sobota, 31 stycznia 2015

Freedom



Freedom, chenmin, au, gorzki fluff

Uwagi: Miasto Seo zostało wymyślone przeze mnie, więc to jest zupełnie alternatywny wszechświat, a jeżeli taka nazwa wystąpiła gdziekolwiek indziej to przepraszam,  ta nazwa akurat mi wpadła. Pojawiają się nie do końca opisane sceny gwałtu i brutalności.
A/N: Udało mi się skończyć tego oneshota w trzy dni. Wow, a myślałam nad nim spory kawałek czasu. Miałam wątpliwości co do tego shota i dziękuję dziewczynie imieniem Kaja, za przywrócenie wiary w ten tekst. Dodaję go dziś, bo obiecałam, że dodam coś jeszcze, bo w ferie nic nie zrobiłam produktywnego. Także mam nadzieję, że się spodoba i xiuchen :3 Kolejna para, którą kocham <3 Mam nadzieję, że się spodoba i wyraźcie opinię moim pierwszym chenminowym shotem :3
P.s. Wybaczcie za błędy, mogą się pojawić, nie chce mi się teraz betować, zajmię się tym później. Shot dopiero skończony.

*

Noc była gwieździsta i chłodna. Spacerując uliczkami miasta Soe, miał wrażenie, że odpadnie mu głowa i potoczy się po chodnikach. Głośne jęki rozpaczy, brutalności i rozkoszy – poniekąd wymuszonej – rozchodziły się po tym mieście. Mógł zobaczyć gdzieniegdzie kobiety oraz nastolatków, którzy wyglądali jakby na coś czekali. W prawdzie sam wiedział co to jest. Na co czekali.
W Soe nie było słowa wolność. Kojarzyła się raczej ze zdradą, a ludzie byli traktowani gorzej niż zwierzęta. Niewolników nie brakowało, można było sobie kupić kogo się zechciało. Czy to dziewczynę do przyjemności, kucharkę, czy nawet służącą. Ludzie – bo tak nazywano tych, którzy mieli pieniądze – nie traktowali niewolników jak istot równych sobie. Mogli ich sponiewierać, splamić, wykorzystać, a potem wyrzucić jak posutą zabawkę. Nie było wolności.
Chen zatrzymał się obok jednego zakamarka. W ciemności niewiele widział, ale po dźwiękach mógł się domyślić co się dzieję. Przymrużył oczy z rozpaczy i zacisnął dłonie z własnej bezradności.
Odgłos łamanych kości, głośnych sapnięć, krzyki, błagania, zapach potu oraz gęsta atmosfera przesiąknięta seksem. Ta kobieta, która leżała pod tym mężczyzną nie mogła nic zrobić. Nie mogła wykrzyczeć mu prosto w twarz jak go nienawidzi. Nie mogła go uderzyć za wszystko co jej zrobił. Nie mogła nawet jęknąć z bólu. A jej rodzina, czy bliższe osoby nie mogły donieść za zabójstwo tej kobiety.
Byli nikim.
Byli tylko zabawkami.
Jongdae poszedł dalej, znów natrafiając na brutalną scenę.
Młody chłopak był przytrzymywany przed dwóch mężczyzn, którzy zaczęli już całować go po szyi, a trzeci zabawiał się jego ciałem. Zero delikatności. Zero szacunku dla drugiego człowieka. Zero szacunku do ciała. Tylko przyjemność z ludzkiego nieszczęścia.
Soe było dobrym miastem tylko dla Ludzi. Ci, co znosili to wszystko chcieli je opuścić jak najszybciej. Kiedy byli jeszcze wolnymi niewolnikami, mogli po prostu uciec do drugiego miasta. Teraz, gdy mieli swych panów musieli cierpieć do końca życia lub zostać wyrzuconym i uciec stąd jak najszybciej się da.
Chen nie był jak inni. Mimo bezdusznych rodziców, którzy byli tacy sami jak inni Ludzie, Jongdae zauważył cierpienia. Zauważył, że powietrze tego miasta nie jest tak czyste na jakie się wydaje. Noc nie jest gwieździsta dla ludzi, którzy muszą znosić te wszystkie katusze. Ich życie było jak pochmurne niebo, które cały czas zrzucało deszcz, a ten z kolei biczował ich ciała. Ludzie byli potworami. Bez duszy. Dbali tylko o swoją posadę, swoje przyjemności i patrzyli na siebie, ale nigdy nie zwracali uwagi na to co może czuć drugi człowiek.
Na tym polegało życie bez wolności. Zwykli ludzie musieli żyć jak szczury.
Chen nie mógł nic zrobić. On jeden? Z setkami takich Ludzi? Możliwe, że stałby się jak niewolnik. Jego rodzice byliby do tego zdolni. Posiadał nieprzeciętne ciało i urodę też miał. Zapewne jego kochani rodzice zbiliby na nim majątek.
Jongdae zawrócił, by w końcu zawrócić do domu. Dom był dla niego tylko budynkiem, nie kojarzył mu się z uczuciami. Wprawdzie nie nauczyli go prawidłowych definicji, ale sam doskonale je rozróżniał.
Przechodząc znów tymi samymi krętymi ścieżkami, czuł zapach krwi oraz tej specyficznej woni stosunku.
Zdecydowanie czyste powietrze Soe zastąpiła okrutna woń nieszczęścia, rozpaczy oraz drwiny.
Nie było nieskazitelnej woni wolności.

*
 
Chłopak, który stał przed nim był bardzo chudy. Miał zapadnięte policzki oraz bladą niczym kreda cerę. Miał też związane dłonie, ale był ubrany w białą szatę. Nie spojrzał na niego ani razu, co było od początku wiadome. Najmniejsze spojrzenie było karane nawet śmiercią.
Przecież mówiłem, że nie chcę niewolnika wysyczał, a jego źrenice zwęziły się ze wściekłości.
Chen jego ojciec skarcił go, klepiąc chłopaka w policzek. To tradycja. Przecież nie jest brzydki, pewnie też sprawny będzie. Czego chcieć więcej? zapytał. – Chłopcze, spójrz na swojego pana.
Jongdae już otwierał usta, ale spojrzenie chłopaka zabrało wszystkie słowa. Jego oczy były puste. Zupełnie. Pomimo pięknego odcienia brązu, tych okrągłych konturu, nadal patrzyły z pustką.
Skończyło się na tym, że go przyjął. Jego ojciec zaklaskał radośnie w dłonie i kazał mu iść. Chen za to biorąc delikatnie chudą i zimną dłoń niewolnika zaprowadził go do swojego pokoju.
Chłopak nie spojrzał się na niego ani razu. Nawet nic nie powiedział. Oddychał miarowo, że nawet tę zwyczajną czynność można było u niego pominąć. Dopiero w sypialni zapytał czy chce jego ciała.
Nie Jongdae pokręcił głową. Usiądź.
Chłopak posłusznie przycupnął na łożu, zupełnie z pustką w oczach. Jongdae nie miał pojęcia co robić. Miał wrażenie, że co by nie zrobił, co by nie powiedział, ten chłopak przyjmie to ze skruchą, a nawet jeśli poprosiłby go, by skoczył z okna, zapewne zrobiłby to. Chen nie miał pojęcia co to ma wszystko znaczyć, ale ta cała sytuacja mocno mu nie pasowała. Ten chłopak był uległy, jakby był wypruty z wszelkich, ludzkich uczuć.
Jak masz na imię? zapytał w końcu.
Xiumin, panie.
I na tym ich rozmowa się skończyła. Jongdae domyślił się, że ten chłopak został wyszkolony, aby mówić jak najmniej, a robić wszystko z precyzją, aby jego pan był zadowolony. Najczęściej takich chłopców wykorzystywano do satysfakcji seksualnych, co wiązało się po prostu z mianem dziwki. Jednak ta etykieta zanikła wraz z czasem, ponieważ niewolnice lub niewolnicy byli brani tylko do jednego pana. Dlatego ta nazwa zatarła się wraz z biegiem czasu, co nie oznaczało, że ludzi świadomi nie czuli się lepiej niż to określenie.
Tacy ludzie nie mogli nawet pisnąć z bólu. Musieli udawać, że to wszystko sprawia im przyjemność, że to wszystko jest jak w najlepszym porządku. Jednak w głowach wariowali nie tylko z bólu fizycznego, ale też psychicznego, który był gorszy niż ten zewnętrzny.
Xiumin faktycznie mówił mało. Kiedy słońce powoli chowało się za horyzontem, jego skóra wydawała się niemal przezroczysta, a ciało jakby miało się rozlecieć na kawałki w czerwonych i pomarańczowych promieniach słońca.
Chen kazał mu spać na łóżku.
Sam zaś zajął miejsce na tarasie w swoim wiklinowym krześle, owinięty w koc. Rozmyślał.
Ludzie byli jak gwiazdy. Wszyscy mogli świecić jasno, ale jedno różniło ich od tych wszystkich gwiazd. One były wolne, a ludzie nie.
Rano Minseok obudził się bardzo wcześnie. Widok go zaspanego zacierał puste oczy, ponieważ po śnie w jego brązowych, niemal czarnych oczach grały jeszcze iskierki. Jednak po doprowadzeniu się do porządku, jego oczy znów stały się otchłanią.
Chen poprosił go, aby usiadł obok niego. Biała szata zsunęła się z jego ramienia, odsłaniając blade i wychudzone ramię.
Nie znasz uczuć, prawda? zapytał.
Odpowiedź nie nadchodziła długo. Jongdae nie naciskał, ponieważ wiedział, że to do niczego nie doprowadzi. Wolał zaczekać na odpowiedź, niż ją wymuszać.
Nie.
Te słowo wyjaśniało wszystko. Wyjaśniało brak jakichkolwiek reakcji.
Chcę cię ich nauczyć. Dzisiaj jesteś dla mnie Minseokiem. Masz imię, jesteś człowiekiem. Tak jak ja.

*

Poszanowanie do samego siebie.
Xiumin siedział na łóżku Chena, zaś sam pan siedział na podłodze naprzeciwko swojego niewolnika. Powinno być odwrotnie, ale takim głupi rzeczami Jongdae najmniej się przejmował.
To podstawowa rzecz. Nie możesz pozwolić, aby ktoś nazywał cię niechlubnie. Bo w końcu sam zaczynasz tak o sobie myśleć. Nikt nie jest śmieciem. Nikt nie jest nikim. Każdy żyje, oddycha. Jesteśmy takimi samymi istotami.
To co mówisz nie pasuje do mojego świata.
Bo tak cię nauczyli Chen przymknął powieki. Wiatr wpadał przez otwarte okna i przynosił za sobą smak promieni. Sam zauważyłem, że nie chcesz ze mną rozmawiać. To nic.
Xiumin nie odpowiedział jednak przez jego twarz przebiegł cień wątpliwości.
Czemu taki jesteś? zapytał. Tam gdzie byłem każdy mi mówił, że za wszelkie słowa będę karany, więc dlaczego ty… Dlaczego?
Nie jestem nimi. Dołożę wszelkich starań, aby nikt cię nie skrzywdził. Pamiętaj, jesteś mój.  
I Chen dotrzymał obietnicy.
Xiumin niełatwo się zmieniał. W sumie Jongdae miał wrażenie, że stoją w miejscu. Minseok był milczący, nadal blady, wychudzony i w pewnym sensie nastraszony. Chen nie chciał tak gwałtownie go zmieniać. Chciał, aby w końcu poczuł się jak człowiek, nie jak zwierzę. Chciał, aby zobaczył w nim swoje oparcie. Chciał, aby ten mały chłopak potrafił mu powiedzieć co go trapi, czym się martwi. Chciał, aby w końcu poczuł się jak człowiek.
Bo każdy jest człowiekiem.
Smutek podjął znów. To coś, co każdy czuje. W mniejszym lub większym stopniu. W rzeczywistości mógłbym powiedzieć, że odczuwasz smutek. Ponieważ jesteś tu ze mną, nie z kimś kogo kochasz. Masz puste oczy, wiesz? Piękne, ale puste. Jak otchłań, która mogła by mnie porwać, z której nie mógłbym się wydostać. Smutek to coś podobnego jak niedola. Niełatwo się z niego wyleczyć. Smutek pozostawia po sobie krwawe smugi. Bolesne. Ból też poznałeś. Jego smak jest… dziwny. Jakbyś jadł kolczastą łodygę róży.
Xiumin patrzył na niego. Nie odezwał się, ale patrzył.
Zgorzkniałość, samolubność, egoistyczność. Z tym chyba też się już spotkałeś. Każdy, jak to mówią, sobie rzepkę skrobie. Ludzie są egoistyczni, ponieważ dbają o siebie. Te wszystkie uczucia czynią nas potworami. Zaś jeśli nie ma żadnych uczuć, stajesz się maszyną. Robisz wszystko co inni ci każą. Jesteś jak metal, wszystkie ciosy odbijają się od ciebie.
Jestem jak metal?
Nie wiem, Minnie opowiedział Chen. Nie mogę tego stwierdzić. Nie chcę oceniać za szybko.
Mimo, że Minseok rzadko się odzywał, Chen lubił tę ciszę. Wiedział, że mówi do kogoś i choć nie miał wymarzonego rozmówcy, wiedział, że ma wiernego słuchacza. To mu wystarczało.
Nie chciał na niego naciskać. Nie chciał go spłoszyć. Po prostu chciał mu pokazać odrobinę człowieczeństwa, która pozostała w nim.
Możliwe, że jedynie w Chenie.  

*

Ciepłe promienie ocieplały jego pokój. Jasna pościel była rozciągnięta na podłodze, a świeczniki z niezapalonymi świecami stały koło otwartego okna. Na tarasie siedział Jongdae wraz z Xiuminem. Tym razem nikt nie mówił.
Wzajemna obecność nie polegała jedynie na wymianie zdań. Chen wiedział, że słowa czasami nie są potrzebne i on sam poczuł, że nie chce mówić.
Minseok nie mówił wiele. Chen stwierdził, że jest małomówny. W jego oczach grały małe iskierki, ale nadal zawierały w sobie tę przerażającą, zimną pustkę. Jongdae nie chciał, aby ona niszczyła obraz tak pięknych oczu. Tak, Minseok był piękny. Był jak motyl, tyle, że to Chen go utrzymywał przy życiu. Jednak Jongdae go nie ograniczał. Nie była jak inni.
Był inszy.
Był wyrozumiały i posiadał ludzie uczucia, wiedział, że to co robili jego pobratymcy jest okrutne i nie jest warte do opowiedzenia.
Milczenie był złotem, ale też przekleństwem. Za to, gdy ktoś powie kilka słów, cieszy to bardziej niż drogie klejnoty, czy najwspanialsze szaty z jedwabiu.
Xiumin był złotem.
Cieszył bardziej niż wszystkie przyziemne przyjemności.
Ponieważ był człowiekiem.

*

Noc była zimna niż kiedykolwiek. Chen znów przechadzał się ulicami Seo, wsłuchując się w rozpacz. Budynki urzędowe, budowle, domy, ulice czy nawet roślinność była przesiąknięta cierpieniem i niedolą. Brak wolności wsiąknął się w obraz nieszczęścia.
Seo było pięknym miastem. Cieszyła się bogactwem i dawniej życzliwością ludzi. Teraz obraz zamazała rozpacz i chciwość oraz nieludzkość. Niewolnicy nie upiększali tego obrazu, a ludzie którzy robili takie rzeczy splamili białe płótno. Nie było już czystej tkaniny, tylko czerwień krwi, błękit łez oraz czerń ran. 
Chen znów był świadkiem okrutnej sceny. Kobieta, która była gwałcona miała taką samą pustkę w oczach jak Minseok. Taką samą czarną otchłań. Tylko łzy, które szkliły się dawały złudne wrażenie szczęścia.
Ci ludzie nie mogli nic zrobić. Niewolnicy nie mieli prawa głosu. Dlatego czerń cały czas się szerzyła, ciesząc się z zamazania pięknej bieli.
Jongdae odwrócił wzrok. Samo patrzenie sprawiało mu ból, taki sam jak tej kobiecie. Fizycznie tego nie odczuwał, ale w myślach konał z tortur jakie fundowało mu te miasto samym swym istnieniem.
Po raz pierwszy od kilku lat poleciały mu łzy.
Po raz pierwszy od kliku lat te krzyki, sapnięcia zadowolenia rozsadzały mu głowę.

*

Minseok siedział na jego łóżku, owinięty w miękką pościel. Jego oczy były lekko zamglone, a usta rozchylone.
Czemu nie śpisz? zapytał Chen z troską w głosie.
Nie mogłem zasnąć odparł. Opowiesz mi coś?
A o czym chciałbyś teraz usłyszeć?
Nie wiem wymamrotał. Zaczynam rozumieć co do mnie mówisz, wcześniej to był tylko niezrozumiały bełkot.
Miło Chen, usadowił się na łóżku, po czym przyciągnął do siebie drobne ciało Mina. Opowiem ci o miłości.
Jongdae owinął swoje ramiona wokół wątłej talii jego niewolnika, choć nienawidził tego określenia. Zaczął mu szeptać własną definicje miłości, jak on to postrzega.
Miłość to wspaniałe uczucie zaczął i odgarnął niesforne kosmyki z czoła Xiumina. Jest zupełnie inne od tych pozostałych. Takie… miłe. Nie dające ran, lecz sprawiające radość. Szczęście. W tym rzecz jednak, że na pierwszy rzut oka wydaje nam się, że jest wspaniała, to po bliższym zbadaniu ma też swoją gorszą stronę. Jeżeli jest światło, to zawsze jest jakiś cień, jeżeli jest cień, to zawsze jesteś jakieś światło. Każde uczucie ma swoją wadę, kochanie. Nie mogę powiedzieć, czy istnieje na świecie uczucie, które nie daje bólu, a które daje w pełni szczęście. W pewnym sensie uczucia nas hartują. Stajemy się silniejsi. Mocniejszy. Ale możemy też bardzo nisko upaść. Jednak miłość to obecność drugiej osoby. Czujesz się dobrze w jej towarzystwie, bezpiecznie. Mam nadzieję, że spotkasz na swojej drodze kogoś takiego, Min. Chciałbym, byś spotkał na drodze swojego Anioła Stróża, który ochroni cię przed złem, otoczy kokonem bezpieczeństwa i otuchy. Nie chcę byś cierpiał.
Minseok dotknął jego policzka. Był mokry. Przezroczyste, małe kropelki uciekały z kącików jego oczu, znacząc sobie drogę ku brodzie. Niewolnik swymi kciukami ocierał je, nie wiedząc dlaczego jego pan płacze. Nie chciał oglądać jego łez.
Pierwsze pękniecie.
Smutek.
I odpowiedzialność.

*

Pierwszy dotyk.
Chen nie pamiętał jak to się stało. Tak jak sobie obiecał, Minseok nie miał być skażony jego dotykiem. Nie chciał stać się jak inni. Nie chciał, by Xiumin cierpiał. Obiecał sobie, że sprawi, iż znów ten chłopak zacznie się uśmiechać, że znów poczuje się człowiekiem.
Był już wieczór, księżyc zdążył zastąpić słońce, a gwiazdy rozsypać się po niebie, tak jak włosy Minseoka na poduszce.
Tym razem ciemna pościel odznaczała jasną skórę chłopaka, a brązowych oczach chłopaka grały iskierki. Cel został osiągnięty. Oczy chłopaka nie przypominały tej pustki. Ciemnej otchłani.
Chen wpełzał po kołdrę, gdyż zrobiło się chłodno, a sam nigdy go nie zamykał. Poczuł jak drobne ciało wpasowuje się w jego ramiona, a zimny nos wciska się w zagłębienie jego szyi.
Kiedy po raz pierwszy zostałem przyprowadzony do tego domu, bałem się. Byłem przygotowany na okrucieństwo, wszelkie upokorzenie. To nie tak, że moja mama chciała się wyzbyć mnie, ale ona chciała mnie ochronić. Brak jakichkolwiek uczuć wydawał się lepszy. Dlatego byłem wychowywany na człowieka bez uczuć, żadnego szacunku. Łatwiej było przyjąć ostre słowa. Później łatwiej byłoby wszystko znieść. Jednak ty… Ty byłeś inny. Zamiast wziąć mnie od razu, zacząłeś mówić do mnie. Nadałeś mi imię. Nie traktowałeś mnie jak niewolnika, tylko jak człowieka. Wiesz, że myślałem, że musi być coś z tobą nie tak? To było dziwne, nie umiałem się w tym odnaleźć. Czemu to zrobiłeś?
Ponieważ nikt nie zasługuje na takie traktowanie, Minseok. Nikt nie ma prawa niszczyć drugiego człowieka. Seo to miasto, gdzie nie ma wolności. Tu liczą się przyziemne przyjemności i nie zwraca się uwagi na wartość ludzką. No może na urodę. Widzisz jak inni są próżni. Ty jesteś człowiekiem, skarbie. Nie ważne czy wolny, czy nie, ale nadal nim jesteś.
Minseok wtulił się w niego bardziej, a Chen głaskał go po plecach. Noc była chłodna, a tym razem świergot ptaków zagłuszał całą rozpacz. Jongdae wiedział, że nic nie da się zrobić, nieważne ile razy i ile jasnych barw by użyli, to i tak nie zmienia obrazu Seo w piękny, żywy obraz.
Jest tylko pustka.
Nie chcę od ciebie odchodzić – wyznał w końcu niewolnik, kiedy obaj jeszcze nie mogli spać.
Nie odejdziesz, już ci to obiecałem. A ja obietnic dotrzymuję.
I wtedy pochylił się, by złożyć delikatny pocałunek na wargach Minseoka. Były ciepłe, ale też spierzchnięte. Za to idealnie wpasowały się w te Jongdae.
To był pierwszy, bardziej intymny kontakt jakiego doświadczyli. Chen nie chciał jego ciała, chciał jego. Dla niego liczyło się jaką osobą jest Xiumin, a nie jakie ciało posiada.
Chen wiedział jaką wartość niesie kochanie się ze sobą. W szczególności, kiedy dwójka ludzi się kocha. To co widział na ulicach miasta było przerażające. Ciała są słabe, niewiele mogą znieść. Za to uczucie jest silne. Chen nie chciał, aby Minseok cierpiał. Zauważył, że nie chciał wielu rzeczy związanych z Xiuminem i cierpieniem.
Czuł jak dłonie niewolnika wędrują po jego plecach, jak jego ciepły oddech odbija mu się od policzka. Powinien przestać, ale ciche słowa drobnego chłopaka zmyły wszelkie wątpliwości.
Chen pamiętał jak włosy Minseoka były rozsypane po poduszce, jak jego dłonie zaciskały się kurczowo, drobne kropelki potu cieknące po jego smukłej szyi. Pamiętał jego gładką skórę pod palcami.
Po tym przytulił go do siebie. Obaj zakopali się w swoich objęciach i ciemnej pościeli.

*

Kiedy słońce zachodzi, w pokoju Jongdae pojawiają się cienie. Ciepło towarzyszyło im nawet w nocy, ponieważ chłodny wiatr zamienił się w ciepły.
Noce spędzali na podłodze lub w łóżku. Nie zawsze mówili, ale wiedzieli, że słowa w danej chwili nie są potrzebne. Xiumin był wolny w obecności Chena, nawet jeżeli był wpisany jako niewolnik w papierach, to nadal był wolny. Chen cenił sobie Minseoka, ponieważ udowodnił, że jednak umie czuć. Jongdae spędziłby tyle czasu ile byłoby trzeba, by Xiumin znów poczułby się człowiekiem.
Boję się co przyniesie jutro przyznał Xiumin, opatulając się bardziej białą szatą. Mam wrażenie, że śnię i w końcu będę musiał się z tego snu wybudzić.
Nie myśl o jutrze poradził Jongdae. Myśl o tym co dzieję się w tej chwili. Ja zawszę będę, niezależnie co będzie się dziać. Pamiętaj, że jesteś moją gwiazdą, która świeci i daje mi światło by iść dalej. Nie chcę cię stracić.
Minseok wtulił się w niego, a Chen zaczął śpiewać mu pradawną kołysankę, tuląc go do snu jak małe dziecko. Xiumin po części nim był, ponieważ był zbyt bezbronny by się obronić. Wszystko co miał to Chen.
Poranki były tak samo magiczne jak wieczory. Najczęściej to Jongdae się budził pierwszy, ale gdy Xiumin to robił, obserwował twarz swojego pana.
Ten człowiek spadł mu z nieba i każdy miał prawo mu zazdrościć, bo nie każdy mógł czuć się bezpiecznie i mówić co go trapi. Chen sam nalegał, aby mówił mu o wszystkich wątpliwościach, by nie trzymał tego w sobie. Minseok mógł twierdzić, że trafił na anioła, nie człowieka.
Chen był jego Aniołem Stróżem, człowiekiem, który chronił go i wspierał. Był człowiekiem, który dał mu wolność.
Dlatego wątpliwości pojawiały się każdego dnia, strach przed odebraniem mu osobistej wolności. Ale Jongdae zapewniał go, że nigdy go nie opuści, że nigdy nie odbierze wolności.
Seo żyło własnym życiem, cierpieniem i rozpaczą, niedolą, samotnością.
Zaś ta dwójka znalazła swój kawałek i nawet miasto przesiąknięte brutalnością nie mogło odebrać im swojej własnej wolności.

5 komentarzy:

  1. Aigoo, jakie to piękne ;w;
    Popłakałam się... :')
    Omo, naprawdę uwielbiam Twoje opowiadania ;-;
    Czekam na więcej i życzę duuużo weny~♥
    Oraz dziękuję za każdy Twój komentarz zostawiony u mnie na blogu. c:

    OdpowiedzUsuń
  2. No mówiłam Ci już, ale się powtórzę xD
    To jest piękne. Kocham takie klimaty i to wszystko jest opisane tak pięknie. Rozwaliłaś mnie definicją uczuć i podziwiam Chena za to, że nie zachowywał się tak jak inni Ludzie. W końcu tak ciężko jest być innym. Xiumin miał ogromnę szczęście, że trafił akurat do niego.
    Przyznam, że uwielniam XiuChena dlatego to wszystko wydawało się być jeszcze piękniejsze <3
    Ah no nie mogę. Tak się cieszę, że to napisałaś i postanowiłaś opublikować, bo jest tego naprawdę warte.
    Weny i wszystkiego czego potrzebujesz do pisania! Czekam na kolejne tak cudowne shoty.
    ~Kaja

    OdpowiedzUsuń
  3. To było takie piękne *-*
    Uwielbiam wszystkie pomysły siedzące w Twojej głowie! I jeszcze Twój styl! Słowa jakie dobierasz i porównania jakich używasz! To wszystko tworzy jedno CUDO!
    Życze Ci dużo weny!!!!!! Czekam na kolejne Twoje opowiadania! Fighting! <3

    OdpowiedzUsuń
  4. uwielbiam ! nie dość, że to Xiuchen to jeszcze tak pięknie napisany! podoba mi się postać Chena, który nie traktował okrutnie swojego niewolnika, a pokazał mu, co to znaczy być prawdziwym człowiekiem. Minseok miał prawdzie szczęście. znalazł cudowny dom. cieszę się, że zakończyłaś to gorzkim happy endem. są razem i się kochają, ale pewnie ich życie nigdy nie będzie idealne.
    pozdrawiam i przepraszam, że dopiero teraz komentuję ! :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Heloł, po pierwsze kocham. Tak, dokładnie, ten shocik trafił w moje serduszko. Uwielbiam Xiuchena, a tutaj mimo tej całej brudnej (?) atmosfery wypadł naprawdę uroczo. To jak Minseok się otwierał na Jongdae i się w nim zakochiwał... ahhh. po prostu cudo.
    Jak na długość tego opowiadania to czytało mi się go szybko i wydawał się krótki. Jednak ja sama wiem jak trudno czasami jest naskrobać to 1k. Do przeczytania zbierałam się serio długo, w sumie nie wiem czemu, bo zawsze jak znajdę jakiegoś Xiuchena to czytam od razu. Cóż, muszę ci powiedzieć, że żałuję, bo ten tekst zaliczył się do jednego z moich ulubionych.
    Dobra, jeśli chodzi o błędy to ich w ogóle nie widziałam, poważnie. Nie wiem albo nie było, albo zaczynam być ślepa, ale wow... Jestem pod wrażeniem, gratki.
    Pewnie przeczytam resztę twoich opowiadań z bloga, mimo iż niektóre pairingi (hunhan w szczególności) i ja to się za bardzo nie lubimy. Ale czego się nie robi, żeby przeczytać coś fajnego? No właśnie! Więc mogę się trochę poświęcić, co nie? XD
    Jednak serio zmartwiła mnie twoja ostatnia notka, którą dodałaś. Że się żegnasz, ale mam nadzieję, że nie na długo, bo czekam na Xiucheny od ciebie!
    Więc hwaiting unnie! (nie wiem czy jesteś starsza czy nie, ale stawiam, że tak)
    Pozdrawiam cieplutko
    Kookie ❤

    OdpowiedzUsuń

Theme by Ally | Panda Graphics | Credit x