♥
Ostrzeżenia:
Głupota ff i jego absurdalna fabuła. Przekleństwa.
Sytuacja
bez wyjścia.
Wyspa była ogromna, choć na pierwszy rzut oka
na taką nie wyglądała. Chanyeol przekonał się o tym, kiedy dotarł na palże.
Rzucił wszystko co miał w dłoniach i rozejrzał się dookoła siebie.
Ocean – nie morze – otaczał całą wyspę i nie
było żadnego wyjścia. Kai miał rację, wiało pustą i ciszą. Jedynie dzikie
odgłosy przyrody ożywiały jako tako to miejsce.
Park usiadł na wilgotnym piasku i wziął w dłoń
jedną deskę, którą przytachał.
Tak, dobrze myślicie.
Chciał zrobić tratwę.
Miał dość Baekhyuna, chociaż dopiero zaczęli ze
sobą mieszkać. Zachowywał się jak
dziewczyna, Park był pewien, że gdyby specjalnie schował mu ukochany eyeliner
to zostałby rozszarpany na strzępy, a jego kawałki zostałyby spalone na popiół.
A Byun by tylko szatańsko się śmiał i rozsypywałby jego prochy po plaży.
Chanyeol skupił się na pracy i włożył w to całe
swoje serce, ponieważ naprawdę nie chciał widzieć Baekhyuna na co dzień i się z
nim użerać.
Pomimo, że Park był jaki był, Byun był
mocniejszy w mordzie. Owszem, kłócili się, lecz Baekhyun nie wykazywał chęci,
aby zaprzestać. Chociaż nawet gdyby świat się walił, to nie przeprosiłby
Baekhyuna, nawet jeśli zależało to by od jego życia.
Nie i koniec. Prędzej sam się wgoni do grobu
niż to zrobi!
Sapnął szczęśliwy, kiedy skończył. Spojrzał zadowolony
na swoje dzieło, po czym popchnął je w stronę wody. Jeżeli mu się uda, będzie
najszczęśliwszym człowiekiem chodzącym po Ziemi.
Tratwa jak tratwa trzymała się na wodzie i
nawet utrzymała jego ciężar. Cóż, nie był jeszcze na otwartej wodzie. Zanim zdążył
wypłynąć tratwa zatrzęsła się, aż w końcu rozleciała się na kawałki. Chanyeol
zaklął.
Nie, na tym się nie skończyło.
Zaczął podskakiwać w wodzie, przez co wyglądał
jak chory psychicznie.
— KURWA MAĆ!
Z furią odgarnął mokre kosmyki prawie nie
wyrywając sobie włosów. To nie mieściło mu się w głowie, nie, nie i jeszcze raz
nie.
Zgodził się na małżeństwo, to raz, ale nigdy
nie pisał się na użeranie się z Baekhynem. Sam jego widok przyprawiał go o
złość, jego gęba działała mu na nerwy niż jakakolwiek inna. Nawet ta sucza
morda Krisa była lepsza niż ociekającą słodyczą twarzyczka szatańskiego Byuna.
Park
wyszedł z wody, nawet nie kwapiąc się ściekającą wodą. To było najmniejszym
problemem. Pozwolił, aby jego ubrania stały się ciężkie, a luźne spodenki prawie
zleciały mu z tyłka. Poprawił mokre ubranie i zawrócił na drogę jaką na plaże
przybył.
Nie chciał tu być. Chciał wrócić do domu i
zająć się własnymi sprawami i widzieć się z Baekhyunem tylko w konieczności.
Nienawiść kipiała z niego tylko jak go zobaczy, a mieszkanie razem tylko
utwierdziło go w przekonaniu, że jednak nie dojdą do porozumienia nawet jeśli
by im zapłacili miliony.
Chanyeol nie miał pojęcia dlaczego obaj
przyciągają się jak magnes. Zerówka, podstawówka, gimnazjum, szkoła średnia i
nawet studia. Te wszystkie okresy czasu musieli znieść razem. W szkole
rywalizowali o wszystko, o oceny, dziewczyny, a nawet walczyli, żeby dany
nauczyciel lubił go bardziej od drugiego. Baekhyun był słaby w sporcie, ale
znacznie się poprawił dzięki chęci przytarcia zadartego nosa Chanyeola. Ich
nienawiść rosła z każdym rokiem coraz bardziej, aż w końcu nie byli w stanie
patrzeć na siebie bez rzucanych sobie gromów z oczu.
Wszystko się pochrzaniło o wieści o ich
małżeństwie. Ich rodziny nie były jakieś bliskie sobie, ale nadal miały dobre
kontakty. Dzięki ich związkowi dwie firmy stałyby się najbardziej wpływowe i
pożądane przez inwestorów.
Nienawiść miała zostać zepchnięta na drugi
plan, a oni musieli udawać kochającą parę. W nocy zapewne Baekhyun udusiłby go
poduszką.
Chanyeol przeklął po raz kolejny całą szopkę.
Nie pokocha Byuna ot tak. Ha, raczej znienawidzi jeszcze bardzie, bo zauważył,
że Baekhyun ma tendencje do zrzucania winy na kogoś. Mała pinda.
Chanyeol zignorował dwójkę ogrodników, którzy
rzucili mu znaczące spojrzenia. Park nie chciał wiedzieć co będą robić, ale
przekonał się, iż znikają wcześnie i nie ma po nich śladu.
Wszedł do domu, udając się do łazienki, aby
przebrać się w suche ubrania. Minął salon i nie wiedział śladu Baekhyuna.
Czyżby schował się przed słońcem? Park westchnął cicho pod nosem, po czym zadął
przemoknięte ubrania i założył suche, które sobie przygotował. Te mokre wrzucił
do kosza. Upierze je. Kiedyś.
Wyszedł z łazienki i już kierował się w stronę
swojego pokoju, kiedy zobaczył Baekhyuna.
— Nie wiedziałem, że nosisz takie bokserki — rzucił, złośliwie się uśmiechając.
Chanyeol zamarł, a z jego głowy uleciały
wszystkie racjonalne myśli.
— Ty…
Byun uśmiechnął się uroczo, wywijając jego
bokserkami, które swoją drogą były najnormalniejsze w świecie.
— Ty…
— Mam imię — oznajmił Baekhyun i ruszył przed siebie.
— Ty… TY MAŁA PINDO, UGH!!!!!!!!!
W odpowiedzi Byun pokazał mu środkowy palec, a
jego śmiech rozniósł się po korytarzu.
Chanyeol zacisnął zęby z wściekłości i ruszył w
przeciwną stronę w jaką zamierzał. Do pokoju Baekhyuna.
Otworzył drzwi na oścież, aż te odbiły się od ściany. Zamaszystym krokiem
podszedł do szafki z której wystawały różne rzeczy. Otworzył okno i z
niewyobrażalną siłą wyrzucił przez okno cenną szafkę Baekhyuna.
— MASZ CO CHCIAŁEŚ, PIZDO! NIE GRZEBIE SIĘ W
CUDZYCH RZECZACH!
Z prychnięciem wyszedł z jego pokoju, nawet nie
kwapiąc się zamknięciem za sobą wszystkiego. Miał to gdzieś.
♥
— PARK CHANYEOL!
Chanyeol odwrócił się w stronę czerwonego Baekhyuna
z ustami wypchniętymi sałatą.
— Czo? Szego szesz? — zapytał, nie przejmując się tym, że drobiny
jedzenia wylatują mu z ust.
Byun nie zważając na brak kultury drugiego
złapał go za kołnierz koszuli i potrząsnął nim parę razy.
— WYRZUCIŁEŚ MOJĄ SZAFKĘ! JAKIM PRAWIEM, KURWA
MAĆ DOTYKASZ MOICH RZECZY?!
— SAM ZACZĄŁEŚ, OD TEGO ZACZNIJMY, PINDO.
— NIE NAZYWAJĄ MNIE PINDĄ, GŁUPI CHUJU!
— BĘDĘ CIĘ NAZYWAĆ JAK CHCĘ. POZA TYM OD KIEDY
DZIEWCZĘTA PRZEKLINAJĄ, HYUM?
— NIE JESTEM DZIEWCZYNĄ! — Baekhyun zacisnął dłonie na jego koszulce, nie
przejmując się tym, że może go udusić.
— OCH, CZYŻBY? ZACHOWUJESZ SIĘ TAK JAK ONE, MASZ
UBRANIA JAK DLA DZIEWCZYN! Z TĄ RÓŻNICĄ, ŻE ONE SĄ SŁODKIE, A TY NIE!
Byun wciągnął gwałtownie powietrze i z
premedytacją zacisnął swoje palce na jego szyi. Chanyeol się tym nie przejął.
— SUGERUJESZ, PRZEPRASZAM, ŻE JESTEM
TRANSWESTYTĄ?
— Otóż tak, głupia pindo — Chanyeol odsunął od siebie jego palce i wstał
z krzesła.
— Nie jestem żadnym, pieprzonym transwestytą! — zaprzeczył, unosząc głowę, aby spojrzeć na
Chanyeola.
— Mało mnie to obchodzi — wysyczał, po czym oddalił się od stołu.
Baekhyun natomiast klapnął na krzesło, gdzie
przed chwilą siedział Park. Te kłótnie jakby wysysały z niego energię,
pozostawiając go zupełnie wyprutym z czegokolwiek.
♥
— Nie wydaję mi się, że oni dojdą do
porozumienia w najbliższym czasie — zauważył Kai, tnąc tuje.
Kyungsoo wzruszył ramionami, poprawiając
słomiany kapelusz jaki miał na głowię. Wygiął delikatnie usta, odkładając swoje
narzędzie pracy.
— Masz rację — przytaknął w końcu. —
Chanyeol-ah i Baekhyun-sshi nie wydają się żyć w zgodzie. Może zostaliśmy
poinformowani o ich… „umiejętnościach”, ale to jest jak jakaś marna komedia.
— Cóż, ale śmieszna — wtrącił Jongin. — Posłuchaj, Kyung. Oni muszą jakoś ze sobą
porozmawiać, ponieważ sam wiesz do czego to doprowadzi. Oni są narzeczeństwem i
nie wydaję mi się, że tak zachowują się pary.
Kyungsoo pokręcił głową, po czym udał się na
tyły domu, aby wejść do kuchni. Kai obserwował jak jego przyjaciel niknie w
domu, a później sam zajął się własnym zajęciem.
♥
Xiumin pokręcił głową, kiedy po raz kolejny
przypomniał sobie tę całą absurdalną, a wręcz śmieszną sytuację. To niemożliwe,
żeby tamci się zeszli. On wiedział, że nie dojdą to porozumienia w żaden
sposób, nawet jeśli świat miałby się walić, a oni zostać wykastrowani.
— Znowu o tym myślisz? — zapytał Chen, kładąc mu dłonie na ramionach.
Minseok westchnął ciężko, nieco garbiąc ramiona
pod wpływem ciężaru dłoni swojego męża.
— Myślę cały czas — przyznał lekko. — Kochanie, oni się tam pozabijają. Nie sądzę,
żeby doszli do porozumienia w jakikolwiek sposób.
— Chanyeol jest zbyt wyniosły, hmm? — zapytał Jongdae, kładąc mu głowę na ramieniu,
uprzednio siadając koło niego.
— Masz rację — przytaknął.
— Baekhyun jest pyskaty i nieposłuszny. Żyję
własnym życiem, choć jest zupełnie jak dziewczyna. Chodzi mi o to, że może to
się tak nie wydawać, ale można go łatwo skrzywdzić. Jest delikatny jak dziewczyna
— Chen westchnął ciężko. — Też nie wydaję mi się, że coś z tego będzie.
Może wezmą ten ślub, bo obaj nie zamierzają odpuścić, ale po pierwszym tygodniu
któryś zażąda rozwodu.
Xiumin skinął głową i spojrzał na różowiące się
niebo.
— Jednak… spędzą tam sporo czasu.
♥
Dwa
miesiące.
Dwa,
pieprzone miesiące.
To
naprawdę w chuj czasu.
— Wyglądasz ciemniej niż sam murzyn — powiedział Chanyeol w przypływie złości, nawet
nie zdając sobie sprawy jakie mogą być konsekwencje.
Twarz Kaia momentalnie poczerwieniała, a
nożyczki, które do tej pory miał w dłoni wylądowały na ziemi.
— O nie, tak się bawić nie będziemy!
— Jestem twoim szefem.
— MAM TO GŁĘBOKO W DUPIE! — warknął Jongin. — To, że masz kasę nie upoważnia cię do mówienia
ludziom takich rzeczy!
Chanyeol chciał coś powiedzieć, ale Baekhyun mu
przerwał. Park rzucił coś pod nosem, na co Kai aż się zapowietrzył.
— NIE. KONIEC. SAMI SOBIE RADŹCIE, JAK TACY
MĄDRZY JESTEŚCIE! CHODŹ KYUNGSOO, ZOSTAWIAMI ICH SAMYCH.
Kyung rzucił mu dziwne spojrzenia, ale został
brutalnie pociągnięty przez Jongina w swoją stronę. Widać, że coś mu tłumaczył,
ale Kai ani śnił zawracać.
— Joooooooooooooooooooooooogin~~!!!!!!!!! — zawył za nim Baekhyun, biegnąc na dróżkę. — PROSZĘ, NIE ZOSTAWIAJ NAS! KTO BĘDZIE GOTOWAĆ?
KAAAAAAAAAAAI! ZOSTAŃ, ROZPRAWIĘ SIĘ Z TYM GŁUPKIEM, PROSZĘĘĘĘĘ!
Ale Jongin już zdążył odejść. Baekhyun opuścił
ramiona, a w jego oczach pojawił się dziki ogień wściekłości.
Byun polubił tą parę. Zdążył też zauważyć jakim
uczuciami się darzą. Można powiedzieć, że każdy wiedział, iż się kochają, ale
oni sami jakby byli ślepi na własne uczucia. Mimo, że zachowywali się
„normalnie”, to Baekhyun zauważył, że stronią się od dotyku, a Kyungsoo czasami
oblewa się rumieńcem. Niby dwójka przyjaciół, a jednak coś pomiędzy nimi
iskrzy.
Ale nie o tym.
Chanyeol spłoszył Jongina, który zabrał im
kucharkę – Kyungsoo. Baekhyun nie chciał
gotować. Nie był na to gotowy.
— PARK CHANYEOL, KURWA MAĆ, JUŻ NIE ŻYJESZ, TĘPY
CWELU!!!
Baekhyun ruszył do domu, gdzie gigant powinien
się schować. Obszedł najpierw parter, ale nie był ani śladu Chanyeola. Poszedł
na górę, lecz tam też go nie było. Dom nie był specjalnie duży, więc szybko
posprawdzał miejsca, ale nigdzie nie było Chanyeola.
W miarę upływu czasu złość go opuszczała.
Westchnął ciężko, siadając na krześle.
Przez dwa miesiące nic się nie poprawiło. Można
powiedzieć, że się jedynie pogorszyło. Ich stosunki z dnia na dzień były
gorsze, nie było tu ani krzty ciepłego uczucia.
Baekhyun stwierdził, że nie umieją żyć jak
normalni ludzie. W sumie nie wiedział kim tak naprawdę jest Park Chanyeol,
uważał go za kompletnego idiotę i wyniosłą królową, która chce mieć wszystko i
wszystkich pod kontrolą. Tak jak posłuszne pieski.
W tym problem, że Baekhyun nienawidził posłuszności.
Owszem, wykonywał prośby, ale nie chciał być stale kontrolowany.
Westchnął ciężko, po czym przejechał dłonią po
twarzy. Zrezygnował z szukania Chanyeola, ponieważ stwierdził, że da sobie sam
radę. Przecież jest dorosłym facetem, więc powinien zadbać o siebie.
Nie obchodziło go gdzie znajduje się Park.
Ruszył do kuchni, aby zrobić sobie herbaty.
♥
Robiło
się już chłodno, a słońce prawie schowało się za horyzontem. Dźwięk owadów był
słyszalny, lecz nie wkurzający.
Baekhyun zaczął się martwić. Może i nienawidził
Chanyeola, ale nie chciał, żeby zginął. Nie był takim idiotą i nie życzył mu
śmierci.
— Park Chanyeol, gdzie ty, kurwa jesteś, tępy
idioto — mruknął, stukając stopą o
drewnianą podłogę.
♥
Las wydawał się ciemniejszy niż kiedykolwiek.
Mimo, że drużka była ubita i mógł swobodnie się poruszać, to nadal niewiele
widział w ciemnościach.
Sam nie wiedział dlaczego wyszedł z domu i nie
wrócił zanim zaszło słońce. Bał się Baekhyuna? Nie, to raczej nie było to.
Miał już dość. Był chamem – w sumie nie tak
wielkim jak innym się wydawało – ale to wszystko go przerosło. Dwa miesiące na
wyspie to naprawdę dużo, musiał się jeszcze użerać z Byunem, który wkurzał go
niż ktokolwiek inny.
Chanyeol westchnął i na chwilę przystanął, po
czym uniósł głowę, aby spojrzeć na granatowe niebo obsypane milionem gwiazd.
Uśmiechnął się pod nosem i ruszył przed siebie.
Co jakiś czas zatrzymywał się i obracał wokół
własnej osi, słysząc podejrzane dźwięki, po czym szedł dalej. Wyspa zawierała w
sobie sporo dzikich zwierząt. Chanyeol pamiętał dokładnie dzika, który
brutalnie próbował mu odebrać życie. Suma samarów nie bał się tego dzikiego
miejsca, ale nie chciał stracić jeszcze życia.
Park ruszył znów, ale tym razem jego chód się
urwał. Wydał z siebie krótki jęk, po czym został lekko ogłuszony, kiedy
brutalnie zjechał na dół.
Po długich pięciu minutach do jego mózgu
dotarło co właśnie się stało, a ból zaczął niesamowicie przeszkadzać.
— Kurwa — zaklął, a ziemia osunęła się wraz z nim.
Cisza była przerywana tylko przez odgłosy z
lasu i jego ciężkim oddechem. Niewiele widział, ale był pewien, że coś sobie
zrobił. Ból rozchodził się aż do uda i był nie do wytrzymania.
Zrobiło mu się zimno, więc objął się ramionami,
starając się zignorować przeszywający ból. Jakim sposobem wpadł do jakieś dołu?
No tak, jest ciemno, więc nawet nie wiedział gdzie idzie. Patrząc na jego
szczęście, zawsze musiał sobie coś zrobić.
Czuł jak po skroniach spływają mu kropelki potu
i słyszał sam jak jego serce wali i obija się boleśnie o żebra. Przymknął
powieki, nieświadomie odpływając.
Sam nie wiedział, kiedy stracił przytomność.
♥
Baekhyun łaził po domu cały zdenerwowany.
Dlaczego
się nim tak przejmujesz, hmm? Czy tego nie chciałeś, ciszy i spokoju?
Byun zagryzł dolną wargę, aż do krwi. Boże,
może go nienawidził, ale to też człowiek! Mógł się cieszyć z jego śmierci, ale
nie był jakimś idiotą. Miałby go na sumieniu, a tego nie chciał.
Zaczął nerwowo tupać nogą, aż w końcu sam się
zirytował. Raz po raz wstawał z krzesła i w końcu podjął decyzję.
— Niech cię szlag, Park Chanyeol. — wymamrotał, zakładając kurtkę i biorąc telefon
ze sobą. — Głupia pinda idzie ci
pomóc, ośle.
Wybiegł przed dom, następnie na polną drużkę.
Zapalił latarkę, którą zabrał i zaczął cicho nawoływać imię jego przyszłego
męża. Odpowiadała mu cisza, a z każdą mijającą minutą powaga sytuacji zaczynała
w niego uderzać.
— Jasna cholera — warknął cicho pod nosem, idąc dalej.
Odgłos lasu wydawał się bardziej słyszalny niż
z domu i jeszcze bardziej przerażający. Zmartwienie zaczynało mu ciążyć, a
żołądek zrobił się zupełnie jak kamień. Przełknął ślinę, kręcąc latarką na
różne strony.
— Park Chanyeol, gdzie do diabła jesteś? — zawołał cicho.
— Tu — odpowiedział mu cichy szept.
Baekhyun jak na komendę odwrócił się w stronę
głosu. Zdążył zauważyć jak Chanyeol leci w przód, niezdolny utrzymać się nawet
drzewa.
— C-chan-… Kurwa mać — Baekhyun zaklął głośno, podchodząc do ciała
nieprzytomnego mężczyzny. —
Chanyeol… Hej, słyszysz mnie?
Opowiedziała mu cisza.
♥
A/N: Drugi rozdział z porąbanym humorem XD
Taaaaaaak bardzo wam dziękuję za tyle komentarzy pod pierwszym rozdziałem,
naprawdę to cholernie miłe. Szykuję dla was niespodziankę, ale jak na razie
musicie zdzierżyć tego ff :3 Mam nadzieję, że przypadnie wam do gustu drugi
rozdział :3 Także, jak wam się podobało?
hahaha XD Biedna pinda zaczeła się martwić o tego buca <3 true lovki :d świetne toooo!
OdpowiedzUsuńKocham to opowiadanie! Na serio to jest genialne! Chanyeol i Baekhyun zachowują się, jak małe dzieci. Z tym wyjątkiem, że więcej przeklinają i ich przezwiska są wulgarne. Biedny Chan! Najpierw nieudolnie próbował uciec z wyspy. Na tratwie? Na serio? Widać, że to był akt desperacji. Ucieczka przed Baekhyunem. Jeszcze obraził Jongina. Co on ma do czarnoskórych ludzi? Powinien go przeprosić, bo porwał im kucharza. Końcówka była lekko przerażająca. Na szczęście Baekkie go znalazł. Mam nadzieję, że ich stosunki lekko się ocieplą. I jeszcze XiuChen! Taki słodki moment! Rozpływam się!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam! :D
Hahahah Kocham baeka <333333
OdpowiedzUsuńOoo kaisoo sie kreci<3 Juz czekam co dalej <3
Moja Pindulka poszedła szukać biedaka Chanyeola. ;^; Cóż z tego wyniknie, czyżby po tym wszystkim zaczęli coś od siebie czuć? Niee... To by nie pasowało do klimatu tego opowiadania. :D Z jednej strony chcę, żeby wszystko się ułożyło, ale z drugiej uwielbiam te ich kłótnie i wyzwiska. To urocze na swój sposób. Końcówka mnie trochę tak jakby zabiła, soooł... Nie mam pojęcia co tam jeszcze wymyślisz, ale na pewno będzie równie zabawnie jak dotychczas! XD Zatem życzę weny!!! ♥
OdpowiedzUsuńChciałabym to jakoś dobrze skomentować ale nie potrafię. Piszesz świetne komedie! hahaha Baekhyun i Chanyeol to mieszanka wybuchowa xD Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział. Weny!
OdpowiedzUsuńFighting! :D
Haha głupia pinda wygrywa internety xd
OdpowiedzUsuńRozdział fajny jak poprzedni ;3
Jaaa biedny Kai.. jak można nazywać go murzynem ;; msm nadzieje, że Jongin i Kyungsoo wrócą i będzie jakieś Kaisoo part :3
Głupia pinda na ratunek :'D
OdpowiedzUsuńAle Yeol przywalił Kaiowi tym tekstem. Ale mam nadzieje, że wróci z Kyungsoo :>
Omo, to było takie zajebiste xDDD
OdpowiedzUsuńTa ich relacja mnie normalnie rozbraja ㅋㅋㅋㅋㅋ
Już się nie mogę doczekać kolejnego rozdziału :3
Taki rodzaj humoru kocham najbardziej, serio, hahah xd
OdpowiedzUsuńPodziwiam, że nie brak ci wyzwisk, bo używasz ich dość często, jeju jak ja uwielbiam ich kłótnie, istna komedia, to z transwestytą, wybuchłam śmiechem na cały dom, ale później mi się trochę smutno zrobiło jak zobaczyłam, że trochę to zabolało Byuna. Ha i jednak ich mamuśki miały w tym trochę racji, Baek zaczął się martwić a to już na prawdę sukces, kocham to opo, serio!
Weny życzę xD