~~*~~
Yixing warknął, kiedy coś zimnego wbiło mu się
w skórę. Gorzej, kiedy okazało się, że to coś było kulą. Syknął cicho z bólu i
ruszył dalej. Czuł jak po ramieniu, aż do dłoni skapuje mu krew. Warknąwszy pod
nosem i ignorując krzyki, wybiegł z tego cholernego budynku. Dysząc ciężko i
czując pulsujący ból, zacisnął usta w wąską kreskę. Czy wiedział, że tak się to
zakończy?
Nie.
I teraz poczuł, ze nie warto było tam wchodzić.
Zacisnął zęby jeszcze mocniej i wsiadł do
samochodu. Jęknął głośno, kiedy poczuł ból w prawym ramieniu. Cholera, to
bolało jak diabli! Zaczerpnął powietrza i z trudem odpalił silnik. Starał się
zignorować okropny ból, ale nie najlepiej mu to wychodziło. Wiedział, że jak
tylko chłopcy się dowiedzą, to go zabiją. Przecież nie mógł ukryć, że został
postrzelony – musiał przecież pozbyć się kulki, która tkwiła w jego ciele. Krew
leniwie skapywała na siedzenie, brudząc beżową skórę.
— Kurwa — wysyczał. Zimne poty oblały jego ciało, a ból stał się nie do zniesienia.
Kiedy dotarł do apartamentu, wytoczył się z
samochodu i chwiejnym krokiem ruszył na odpowiednie piętro. Czując pulsujący
ból, który rozprzestrzeniał się na plecy w końcu dotarł do drzwi. Na jego
szczęście drzwi otworzył Baekhyun. Uśmiechnął się do niego, ale zaraz jego
wyraz twarzy się zmienił.
Lay czuł, że leci w przód, a po plecach płynie
mu strużka potu.
— Kurwa, coś ty zrobił...? — Byun złapał jego ramiona, ale Yixing szczęknął
na niego, kiedy palce wbiły się w bolące ramię. — Cholera! Suho!
Lay słyszał lekkie odgłosy biegu, ale nie miał
siły opracowywać do kogo należały. Obraz mu się zamazał, ale dzielnie stał na
nogach.
— Jezus Maria! On krwawi! Co on, do diabła
zrobił? — Yixing uśmiechnął się
lekko, rozpoznając głos Junmyuna, choć do śmiechu tak naprawdę daleko mu było. — Weź zabierz go do mojego pokoju. Zajmę się nim
— jego głos był roztrzęsiony, ale wciąż posiadł w sobie tę stanowczość.
~~*~~
Suho przejechał wacikiem po ranie, aby po
chwili usłyszeć warknięcie Laya. Zignorował go i wziął go dłonie metalowe
nożyce z specjalnymi zakończeniami. Bez żadnej delikatności i nawet drżenia rąk
począł małą operację.
— Nie ruszaj się, bo ci to rozpaprzę jeszcze
gorzej — Suho wymruczał. — I siedź spokojnie.
Lay prychnął pod nosem, co Junmyun uznał to za
zgodę. Wbił nożyczki do rany, a Yixing krzyknął. Suho nie potrzebował wiele
czasu, aby usnąć kulę. Szybko odłożył przyrząd, po czym przemył ranę i ją
zabandażował.
— Cholera, delikatniej nie było można?
— Nie — Jun powiedział. — Szanuj choć
trochę swoje życie.
— Przerabialiśmy ten temat — Lay założył nową koszulkę, zaciskając usta.
Ramię nadal nieprzyjemnie pulsowało.
— Masz rację — Suho przytaknął, wycierając mokre ręce w ścierkę. — Ale nie jesteś sam — Junmyun zebrał wszystko i wrzucił do miski. — Zauważ, że chłopcy zdążyli się do ciebie
przyzwyczaić i nawet polubić. A ty takie sceny odwalasz — drobny mężczyzna na chwilę przerwał. — Życie to nie gra, nie odzyskasz swojej postaci
jeśli cię zabiją. Zastanów się – masz rodzinę i kolegów. To oni będą cierpieć –
nie ty.
Suho wyszedł cicho ze swojego pokoju,
zostawiając Laya ze swoimi myślami.
— Cholerny karzeł.
~~*~~
Chanyeol uniósł wzrok, uśmiechając się miło do
starszej kobiety. Jak dawno nie był w domu rodzinnym? Od kiedy zaczął pracować
nad zleceniem i ujarzmiać swoją nienawiść. Poza tym – te uczucie gdzieś
wyparowało i zastąpiło je inne – o wiele gorsze od poprzedniego. Przez dwa
miesiące można poznać ludzi, a jeśli się do nich przywiążesz, to naradza się
zmartwienie. Czy czuł się podle, kiedy wysyłał kogoś na misje? Możliwe, ale sam
miał zawalony czas. Policja wchodziła im na drogę, musiał jakoś opanować
sytuację. Robił się coraz bardziej zmęczony całym życie na dwa fronty.
Westchnął w zadumie, po czym zaparkował
samochód. Wysiadł z ciepłego wnętrza i ze zdziwieniem stwierdził, że pada
śnieg. Zmarszczył nos, kiedy zimny płatek osadził się na jego policzku. Po
chwili jednak uśmiechnął się i ruszył w stronę dobrze znanego mu budynku.
Stawiając małe kroki uśmiechał się do siebie, kiedy przypominał sobie
beztroskie chwile, kiedy nie był jeszcze przestępcą.
Był bandytą już od pięciu lat. Nadal w
społeczeństwie uchodził za miłego, pracującego mężczyznę i szukającego żony.
Nikt nie wiedział co robi po nocach. Przecież nikt nie będzie sprawdzał tak uczciwego
faceta. Nikt nie zorientuje się, że nie jest tak niewinny za jakiego go
uważają. Jest zbyt przyjazny, aby zrobić komukolwiek krzywdę.
Tak...
To nie było prawdą, ale Chanyeol nie miał
zamiaru uświadamiać innych, że zabija i ma dość bogatych ludzi i wszystkich
innych jednostek społecznych. Nawet policja nie mogła zdać jego testu.
— Park Chanyeol, co ty tu robisz? — mężczyzna zamarł w pół kroku, po czym
potrząsnął głową. Czyżby już miał zwidy słuchowe?
— Channie! — Park odwrócił się i zarejestrował dwa fakty: naprzeciw niego stał nie kto
inny jak Byun Baekhyun, dwa: jego matka właśnie biegła w jego stronę, prawie
płacząc. — Synu! Tak dawno cię nie
widziałam!
Chanyeol zatoczył się do tyłu, kiedy kobieta
mocno go przytuliła i mamrotała jakieś słowa. Spojrzał na Baekhyuna, który stał
z uniesionymi brwiami. Park przytulił swoją matkę i poruszył bezgłośnie ustami.
Byun wzruszył ramionami.
Wypchaj się.
Chanyeol wywrócił oczami.
— O! Chanyeol! Co ty tu robisz? — Baekhyun krzyknął ,,słodkim” głosem i z
wielkim uśmiechem przyklejonym do ust ruszył w stronę Parka.
Chanyeol zazgrzytał zębami, ale uśmiechnął się
zniewalająco, co zbiło nieco z tropu Baekhyuna. Cóż, młody Park nie uśmiechał
się często.
— Kto to, synku? — pani Park zapytała, z zaciekawieniem przypatrując się Byunowi.
— Przyjaciel — Chanyeol skłamał gładko i znów się uśmiechnął. — Chodźmy do domu, bo jest zimno. — Park złapał za rękę Baekhyuna, a drugą wziął
po ramię swoją mamę.
Jego mama mówiła jak za nim tęskniła i jak jest
szczęśliwa, że zdecydował się przyjść. Po skończeniu monologu na temat
tęsknoty, przerzuciła się na Baekhyuna, mówiąc jaki on uroczy. Byun uśmiechał
się słodko i rzucał znaczące spojrzenia Chanyeolowi. Za to Park wzruszył
ramionami i niemal siłą wepchnął go do swojego domu.
— Chodźcie, chodźcie! — pani Park wesoło pomachała ręką. — Nie mogę uwierzyć, że tu jesteś, Channie. Ta
dawno nie zaglądałeś do domu...
— Nie miałem po prostu czasu — Chanyeol wzruszył ramionami i uśmiechnął się
szeroko. — Zabieram Baekhyuna na
górę i za momencik wracamy, okej?
Młody Park złapał mniejszego chłopaka pod rękę,
prowadząc go na schody. Nie tracił uśmiechu i Baekhyun czuł się trochę
niekomfortowo. Był przyzwyczajony do poważnej miny Chanyeola i troszkę
opryskliwych uwag, a nie miłego powitania. Cóż, musiał być niezłym aktorem, że
udawał przed matką radosnego człowieka. Byun musiał przyznać, że Park Chanyeol
wygląda naprawdę ładnie z szerokim uśmiechem.
Potrząsnął głową w momencie, kiedy Chanyeol
wpuścił go do środka jakiegoś pokoju. Na ścianach były po przywieszane zdjęcia.
Burko stało przy oknie, a łóżko przy jednej ścina. Baekhyun zauważył też
gitarę,
— Słuchaj — Park zamruczał. — Wiem, że
chcesz zrobić mi na złość, ale proszę cię, żebyś tu zachowywał się trochę
inaczej. To jest moja rodzina i nie chciałbym jej bronić w ten sposób. Więc buzia na kłódkę i nie otwieraj ust. Przenocuję
cię, bo nie chcę, żeby mama dowiedziała się o czymś lub czegoś nie
podejrzewała. Wiesz o czym mówię, Baekhyun. Każdy z nas ma rodzinę. I nie
chcemy jej stracić.
~~*~~
Baekhyun siedział na materacu w pokoju
Chanyeola, przeglądając swój telefon. Cholera, czuł się nieswojo. I to bardzo.
Jakoś nie mógł przyzwyczaić się do gościny Parka, a jeszcze do miłego tonu.
Kiedy oznajmił mu o tym, żeby przymknął buzię i nie palnął czegoś głupiego,
przerzucił się na tryb miły. Byun nie czuł się dobrze w takiej odsłonie, ale
wolał nic nie mówić.
Drgnął niespokojnie, kiedy usłyszał skrzyp
drzwi. Uniósł lekko wzrok i od razu tego pożałował. Park Chanyeol miał tylko na
sobie luźne spodnie od spania, a bluzkę to chyba mu gdzieś wcięło. Z jego
czarnych włosów skapywały krople wody, znacząc sobie ścieżkę na jego szyi i
torsie, niekiedy też znikając w miękkim, białym ręczniku, który miał
przewieszony przez szyję.
Baekhyun runął w pościel, kryjąc tym samym
zażenowanie. Tego się nie spodziewał. Gdyby wiedział, że tak skończy, wziąłby
nogi zapas już na samym wstępie.
Wyjaśnijmy sobie parę spraw. Byun chociaż nie
przepadał za Chanyeolem, musiał przyznać, że ten jest nieziemsko przystojny.
Nawet niechęć nie spowodowała iż Baekhyun patrzył na niego z pogardą. Cholera,
kiedy tak paradował półnagi, to Byun automatycznie się zawstydzał.
Poczuł jak Park stawia lekkie kroki i
przechodzi obok jego posłania. Baekhyun poczuł delikatny zapach szamponu.
Zamknął oczy, modląc się o sen. Słyszał doskonale jak pościel Chanyeola szumi,
kiedy się pod nią wsuwał. Zapadła cisza, a Byun słyszał swój, jak i drugiego
mężczyzny oddech. Usiadł na swoim tymczasowym łóżku i schował twarz w
dłoniach.
— Nie możesz spać? — Baekhyun prawie zszedł na zawał, kiedy
usłyszał miękkie pytanie.
— Jezus Maria! — brunet złapał się za miejsce, gdzie powinno bić jego serce. — Chcesz, żebym zszedł na zawał?
— O niczym innym nie marzę — mruknął Chanyeol, zapalając małą lampkę.
Baekhyun przypatrywał się jego twarzy, gdzie grały małe promienienie lampki.
Zauważył, że miał zaciśnięte usta, a jego brwi były ściągnięte w dół.
— Boję się ciebie — przyznał Baekhyun, przechylając głowę.
— Co cię skłania do takiego myślenia? — młody Park wygrzebał się z pościeli i brunet z
ulgą zauważył, że ma na sobie ciemną podkoszulkę.
— Ot tak sobie — powiedział Byun. — Czasami
wyglądasz przerażająco.
Kąciki ust Chanyeola drgnęły nieznacznie.
Pochodził chwilę po pokoju, po czym usiadł na fotelu obok biurka. Baekhyun
usiadł naprzeciwko niego, łapiąc kołdrę, po czym narzucił ją sobie na ramiona.
— Obaj nie możemy spać, nie? — brunet odezwał się po chwili ciszy. Chanyeol
wzruszył ramionami.
— Na to wygląda.
Siedzieli w ciszy bardzo długo. Jednak żaden z
nich nie ruszył się ze swojego miejsca. Baekhyun bawił się swoją bransoletką na
nadgarstku, a Chanyeol mruczał niczym kot. W końcu Byun westchnął głośno, a
ciemne tęczówki jego towarzysza spoczęły na nim.
— To jest dziwne — wymamrotał mniejszy.
— Co? — Baekhyun podniósł wzrok i o od razu utonął w czerni oczu Chanyeola.
Momentalnie zapomniał języka w gębie.
— Wszystko — szepnął i chciał się delikatnie wycofać, ale ręce Parka mu to
uniemożliwiły.
Byun naprawdę tego się nie spodziewał. Ich usta
zderzyły się ze sobą i mniejszy mógłby przysiąc, że na jego policzkach widnieją
czerwone plamy.
Okej...To było naprawdę, ale to naprawdę dziwne.
~~*~~
— KIM JONGDAE! — mężczyzna za biurkiem wrzasnął i walnął pięścią w blat biurka. — JAK MOGŁEŚ ZGUBIĆ TELEFON? JESZCZE W TAKIM
MIEJSCU?!
— Ale szefie, tam nie było istotnych numerów — Chen zaczął wyłamywać sobie palce. — Był tylko jeden...
— Co mnie to obchodzi?! Cholera, Jongdae ty,
kurwa mać, myślisz? — szef syknął
złowieszczo przez zaciśnięte zęby. — Co z tego, że był jeden numer? Ale kurwa TY go zgubiłeś! Ty się ciesz, że
są półgłupkami jeżeli chodzi o sprawy technologiczne! Jaki to był numer?
Chen zerknął nieśmiało w stronę Minesoka, ale
szybko wrócił wzrokiem do szefa. Chanyeol ledwo powstrzymywał chichot.
— B-bu...rrrr....
— Cholera, wysłów się — szef postukał palcem o blat.
— Burdelu — Jongdae powiedział to tak cicho, że nikt prawie tego nie usłyszał.
Co Chanyeol zarejestrował, to głęboki oddech
ich szefa i blednącą twarz Chena, kiedy zobaczył minę Xiumina.
— JAK BURDELU?
— Misiu, uspokój się...To tylko kontakty...
— WSADŹ SOBIE W DUPĘ TE TWOJE KONTAKTY!
Minseok prychnął niczym rozjuszana kotka i
wyszedł z pomieszczenia.
— Kochanie, no proszęęę! — Jongdae rzucił się w pogoni za drugim
mężczyzną. — To przecież nic nie
znaczy!
Chanyeol westchnął cicho przenosząc wzrok na
szefa. Mężczyzna siedział na swoim fotelu, wcale niewzruszony akcją jak
urządzili tu sobie jego podwładni. Park czasami zastanawiał się co chodzi po
głowie ich szefa.
— Idźcie — szef rozkazał.
Chanyeol wstał z wygodnej kanapy i ruszył do
wyjścia. We wąskim korytarzy dało się jeszcze usłyszeć echo gróźb, przeprosin,
no i może krzyków. Park nie spodziewał się, że tak może skończyć się ich wizyta
u szefa. Zagryzł wargi i wyszedł na zewnątrz. Wciskając dłonie do kieszeni
kurtki, odwrócił się w stronę pozostałych.
— Myślę, że nasz powrót do domu może skończyć
się źle — Jongin powiedział. — Tamta dwójka, dopóki nie dojdą do porozumienia
mogą się pozabijać, lub zmasakrować większość mieszkania. A jak któryś z nas
się wtrąci, to my dostaniemy po garach. Proponuję, abyśmy coś zrobili, zanim
wrócimy.
Chanyeol wzruszył ramionami i spojrzał gdzieś w
dal. Mu to nie przeszkadzało, bo w sumie mogli gdzieś wyjść, albo się zabawić,
czy przez przypadek natknąć się na panów, którzy tak zawzięcie ich szukali.
— To ja idę – Chanyeol wymruczał. – Wrócę za
dwie godziny. Może coś wyskrobie, poza tym muszę jeszcze zająć się policją. Ostatnio
za dużo węszą.
— Idę z tobą — Kris westchnął i wywrócił oczami. — Wy też zajmijcie się czymś, a potem wróćcie do domu. Może nasz mały
związek rozwiążę ugodowo sprawę.
Park zaczął leniwie iść w stronę samochodu,
doskonale czując obecność drugiego mężczyzny. Czuł, że jednak będą mieli co
robić.
~~*~~
Madame uśmiechnęła się i popatrzyła przez okno
w restauracji. Śledząc uważnie chód innych ludzi, zastanawiała się czy
koniecznie musi to robić. Ten mały mężczyzna w jakiś sposób ją zauroczył, bo
niewiele razy pomagała komuś, kto nie okazał się tym kimś kim powinien być.
Wiedziała doskonale, że cała zabawa się zaczyna, a ona odegra rolę – ważną –
ale po cichu, aby nikt się zorientował.
Gdyby chciała zagrać w otwarte karty, to
wszystko ległoby w gruzach. Nie mogła pozwolić, aby jej towarzysze gry poznali
jej zamiary. Nie mogła też pozwolić, aby grupa najlepszych przestępców poznała
jej prawdziwe oblicze.
Upiła łyk wina.
Teraz zaczyna się prawdziwa gra, a ona będzie w
niej uczestniczyć, tylko nie będzie się pokazywać. Wolała zachować swoją
niewidzialność.
~~*~~
A/N: Po pierwsze – mam tytuł bloga! W końcu
udało mi się znaleźć, który coś we mnie poruszył. ”Wszystko dla Ciebie” było
tytułem zastępczym no i cóż był u mnie ponad pół roku. Po drugie opowiadanie Hate is not a good way… Wena na to
opowiadanie jest jak zmienna kobieta xDD Raz jest, raz nie ma i dlatego są tak
okropnie długie przerwy pomiędzy rozdziałami. Przepraszam Was za to, naprawdę.
Wczoraj akurat była i napisałam ósmy rozdział. Przepraszam Was również za
zwlekanie z księgą do ”Wszyscy kochają
Chanyeola”. Niebawem się pojawi, więc nie zlinczujcie mnie. Ostatnia
sprawa… Wróciły do mnie problemy zdrowotne, więc możliwe, że w najbliższym
czasie się nic nie pojawi. (Szpital mnie wzywa, oh jakie to cudowne~) Kocham
Was bardzo mocno, misiaczki.
Dziękuję za każdy komentarz, za który mam
ochotę Was przytulić *śle wielkiego huga*. Aha, witam bardzo mocno osiemnastego
obserwatora. Mam nadzieję, że nasze grono będzie się poszerzać, a ja nie
zanudzam Was tymi wszystkimi tekstami. Love ya~
strasznie uwielbiam to opowiadanie .♥ (i wszystkie inne na tym blogu xd) Zdrowia i weny :D HWAITING <3
OdpowiedzUsuńBiedny Lay! Nawet nie wiesz, co poczułam, gdy przeczytałam, że został postrzelony! Powinien bardziej uważać. Suho miał rację, że ma dla kogo żyć. W końcu ma przyjaciół, rodzinę i samego Junmyuna. To było takie słodkie, że chłopak przejął się stanem swojego partnera. Więcej takich uroczych scen. Nie spodziewałam się Baekhyun spotka Chanyeola i zwłaszcza wtedy, gdy ten odwiedzi swoją mamę. Kobieta była typową gospodynią! Miło, że Chanyeol zgodził się przenocować swojego kumpla. I jeszcze ten pocałunek! Nie wierzę, że to zrobili. Pomimo tego, że chłopacy są dorośli to i tak kochają żarty. Związanie Krisa i Chanyeola była genialne! Chciałabym to zobaczyć. Chen jest taki słodki. Kochana gapa! Jak on mógł zgubić telefon? I jeszcze tam był numer do burdelu. Reakcja Xiumina genialna! Życzę Ci, żebyś szybko wróciła do zdrowia!
OdpowiedzUsuńSerdecznie pozdrawiam! :D
To opowiadanie jest takie cudne!!!! *-*
OdpowiedzUsuńPodziwiam za to, że prowadzisz tyle wątków na raz i się w nich nie gubisz ;p
Czekam na kolejnego Twojego ff *^*
I DBAJ O SIEBIE! I szybko wracaj do zdrowia!
Pozdrowionka Anakin ~~^^