens, ponieważ już nie mogłem zobaczyć tej roześmianej twarzy w szkole, bo
ją ukończyliśmy.
Naprawdę
starałem się ze wszystkich sił, nie chciałem okłamywać sam siebie, ale to
wydawało się łatwiejsze, mniej bolesne. Jednak kłamstwa, które sobie wmawiałem bolały
gorzej niż kiedykolwiek.
Będąc w
domu pozwoliłem sobie na płacz, ponieważ nikt mi nie zabroni, a ja po prostu
wypłakać z siebie truciznę, którą sam sobie aplikowałem. To tak jakbym sam
siebie zabijał od środka, sam nie umiałem być twardy i powiedzieć sobie pasto w
twarz, że to nic nie da i trzeba żyć dalej, bez względu na wszystko.
Kłamstwa
jedynie mnie zniszczyły, a gorzka trucizna wycisnęła ze mnie wszystko.
Byłem sam
sobie winny, ale… Każdy nie chce czuć okropnego bólu, prawda?
Wiem, że
kłamstwa są niebezpieczne, ale dają słodką otoczkę, która jest jedynie trucizną
na nas samych.
ﭐ
Pairing: Sulay
Spokój był
mi naprawdę potrzebny, upajałem się nim, ale to wszystko straciło jakikolwiek
sens, gdy spotkałem jego. W towarzystwie Yixinga mogłem odnaleźć upragniony
spokój, ukojenie, ale moje serce zaczynało wariować, kiedy tylko go zobaczyło.
Zacząłem
sobie wmawiać, że to nic takiego, że to przejściowe.
Myliłem
się, a z każdym dniem miałem wrażenie, że moje serce wyskoczy mi z klatki
piersiowej i pobiegnie w stronę Laya. Nie dopuszczałem do siebie żadnych myśli,
wmawiałem sobie, że to naprawdę nic poważnego, że to tylko moje urojenia i naprawdę
niedługo przejdzie.
Yixing okazał
się złotą osobą, osobą na którą mogłem liczyć w każdej chwili. Zawsze był
pomocny, był jak anioł. Lubiłem go bardzo i nie zważałem na inne uczucia, które
się we mnie obudziły.
Wmawianie
sobie, że to nic, niestety było kłamstwem, którego pożałowałem, a gorzki i
niedobry sam goryczy został mi na języku, którego nie mogłem się żaden sposób
wyzbyć.
Udając, że
go nie kocham, straciłem go na zawsze. To była tylko i wyłącznie moja wina, i
przyznaję do tego. Smak kłamstwa nie był taki dobry, zostawił na mnie piętno.
Gdybym otworzył
oczy, gdybym nie karmił się głupim kłamstwem, mógłbym być szczęśliwy z
człowiekiem, którego kochałem.
Zawsze psułem
spawy. Nigdy nie umiałem połapać się w uczuciach, nie umiałem odczytywać
oczywistych znaków, dlatego traciłem osoby na którym podświadomie mi zależało.
Kłamstwo
rozmywało się dopiero wtedy, kiedy uświadamiałem sobie, że jestem kompletnym
idiotą, który jest ślepy. Nie wiem czy robiłem to celowo, że automatycznie
używałem kłamstwa, aby ukryć swoje uczucia.
Wiem, że
oddychałem kłamstwem. Oddychałem nim na co dzień, nie zdolny zaczerpnąć świeżego
powietrza, zamknięty w swojej cholernej otoczce. Zamknąłem się na osoby, a one
dość ciągłego czekania po prostu uciekały, albo mnie zostawiały.
Lay był
wyjątkowi cierpliwy, ale kiedy już zaczynało mi się przejaśniać, on odszedł, a
ja zostałem z poczuciem winy i bólem serca.
Miałem
ochotę cos rozwalić, chciałem, żeby kłamstwa znikły, a ja w końcu zaczął żyć, a
nie użalać się nad sobą.
W sumie
mogłem mieć tylko pretensje do siebie. Czy ja wytworzyłem wokół siebie jakąś barierę
ochronną? Osoba na której mi zależało odeszła, ponieważ za późno zorientowałem
się, że karmiłem się kłamstwem.
Wiecie
jakie to jest bolesne, kiedy to sobie uświadamiasz? Kiedy te wszystkie ciemne
kurtyny upadną, a zostajesz ty, całkiem bezbronny? Ciemność, która utworzyła
się przez kłamstwa dawała mi spokój, ale kiedy to wszystko znikło, został
bolesny ślad, który odcisnął się na moim sercu.
Kiedy uświadomiłem
sobie, że go kocham, miałem ochotę płakać z mojej własnej głupoty, za kłamstwa
jakie sobie nawtykałem, jakimi się kierowałem.
Trucizna,
którą sam sobie wstrzykiwałem, jaką się karmiłem zniszczyła mnie doszczętnie.
Opary
kłamstwa dostawały się do moich płuc, a ja tylko się krztusiłem, próbując znaleźć
świeże powietrze.
Niestety,
kłamstwa zacisnęły się na mnie jak cienie i nie zamierzały nigdy puścić.
A
świadomość, że to ja sam doprowadziłem się do takie stanu, bolała bardziej niż
rany fizyczne.
Kłamstwa za
bardzo bolały, za bardzo zaciskały się wokół nas.
ﭐ
Cóż. Miniaturki
ze wszystkim pairngami, dodaję znów coś, mówiłam, że chcę to dodać, więc jest
taki spam. Dziękuję jedynie, że to czytacie, więc tak. Dziękuję.
Ale muszę
wam powiedzieć, że moja wena ma dłuższe wakacje, a ja tylko dodaję to, co było już
przeze mnie napisane. Więc tak, troszku mi się zejdzie nim cokolwiek napiszę
nowego.
Do
zobaczenia niedługo!
A no i „We
Are One” powoli powraca na bloga. Mam jeszcze troszku pracy, ale do siódmego
rozdziału już możecie czytać to ff.
i co ja biedna mam Ci tutaj napisać, co? dobiłaś mnie tymi miniaturkami (pierwszy raz cieszę się, że to tylko miniaturki, ponieważ nie wiem, czy bym zniosła więcej takich smutków)! jak mogłaś! wszystkie są takie prawdziwe i wzruszające niemal. najbardziej podobała mi się miniaturka o Hunhanie, co jest dziwne, ale zachwyciła mnie tematyka. może wynika to z nagłej i niespodziewanej słabości do Luhana i jego przesłodzonej mordeczki. nieważne! potem jeszcze Sulay chwycił mnie za serce! bo nie rozumiem, jak Suho mógł pozwolić Yixingowi odejść? muszę to napisać, choć nie chcę, ale Suho to idiota. reszta miniaturek również jest cudowna, ale te dwie uderzyły mnie od razu.
OdpowiedzUsuńpozdrawiam gorąco i ściskam mocno! <3
Świetne miniaturki! Najbardziej spodobała mi się ta z HunHanem i XiuChenem ;3 nie lubię się tak dobijać z rańca, ale co mam zrobić, jak zaczęłam czytać i już samo poleciało do końca.. :<
OdpowiedzUsuńFighting! Czekam na następny wpis! :D
http://cnbluestory.blogspot.com/
TO BYŁO ZA PIĘKNE...
OdpowiedzUsuńWróce z porządnym komentarzem jak się otrząsnę.
ZA WSPANIAŁE
Tak troszku chce mi się płakać, ale tylko tak troszku troszeczke jezusie boże mam ochotę ryczeć jak bóbr, dziękuję za taki piękny spam i pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń