~~*~~
Jinki zmarszczył brwi, bawiąc się łyżeczką do
kawy. Jego przyjaciele siedzieli w różnych miejscach i zapewne rozmyślali na
temat czegoś innego. Onew nie miał im za złe, że nie sieją tego pozytywnego
zamętu, jakim obdarzali go na co dzień. Jednak wszystko miało swoje granice i
oni też znaleźli się na czerwonej linii wyznaczonej przez przełożonych.
— Tępacy — mruknął Key ze złością, zamykając magazyn. — Oni myślą, że z takim podejściem wszystkich pozamykają? — prychnął, po czym przejechał dłonią po
włosach. — Nie wierzę, że tylko oni są tam.
Zapadła cisza. Jinki zmarszczył brwi jeszcze
bardziej, aż go coś tknęło. Odłożył łyżeczkę drżącymi dłońmi i wziął w ręce
akta. Zacisnął usta w wąską kreskę i spojrzał na swoich towarzyszy. Wypuścił
powietrze z ust, po czym uśmiechnął się cynicznie sam do siebie.
— Chyba mam pomysł. Drodzy panowie… Czas wziąć
wszystko we własne ręce.
~~*~~
Chanyeol przetarł zmęczone oczy, po czym wstał
z niewygodnego krzesła. Z ciężkim sercem zszedł na dół, a tam co zobaczył nieco
zbiło go z tropu. Zacisnął palce na kubku, który trzymał i z niepewnością
wszedł do salonu.
Suho przecierał twarz dłońmi, a reszta po
prostu siedziała. Chanyeol poczuł, że coś jest na rzeczy. Przekręcił głowę i
spojrzał na policjantów.
Jinki uśmiechnął się krzywo.
— Mamy niecodzienną prośbę do was… Taki tam mały układzik.
~~*~~
Baekhyun usiadł na miejscu pasażera i utkwił
wzrok w ciemnościach. Uśmiechnął się sam so siebie, zagryzając wargi, aby nie
wybuchnąć szczerym śmiechem. Sam nie wiedział, co ma myśleć o tym wszystkim,
ale jednak coś musiało się wydarzyć, że dostali taką propozycję.
Jednak coś za coś. Nigdy nie ma nic za darmo,
oni wszyscy wiedzieli o co chodzi. Wszędzie jest pełno wrogów, nie ma
prawdziwego przyjaciela. Albo jesteś czysty albo masz w czymś cel. Zawsze jest
jakiś ukryty zamiar, a Baekhyun dobrze o tym wiedział.
~~*~~
Chen siedział na skórzanym fotelu, obracając w
dłoni filiżankę do kawy. Obok niego siedział Lay, który uśmiechał się jak
rasowy morderca. Nie było w tej wizycie nic nadzwyczajnego, gdyby nie mieli w
tym interesu. Szpital był przesiąknięty zapachem chorób i ludzkiego
nieszczęścia. Chen miał wrażenie, że tu nic nie dzieję się, prócz wszystkiego
co złe. Niemniej jednak, nie byli tu w celu sprawdzania samopoczucia ludzi.
— Cóż za miła niespodzianka — prychnął Yixing, uśmiechając się naprawdę
paskudnie. — Ileż to czasu minęło.
Mężczyzna przeszedł koło nich i usiadł na
fotelu za biurkiem. Jongdae odstawił filiżankę i usiadł wygodniej. Lay był
całkowicie rozluźniony, od niego biła taka wielka pogarda, że można było ją
ciąć nożem. Chen nie dziwił się i tylko cierpliwie czekał na rozwój
wydarzeń.
— Po co tu przyszliście? — zapytał, nie ukrywając wyższości w głosie. — Nic tu ciekawego się nie dzieję.
— Oh, czyżby? — Yixing usiadł wyprostowany i wykrzywił usta. — Powiem wprost. Nienawidzę cię człowieku i
gdybym mógł już dawno bym cię zabił. Jednak nie chcę zniżać się do takiego
poziomu. Posłuchaj — Lay pochylił
się delikatnie. — Albo coś
zrobisz, albo ja zrobię krzywdę, wyłączając ciebie — Chen skinął głową i leniwie wyciągnął gumę do
żucia. — Mówisz, że nic się nie
dzieję. Pff, a ja słyszałem, że przywożą prawie martwe dzieci. Ty mi mówisz, że
nic się nie dzieję. Dobrze, uważaj sobie jak chcesz, ale masz pieprzony obowiązek
zajmować się ludźmi. Nie jesteś cholernym świętym i nie jesteś ozdobą.
Przychodzisz do pracy, aby zbierać sukcesy? Śmiało! Tylko coś rób, do cholery.
Lekarz zacisnął usta, a Lay odchylił się na
swoim siedzeniu. Po chwili wstał, po czym uśmiechnął się w swój uroczy sposób.
— Będę cię mieć na oku, szumowino. Nie pozwolę
na takie coś. Nie zasługujesz na jakikolwiek szacunek.
Chen wzruszył ramionami i sam wstał.
— Radzę ci słuchać go, złotko. Chyba, że nie
chcesz zobaczyć siebie z kulką pomiędzy oczami.
~~*~~
Deszcz idealnie oddawał jego nastrój. Ciemne
chmury zrzucały ciężkie krople, a sam nie miał wybitnego humoru. Zresztą…
wszystko się zawaliło, jednocześnie znajdując wyjście.
Chanyeol zerknął na zdjęcia przed sobą i
zacisnął usta w wąską linię. Przejechał palcami po powierzchni. Dzieci na nich
były chude, a ich twarze ukazywało przerażenie. Jedne z nich wyglądały, jakby
już nie miały siły, jakby się poddawały. Chanyeol nie miał pojęcia kto stoi za
tym wszystkim, ale to było chore.
Do całej
ich dwunastki dotarły wiadomości o dzieciach. Byli przestępcami, ale te
wszystkie zdjęcia, opowieści doprowadzały ich do jeszcze większego obrzydzenia.
Świat przestępców nie był już taki sam. Był inny, gorszy. Chanyeol miał już
dość. Na początku spodziewał się, że to będzie misja jak każda inna. Z każdą
inną informacją przekonywał się, że jednak nie będzie kolorowo.
Był pewien, że ktoś trzyma wszystkie sznurki i
toczy grę. To miało sens, bo wszystko wybuchło nagle. Tylko nie rozumiał
jednego. Czemu wmieszał to wszystko? Zabójstwa, gwałty, narkotyki… Tego było
mniej. Park nie twierdził, że świat przestępców słynął dobrocią, ale nie miało
to tak ostrego wydźwięku. Teraz to wyglądało jak wyścig szczurów; kto pierwszy,
ten lepszy.
Chanyeol wyjął paczkę fajek i zapalił.
Zaciągnął się gryzącym dymem i wyjrzał przez okno. Deszcz obijał się od niej,
tworząc swego rodzaju muzykę i ponury klimat. W sumie teraz tak wszystko
wyglądało. Jakby nad światem zbierały się ciemne chmury, które lada chwila
wybuchną i zaleją tę konstrukcję, która była tworzona przez lata.
Przestępcy mieli swoją historię. Mieli własne
zasady i obowiązki. To wszystko mogło zostać zniszczone.
Pytanie: przez kogo?
~~*~~
Kris siedział na miękko wyściełanym krześle i
patrzył się na ekran telefonu. Jego place nie ruszyły, aby odpisać, jedynie co
mógł zrobić to uśmiechnąć się gorzko.
Wiadomości w jego telefonie przypominały coś w
rodzaju pytań o samopoczucie i niewielką ciekawość jak się bawi. Sęk w tym, że
Hee bawił się bardzo dobrze, a Kris nie. Wufan nie miał pojęcia do czego to
dąży, ale był pewien, że to właśnie on stoi za wszystkim.
Hee znał bardzo dobrze Krisa. Można powiedzieć,
że już od kilku lat. Mieli dobre stosunki, Kris nie wyczuł między nimi
nienawiści. Mógł dać mu nawet miano przyjaciela, gdy nie był jeszcze
przestępcom. Ten mężczyzna rozsiewał pogodę ducha, był uśmiechnięty, a teraz
Yifan miał wrażenie, że pisze do niego z zgorzkniałością i swego rodzaju
nienawiścią.
Jednak nie widział sensu w całym tym burdelu,
który się zrobił. Uważał, że jak Hee chciał załatwić sprawę z nim, to mógł to
zrobić cicho i bezproblemowo. Cały świat przestępców huczał od tego, robiły się
zamieszania, konflikty, niewyjaśnione zamieszki. Jedynie co mogli zrobić, to
znaleźć ich i doprowadzić wszystko do porządku.
Czemu
to robisz?
Kris zapadł się w siedzeniu i czekał na
odpowiedź. Nie przychodziła długo, ale kiedy już ją otrzymał, była kręta i
niezrozumiała.
Ponieważ
to jest świetna zabawa, ge.
~~*~~
Suho westchnął ciężko, przytłoczony wszystkim.
Miał wrażenie, że wszystko chce mu zawalić się na głowę. Jeden problem mniej,
znajduje się drugi. Tak jakby występował w teatrze w jakieś dramatycznej
sztuce. Jednak nie mógł sobie pozwolić na najmniejszy błąd, bo to mogło
doprowadzić do jego śmierci i innych.
Spojrzał w bok, kiedy usłyszał trzaśnięcie
drzwiami. Po chwili poczuł jak ktoś go przytula. Uśmiechnął się smętnie i
złapał dłonie tej osoby.
— I tak uważam, że to jest dziwne — usłyszał ciche mruczenie. Ów osoba usiadła i
przygarnęła drobną sylwetkę Suho. — Jak tam?
Junmyun wzruszył ramionami.
— Myślisz, że kiedykolwiek było dobrze? — zapytał i zmrużył oczy. Ciemność pochłonęła go
doszczętnie. — Czy kiedykolwiek
będzie tak jak kiedyś?
— Wiesz, Suho… To jest temat do przemyślenia — Lay smużył nosem po jego szyi, aż Jun mógł
poczuć jego oddech na skórze, kiedy westchnął. — Byłem dzisiaj z Chenem w szpitalu. Nie tylko bandyci siedzą w swoich
dzielnicach, ale także w innych miejscach.
— Od zawsze tak było — Suho odwrócił głowę. — Ale teraz jest inaczej. Wszystko się zmieniło.
— Masz na myśli nas? — Yixing splątał palce z jego.
— To też. Przecież cię nienawidzę, prawda? — Suho zapadł się w jego ramiona, czując się
niesamowicie dobrze i bezpiecznie.
— A tak się składa, że cię kocham, karzełku.
Choć potrafisz nieźle wkurwić.
Z ust Junmyuna wydobyło się prychnięcie.
Przytulił się bardziej do mężczyzny, delektując się chwilą. Chwilą, która była
inna niż wszystkie. Chwila, która wydawała mu się bezpieczna i nie zawierała
strachu. Zawsze tak się czuł w ramionach Laya.
~~*~~
Baekhyun siedział po turecku na łóżku
Chanyeola, patrząc przed siebie. Wyższy leżał zwinięty w kłębek i wyglądał jak
dziecko. Jego czarne włosy były rozsypane po poduszce, a dłonie miał
przyciśnięte do skroni.
Baekhyun szturchnął go placem w policzek, a
Park otworzył jedno oko. Mruknął coś pod nosem i skulił się jeszcze bardziej,
starając się przekazać Byunowi, że nie ma ochoty na żadną konfrontację.
Baekhyun wywrócił oczami i podniósł się tak, aby być na kolanach i mieć lepszy
dostęp by dokuczyć Chanyeolowi. Z uśmiechem psychopaty dźgnął go jeszcze raz i
zadowoleniem spijał każdą zmianę na twarzy wyższego.
— Baekhyun… — mruknął, zaciskając powieki. — Czy ty nie umiesz zachować spokoju przynajmniej przez pół godziny?
Mniejszy wzruszył ramionami.
— Siedzę tu więcej niż trzydzieści minut, więc
potrzebuję rozrywki. Lubię patrzeć jak się wściekasz.
Park otworzył oczy i spojrzał na niego krzywo.
A może to była nienawiść?
— Najchętniej wysłałbym cię w kosmos, tylko mieć
święty spokój — Chanyeol podniósł
rękę i zgarnął włosy z czoła. Wyciągnął się na łóżku, przez co Byun miał
wrażenie, że się na nim nie mieści.
— Ranisz mnie — mniejszy chłopak schylił się, lekko marszcząc brwi. Oglądał z przesadną
dokładnością linię jego szczęki i kontury jego twarzy.
— Baekhyun, naprawdę nie mam ochoty na twoje
żarty i nie mam siły bawić się z tobą. Siedź tu, albo idź gdzieś indziej, tylko
bądź cicho.
— Chyba śnisz!
Podniósł się na kolanach i dźgnął go jeszcze
raz w policzek. Prychnął głośno i już wstawał, aby wymyśleć inny szatański
plan, kiedy duże dłonie Chanyeola złapały go za nogi i przewróciły na plecy.
Baekhyun wydał z siebie zduszony jęk, kiedy uderzył się w biodro. Włosy Parka
łaskotały go po twarzy, kiedy ten się schylił. Byun czuł jego oddech na nosie i
jego ciężar, gdy usiadł mu na biodrach.
— Wiesz — zaczął. — Jeśli myślisz, że
to nie boli i mnie nie miażdżysz, to jesteś w błędzie.
Chanyeol uwięził jego nadgarstki w delikatnym
uścisku tuż nad jego głową z zadowoleniem, patrząc jak Baekhyun nie jest
zachwycony z zaistniałej sytuacji.
— Trzeba było mnie nie prowokować — wymruczał. Uśmiechnął się kącikami ust, czując
jak mniejsze ciało wierzga się pod nim, aby się wydostać. — Próbuj dalej — zaśmiał się cicho, zaciskając palce na jego przegubach. — Ale ani mi się śni wypuszczać mojej zdobyczy.
Baekhyun jęknął rozpaczliwie.
— To nie jest sprawiedliwe! — krzyknął. — Jesteś większy i silniejszy!
— Sam zacząłeś — Chanyeol schylił się tak, że stykali się nosami, a sam mógł patrzeć
swobodnie w oczy starszego. Dopiero teraz sobie uświadomił jak czarne tęczówki
ma Baekhyun. — Przemyśl sytuację
zanim wykonasz ruch.
Byun sapnął i próbował się wydostać z silnego
uścisku Chanyeola. Park już chciał się wyprostować, ale wtedy Baekhyun rzucił
głową i zderzyli się boleśnie wargami. Mniejszy rozchylił usta z bólu, co
perfidnie wykorzystał jego oprawca. Pomimo tępego bólu z zderzenia, ten
pocałunek zawierał w sobie pewną słodycz. Park przycisnął bardziej ciało
Baekhyuna do łóżka i uśmiechnął mu się dosłownie w usta.
— Pamiętasz naszą umowę? — z niskimi pomrukami szeptał mu słowa wprost do
ucha. Byun zadrżał.
— Pamiętam — odparł i odchylił nieco głowę.
— Myślę, że czas ją powoli wprowadzić w życie.
Park puścił jego nadgarstki, ale Baekhyun
zamiast uderzyć go w twarz, zacisnął palce boleśnie na jego barkach.
~~*~~
— Mamy dla was misję! — Jinki zawołał od razu, kiedy tylko wszedł do
ich domu. — Wyszukana para, który
by z was się nadal…
Jego spojrzenie padło na Baekhyuna, który
powolnie jadł śniadanie. Onew uśmiechnął się szeroko.
Suho spojrzał na swoich podwładnych i westchnął
ciężko.
~~*~~
Cała ich piątka siedziała i tępo patrzyli
przed siebie.
— No więc? — Suho ponaglił ich, krzyżując
ramiona na piersi. — Mamy pracę.
Jinki
odetchnął głęboko, wciskając dłonie pomiędzy uda. Uśmiechnął się krzywo do
siebie, po czym odezwał się złamanym głosem.
— Mamy niecodzienną prośbę do was… Taki tam mały
układzik.
Chanyeol
uniósł brwi zainteresowany tą propozycją. Odstawił kubek na szafkę i usiadł na
najbliższym fotelu.
— Nie chcę nic mówić, ale jakoś mi się nie
podoba ten pomysł, nawet jeśli go nie powiedzieliście — Sehun
przysiadł na oparciu kanapy.
— Spokojna głowa —
Teamin westchnął ciężko. — No dalej, hyung. Mów, przecież cię nie zjedzą.
Onew
przymknął powieki.
— Posłuchajcie mnie. Góra zabrała nam sprawę, my
jesteśmy bezsilni w tej chwili. Nie wiem co chcą osiągnąć przez to, ale sami
zauważyliście, że robi się coraz gorzej. Mam pewną prośbę i to jest jedyny
pomysł, który wydaję mi się skuteczny.
— Do rzeczy — Suho zmarszczył brwi. — Czuję
tu intrygę, chyba, że naprawdę chcecie nas wsadzić za kratki.
— Posłuchaj — Jonghyun, który to tej pory
siedział cicho odezwał się dosadnie. — Mam dość całej góry, pieprzeni
przełożeni myślą, że oni są bogami. Mamy układ. Tylko to jest na zasadzie, że
pomagamy sobie nawzajem. Coś w stylu czystko-technicznie.
— Może najpierw dowiemy się o co chodzi, co? —
Chanyeol zadał pytanie. — Chcę usłyszeć propozycję. To może okazać się
nawet przydatne, więc z łaski swojej wykrztuście to z siebie, a nie
zatrzymujecie się na nieistotnych rzeczach.
— Chcę z wami współpracować. Nie zamknę was, oczyszczę
akta, zagram nieczysto. Jednak wy nam pomożecie. Jednak nienawiść ludzka jest
duża i chęć na satysfakcję jest zbyt wielka.
— Wow — Park usiadł prosto. — Tylko
skąd pewność, że jesteśmy tymi przestępcami?
— Chanyeol-ah, proszę — Jinki
uśmiechnął się. — Ja wiem. Po prostu wiem. Tylko… będę udawać,
że jestem kompletnym idiotą.
— Skąd wzięła się was taka przemiana? — Luhan
uśmiechnął się perfidnie.
— Policja nie ma wtyczek, skarbie. A was uznajmy
za takie nasze… wtyczki.
~~*~~
A/N: Boże, nawet nie wiem jak zareagujecie,
serio! Serce wali mi jak szalone, mam wrażenie, że mnie zabijecie! Dziękuję za
ostanie komentarze, naprawdę jestem wdzięczna, że to czytacie.
Niestety na Chansoo musicie trochę poczekać, bo
wykopałam sobie sama dołek i wybrałam dość trudny temat, więc trochę na shota
poczekacie. Następny rozdział będzie dziwny (ale ciii ;-;) Smut z krisyeolem
pawi się w następnym tygodniu :D Powiem Wam, że niedługo ten blog będzie
nazywać się Baekyeol World ;;;; Same shoty z nimi… Cóż, mam nadzieję, że nie
nakrzyczycie na mnie za moją chorą wyobraźnię ;;;
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńdostałam oczopląsu i musiałam tamten komentarz usunąć XD
Usuńlmao.. albo to taka późna godzina albo ja nie ogarniam ;;
wiem że to nie Tao wysyła te sms do Krisa XD *facepalm*
Był Baekyeol *-* i to takie było xbsjsbxisbdns ._.
cały czas siedziałam i powtarzałam w kółko 'hunhan gdzie jesteś, ukaż się" i nie ukazał się ;A; lajf is brutal
ten fanfik jest boski *-*
czekam na dalsze rozdziały ._.
/Outsiderka u której wiatr piździ za oknem i nie może się skupić na pisaniu sensownych rzeczy (͡° ͜ʖ ͡°)
WIEM ŻE KOMENTARZ BEZSENSOWNY BEZ HEJTÓW PLZ ;n;
Ten komentarz ma sens xd I w ogóle dziękuję za komentarz <3 Z Krisem wątek się wyjaśni, spokojnie. Baekyeola i hunhana będzie więcej, choć hunhana nadal będzie mniej xd Cóż, nie chcę spojlerować, ale napewno Tao nie wysyła tych wiadomości. To mogę powiedzieć i już się zamykam :D
UsuńPozdrawiam.
Świetny rozdział. Współpraca z policją może okazać się dobra dla obu stron, ale jak się skończy i czy można wierzyć policjantom? W końcu mogą ich tylko wykorzystać, a potem złapać i wsadzić do więzienia. No i mamy Sulaya! Kolejna parka w opowiadaniu! Podobała mi się postawa Laya, gdy rozmawiał w szpitalu. Aż trudno uwierzyć, że ktoś tak słodki może być tak groźny. Kris powinien rozmówić się z tamtym gościem, żeby dał mu spokój. Scenka z Baekhyunem i Chanyeolem była arcydziełem. Słodko! A ja czekam za Taorisem! :P
OdpowiedzUsuńPozdrawiam! :D