Tytuł: Snowflakes
Pairing: hunhan
Rodzaj: au, supernatural, angst, dramat, romans
Uwagi: być może nie do końca zrozumiała treść. Tekst
niesprawdzony, więc mogą być błędy.
Opis:
„Śnieżynki w istocie nie mają
uczuć – powiedział Junmyun, a ja straciłem jakąkolwiek nadzieję na usłyszenie
chociażby połowy wyjaśnień. – Ale nikt tak naprawdę nie wie co się z nami
działo wcześniej. Luhan, posłuchaj mnie teraz uważnie. Nie mam pojęcia co
dzieję się z nami, my tyko wędrujemy, wyparci z wszelkich uczuć, nie mogąc
znaleźć sobie miejsca, dlatego jesteśmy fruwającymi
wędrowcami.”
a/n: oneshot jest specjalnie napisany dla Sensitive.
Przysięgam, starałam się jak mogłam, a to
angst, więc tak, możesz mnie zabić, POZWALAM. Mam tylko nadzieję, że Ci się to
spodoba.
Reszta notki na dole.
Serce było zrobione z lodu.
Śnieżynki były niczym sekundy.
Spadały, wyznaczając czas, ulatując jak ulotne
chwile, które w rzeczywistości były tylko sekundami, które topniały niczym
śnieg.
Istniałem pomiędzy jedną sekundą a drugą, nie
istniejąc w istocie, tylko pomiędzy czasem, pomiędzy jedną a drugą śnieżynką.
Istniałem jako istota śnieżynek, nie mogąc istnieć dla ludzi. Wszystko
topniało, lub zamarzało, byłem tylko opadającymi listkami śniegu, istniejąc
tylko w zimę, potem zapadając w sen, który był ukojeniem na samotność, która
była wierną przyjaciółką.
Moje rumiane policzki były w rzeczywistości
tylko warstwą białego puchu, a włosy były szaroniebieskie, które tworzyły
wichurę śnieżynek. Byłem cały skąpany w białości, lekko sunąc. Nie odczuwałem
zimna, zimowa pora roku to był mój dom, do którego mimo wszystko wracałem.
Żyłem nadzieją, że tak powinno być, istniejąc samotnie, wraz z śnieżynkami.
Wędrując nad światem, oglądając wszystko z
góry, mając perspektywę spadających śnieżynek mogłem powiedzieć, że to naprawdę
cudowny widok. Wiatr, który powiewał na wysokościach zwiewał płatki śniegu,
które osadzały mi się na rzęsach, a także na policzkach i włosach. Czułem w
pewnym sensie szczęście, dopóki nie zauważyłem pewnego dnia tego chłopaka.
Wokół szyi miał owinięty gruby szalik, na głowie
czapkę, ale i tak z pod niej wystawały czarne kosmyki włosów. Widok, jaki
zastałem rozczulił moje serce, tak bardzo, że po raz pierwszy poczułem istotny
ból. Czemu tylko ja byłem samotny? Czemu tylko ja istniałem, nie mogąc istnieć
dla ludzi, istniejąc tylko jako śnieżynka?
Biały puch osadził się na jego kosmykach oraz
zaróżowionych policzkach, które miały piękny odcień bladego różu, zapewne od
zimna. Chłopak odśnieżał swoją posesję, która zdążyła być zasypana przez ciągle
sypiący śnieg. Zima w tym roku była sroga, śnieżynki bezlitośnie sypały,
tworząc według mnie piękny widok, ale jednocześnie tworząc przeszkodę dla
ludzi.
Nieraz słyszałem przekleństwa na zimie, ale to
wciąż układ w klimacie, więc czasem nie rozumiałem tego, jak ludzie stali się
nienawistni dla zimy. To, że padał śnieg było naturalne, powinno być wiadome,
że kiedyś zasypie domy, czy posesje. To było wciąż układanką przyrody.
Tylko
ja nie byłem naturalny dla ludzi.
***
Ukradkiem dowiedziałem się jak ma na imię mój
obiekt obserwacji.
Sehun.
Ładne imię, jak dla mnie.
Jako, że mnie nie wiedział, lubiłem
przysiadywać na parapecie jego okna od zewnątrz i patrzyłem jakie ma zwyczaje.
W ten sposób go poznawałem, ale nie mogłem powiedzieć, że wiem o nim wszystko.
Wydawał się być osobą, która ma w sobie dużo tajemnic, skrywa wszystko w sobie.
Wydawał
się być zimny jak lód.
Wiedziałem tylko, że zawsze wieczorem siadł
przy swoim biurku i pisał coś w swoim zeszycie. W istocie, nie wiedziałem, co
tam pisał, ale ciekawość mnie zżerała. Nie zamierzałem jednak niczego się
dowiadywać pokątnie, ponieważ mimo że byłem tylko śnieżynką, nie chciałem
grzebać w ludzkim życiu. To było mi najmniej potrzebne do szczęścia.
A może jednak..?
Ale wciąż powstrzymywała mnie od wszystkiego
moja natura. Nie byłem nikim wyjątkowym, po prostu żyłem wraz z innymi
śnieżynkami, a ludzie powinni mnie obchodzić tyle co nic. Więc dlaczego wciąż
pragnąłem na niego patrzeć, wciąż i wciąż, jakby zawsze było mi mało jego
widoku?
Oderwałem się od jego szyby, zostawiając wzór z
mrozu, co było w rzeczywistości moim zimny oddechem.
Zeskoczyłem miękko z parapetu, mknąc w stronę
lasu. Musiałem się komuś wyżalić, więc musiałem znaleźć inną śnieżynkę w mojej
formie. Czasem brak rozmowy był tragicznym skutkiem, dlatego wolałem z kimś
pogadać, nawet jeśli ta rozmowa wyglądała tak samo zimnie, jak śnieg na dworze.
Junmyun
był także piękną śnieżynką, wędrował po świecie, niesiony przez wiatr, był
niczym piórko. W sumie on jedyny był tak samo ciepły, jak jego twarz, nawet
jeżeli była pokryta cienką warstwą szronu. Śnieżynki naprawdę potrafiły być
zimne oraz bezwzględne, tak samo jak zima. Czasem nie rozumiałem tego, ale
wciąż uparcie sobie wmawiałem, że taka jest kolej rzeczy i nie powinienem się
tym przejmować.
Jakże się myliłem.
— Witaj — usłyszałem głos. Dawno nie rozmawiałem, dlatego też, to wszystko wydawało
mi się to dziwne. — Co cię
sprowadza do mnie?
Odwróciłem się do swojego rozmówcy, po czym
ukłoniłem lekko. Usta miał niemal białe, podchodziły one wręcz pod kolor
zimnego niebieskiego, a jego włosy zdobiła korona z płatków śniegu. Był
naprawdę piękną śnieżynką, nikt nie miał prawa temu zaprzeczyć.
— Po prostu… przyszedłem na rozmowę.
Junmyun skinął głową, po czym złapał mnie za
rękę i posadził na gałęzi drzewa. Szykowała się długa rozmowa, znałem Junmyuna,
on wszystko traktował poważnie i starał się zająć problem jak najlepiej.
Ceniłem go za to, bo bycie śnieżynką wiązało się naprawdę z czymś wielkim.
Byłem śnieżynką odkąd pamiętam, wciąż byłem
wychowywany w zimnie, bez uczuć, dlatego nosiłem tytuł bezuczuciowej istoty.
Nie umiałem odnaleźć się w zwykłym świecie, dlatego z reguły śnieżynki
wędrowały wciąż, nie zatrzymując się nawet na chwilę. Nic nas nie zatrzymywało,
wędrowaliśmy, roznosząc prószący śnieg, który tak denerwował ludzi. My tylko
przychodziliśmy i odchodziliśmy, topniejąc jak płatki śniegu, które czasem
zdobiły dumnie wszystko co było w zasięgu. Być może to nie było złe, to było
wręcz wpisane w kolej rzeczy, ale sam problem tkwił w nas – w śnieżynkach. Nikt
nie wiedział po co istniejemy, dlaczego. Płatki dałyby radę same zawędrować na
tereny, przenoszone przez wiatr. Jednak my istnieliśmy, samotnie wędrując,
tylko cierpiąc w głębi duszy.
— Czemu mam wrażenie, że moje uczucia po prostu
zamarzyły, czekając, by ktoś to roztopił? — mruknąłem pytanie.
— Śnieżynki w istocie nie mają uczuć — powiedział Junmyun, a ja straciłem jakąkolwiek
nadzieję na usłyszenie chociażby połowy wyjaśnień. — Ale nikt tak naprawdę nie wie co się z nami
działo wcześniej. Luhan, posłuchaj mnie teraz uważnie. Nie mam pojęcia co
dzieję się z nami, my tyko wędrujemy, wyparci z wszelkich uczuć, nie mogąc
znaleźć sobie miejsca, dlatego jesteśmy fruwającymi
wędrowcami. Mam rację, nasze uczucia są jak zamarznięty lód, który w pewnym
momencie się roztopi, pytanie pozostaje tylko kiedy. Jesteśmy istotami, które
nie wiedzą nawet jaką funkcję pełnią, ponieważ to my fruwamy ze śnieżynkami, a
nie one z nami. Nasza istota leży głęboko w naszych zimnych sercach — w tej chwili postukał mnie w pierś, która była
przyozdobiona miękkim materiałem jedwabiu wykonanym w kolorze niebieskim i
białym. — Wciąż jesteś śnieżynką,
Luhan, tylko próbujesz rozgryźć to, co jest nawet mi niedostępne. Wciąż próbuj,
bo to twoja decyzja i twoje sumienie, ale to może zająć ci wieki, bo twoje serce
jest wykonane z najbardziej twardego lodu, jaki istnieje, a wiesz doskonale, że
tak łatwo się go nie roztopi, chociaż możesz znaleźć potężny ogień, który
pokaże ci twoją drogę.
Spojrzałem w jego niebieskie oczy, które
wypełniły niebieskie ogniki, takie piękne, ale wciąż zimne.
— Dziękuję. To wciąż za mało na moje pytania,
ale wiem doskonale, że twoje słowa będą wiele znaczyć — uśmiechnąłem się.
Kąciki ust drugiej śnieżynki drgnęły
nieznacznie, formując delikatny uśmiech, który był niezapomniany.
Wiatr zawiał, zabierając mnie jako osobne
śnieżynki.
Wraz z pustką, którą odczuwałem jak mało kiedy.
***
Nie poznałem nigdy Sehuna. Pomimo tego, że
wciąż go obserwowałem, on wydawał się być zmienny, więc nawet nie poznałem jego
najmniejszej części.
Pewnego razu, kiedy w nocy nawet śnieżynki
wydawały się być skąpane w mroku Sehun postanowił otworzyć oko na którym
siedziałem. Parapet był już stałym miejscem do którego przychodziłem, a widok
Sehuna stał się moim upragnionym, a nawet nie wiedziałem co powoduje takie
uczucie, pragnienie zobaczenia go ponownie i ponownie. Wiem, że podobał mi się
jego wygląd.
Pomimo, że nie był śnieżynką, pomimo tego, że
nie maił wplątanych płatków śniegu we włosy i mały kolor hebanu, wciąż był
piękny. Nie miał niebieskawej skóry jak ja, miał ją niemal bladą, wciąż był
piękny.
Najbardziej spodobały mi się jego oczy.
Ciemne, niepowtarzalne, takie błyszczące, ale
jednocześnie smutne. Jakby żyły, ale także były martwe. Ale ten kolor wszystko
zagłuszał, przynajmniej w moich oczach. Był tak ciemny, że niemal jego oczy
zlewały się z ciemnością, jaka panowała.
I chyba tego wieczoru po raz pierwszy
usłyszałem jego głos.
Przykleiłem się do ściany, jakby bojąc się, że
mnie zobaczy, sam patrząc nieufnie na jego twarz, którą oparł na dłoni. Patrzył
przed siebie, a na jego czarnych włosach już gnieździły się śnieżynki, ale
szybko topniały, pewnie z doznawanego ciepła. Zastanawiałem się, czy gdybym ja
go dotknął roztopiłbym się jak te śnieżynki, które wciąż padały.
Po raz kolejny zapragnąłem go dotknąć, poczuł
coś innego, niż co odczuwałem przez wielki. Ale z drugiej strony istniała
obawa, że się roztopię, a nie chciałbym stracić tego widoku. Chciałem patrzeć
przez szybę na Sehuna, który był tylko obrazem, który istniał wraz ze mną tylko
przez sekundy, a nie wieczność.
W pewnym momencie moja ciekawość wygrała i
pomimo, że nadal odczuwałem strach, dotknąłem jego policka. W rzeczywistości
była to tylko śnieżynka, która osadziła się na jego policzku. Patrzyłem jak
marszczy brwi i palcem strzepuje śnieżynkę, nawet nie wiedząc, że dotyka mojej
ręki.
Uczucie było dziwne, takie gorące.
Patrzyłem jak wyraz twarzy Sehuna zmienia się,
a ten patrzy tępo przed siebie, jakby wprost na mnie.
— Dziwne — mruknął, po czym zamknął okno, zostawiając mnie na zewnątrz, z pustymi
uczuciami, które powoli napełniały się we mnie.
***
Czas leciał jak oszalały, a ja nie mogłem ani
go zatrzymać, czy przyspieszyć. Czułem monotonię, ale wciąż chciałem zostać w
kokonie bezpieczeństwa, który się utworzył się w momencie, kiedy zostałem
śnieżynką. Nikt mnie nie widział, nie słyszał, tylko balansowałem na skrajach
świata, wędrując. Junmyun miał rację – nie mogłem znaleźć czegoś silnego, co by
mnie wyciągnęło z tego wszystkie, bo wciąż tkwiłem w martwym punkcie, jakby nie
znając życia.
Westchnąłem cicho, a mróz od razu ozdobił
szybę. Patrzyłem smutno na Sehuna, który spał skulony pod kołdrą. Pragnąłem
położyć się koło niego, patrzeć z bliska na jego twarz. On ciągle wydawał się
być smutny, zauważyłem ostatnio, że wpatruje się w okno z pustym wzrokiem,
poruszając ustami, ale ja nie miałem prawa tego usłyszeć. Nie miałem pojęcia co
to ma wszystko oznaczać, ale wiem, że
coś się ze mną dzieję. Chyba po raz pierwszy uzyskałem przywiązanie do miejsca,
co było tylko kwestią czasu, kiedy znów wiatr mnie zabierze w odległe krainy, a
mnie zostaną gorzkie i smutne wspomina pustych oczu, które jednak żyły.
Dzisiejsza noc była gwieździsta, śnieg nie
padał, a chmury ustąpiły miejsca gwiazdom, które były pięknym widokiem.
Siedziałem na starym parapecie, oglądając gwiazdy, które odbijały się od tafli
śniegu, jakby było to jeziorem.
Skrzyp starego okna wyrwał mnie z odmętów
mojego umysłu, a ja po raz pierwszy poczułem się obserwowany.
Czas znowu się zatrzymał, a śnieżynki
wyznaczały sekundy. Tylko sekundy, bo potem był tylko głuchy krzyk, pełen
jakiegoś bólu, a ja spadałem wraz ze śnieżynkami na samo dno mojego lodowatego
serca, zatrzymując się wtedy, gdy utopiłem się we własnych wspomnieniach.
***
Bycie z lodu był w jakimś sensie dobre,
ponieważ lód był twardy, a gdy był gruby, nawet ogień do końca nie potrafiłby
go roztopić.
Nie
cierpiałem swojego statusu bezuczuciowego dziecka, nawet za życia, a nawet po
śmierci.
Patrzyłem tępo przed siebie, oglądając film z
własnych wspomnień.
Patrzyłem jak biegałem za śnieżynkami, łapiąc
je w swoje drobne łapki, ciesząc się jak głupek, kiedy te pozostały na moich
dłoniach.
Następne wspomnienie, następna scena, to czarne
oczy, które już dobrze znałem. Siedziałem niewzruszony na śniegu, kiedy mały
Sehun do mnie podbiegał i ciągnął mnie
małego na sanki.
Zrozumiałem, że on był tylko jedynym
przyjacielem.
Wspomnienia z Sehunem były wypełnione gorzką
herbatą, zapachem wanilii, starego drewna oraz były przykryte grubą warstwą
śniegu.
Potem był tylko ból. Krzyk, żebym go nie
zostawiał. A potem obietnica, że nigdy go nie opuszczę.
Śmierć w moim wypadku była tragiczna, teraz
patrząc z perspektywy obserwatora. Krew tworzyła jakieś znaki na białym śniegu,
żłobiąc w swojej strukturze szlaczki. Ogłuszające wrzaski ludzi, przerażona
twarz kierowcy, a pośrodku tego wszystkiego moje ciało, które leżało bezwładnie
na zimnym śniegu, a na policzkach widniały ślady łez, które wciąż były świeże,
ale jednak zmarzły.
Zginąłem jako mały dzieciak pod kołami
ciężarówki, przysięgając Sehunowi, że go nie opuszczę. Być może dlatego wydawał
mi się piękny, taki znajomy, a zarazem smutny. Nasze wspólne chwili nie były
jakieś szczególnie sensowne, ale jednak zdążyliśmy się zżyć.
Zimna na pewno dla Sehuna nie była przyjemna,
ponieważ ona przyplątywała złe wspomnienie, tak jak wiatr śnieżynki. Nawet nie
chciałem wiedzieć, co czuł Sehun, kiedy dojrzał do myśli, że to on wyciągnął
mnie na sanki tamtego dnia. Byłem niemal pewien, że się za to obwiniał, bo
mogłem to wywnioskować po jego wciąż smutnych oczach. To nie było trudne do
rozgryzienia, ale to było zagadką, dopóki nie spadłem do swoich wspomnień.
Czułem jak moje serce rozpada się na moi
miliony kawałków, a z moich oczu płyną małe kryształki zrobione z lodu jako
łzy. Śnieg był moim wybawieniem, przygarniając mnie jako śnieżynkę, wymazując
wspomnienia. Z jednej strony to było okrutne, ale z drugiej rozmazywało się
wszystko. Czemu jednak chciałem tak bardzo poznać prawdę, choć była okrutna dla
nas obu?
Nie miałem prawa egzystować w tym świecie,
musiałem odizolować się od tego, co było kiedyś, skupiając się na wieczności,
jaką miałem spędzić jako śnieżynka, z topniejącym sercem.
***
Przerażenie na twarzy, ciepło, które się we
mnie rozlewało doprowadziło do tego, że
czułem się tak, jakbym miał na sobie krew. Wspomnienia dopiero co odkryte wciąż
mi się ryły w pamięci i nawet najmniejszy ruch zadawał mi ból.
Jęknąłem cicho, po czym opadłem na okno,
próbując się podnieść, ale wciąż nie miałem na to siły.
I w pewnym momencie poczułem ciepłe dłonie na
sobie.
Potem był tylko strach, łzy, które topiły się
niczym listki śniegu pod wpływem ciepła oraz oczy wypełnione czymś nieznanym, a
zarazem pięknym. Szkliły się nieznacznie, jakby chłopak, który trzymał mnie w
ramionach miał się zaraz rozpłakać.
***
Sam nie wiedziałem czy to jest prawdziwe, czy
nadal tkwię w sennej jawie i to mi się tylko śni, czy naprawdę Sehun, którego
obserwowałem patrzył na mnie z nieodgadniętym wyrazem twarzy.
Mieszanka strachu, ciekawości i jakieś dziwnej
aury odbijała się na jego twarzy, aż sam poczułem to na własnej skórze.
Siedziałem na parapecie od środka mieszkania przy otwartym oknie, a śnieżynki,
które zaczęły padać od nowa osadzały mi się na włosach oraz rzęsach, a ja nie
miałem nic przeciwko. Było mi za ciepło, a nie powinno.
— Czym jesteś? — pytanie zawisło w powietrzu.
Zmarszczyłem brwi, po czym wydąłem wargi w
jakimś grymasie, jakby oburzenia.
— Czymś, co nie powinno cię dotyczyć i nie
istnieć dla ciebie — szepnąłem.
Brwi chłopaka powędrowały w dół, a usta
zacisnęły się ostro. Jego włosy były w nieładzie, opadały wściekle na blade
czoło, a w oczach odbijały się wspomnienia, tak samo bolesne, jak dla mnie.
Pomimo tego on dla mnie wciąż był piękny. Nie
potrafiłem tego zmienić, i chyba nawet nie chciałem.
— Przypominasz mi kogoś.
Kolejne sekundy ciszy, gdzie ja istniałem, wraz
z Sehunem.
Doskonale zdawałem sobie sprawę, że to kwestia
czasu, kiedy znów zniknę.
— Być może. Kogo mogę ci przypominać?
Nasza gra była jak cienki lód, w każdej chwili
oboje mogliśmy się potknąć i połamać barierę, a to będzie bolesne, oboje się
potłuczemy.
— Przyjaciela.
Zastawiałem się czy Sehun tylko udaje czy
naprawdę się nie boi zjawisk nadprzyrodzonych. Nie byłem normalny, nawet w
połowie. Wyglądałem inaczej, każdy normalny człowiek pewnie uciekłby z
krzykiem, a tymczasem Sehun toczył ze mną walkę, jakby chcąc mi coś udowodnić.
— Jakiego?
Przypomniała mi się nasza gra „pytania i
odpowiedzi”. Nawet błahe pytania potrafiły wyciągnąć z nas najszczerszą prawdę.
Sehun prychnął, po czym odwrócił się do mnie
plecami.
Zmienił się. W moich wspomnieniach był tylko
małym dzieckiem, bez przedniego zęba, a teraz był dorosłym mężczyzną. Nie był
szczerbaty, jego budowa ciała nie była wątła i drobna, po prostu rozbudowała
się, tak jak kiedyś ja pragnąłem.
W rzeczywistości byłem kruchym chłopcem, który
był praktycznie zrobiony z lodu. Szczerze, to nigdy nie potrafiłem się
określić, ale to mi nie przeszkadzało. Przy nim poczułem nagłą chęć zmienia
swojego wyglądu, by choć trochę wyglądać jak człowiek, a nie śnieżynka.
— Wyglądasz jak on, tylko teraz w moich
wspomnieniach on jest twoją miniaturką — wymamrotał. Zadrżałem, słysząc jego głos. Był niski, zachrypły, jakby nie
odzywał się przez długi czas. — Kim ty jesteś? Niecodziennie się widzi kogoś,
kto jest praktycznie niebieski, a śnieg pada wokół niego, ale to nie jest zły
widok.
— Prawda zawsze ma gorzki smak, a wciąż chcesz
ją poznać — powiedziałem, po czym
spojrzałem mu w oczy. — Zastanów
się o co pytasz, bo prawda może zniszczyć. Ukrycie tego po części jest lepsze.
— Nie gadaj głupot — syknął. — Całe życie obwiniałem się o śmierć Luhana, a nawet nie wiesz jakie to
okropne uczucie żyć z wyrzutami sumienia, które są jak pierdolone głosy, które
szydzą ze mnie.
Wyprostowałem się nagle, a moje serce zakuło.
Pierwsze
pęknięcie.
— Czy wierzysz w cuda? Wierzysz w coś
nadzwyczajnego? Czy wierzysz, że przeznaczenie jest na tyle okrutne, by zapleść
czyjeś drogi razem, a równocześnie oddzielić je grubym murem?
— Oczywiście, że tak. Gdybym nie wierzył, pewnie
dawno bym zwariował — warknął. — Czuję się jak pieprzony dzieciak, który zgubił
drogę. Ty, ty tylko jesteś drogowskazem.
— Mylisz się — odparowałem. Śnieżynki oblepiły moje rzęsy, czułem to. — Jestem twoim celem. Nie potrzebujesz
wskazówek.
Szok malujący się na jego twarzy był kolejnym
ogniem, który liznął moje serce.
Drugie
pęknięcie.
***
Siedziałem na starym parapecie, a Sehun
siedział na krześle naprzeciwko mnie, trzymając w dłoniach kubek z gorącą herbatą.
Był opatulony w gruby koc, gdyż było chorobliwie zimno, a że ja byłem
przyzwyczajony, a nawet musiałem żyć w takich warunkach musiał się
zabezpieczyć.
— Wspomnienia to tylko ulotne chwile, tak samo
jak uczucia — powiedziałem po
pewnym czasie. — Kiedyś ja zniknę,
ty też, a po nas nie zostanie nic. Nasza historia zapisuje się naturalnie, ale
nie jest w żadnym wypadku warta opowiedzenia, ale wciąż istnieje.
— W pewnym sensie takie coś jest porównywalne do
śnieżynek — zauważył Sehun. — Ty istniejesz istniejąc, ale wciąż nie wiesz
kiedy przestaniesz istnieć. Historie są dlugie, pokręcone, ale na swój sposób
własne.
— Do czego zmierzasz? — spojrzałem na niego. Jego oczy były wciąż
puste, mogłem tylko się domyślać dlaczego. On doskonale wiedział, że ja żyję
tylko przez chwilę.
— Że my sami piszemy historie — szepnął. — Nasza niedługo się skończy, po prostu to wiem. Cale życie jest oparte na
nieszczęśliwych wypadkach, które są przeplatane z dobrymi, które są krótsze,
nietrwałe. Pech w moim życiu jest okropny, a to wszystko zaczęło się na dobre
od twojej śmierci. Nie mamy prawa
egzystować na tym świecie razem.
On miał rację.
***
— Słodko-gorzkie wspomnienia nie przywrócą tego,
co było kiedyś — powiedziałem. Mróz
szczypał moje policzki, które od razu zostały oblepione przez śnieżynki. —
Nie mogę ci powiedzieć, co czuję, bo nie
czuję dosłownie nic, prócz ciepła, które od ciebie bije. Ale to wciąż za mało,
ponieważ moje serce nadal jest niczym lód, a wiesz, kiedy już się roztopi, nie
będzie mnie. Widziałeś kiedyś śnieżynkę z ciepłym sercem?
Sehun nie odpowiedział, tylko na mnie patrzył.
Ten wzrok był przesiąknięty czymś, czego nie znałem i nie potrafiłem pojąć.
Jego oczy były ciepłe, podobne do roztopionej czekolady, którą zwykliśmy pić
jako małe dzieci. Wciąż ta wiedza kuła, tak bardzo, że nie mogłem normalnie
funkcjonować. Nie mam pojęcia, co zrobię, bo to wciąż zaprzątało moją głowę i
serce, które robiło się śmietnikiem wspomnień oraz uczuć. Tak nowych, a zarazem
dobrze znanych. Moje serce zakuło boleśnie, kiedy Sehun złapał mnie za rękę,
grzejąc ją. Czułem przyjemne mrowienie, jakby ktoś grzał zmarznięte dłonie.
Spojrzałem w jego czekoladowe oczy, które były takie ciepłe w przeciwieństwie
do moich, które połyskiwały dumnie niebieskością. Sehun przywoływał wszystkie
wspomnienia, a moje serce topniało. Topniejący śnieg był tylko odliczaniem
sekund, a gdy wybije zero ja przestanę istnieć. Nie będzie mnie, zostaną tylko
śnieżynki.
Istota śnieżynek leżała głęboko w naszych
sercach. Trzeba było zanurzyć się we wspomnieniach, tworząc film, który
pokazywał to, co było, grawerując kolejne lata bólu i cierpienia, tworząc nową
rzeczywistość na podstawie starego fundamentu.
— Wiesz, Lu, kiedy dotarło do mnie, że odszedłeś
chyba straciłem serce. Wiem, że to moja wina — przymknął powieki. — To wciąż
boli, nawet jeśli minęło tyle czasu, a ja przyswoiłem tę myśl do siebie. Teraz
jesteś śnieżynką, nie istniejesz dla mnie, a ja dla ciebie, wzajemnie się
wykluczamy. Nie potrafimy egzystować razem, ponieważ ja cię roztapiam, a ty
mnie niszczysz, zadając ból.
Nie odpowiedziałem, ponieważ Hunnie miał rację
w każdym aspekcie. Nawzajem siebie niszczyliśmy, ale czy na pewno chcieliśmy
zaprzestać w to brnąć? Jeżeli tak, to pewnie dawno bym odfrunął z innymi
śnieżynkami, nie zadając sobie bólu, tylko łagodząc go lodem. Sam już się w tym
gubiłem, ale uparcie tu byłem.
— Chyba dążymy do samodestrukcji — szepnąłem. Z moich policzków opadł śnieg,
została tylko moja niebieskawa skóra. — Niszczymy siebie, ale wciąż trwamy przy sobie, jakby było nam mało. To
boli — mój głos był cichy i
chrapliwy, nie byłem w stanie niczego więcej wypowiedzieć.
Sehun złapał mnie za policzki. Z moich
policzków zaczęła skapywać woda, kiedy śnieg się roztopił. Czułem ciepło, za
wielkie ciepło, ale nie potrafiłem się odsunąć.
— Wiem, Lu, że boli. Chyba zadajmy sobie zbyt
wiele bólu niż jest to zamierzone — szepnął.
Miał rację.
Ale wciąż trwaliśmy, byliśmy jak masochiści,
zamknięci wraz ze swoimi uczuciami, które były niczym niewidzialne łańcuchy,
które utwierdzały nas przy sobie.
***
Doszedłem do pewnych wniosków, a nawet zdążyłem
znaleźć ten potężny ogień o którym wspominał mi Junmyun.
Wiem, kiedy moje serce roztopi się kompletnie,
a ja już na zawsze zniknę, pozostawiając po sobie tylko wspomnienie śnieżynek i
gorzki smak.
Sehun należał do mnie tylko w nielicznych
chwilach, kiedy istniałem pomiędzy jedną sekundą a drugą, czyli wtedy, kiedy
moje ciało potrafiło przyswoić jego ciepło, a ja nie mogłem roztopić się w jego
ramionach.
Bycie śnieżynką, która pragnęła poczuć ciało
człowieka, czy chociażby dotyk to było koszmarne połączenie. Z każdym jego
dotykiem topniałem, a nie chciałem tak szybko zniknąć, kiedy powoli odkrywałem
to, co było głęboko we mnie zakorzenione, ale wciąż było uwięzione.
Jednak pewnej nocy wszystko się zmieniło,
zwiastując mój koniec, a także po raz pierwszy odkryłem do czego jestem zdolny
i że naprawdę umiem czuć.
Okno było otwarte, a ja siedziałem na
parapecie. Niebo było usypane gwiazdami, dziś znów nie padało. Widok był
przepiękny, tym razem na moich włosach nie było ani jednej śnieżynki, a mojej
twarzy nie zdobił szron, tak jak zazwyczaj. Jednak nie mogłem pozbyć się
odcienia niebieskości i szarości, byłem poniekąd częścią zimy, więc musiałem
się pogodzić z barwami, jakie musiałem przyodziać, stając się śnieżynką.
Sehun najpierw mnie przytulił.
Ciepło.
Potem mnie delikatnie pocałował.
Po raz pierwszy.
A we mnie skumulowały się wspomnienia, a ja
zrozumiałem jakie uczucia się we mnie ulokowały.
Przeznaczenie było bardzo okrutne, ponieważ
wszystko było zaplanowane, a ja nie miałem prawa żyć, nawet jako człowiek a
także jako śnieżynka. Kiedyś musiał nastąpić mój koniec, a to było wiadome,
kiedy dotrze do mnie co tak naprawdę czuję do Sehuna.
Kochałem go.
Jako dzieciak starałem się, by zawsze był
uśmiechnięty, starałem się, by czul się kochany. Wiem, że już wtedy go
kochałem, ale wtedy nie miałem pojęcia co znaczy miłość. Pojęcie tego zajęło
tego mnóstwo czasu, ale skąd miałem to wiedzieć, gdy wszystko we mnie było
zamrozi one, włącznie z sercem, które
delikatnie biło, jakby niepewnie.
Nie
chciałem, by przestawał, chciałem dalej trwać w tej chwili. Pragnąłem go wciąż
i wciąż, nie mogąc się opanować, chciałem tylko jego. Czuć jego ciepło i ciało,
które należało do mnie tylko w nielicznych chwilach. Chciałem poczuć się
spełniony, tylko chwilę trwać w euforii, napełniającą mnie, gdy on mi szeptał
do ucha.
Wszystkie uczucia się we mnie skumplowały i nie
wiedziałem już gdzie tak naprawdę się znajduję. Oddech został mi odebrany,
kiedy pchnął mnie delikatnie na ścianę, a ja poczułem w końcu, że tak na chwilę
żyję, po czym zmiażdżył moje wargi w pocałunku, który miał być tylko zwiastunem
tego, do czego dążyliśmy. Nie chciałem przestawać, wciąż tkwiłem pomiędzy jedną
sekundą, a drugą, pragnąc więcej, ale nie mając na to wystarczająco czasu.
Wszystko było wyznacznikiem czasu, nawet
topiący się śnieg, który prószył, tworząc zamęt i białą wichurę, która
oblepiała szybę grubą warstwą śnieżynek.
Chłodne dłonie przypominały mi lód oraz dotyk śniegu. Pocałunki miały w sobie ciepło, którego mi brakowało, a nie mogłem go mieć.
Chłodne dłonie przypominały mi lód oraz dotyk śniegu. Pocałunki miały w sobie ciepło, którego mi brakowało, a nie mogłem go mieć.
Wszystko mnie roztapiało. Oddechy, jakieś
słowa. Nie mieliśmy prawa egzystować w tym świecie razem, mogliśmy jedynie
istnieć pomiędzy czasem, choć pragnąłem, by to była wieczność.
Po wszystkim istniałem w jego ramionach,
wsłuchując się w jego łagodny głos i oddech, który wyznaczał sekundy, które
upływały, wyznaczając koniec.
Potem istniałem w ciemności, która mnie
obezwładniła.
***
Śnieg padał, znów.
Sople lodu utworzyły koronę wokół domu.
Śnieżynki sypały.
A wszystkim pozostał płacz, który przypominał
śnieżynki z kryształu.
***
a/n: Jezu Chryste, jeden oneshot z głowy z
planów wakacyjnych. Dostałam takiej weny, że pisałam to nom stop, a to dzięki
wspaniałym ludziom, którzy mnie motywowali. Poza tym, ten shot początkowo miał
być flufem, ale dzięki cudownej sytuacji w domu straciłam ochotę na coś
słodkiego i wyszedł dramat. Nie planowałam tego, ale wiecie, piszę wszystko co
mi przyjdzie do głowy, więc nawet nie zastanawiałam się szczególnie nad tym.
Przepraszam, Sensitive, nie chciałam, ale tak wyszło ://// Teraz zajmę się
Destroyed i Lampionami, ten shot piszę dla swojej unnie, IswedWolf. Także,
dziękuję za przeczytanie, bo to hunhan, a ja i hunhan to dwa różne światy
ostatnio!
Dobra, nie zabiję Cię, ale to już wiesz.
OdpowiedzUsuńMam bardzo dziwną naturę i kocham pisać angsty, ale czytać już nie za bardzo... Jedyne angsty jakie czytam, to chyba te na Asian FanFiction po angielsku. W każdym razie, pisałaś, że to angst i przestraszyłam się, że będę płakać, bo jestem bardzo wrażliwa na tym punkcie. Tym bardziej, że to HunHan, a dla mnie HunHan to boska świętość i gdy ktoś ich łamie na pół, to łamie też mnie. To skomplikowane, ale tak już mam. Cieszę się, że to nie był aż taki mocny angst, a raczej coś na kształt takiego dramatu, powiedziałabym raczej, że tak, właśnie.
Luhan jako śnieżynka zdobył moje serce, ponieważ naprawdę kocham takie coś, gdzie Lu jest jakimś delikatnym stworzonkiem, czymś, co nie ma prawa istnieć. Podobało mi się to chyba najbardziej jak go opisywałaś. Poza tym - wyobraziłam go sobie takiego mroźnego i niebieskiego i aww?! Słodki.
Sehun natomiast - cóż, mało o nim się dowiadujemy z tekstu, więc na razie nie mam zdania na jego temat, może coś dorzucę jak przeczytam drugi raz. Wydaje mi się jednak, że to taki zagubiony człowiek, tak, właśnie. Sehun jest zagubiony, Lu tym bardziej, ale on jest śnieżynką, więc to inna sprawa. Ehm, Sehun to w sumie jest też głupi według mnie, bo po co do dotknął :<
Ogólnie, fabuła ma w sobie jakiś urok, ponieważ (całkowicie szczere) czytać o zimie w środku lata xD Tylko u Ciebie. Ale to miła odmiana, bo teraz wszyscy będą pisać o upale i lecie i ble :c
Jak tak teraz sobie myślę, to takie HunHany są naj. ;;
Lubię czytać takie bardzo dziwne historyki, bo mają w sobie magię po prostu. Ja tam nawet czułam święta, kiedy to czytałam, idk, co jest ze mną nie tak.
Tekst jak najbardziej zrozumiały, nie wiem, ja rozumiem wszystkie ff, bez wyjątku. Nawet te najbardziej skomplikowane, ale to moje przekleństwo, ponieważ wtedy to odczuwam beczę.
Dziękuję za taki miły prezencik, bo HunHany kocham całym sercem. ♥ Jestem jak najbardziej na tak i pisz, pisz dalej. ♥
SERIO DZIĘKUJĘ, OK. KC.
UsuńWow.. nie mam słów.. to było takie piękne i takie magiczne, po prostu idealne! Bardzo spodobało mi się to jak opisywałaś Luhana jako śnieżynkę. Co tam, że siedze w krótkim rękawku, a słońce daje zza okna i tak było klimatycznie xd
OdpowiedzUsuńhttp://cnbluestory.blogspot.com/
Dobra! W końcu mam czas, aby skomentować. Wiesz, że bardzo mi się podoba motyw Luhana, jako śnieżynki. Coś innego i wyjątkowego! Wczułaś się w to opowiadanie! Ślicznie opisałaś uczucia Luhana. Na serio jestem pod ogromnym wrażeniem. Wybacz mi taki krótki i bezsensu komentarz, ale to hunhan. Tutaj moje feelsy są ograniczone.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam! :D