Tytuł: Frustrated Writer
Rodzaj: au, angst, gorzki fluff, dramat, romans,
psychologiczne
Pairing: baekyeol
Opis: Gdzieś pośrodku stronic książki, tych pustych,
białych kartek, dowiedział się, że nie ma weny. Frustracja odciskała na nim
piętno, działając tak, że nie chciał napisać ani słowa.
Dlatego zaczął szukać inspiracji.
Najlepiej się pisze o czymś, o czym ma się
pojęcie. Czy dobrze robił, pisząc powieść o prawdziwym życiu, gdzie zmienił
tylko imiona i pewne fakty?
Czy prawdziwe życie było dla niego
skomplikowane, że nie chciał wracać do rzeczywistości, tylko zostać w swoim
świecie książki, gdzie wszystko jeszcze trwało, a on jeszcze istniał?
Czy inspiracja nie była zbyt ostra, a on sam
pogubił się w tym, o czym pisał i w tym co czuł?
Uwagi: być może nie zrozumiały tekst.
(oneshot z okazji 50k+ wyświetleń)
Dziękuję za tyle wejść, poważnie.
Oneshot jest w pewnym sensie mną, proszę,
przeczytajcie go, bo jest naprawdę ważny. NAPRAWDĘ. Chciałabym, żebyście go
przeczytali, teraz akurat zależy mi na waszym opiniach, więc śmiało
komentujcie. Wasze komentarze wiele znaczą, więc proszę byście przynajmniej
tego shota skomentowali.
Na dole napiszę resztę notki.
_-_
Muzyka była ważna, bym napisał cokolwiek. Nie
lubiłem ciszy, ona mnie jakby przytłaczała i wtedy nie umiałem niczego napisać.
Wszystko musiało być porządkowe pode mnie, ponieważ bycie pisarzem nie było
łatwe. Moje życie składało się z kart książek, milionów słów, piór, ołówków i
tysięcy pomysłów. Gdybym przestał pisać, umarłbym. To było moim życiem, sensem
istnienia, lubiłem brać ołówek do ręki i pisać gdziekolwiek, nawet na ławie na
werandzie. Czułem, że cokolwiek, co jest związane z pisaniem, jest też
powiązane ze mną samym. Czasem odstawałem od reszty ludzi, gubiąc się w swoim
życiu, nie umiejąc odróżnić rzeczywistości od sennej jawy, w której czasem
lepiej mi się żyło. Świat milinów słów był nieco lepszy od szarej
rzeczywistości, która czasem przytłaczała mnie i nie mogłem napisać ani słowa.
I właśnie w takich momentach uświadamiałem
sobie, że nie mam weny.
Puste stronice białych kartek porażały mnie
swoją pustką, ale od jakiegoś czasu nie umiałem wziąć do ręki pióra i napisać
kilku porządnych zdań. Bolał mnie ten fakt, ale nie umiałem też zaradzić na
brak inspiracji, chociaż czasem wystarczyło magnetyczne spojrzenie kota, a tymczasem
nic mnie nie tknęło. Jakbym stanął w martwym punkcie mojego pisarstwa, nie
umiejąc już nic napisać.
Westchnąłem ciężko, odstawiając filiżankę z
niedopitą herbatą na stolik. Londyn lekko się zachwiał, wiatr stukał w szybę
mojego mieszkania, a deszcz lekko się sączył, choć to nie było wielka ulewa.
Maleńkie kropelki odbijały się od szyby, wydając z siebie łagodną melodię.
Takie coś powinno mnie napełnić inspiracją, ale nic się nie działo. Jakby woda
pomimo napełniania szklanki była wciąż pusta.
Nie miałem weny.
Wstałem ze starego krzesła, na którym zwykłem
siadać, po czym pomaszerowałem do swojego gabinetu. Zasłony przykryły oka, więc
w pomieszczeniu panował półmrok. Gdzieś z wnętrza leciała muzyka, dlatego, że
ją puściłem, jak już wspomniałem, nie cierpiałem ciszy. Była w czymś rodzaju
uśmiercania, czymś, co powodowało, że czułem się za bardzo przytłoczony.
Pogoda też zostawiała wiele do życzenia, deszcz
i chmury były teraz częstym widokiem, nie umiałem wczuć się w klimat. Teraz
moje zmagania wydawały się nieco denne, wszystkie słowa jakie wydostały się z
pod moich palców. Wszystko wydawało się być jednym, wielkim niewypałem, choć
ludzie byli zachwyceni. Mną, słowami.
Czy kiedykolwiek zastanawiałeś się czemu słowa
kleją się w zdania, zachwycając ludzi swoim pięknem? Czy kiedykolwiek
zastanawiałeś dlaczego ludzie kupują książki, czytają?
Być może dlatego, że chcą się przenieść do
innego świata, lepszego, opisanego słowami, którymi nie operujemy na co dzień.
Być może słowa w książkach lepiej oddają klimat, lepiej jest opisany deszcz czy
miłość. Być może słowa lepiej są wyeksponowane, być może lepiej są napisane od
zwykłego człowieka.
Wydaję mi się, że jeżeli chcesz pisać, trzeba
mieć talent, dbać o niego. Wracając do moich początków, wiem, że nie byłem
najlepszy. To była tylko amatorska zabawa, gdzie chciałem już w tamtej chwili
uciec do swojego świata, gdzie nie istniało nic złego. Byłem naiwnym głupcem,
ponieważ świat nie składa się z samych dobroci, istnieje zła strona świata i
dobra.
Ocknąwszy się z rozmyśleń wyjrzałem przez okno.
Deszcz objął płaszczem całą powierzchnię Londynu, obserwowałem jak krople
spadają na liście kwiatów, a te z kolei uginają się pod wpływem ciężaru. Płatki
lśniły od wody, a kropelki uderzały w nie bezlitośnie, dając im wody.
Po raz kolejny wzdychając, usiadłem na swoim
fotelu, podpierając głowę na dłoni. Czułem się lekko senny, ale nie chciałem
spać. Dla mnie to było marnowanie czasu, ale nic nie mogłem poradzić na
opadające powieki, więc zrezygnowany i zmęczony z walką nad snem, po prostu
udałem się do swojego pokoju, zapełnionego pustymi kartami i porozwalanymi
ołówkami, i do połowy opróżnionymi filiżankami.
Wtulając się w pachnącą fiolkami kołdrę, znów
przeniosłem się w świat senny jaw, gdzie być może mogłem znaleźć wenę.
_-_
Książka do napisania nie była dla mnie
obowiązkiem, chociaż po części się też z tego utrzymywałem. To była swego
rodzaju przyjemność, bo robiłem to co kochałem, ale dziś dla mnie napisane
książki, czy chociaż powieści było dla mnie katorgą. Nienawidziłem czegoś robić
na siłę, ale jak widać wydawnictwo chciało mieć natychmiast koncept i fabułę, a
ja nie byłem w stanie im tego podarować. Nie miałem pojęcia, kiedy moja wena
się pojawi, bo to była znikająca przyjaciółka każdego pisarza. Pojawia się raz
na jakiś czas, pozwalając napisać coś dobrego, a u mnie jak na razie zrobiła
sobie wakacje. Owszem, byłem tym sfrustrowany, ale naprawdę nie chciałem nic
robić na siłę.
— Nie mogę tego napisać — powiedział po raz setny. Oczy mojego korektora
lekko zalśniły, być może ze zdenerwowania. — Nie mogę napisać, mam kryzys twórczy, czy to coś dla was znaczy? Dla
pisarza jest hańbą napisać byle co — powtarzałem im świętą zasadę.
— Ale Chanyeol… Jesteś na tyle dobry, że dasz
radę. Sam dobrze wiesz, że mnie zjedzą.
Westchnąłem.
— Muszę mieć inspirację, coś co mnie poruszy, a
takowej nie mam, wszystko wydaję mi się za szare. Nie chcę napisać czegoś, co
okaże się później czymś banalnym. To będzie dla mnie hańba. Nie mogę przyjąć
propozycji napisania książki, w tej chwili to jest dla mnie za trudne.
— Błagam cię, to jest naprawdę, naprawdę ważne.
Wydawnictwo chce zrobić z ciebie światowego pisarza, sam dobrze wiesz, że twoje
ostatnie książki sprzedają się jak świeże bułki. To jest dla ciebie wielka
szansa!
Spojrzałem na Jongina. Nie zależało mi na mojej
sławie, ponieważ pisałem dla przyjemności, a nie dla pieniędzy. Cieszyłem się,
że ludzie mnie doceniają, bo to w jakiś sposób mnie budowało, ale nie chciałem
stać się maszyną do pisania. Miałem swoje gorsze i lepsze dni, nie chciałem
czegoś robić na siłę, bo to było najgorsze. Kiedyś pisałem bez weny, ale to się
skończyło wyrzuceniem prawie dziesięciu stron do kosza. Dlatego wizja
wyrzucenia całej książki mnie niejako przerażała.
— Jongin, błagam, daj spokój. Nie napiszę tego
na zawołanie, to jest dość trudne. Nie mogę tego zrobić.
— Błagam, zrób to dla mnie. Już się boję wejść
do szefa, on się wścieknie. Poszukamy inspiracji, proszę.
Zacisnąłem usta w wąską kreskę. Nasz szef był
bardzo surowym człowiekiem, kochał książki, miał naprawdę dobry gust, tylko
wymagał czasem za wiele. Nie jestem maszyną, która wymyśla ot tak fabuły, ja
sam muszę na to wpaść, a potem poświęć czas, by napisać cokolwiek. Musiałem
przesiedzieć wiele miesięcy, by coś co było tylko wyobrażeniem znalazło się na
kartach książki.
— Dobrze, pod jednym tylko warunkiem to napiszę.
Muszę znaleźć inspirację, jeżeli nie będę mieć weny, nawet nie śnij, że
cokolwiek napiszę.
Twarz Kaia rozpromieniła się, ale potem
spochmurniała.
— Ty to robisz specjalnie! — fuknął.
— Yup — zaśmiałem się.
_-_
Herbata ostygła, kiedy przeglądałem książki
moich ulubionych autorów. Zgubiłem się pośrodku opowieści i zapomniałem o
herbacie. Zapewne była zimna i doskonale wiedziałem, że już jej nie wypiję, bo
nienawidziłem zimnej.
Słowa innych nigdy mnie nie inspirowały,
chociaż czasem zradzały się zupełnie odrębne opowieści, które najczęściej
kończyły w koszu. Nie zawsze spisywałem swoje pomysły, ponieważ czasem wydawały
się za bardzo denne i niezrozumiałe.
Nie miałem pojęcia, że brak pisania będzie mi
doskwierać aż tak. Niby chciałem usiąść w jakimś zacisznym kącie mojego domu,
ale w następnej chwili mi się to odechciewało i szedłem gdzieś indziej. Na moją
niemoc pisarską dużo wpływało, począwszy od znudzenia miejscem, aż po głupią
pogodę. Ona miała wielkie znaczenie, jeżeli chodzi o pisanie. Czasem słońce mi
pomagało, a w innym przypadku mnie denerwowało.
Przeciągnąłem się na krześle, po czym odłożyłem
książkę Stefana Kinga. Lubiłem jego książki, choć miał ciężki styl. Czasem ja
sam się gubiłem, ale jego książki miały niewątpliwie swoją magię.
Przetarłem jeszcze lekko oczy, po czym zdjąłem
z nosa okulary, które położyłem na otwartej książce. Kiedy czytałem czas szybko
leciał i nawet nie zorientowałem się, kiedy różowe smugi zdobiły niebo, a
chmury barwiły się na lekki kolor pomarańczy i czerwieni. Był to cudowny widok,
w szczególności, że nic nie zasłaniało mi widoku. Nie lubiłem dużych budynków,
dlatego mieszkałem na samych obrzeżach miasta, w małym, lecz przytulnym domku.
Mogłem tu znaleźć wiele inspiracji, ale na chwilę obecną, ten dom nie dawał mi
nic, poza tym, że tu spałem i żyłem na co dzień. Ale czułem ogromny sentyment
to niego, ponieważ był miejscem, gdzie pisałem największe moje dzieła.
Kiedy robiłem sobie kolejną porcję herbaty,
ktoś zapukał do mych drzwi. Zignorowałem to na jakiś czas, zalanie saszetki
było ważniejsze. Kiedy skończyłem to co robiłem, poszedłem do drzwi. Otwarłem
je, po czym zdziwiony się o nie oparłem.
Na werandzie stał zadowolony z siebie Jongin, a
koło niego stal lekko przestraszony chłopak. Miałem wrażenie, że chce sąd
uciec, wyglądał na zagubionego.
— Cześć — rzucił Jongin. — Mam pomysł.
Wpuściłem ich do środka, nadal zaskoczony. Co
ten dureń najlepszego robił? Wiem, chciał znaleźć dla mnie inspirację, bo
inaczej go rozszarpią, ale jakoś nie wydawało mi się, że coś mi pomoże.
Wiedziałem, że muszę przeczekać swój kryzys, ale jak widać, Kai na silę chciał
odzyskać dla mnie wenę.
Zrobiłem kawę dla Jongina, a chłopakowi herbaty.
Podziękował mi lekkim skinięciem głowy, kiedy podawałem mu ciepły kubek. Sam
zająłem miejsce naprzeciw nich, siorbiąc pierwszy łyk.
— Wpadłem na pomysł, byś wysłuchał różnych
opowieści. Znalazłem Baekhyuna, chłopaka, który zna wiele różnych legend. Może
te opowieści zasieją w twoim sercu jakoś namiastkę inspiracji.
Pokiwałem głową. Nie był to głupi pomysł, bo
pisanie na podstawie czegoś, co się działo wywoływało wiele emocji, ponieważ
kiedyś już się to działo. Nie byłem dobrym słuchaczem, ale mogłem usiąść na
tyłku i wysłuchać kilku legend, na tym przecież nic nie stracę.
— Owszem, mogę tego wysłuchać.
Kai prawie podskoczył na krześle, być może
mogło to go uratować ze szponów naszego szefa, który był już lekko wkurzony.
Jednak nie chciałem nadal niczego robić na siłę. Szukałem bardzo mocnej
inspiracji, bardzo mocnej.
— Baekhyun przyjdzie do ciebie jutro, dobrze?
Niestety, muszę zostawić was samych jutro, bo jednak mam inne zajęcia. Chan,
proszę, nie zawiedź mnie. Wiesz dobrze, że od ciebie zależy moje życie — jęknął, a ja skinąłem głową.
Kai był nieco upierdliwym człowiekiem, ale
bardzo dobrym. Nie chciałem go zawieść, bo wiem, że nic mi złego nie zrobił,
ale wiem, że tera ja mogę go zawieść.
Po wyjściu obydwóch usiadłem w swoim starym
krześle, i obserwowałem rozsypane gwiazdy. Mieniły się one, lekko błyszcząc po
ulewach, które wysiały nad Londynem ostatnimi czasy. Nawet ten widok mnie nie
zachwycił, a podobnież dusze artystyczne miały pociąg do takich widoków.
Jak widać miałem całkiem porządny kryzys.
_-_
Baekhyun następnego dnia odwiedził mnie rano.
Trzymając kubek z herbatą, patrzyłem jak nerwowo bawi się swoimi palcami.
Baekhyun był niskim chłopakiem, z brąz
czupryną. Jego oczy były tak ciemne, że zastanawiałem się, czy przypadkiem nie
są czarne, jednak miał ciemny odcień brązu. Był ubrany w czarny, lekko wycięty
sweter i ciasne spodnie. Kosmyki jego włosów opadały subtelnie na czoło, usta
były rozwarte, jakby czerpał większe oddechy. Skojarzył mi się ze
szczeniaczkiem, nawet nie wiem czemu. Być może dlatego, że przypominał mi go
swoją zagubioną postawą.
— Słyszałem o tobie — powiedział nagle, że prawie wylałem na siebie
gorącą herbatę. Nienawidziłem zimnej.
— Hm?
— Czytałem nawet jedną twoją powieść. Widać, że
jak piszesz przenosisz się w swój wymyślony świat.
— Chyba właśnie o to chodzi — mruknąłem, po czym wypiłem mały łyk. — Żeby pobudzić wyobraźnie. Właśnie oto chodzi w
książkach.
— Kiedyś ktoś mi powiedział, że przeżyjesz tyle
żyć, ile przeczytasz książek —
Baekhyun podparł podbródek na splecionych dłoniach. — Szczerze, to nie zrozumiałem tego od razu, bo
nie byłem jakoś specjalnie zainteresowany lekturami, czy jakimikolwiek
książkami. Dopiero po pewnym czasie do mnie dotarło, że książka to bardzo ważna
rzecz w życiu człowieka.
— Wiem to. Słowa tylko pobudzają wyobraźnie, to
zależy od człowieka jak to sobie wyobrazi. Książka może mieć różne ekranizacje
w głowie człowieka, film jest zbyt łatwy do obejrzenia, nie sądzisz?
Baekhyun skinął głową, po czym zanurzył usta w
ciepłej herbacie.
— Słyszałem, że nie masz weny — zaczął znów. — Dlatego Jongin szukał kogoś, kto mu pomoże przywrócić ci sprawność. Więc,
co chcesz usłyszeć?
— Szczerze? — oparłem ręce o stół, mrużąc oczy. — Wszystko jedno.
Baekhyun westchnął cicho, po czym objął swoimi
dłońmi kubek.
— Dobrze więc. Opowiem ci pewną historię, która
działa się tu lata temu. Tylko nie wiem czy coś ci to da.
_-_
Inspiracja zaczyna się zradzać niespodziewanie,
wena czy pomysły spływają też w niespodziewanych momentach. Moja inspiracja
delikatnie trzepotała skrzydełkami, ale jednak nie była na tyle silna, bym mógł
usiąść i coś jeszcze napisać. Nie chciałem robić nie potrzebnych nadziei,
ponieważ nie tylko Kaia bym zawiódł, ale też siebie. Nie chciałem zacząć czegoś
pisać, a potem rzucić tego w połowie, bo to było gorsze niż sam brak weny.
Westchnąłem cicho, po czym zakopałem się w
pościeli. Zastanawiałem się, czy byłoby źle, gdybym napisał powieść o samym
życiu? Nie mówię o innych ludziach, ale o sobie. Ciekawe czy to by się
przyjęło, bo patrząc z perspektywy czasu, moje życie nie było ani ciekawe, ani
dynamiczne. Było nudne, cały czas żyłem książkami, moje życie prywatne nie
istniało, chociaż moja miłość to była książka i herbata.
Swoją pierwszą miłość przeżyłem lata temu,
nigdy nie wiedziałem jaki jest prawdziwy smak miłości, ponieważ twierdziłem, że
to mi nie jest potrzebne. Byłem samotnym pisarzem, który przeżywał kryzys.
Samotność nie była taka doskwierająca, kiedy miałem przy sobie jakąkolwiek
książkę, ponieważ wtedy mogłem przenieść się w inny świat i czuć co inni
przeżywają na stronicach. To z boku głupio brzmi, ale inaczej nie umiałem.
Miałem wrażenie, że nikt mi nie pomoże, nie poznam niczego, o czym mógłbym
pisać pewnie, bo tematy uczuć były dla mnie jak cienki lód. Jedno potknięcie i
już znalazłbym się na dnie.
Ale poczułem coś w rodzaju zainteresowania.
Baekhyun wydawał się być taką niezwykłą osobą, był czymś, co przyniosło coś
świeżego, nawet nie chodziło o jego opowieści, tylko o niego samego. Przyciągał
moją uwagę i po raz pierwszy zapragnąłem poznać zupełnie mi obcą osobę.
Nie wiem co to zwiastowało, ale nie chciałem
znów się zgubić pośród białych stronic książek.
Czy coś we mnie się zmieniało?
_-_
— Czy pisanie to trudna rzecz?
Spojrzałem na Baekhyuna, pisząc kolejne zdanie.
Znałem Baekhyuna od dwóch miesięcy. Chłopak
zdążył się do mnie przyzwyczaić, a ja do niego, do tego stopnia, że prawie
zamieszkał wraz ze mną. Czasem zostawał na noc, napełniając mnie nieznaną mi
inspiracją.
Tak, Byun Baekhyun stał się moją osobistą
inspiracją.
— Zależy jak na to spojrzysz — powiedziałem, po czym lekko pochyliłem głowę.
Nie chciało mi się już pisać. Westchnąłem.
— Znowu?
Pokręciłem przeciwnie głową.
— Po prostu jestem wykończony, moje palce bolą
od ciągłego stukania. Nadal mi się wydaje, że ta powieść jest sucha.
Owszem, pisałem, ale nadal mi czegoś brakowało.
Jakbym zawsze pomijał jakiś istotny szczegół. To było frustrujące. Zauważyłem,
że ostatnio stałem bardzo sfrustrowanym
pisarzem.
— Próbowałeś może wplątać jakiś wątek miłosny? — zapytał mnie, przekrzywiając głowę. Odwróciłem
się na krześle w jego stronę.
— Nie. Wolę pisać o czymś, o czym mam pojęcie, a
jak widać, nie jestem obeznany w te sprawy.
Baekhyun poderwał gwałtownie głowę, jakby
dopiero do niego dotarło co do niego powiedziałem. Musiałem przyznać, że
wyglądał pięknie. Jego ciało owiały zasłonki, które podrygiwały na wietrze, tak
samo jak jego włosy, które układały własne stylizacje, robiąc z niego w pewnych
momentach anioła. Był śliczny.
— Nie mów mi, że nigdy.. ty nigdy nie byłeś
zakochany? Nic?
Wzruszyłem ramionami.
— Moje uczucie są zbędne, cały czas jestem
zajęty pisaniem, poza tym, miłość jest dla mnie za bardzo sucha, wyuzdana. Nie
chcę się zakochać, mogę jedynie stylizować własną miłość.
— Na pewno nie chcesz nigdy poczuć smaku
miłości? — zapytał z
niedowierzenie, po czym zeskoczył z burka na którym siedział. Stanął naprzeciw
mnie, a ja podniosłem głowę, by na niego spojrzeć.
— Jakoś mnie do tego nie ciągnie — przyznałem niechętnie. — Chyba byłem za bardzo pochłonięty książkami,
by wyjść i złapać tak ulotne uczucie. Ograniczam się do związków ze słowami.
Chyba łatwiej mi jest pisać, niż czuć.
— Ale mógłbyś spróbować — zauważył.
Przekrzywiłem głowę, tak, że spotkaliśmy się
tęczówkami. Jego oczy były naprawdę piękne, takie niepowtarzalne. Zastanawiałem
się co by było, gdybym pokochał kogoś inną miłością, nie taką
mężczyzna-kobieta.
Doskonale zdawałem sobie sprawę, że nie byłoby
łatwo, bo świat nie był na tyle tolerancyjny, by to wszystko funkcjonowało. Nie
byłem na tyle naiwny, by sądzić, że wszystko się ułoży.
— Mógłbym — przytaknąłem — ale jednak to
zostaje dla mnie za trudne. Uczucia są zbyt skomplikowane, zbyt ulotne, a mi to
teraz jest najmniej potrzebne.
Baekhyun westchnął ciężko, po czym cofnął się o
kilka kroków. On był człowiekiem, który niejako dostarczał mi weny, bo był
pełen energii, taki żywy. Chyba naprawdę potrzebowałem takiego człowieka, który
wniósł paletę barw.
— Jesteś sztywny, Chanyeol.
— Wiem, ale mi z tym dobrze.
W odpowiedzi dostałem prychnięcie.
_-_
Pewnego wieczora doszedłem do wniosku, że ta
powieść za bardzo opiera się na rzeczywistości. Jednak nie umiałem zmienić
słów, jakoś nie mogłem pozmieniać układu zdań, pozmieniać wątki. Ta historia w
jakimś sensie wydawała mi się być piękna.
Nie wiem czy dobrze robiłem, ale sam się
zagubiłem pośrodku tego. Gdzieś pośrodku marzeń się zgubiłem, gdzieś pośrodku
białych stronic zapisałem swoją historię. Pytanie pozostało, czy ta historia
nadal trwa, czy jest już zakończona.
O drugiej w nocy wyszedłem z łóżka, nie umiejąc
zasnąć i powędrowałem do kuchni zrobić sobie herbaty. Byłem od niej
uzależniony, kochałem czuć jej smak na języku. Potrafiłem wypić naprawdę wiele,
z pięć filiżanek na dzień. To było po części straszne, ale to właśnie składało
się we mnie, więc jakoś nie narzekałem.
Miałem w sumie opinie ludzi gdzieś, bo i tak mnie nikt naprawdę nie znał. Znali
mnie tylko jako autora książek.
Tak więc, kiedy wszedłem do kuchni przeżyłem
zawał. Na stole siedział Baekhyun, wymachując wesoło nogami. Znowu został na
noc, nie wiem akurat dzisiaj. Miał rozczochrane włosy, lekko też podkrążone
oczy. Wyglądał jak zasypiający szczeniak.
— Czemu nie śpisz? Ludzie w tej chwili pewnie
chrapią — mruknąłem.
— Mogę cię o to samo zapytać — powiedział i uśmiechnął się lekko.
Ten chłopak nie był mi obojętny i to mnie
najbardziej przerażało. To, że nie mogłem na niego patrzeć jak na przyjaciela,
tylko na chłopaka, którego pożądam w sposób jaki mężczyzna pożąda kobietę, z
deka mnie przerażało. To było dla mnie nowe, poza tym nawet nie wiedziałem co
czuje Baekhyun. Nie chciałem zachowywać się dziwnie, dlatego zostałem przy
naturalnym zachowaniu, co tylko mi na dobre wyszło. Nie było przynajmniej
zbędnych pytań, dziwnych spojrzeń i krzyków.
— Przyszedłem się napić — oznajmiłem, przechodząc obok niego. Ten
zmarszczył na chwilę nos. — A ty?
— Nie mogłem spać — powiedział.
Nie odpowiedziałem, tylko podszedłem do
lodówki. Zamiast zrobić herbatę, wyciągnąłem karton pomarańczowego skoku.
— Coś byś powiedział, gdybym napisał powieść o
zmaganiach innej miłości? —
zapytałem.
— W sensie jakiej innej?
— A jak myślisz? To byłoby coś zupełnie innego,
tylko nie wiem czy dałbym radę to jakoś napisać. Wiem, że ludzie nie są zbyt
tolerancyjny, dlatego taki wątek może być niejako obraźliwy dla społeczeństwa.
Baekhyun nie odpowiedział, więc wywnioskowałem,
że był zaszokowany. Chyba ja też bym był, ale nie mogłem cofnąć własnych słów.
I poniekąd nie chciałem.
— Chanyeol, chodź tu do mnie — usłyszałem jego głos. Odłożyłem kubek na blat
i podszedłem niepewnie do chłopaka. Nie widziałem wyraźnie jego twarzy,
dlatego, że maleńkie światło z okapu nie dawało za wiele światła. Jego sylwetka
była skąpana w mroku, dlatego wydawał się mi taki tajemniczy.
Kiedy podszedłem do niego, poczułem jak ten
łapie mnie za ramię. Nim zdążyłem się zorientować, stałem pomiędzy jego nogami,
czując jego oddech na wysokości twarzy. To było dziwne, nowe i przede wszystkim
zawierało w sobie jakąś przerażającą nutę.
— Czemu chcesz o tym napisać? — wyszeptał, po czym wplatał w moje włosy swoje
palce. Po moim kręgosłupie przeleciał dreszcz, ale zignorowałem to.
— Noo… w sumie to sam nie wiem. To jest nowy
wątek, taki inny od reszty. Ludzie nie piszą o tym za często.
— Chanyeol…
Pokręciłem głową. Moje myśli odlatywały z każą
sekundą, a ja inicjowałem swoje ruchy. Położyłem swoje dłonie na jego udach,
uprzednio przyciągając jego twarz bliżej swojej. Kiedy nasze wargi się zderzyły
świat się zatrzymał, a ja poczułem dziwną euforię. Jego usta smakowały
brzoskwiniami i czymś nie znamy, czymś, czego nie umiałem rozpoznać. Oddawał
pocałunki powoli, jakby się bojąc. Ja sam do końca nie byłem pewny, tego co
robię. Ale nie chciałem się wycofać. W jakiś sposób wyznałem mu namiastkę
miłości i cieszyłem się, że ją zaakceptował.
Chyba
bym umarł, kiedy jedyna i prawdziwa inspiracja, osoba, którą obdarzyłem jakimś
pozytywnym uczuciem się ode mnie odwróciła.
_-_
Słowa tworzyły zdania, zdania strony, a strony
książkę. To był ciągły proces, ale ja gdzieś tkwiłem i sam już nie wiedziałem
gdzie się znajduję.
Westchnąłem ciężko, kiedy Baekhyun wpakował mi
się na plecy, a potem jakiś magicznym sposobem na kolana, gdzie zwykł długo
przesiadywać. Wyjątkowo sobie je upodobał, ale jakoś nie narzekałem. No może
wtedy, kiedy pracowałem.
— Co tym razem? — zapytałem, wciskając nos w zagłębienie jego szyi.
Nie, nie doszło pomiędzy nami do niczego więcej
niż pocałunki, czy jakieś lekkie dotykanie. Chyba żaden z nas nie był na tyle
gotowy, by cokolwiek zrobić. Poza tym, jakoś jeszcze mnie do tego nie ciągnęło,
ale zdawałem sobie doskonale sprawę, że to tylko kwestia czasu.
— Nic się nie stało, tylko czasem tęsknię, kiedy
tak odpływasz w krainę pracy. Wyglądasz wtedy dziwnie.
Wiem, że się ze mną droczył. Uwielbiał się ze
mną drażnić, nie miałem mu tego za złe, nawet to lubiłem. Wtedy też napełniała
mnie wena, ten chłopak sprawiał, że w jakiś sposób odzyskiwałem chęć do
pisania.
— Daj spokój — mruknąłem, lekko muskając ustami jego skórę. Wyczułem łagodnie
przyspieszony puls i uśmiechnąłem się w duchu.
Uwielbiałem patrzeć na jego reakcje, czasem z
jego twarzy czytałem jak z otwartej książki. Czasem udało mi się go wprowadzić
w głębokie zawstydzenie, co później skutkowało, że nie odzywał się do mnie pół
dnia. Jednak szybko się godziliśmy, co nie było jakieś tam zjawiskowe, po
prostu zwykłe.
Jako autor lubiłem mieć spokój i ciszę, ale
czasem nawet to mnie przytłaczało. Miałem taka osobowość, że ludzie mi nie
przeszkadzali, kiedy pisałem. Umiałem się skupić, a właśnie przez chodzących
ludzi, ich życie, zachowanie codzienne, jakoś mnie zachęcało do pisania, bo wiedziałem
o czym mam pisać.
Mój kryzys był ciężki, nie mogłem posklejać
zdań, ale Baekhyun sprawił samym sobą, że zapragnąłem wziąć pióro w dłoń i
nabazgrać parę liter, które przeobraziłyby się słowa. Ludzie naprawdę potrafili
zdziałać wiele.
— Jak idzie ci pisanie książki? — zapytał mnie, lekko pociągając mnie za włosy,
bym spojrzał na niego.
— Średnio – mruknąłem. — Są takie dni, gdzie mógłbym nie wychodzić z
gabinetu, a następnego dnia nawet nie mam ochoty na to patrzeć.
— Aż tak ciężko ci się to pisze? — zdziwiony oparł swoje czoło o moje.
— Chyba tak. Czasem nie jestem w stanie
czegokolwiek napisać, ale muszę ci podziękować, że jesteś ze mną. Dzięki tobie
jeszcze to piszę.
_-_
Niebo
barwiło się na róż.
Siedziałem
opatulony kocem, spoglądając jak liście tańczą na wietrze, upadając, by po
chwili znów wiatr porwał je do tańca. Było mi chorobliwie zimno, ale nie
chciało mi się podnosić. Byłem leniwym człowiekiem, nieraz i nie dwa to
słyszałem, ale jakoś mnie to szczególnie nie przerażało. Chyba się przyzwyczaiłem.
Zapach
mokrego drewna był na tyle silny, że nie musiałem się wysilać, by go poczuć.
Świeże powietrze po ulewie nieco cuciło mój podły nastój, a dlatego, że nie
umiałem dojść do żadnych wniosków.
Czyżby
miłość była zbyt skomplikowana? A może taka miłość, którą obdarzyłem innego
chłopaka była zbyt trudna do zrozumienia?
Długo
dochodziłem do konkluzji, nie umiejąc się odnaleźć w tym bałaganie, jakiem było
moje życie. Tym bardziej, że zakochałem się w kimś, w kim nie powinienem. Czy
to było aż tak złe?
Być
może. Miłość dla mnie w tej chwili nie powinna istnieć, nie powinienem czuć, bo
to nie prowadziło do niczego, a ja sam się gubiłem. Nie chciałem być zagubiony,
chciałem zostać w swoim kokonie bezpieczeństwa, gdzie nie musiałem dzielić z
kimś życia.
Kiedy
byłem w szkole średniej czułem się trochę samotny, wszyscy dookoła mnie mieli
niejako swoje połówki, tylko ja nie umiałem odnaleźć swojej miłości. Kiedyś mi
powiedziano, że nie mogę szukać miłości na siłę, że przyjdzie na mnie czas.
Dlatego zaprzestałem szukać, starać się, aż pewnego dnia stwierdziłem, że
miłość, czy obecność drugiej osoby nie jest mi potrzebna.
Dlatego
stałem się samotnym marzycielem.
_-_
Ten fragment książki, czy czegoś, co miało
przypominać książkę, jakoś mnie przedstawiał. Nigdy nie myślałem, że będę
kochał drugiego mężczyznę, bo przecież to nie było możliwe. Po prostu… kobieta
nie była stworzona dla mnie.
Westchnąłem ciężko, po czym oparłem głowę o
blat stolika. Na biurku piętrzyły się kartki, nawet stały kubki. Jednak chyba
będę musiał je pozbierać i pozmywać.
Noc była ciepła, wiatr lekko muskał moje
nagrzane ciało. Znowu nie mogłem spać, zadręczając się nieistotnymi sprawami.
Może źle robiłem tyle myśląc, ale inaczej nie potrafiłem.
Czasem zastanawiałem się, czy dobrze robię,
pisząc. Zastanawiałem się, co ludzie czują, kiedy czytają moje twory. Czy się
cieszą, kiedy widzą wydaną książkę. To mnie zastanawiało. Czasem chciałbym
zobaczyć reakcje czytelników, ale wiem, że to niemożliwe, bo nie dałbym rady.
Chyba, że dostałbym jakieś supermoce, być może wtedy to byłoby możliwe.
Lekkie kroki były mi już dobrze znane. Jednak
nie podniosłem głowy. Nie miałem na to siły.
Piszę książkę praktycznie o nas, gdzie
pozmieniałem jedynie parę wątków i imiona. Ale czy dobrze robiłem? Książka
mogła mieć jakiś sens, ale czy na pewno ona będzie na tyle dobra? Chyba już sam
nie wierzyłem w swoje możliwości.
— Wyglądasz jak sfrustrowany pisarz i nim
poniekąd jesteś — usłyszałem ciszy
szept. — Znam cię już kawał czasu,
ale nadal wyglądasz na zagubionego.
Odwróciłem głowę w stronę Baekhyuna. Kucał przy
mnie, tak, że praktycznie miałem jego twarz na wysokości swojej. Znowu dopiero
wstał.
— Czemu nie śpisz? — mruknąłem. Przymknąłem powieki, ale nie
zamknąłem oczu. — Jest późno.
— Chanyeol, nie mogę spać, dobrze o tym wiesz.
Czemu ty nie śpisz? — uniósł brwi.
— Chyba jestem za bardzo przygnieciony przez
swoją niemoc — zaśmiałem się
chrapliwie. — Pomimo, że piszę,
wydaję mi się to bezsensu. Wszystko dookoła jest bezsensu, ale ty wydajesz się
takim kolorowym motylem, który na chwilę się pojawia, dając chwilową wenę,
dając coś, co mogę nazwać inspiracją. Przy tobie wydaje się wszystko w
porządku, mogę pisać, ale gdy ty znikasz, świat znowu staje się tylko szarą
plamą. Jestem taki beznadziejny.
Czułem jak pod powiekami zbierają mi się łzy.
Zawsze czułem się beznadziejnie, nawet wtedy, kiedy pisałem te lepsze twory.
Dopiero teraz dotarło do mnie, że nigdy nie byłem dobry.
— Channie…
Czułem jak Baekhyun ciągnie mnie, by spojrzeć
mi twarz, ale byłem silniejszy od niego. Nie wiem czy to co do niego czułem to
miłość, czy tylko potrzeba bliskości. Baekhyun był kimś, kto mnie wspierał, za
co będę mu dziękować. Przez niego dążyłem, żeby nikt nie zabił Jongina za moją
niemoc pisarską, przez niego jakoś pisałem. Ale nadal uważałem to za nic
wartego uwagi.
— Chanyeol, proszę spójrz na mnie — powiedział łagodnie, po czym poczułem jego
delikatne dłonie na plecach.
Spojrzałem na niego, próbując hamować łzy, ale
wiedziałem, że nawet w powstrzymywaniu słonych kropli jestem słaby.
— Nigdy nie byłeś beznadziejny — szepnął, łapiąc moją twarz w dłonie. Miał taką
delikatną skórę. — Nie jesteś i
nie będziesz. Nie myśl tak o sobie. Piszesz wielkie dzieło, zobaczysz. Nie trać
wiary w siebie, bo to jest najgorsze. Kiedy przechodzisz kryzys nie możesz
jeszcze bardziej siebie dołować, rozumiesz?
— Ale…
Baekhyun pokręcił głową i przyłożył mi palec do
ust. W nikłym świetle wyglądał doprawy przecudownie, taki kruchy, ulotny.
— Kochaj się ze mną, Channie.
Zamrugałem oczami zdezorientowany. Odchyliłem
głowę, aby spojrzeć na niego. W jego oczach iskrzyły się iskierki, takie małe,
piękne. Czy dobrze robiłem, przyciągając go do siebie i złączając nasze wargi
razem? Czy było dobrze, kiedy drżącą dłonią gładziłem jego chłodną skórę?
Nawet ten akt zbliżenia, ten akt cielesny
napełnił mnie inspiracją. Nie mogłem się nadziwić, jak pięknie wygląda Baekhyun
z odchyloną do tyłu głową, szepczący moje imię. Taki cichy szept, mrok, który
obezwładnił nasze ciała. Nie mogłem uwierzyć w to, że dotykałem go w taki
sposób, nie mogłem udźwignąć tej przyjemności, jaką obaj sobie darowaliśmy.
Po tym wszystkim, tuliłem go do siebie, nie
chcąc go wypuścić z ramion. Był najcenniejszą osobą w moim życiu, tu już nie
chodziło o inspirację, czy coś innego – ten chłopak zasiał w moim sercu wiele
uczuć, a ja w końcu mogłem ogłosić całemu światu, że jestem zakochany.
Nie było to złe.
Prawda?
_-_
Czas czasem leci zdecydowanie za szybko. Miałem
wrażenie, że chodzę półprzytomny, bo nawet nie wiedziałem, kiedy kończy się
dzień, a zaczyna kolejny. Chyba się pogubiłem w świecie kartek, herbaty, uczuć.
Nie mogłem wyrwać się z tego stanu. Dryfowałem pomiędzy kolejnymi stronicami,
kolejnymi słowami, nie zważając na nic dookoła.
I to było moja zgubą.
_-_
Kiedyś ktoś powiedział, że przeżyjesz tyle żyć,
ile przeczytasz książek.
Wiecie o co chodzi w tym powiedzeniu?
Zamykasz się w świecie wyobraźni, wcielasz się
w bohaterów. Wiemy doskonale, że mamy tylko jedno życie, które pisze swoją
własną książkę, własną historię. Wiemy przecież doskonale, że kiedyś nasze się
skończy - epilog zostanie napisany. Że kiedyś nasze historie zostaną napisane,
zaczną się kolejne.
W tym powiedzeniu jest zawarta pewna nauka.
Można przecież zobaczyć co czują ludzie. Można zobaczyć pewne zachowania,
przeżyć ich życie. W książkach.
Baekhyun nigdy nie istniał.
Był tylko wytworem wyobraźni, który pozwolił
napisać mi swoją własną historię, która zakończyła się ostatnimi słowami.
Czułem się źle, uświadamiając sobie, że byłem aż tak samotny, że wymyśliłem
sobie własną postać. Jakim cudem się nie zorientowałem przez tyle czasu, nie
miałem pojęcia.
Pusta była mi dobrze znana. Dlaczego więc nie
chciałem jej zapełniać? Czekałem na jakiś ruch od Boga? Chyba nie było to nawet
to.
Gdzieś pośrodku marzeń się zgubiliśmy, gdzieś
pośrodku białych stronic zapisaliśmy własną historię. Nasza przygoda się
skończyła - wraz z napisaniem ostatniego zdania, wraz z postawieniem ostatniej
kropki.
Westchnąłem lekko, po czym odłożyłem pusty
kubek po herbacie na blacie stolika. Londyn wydawał się być trochę inny. Ptaki
wzbiły się ku niebu, rozpraszając się na tle niebieskiego sklepieniu.
Obecność Baekhyuna gdzieś się czaiła, nadal nie
mogłem się przyzwyczaić do tego, że go nie ma. Sam sobie byłem winny, dlatego
mogłem sam siebie winić.
Książka leżała na małym stoliczku. Była świeżo
wydana, dlatego kartki były białe, nie pozaginane. Pachniała znakomicie, zapach
świeżej książki.
Czasem chciałem żyć w książce, ponieważ tam
Baekhyun jeszcze istniał, gdzie mogłem go kochać bez przerwy i żadnych
zmartwień. Szczęśliwe zakończenie w ten sposób mnie nie obrzydzał, a tylko
uszczęśliwiał.
Zgubiłem się pośrodku tego wszystkiego, fakt.
Muszę przyznać, że byłem nieco naiwny i głupi. Ale jednak nie mogłem cofnąć czasu.
Miałem kryzys, brak weny. To mnie dobiło, więc
szukałem kogoś, kto mi pomoże z tego wybrnąć. Byłem sfrustrowanym pisarzem, kimś, kto trzymał pióro, ale nie mógł go
użyć, ponieważ nie wiedział jak odpowiednio dobrać słowa.
Sfrustrowanym
pisarzem, który wymyślił
książkę, na podstawie własnych uczuć, przeżyć, a nawet fantazji.
Książka nazywała się Sfrustrowany Pisarz.
Chyba tytuł idealnie mnie oddał.
_-_
a/n: tego oneshota pisałam nom stop. Pewne
sytuacje są związane ze mną, więc w jakiś sposób poznaliście mnie – mnie, która
pisze. Zwyczaje Chanyeola w tym tekście – picie herbaty, muzyka, zwyczaje przy
pisaniu – to są moje zwyczaje. Chanyeol to ja, w sumie. Więc macie pewien obraz
mnie. Cały kryzys pisarski Chanyeola jest tak naprawdę moim – tak, miałam taki
kryzys. Tak naprawdę, zastanawiam się jeszcze, czy to co piszę, jest w miarę
dobre. Uczucia Chana – to są moje uczucia – tak. Porównanie z tymi książkami – przeżyjesz
tyle żyć, ile przeczytasz książek – to też jest związane ze mną, bo
rozmawialiśmy o tym w szkole. Pewnie, są też zmyślone fakty, ale no. Większość
jest bazowana na mnie. Na serio kocham herbatę, nienawidzę jej zimnej, brrr.
Mam nadzieję, że wam się podobało i nie wystraszyliście się, na serio. Do
zobaczenia wkrótce, będę wam spamować tekstami, bo kończymy szkołę i takie
hurra! Do napisania, misie~
Czekałam z niecierpliwością na tego oneshota, ponieważ w dużej mierze opisywał on Ciebie, Twoje zwyczaje, gdy piszesz oraz uczucia. To dobry sposób na poznanie drugiej osoby. Nic dziwnego, że wybrałaś Chanyeola, ponieważ jest Twoim biasem, a Baekyeol był wyłącznie kwestią formalną. W końcu ich uwielbiasz. Nawet nie wiesz, ile rzeczy mi się tutaj podobało. Motyw herbaty, ciepłej herbaty, choć sama wiesz, że jej nie piję, bo wolę kawę, ale ona w pewien sposób określała Chanyeola. Utkwił mi w pamięci motyw muzyki. Również nie lubię ciszy. Ona bardziej przeszkadza niż nie jeden hałas. Motyw bezsenności miał w sobie pewne piękno, które znam z swojego życia. Kryzys w życiu pisarza to okropna rzecz. Nie pozwala pisać, choć człowiek chciałby coś stworzyć. Ma wielkie ambicje, czasem ktoś naciska bardzo tak, jak na przykład Jongin, ale jemu można to wybaczyć, ponieważ miał wielkie problemy z szefem, a nie chciałabym, żeby ginął w taki sposób, i trudno jest zacząć cokolwiek, bo słowa nie chcą w żaden logiczny sposób się łączyć. Jednak Chanyeol się nie poddał i znalazł swoją inspirację. Baekhyun. Muszę przyznać, że on bardzo dużo wniósł w życie samotnego pisarza, który oprócz książek nie miał nic. Dał mu delikatny smak miłości oraz uczuć. Tego, co mógłby przeżyć, gdyby nie był samotny i zamknięty na wiele innych rzeczy. Najbardziej zaskoczył mnie fakt, że Baekhyun nie istniał. Został wymyślony na potrzeby Chanyeola. Na serio trudno jest mi to w jakikolwiek sposób zrozumieć. Ja na serio myślałam, że Baekhyun jest żywy i razem stworzą idealny związek, ale to był wyłącznie wymysł. W sumie Baekhyun nigdy go nie opuści, bo jest zapisany na kartach historii, którą stworzył. Chanyeol będzie mógł na nowo przywołać go do życia, gdy otworzy książkę. Podoba mi się to wszystko. Na serio, nawet nie wiesz, jak bardzo jestem zachwycona tym wszystkim. I wybacz mi ten komentarz, ale trudno cokolwiek stworzyć, gdy umysł zbytnio nie myśli, bo nadal jest w innym świecie. Cieszę się, że nie przestałaś pisać.
OdpowiedzUsuńDużo weny i zdrowia!
Pozdrawiam! :D
Niesamowite. Piękne. Piszesz przegenialnie na dodatek z moim ukochanym baekyeolem za co kocham cie jeszcze bardziej. Mam nadzieje ze sie nie poddasz nigdy i bedziesz z nam bardzo bardzo długo
OdpowiedzUsuńKochaski xoxo
Wierna Fanka ~S
ps nie moge sie sie doczekać Shadows juz jestem w nim zakochana
weny ❤️
Wooow, muszę przyznać, że zakończenie naprawde mnie zszokowało.. nie spodziewałam się tego..
OdpowiedzUsuńTen ff naprawde mi się podoba! Tylko znowu, na początku wkradło Ci się kilka powtórzeń.. ale to nic, bo całość zachwyca! ;3
http://cnbluestory.blogspot.com/
Są powtórzenia, bo jeszcze tak porządnie nie sprawdziłam tekstu. W tej chwili nie mam na to siły. Dzięki za komentarz, to miłe.
Usuń