This isn`t true, Taoris i inne (Sulay, Kaisoo,
Baekyeol oraz Xiuchen), au, angst, nadprzyrodzone, fantasy, na końcu fluff,
epilog
A/N: Miałam nie pisać niczego więcej, bo to miał być tylko twoshot. Jednak
zakończenie drugiej części było otwarte i nie było wiadome. No to naskrobałam
taki epilog. Mam nadzieję, że nie spieprzyłam klimatu i Wam się spodoba. Z
twoshota wyszły cztery części (prolog, jeden, dwa, epilog) Niczego więcej do
tego nie napiszę. Dziękuję za uwagę. Trzymajcie się :DDD
PS. Dopiero to skończyłam, wybaczcie za
błędy.
Edit: 30.10.2014
rok.
Tao patrzył przez szybę na deszcz, który się
obijał o tą szklaną taflę swoje krople. Dzierżąc w dłoniach kubek z ciepłym
napojem, rozmyślał.
Minęło sześć miesięcy odkąd się wybudził. Nigdy
nie dowiedział gdzie są inni i co z nimi. Było naprawdę dziwnie, bo pamiętał
każdy szczegół i nie mógł się pozbierać z rozsypki. Nie miał pojęcia co stało
się z jedenastoma mężczyznami, czy się wybudzili czy nie. Zżerało go poczucie
winy i sam już nie wiedział czy to był tylko jeden głupi koszmar, który mu się
śnił, czy to była rzeczywistość, gdzie trzeba było walczyć.
Tao westchnął i postawił kubek z niedopitą
herbatą na parapecie. Przetarł delikatnie oczy, po czym udał się do swojego
gabinetu. Miał dwadzieścia lat i musiał nadrobić zaległości związane ze szkołą,
ale tym najmniej się martwił. Żeby zająć czymś czas postanowił zgłosić się do
wolontariatu. Tam przynajmniej zajmował się czymś innym i nie myślał, że
zawalił na całej linii. Jutro miał być przeniesiony na inny poziom, ale to już
mu nie przeszkadzało. Zajmował się tyloma ludźmi, że teraz miał doświadczenie w
każdej dziedzinie.
Otworzył wiadomość, gdzie i o której ma się
stawić, więc od razu zamknął laptopa. Jeszcze raz wyjrzał za okno. Deszcz lał,
uderzając o parapet tworząc nierówną melodię.
Tao uśmiechnął się, lecz od wielu dni ten
uśmiech nie był wesoły. Chociaż usta układały się w charakterystyczny sposób,
nie było w tym uczucia.
Tao dobrze wiedział, że jest wypruty z
wszelkich pozytywnych uczuć. Chociaż udawał, we wnętrzu aż się trząsł, kiedy
musiał się uśmiechnąć. To nie było wcale przyjemnie udawać, że jest się
szczęśliwym. To nie miało większego sensu. Nie, kiedy wszystko nie było kolorowe.
Śpiączka była największą karą jaką dostał.
┼
Następnego dnia, trzymając na kolanach torbę,
siedząc w autobusie w którym było niewiele osób z wolontariatu i mając w uszach
słuchawki, znów zatopił się we własnych odmętach pamięci.
Nie zarejestrował momentu w którym był już pod
budynkiem. Równo skoszona trawa, dwupiętrowy dom skojarzył mu się z ośrodkiem
dla osób spokojnej starości. Jednak nie, pomylił się.
— To jest ośrodek dla ludzi, którzy zapadli w
śpiączkę — kobieta, która okazała
się być dyrektorem tutejszej placówki przywitała ich bardzo ciepło. Teraz
tłumaczyła im procedury i co muszą robić. — Niewielu się budzi, ale zawsze mamy nadzieję. Tutaj trafiają osoby, które
śpią ponad dwa lata. Te osoby nie wymagają wiele uwagi, ale trzeba się nimi
zająć. Na przykład, kiedy rodzina nie może tego zrobić, to ogolić mężczyznę,
nawet mówić. Możecie nawet śpiewać, ale żeby te osoby, które tu leżą, niech
wiedzą, że jest ktoś, kto czeka na nich. Oni na pewno słyszą, wierzcie w to.
Tao nie skomentował tego. Ta wypowiedź była
piękna, ale mijała się z prawdą. Bardzo i raniła jego duszę.
— Nie dostaniecie podopiecznego, wystarczy,
abyście po przechadzali się po pokojach i pogadali. Wasza mentorka was chwaliła
i mam nadzieję, że nie zawiodę się na was. Do dzieła!
Tao zostawił torbę i zaczął chodzić po pokojach
i korytarzach. Nie było tu wiele osób, pokoje miały przytulny wystrój. W
większości ściany były pomalowane na kremowy kolor z nieco ciemnymi meblami,
ale nadal pasowały. Podłoga była wykonana z drewna, ale nie skrzypiała. Ramy
łóżek były wykonane też z drewna, mając też zabezpieczenia. Ale w każdym pokoju
nie zabrakło jednego – urządzenia, które jako tako pomagało w utrzymaniu ich
wszystkich przy życiu. Tao zacisnął usta i wszedł do ostatniego pokoju na
drugim piętrze. Drzwi były za wklęsłą ścianą, ale Tao bez problemu je odnalazł.
Bawiąc się zegarkiem, leniwie podniósł wzrok.
Jego serce zamarło. Dosłownie. W uszach mu
dzwoniło, a nogi okazały się być jak z waty. To przecież niemożliwe...Niemożliwe!
Tao podszedł do łóżka, usilnie powstrzymując
łzy. Rozwarł lekko usta, aby dostarczyć tlenu do płuc.
Wufan leżał na łóżku, a urządzenie pikało co
jakiś czas. Jego rysy były łagodne, dlatego iż spał. Klatka piersiowa ledwo się
unosiła, dlatego te przerażające urządzenie go wspomagało.
— Dlaczego...? — zapytał, a po jego policzkach, zalegając w kącikach ust, łzy skapywały na
jasną pościel. Jego serce bolało.
Dotknął delikatnie policzka mężczyzny, a pod
palcami wyczuł miękką strukturę skóry. Był blady i zimny. Oczy, które
zapamiętał były uwięzione pod powiekami, które tak skrzętnie je ukrywały.
— To nie może być prawda... — Tao szepnął. — Dlaczego, do cholery się nie wybudziłeś?! Cholera! Wufan!
Tao zapłakał nad łóżkiem Wu Yifana, który
obiecał mu, że się wybudził. A co? Spał! Spał, do cholery, i nawet się nie
poruszył! Co to miało być? Czy los zrobił sobie jaja i wypuścił tylko Tao z
więzienia? A co z resztą?
┼
Tao znalazł gazetę sprzed dobrych dwóch lat w
domu rodziców. Odkąd dowiedział się gdzie Wufan leży i że się nie wybudził,
odwiedzał go jako przyjaciel. Przedstawił się tak jego rodzinie i wymyślił im
historyjkę, aby się nie czepiali.
Przerzucił na kolejną stronę stary artykuł,
kiedy coś przykuło jego uwagę. Postawił kubek na stoliku i zatopił się w
lekturze.
Wstał gwałtownie w kanapy i zacisnął zęby. To
co działo się jego życiu, i to co toczyło się w jego umyśle, było jedną wielką
katastrofą.
Kim Minesok i Kim Jongdae byli w innym kraju. I
być może oni też jeszcze toczyli walkę. To było chore.
Tao musiał coś zrobić. Nie mógł tak bezczynnie
siedzieć. Teraz od niego samego zależało to wszystko – wszystko, co mogło
przeważyć szalę.
┼
Przekonanie rodziny Krisa, aby przenieść go do
Korei zajęło bardzo dużo czasu. Znalezienie odpowiedniego szpitala nie było
rzeczą trudną. Pieniądze nie grały tu żadnej roli, chociaż Tao musiał sporo
wyłożyć kasy, aby takowy wynająć.
Po co to było?
Tao po przyjeździe do Korei położył Krisa w
klinice i zajął się poszukiwaniami innych. Znalezienie Baekhyuna i Chanyeola,
nie było trudnym zadaniem. Obaj byli w śpiączce od trzech lat i nie zsyłali
żadnych znaków, aby się wybudzić. Tao płakał, kiedy ich zobaczył, byli cali
bladzi i bez życia. Miał wrażenie, że są tylko ich ciała, a życie gdzieś
uleciało.
— Obudźcie się, do jasnej cholery — mówił przez łzy, mierząc czarne włosy i
jednemu, i drugiemu.
Mówił dużo do Wufana. Siedział całe dnie na ich
sali i mówił. Prowadził długie monologi, aby zakłócić ciszę. Nienawidził jej,
bo wiedział, że ona może zniszczyć.
— Wiesz, Kris... — odezwał się pewnego dnia, stukając w komórce numer. — Myślę, że łączy nas jakaś więź. Nie mogę
przejść koło ciebie obojętnie, nie mogę patrzeć jak śpisz.
Luhan i Sehun, oraz Chen i Xiumin byli w tym
samym szpitalu. Tao dowiedział się, że Lulu i Oh zapadli w śpiączkę po ciężkim
wypadku. Minseok i Jongdae uczestniczyli w bardzo przykrym wydarzeniu znanym na
całym świecie, a ich ceną za życie była śpiączka. Tao znów płakał, bo nie miał
pojęcia dlaczego oni się nie wybudzili. Dlaczego oni nie wstali tak jak on i
otworzyli oczu, nie złamali ciszy.
Kolejnym kołkiem w serce było odnalezienie Laya
i Junmyuna. Obaj leżeli w dwóch różnych szpitalach na obrzeżach kraju.
Kolejny widok, który był gwoździem do trumny
bezsilności Tao.
Odnalezienie Kaia i Kyungsoo było istnym
wyzwaniem. Tao starał się, ale zawsze coś mu umykało. Dzwonił do każdego
szpitala, ale była kompletna cisza. Sięgnął jednak do szkół. Okazało się, że
leżą w prywatnej klinice. Przekonanie rodzin obu chłopców był koszmarem. Jednak
Tao nie poddawał się. Musiał mieć ich wszystkich razem.
Teraz, gdy stał pośród łóżek, a na nich
bezwładne ciała, pośród jednej Sali, łzy spływały strumieniami.
— Obudźcie się....Cholera! Obudźcie się,
słyszycie? Wy kłamliwi...Kłamliwi idioci!
┼
Tao usiadł na swoim łóżku wycieńczony. Odkąd
odnalazł wszystkich chłopców źle sypiał. Płakał niczym dziecko, a to nic nie
dawało. Minęło siedem miesięcy odkąd się obudził, miesiąc odkąd znalazł
wszystkich i co? Cisza.
Cisza była jak rana, która otwierała się od
nowa zaraz po zdjęciu szwów. Kiedyś Tao w ciszy mógł pracować, relaksował się w
nią, a teraz była niepojęcie parszywa. Gdyby Tao nie mówił do nich wszystkich,
cisza by zapadła i odbijałaby się po pomieszczeniu. Cisza nie była dobra,
wcale, a Tao jej nienawidził z całego serca.
Wstał z łóżka i powlókł się do łazienki. Nie
spojrzał nawet w lusterko, bo wiedział co zobaczy. Wrak człowieka.
Wyszedł z pomieszczenia i wygładził koszulkę.
Dokładnie w chwili, kiedy sięgnął po telefon on zadzwonił. Odebrał od razu.
— Niech pan szybko przyjedzie — głos po drugiej stronie brzmiał na bardziej
rozpromieniony.
— Dobrze, już jadę.
Tao zarzucił na ramiona marynarkę, po czym
pognał do samochodu. Nie stał w korkach, bo była bardzo wczesna godzina.
Kierował się do bardzo znanego budynku. Będą pod budynkiem szpitalnym prawie
się zabił, kiedy wbiegał na odpowiednie piętro.
Doskoczył do drzwi i wparował do sali jak
huragan.
Lekarz krzątał się przy jednym z łóżek i coś
cicho mówił. Jego głos brzmiał na szczęśliwy, a Tao na razie nie wiedział o co
chodzi.
— Doktorze? — zapytał niepewnie.
Mężczyzna odwrócił w jego stronę, po czym
cofnął się o kilka kroków. Tao przeniósł wzrok na łóżko.
Łzy znów zakręciły się w jego oczach.
— O mój Boże... — Tao podszedł do łóżka Baekhyuna, gdzie ów chłopak leżał. Z otwartymi
oczami. — Baekhyun hyung! Boże!
Ciepłe kropelki opuściły jego oczy i skapywały
na białą pościel starszego.
— D-dlaczego płaczesz? — Baekhyun spytał strasznie zachrypłym głosem.
Tao pokręcił głową. To był cud! Zaciskając dłoń
na dłoni starszego i czując nadal słaby uścisk, to czuł się szczęśliwy. Nie w
pełni, ale to było coś, co goiło jego rozszarpane serce.
┼
Baekhyun właśnie siedział przy łóżku Chanyeola
i obierał mandarynki Tao. Młodszy cały czas coś mówił, a Byun nucił. Starszy
nabrał kolorów, ale był przeraźliwie chudy. Lekarz powiedział, że teraz
organizm musi przystosować się do jedzenie, bo gdy spał sam się nie karmił.
Śpiączka miała minusy i to okrutne. Jednak Baekhyun siedział już w pełni ubrany
i jadł sobie kawałki owocu, który obskubał.
— Baekhyun hyung?
— Hm?
— Dlaczego się nie wzbudziliście?
Baek uśmiechnął się. Wyglądał o wiele lepiej
niż wcześniej.
— To nie tak, że błądziliśmy po labiryncie,
Taozi. Każdy się wybudzi, ale to kwestia czasu. Ten czas nazywany jest Dryfowaniem.
— Czyli że co?
— Cierpliwość, Tao — Baekhyun spojrzał na Chanyeola i uśmiechnął
się smutno. — Chociaż ja też już
nie mogę czekać. Channnie....
┼
Dwa tygodnie po przebudzeniu Baekhyuna, i Chan
otworzył oczy. Był bardzo niezdary, ledwo co mógł mówić, ale mając przy sobie
Baeka, mógł znieść wszystko. On też był wychudzony, ale szybko przystosował się
do nowych warunków.
Wybudzenia runęły jak lawina.
Po Chanyeolu obudził się Sehun wraz z Luhanem.
Po tamtej dwójcie obudziła się następna para, czyli Minseok i Jongdae. Kai i
Kyungoo obudzili się jeden po drugim.
Rodziny tych chłopaków były zaszokowane i
szczęśliwe. Ich śpiączka była ciosem, po którym ledwo się pozbierali.
Został jednak Wufan. Tao dzielnie przy nim
siedział, chociaż inni też go wspierali. I Tao. Nie zdawał sobie sprawy co
dokładnie do niego czuje, ale kolejny dni były udręką. Serce go bolało, chciał
zobaczyć czekoladowe oczy Wufana, porozmawiać z nim i przytulić. Poczuć, że nie
jest sam, poczuć jego silne ramiona i usłyszeć jego głos, który był melodią,
która głęboko zakorzeniła się w głowie Tao.
On po prostu się zakochał.
Każdy dzień, każda kolejna godzina nie dawała
nic. Dziesięciu chłopców pocieszali go, dawali mu się wypłakać, ale co to da?
Yifan nadal leżał i nadal nie otwierał oczu. To były ciosy za każdym razem,
kiedy czekał na telefon, kiedy wchodził do szpitala i wychodził z sali, aby
odwrócić się jeszcze raz, aby sprawdzić czy oczy Krisa nie patrzą na niego.
— Kocham cię, ty durny smoku — powiedział któregoś dnia, głaszcząc go po
zimnym policzku. — Kocham cię, a
ty, kurwa śpisz. Wiesz, że to boli? Tak boli...
Tao zauważył, że lubi przemierzać włosy Wufana.
Były takie miękkie i delikatne w dotyku. Lubił się nimi bawić, i mówić mu na
ich temat.
Tao wiedział, że inni dochodzą do siebie.
Widział, że uczucia zostały i przetrwały taką próbę. Narodziła się też nowa
miłość, choć nie była widoczna.
Święta Bożego Narodzenia nadeszły szybko. Tao
tradycyjnie spędzał je w szpitalu, ale ku jego zaskoczeniu cała dziesiątka
przyszła świętować. W tym dniu nie czuł się taki samotny. Cały czas ściskał
dłoń Wufana.
Sylwestra spędzali tak samo. Baekhyun siedział
pomiędzy nogami Chanyeola na podłodze wcinając mandarynki. Inni też pozajmowali
miejsca. Zbliżała się północ, a Tao miał wrażenie, że jego uchwyt jest
odwzajemniany. Nie zwrócił na większej uwagi, nie chcąc robić sobie złudnej
nadziei.
Jednak kiedy wybiła dokładnie dwunasta, kiedy
fajerwerki wybuchły w powietrzu i ozdobiły niebo, czekoladowe oczy spoczęły na
nim.
Tao zamarł, tak samo jak jego serce.
— Yifan...
— Cześć, Tao — wychrypiał.
— Wu Yifan...
— Tak, to jestem ja...
Tao znów płakał.
Zimne dłonie Krisa zrobiły się ciepłe.
Ciche wyzwanie miłości rozbrzmiało w jego
uszach. Te małe, ale czułe słowa, pochowały ciszę.
,,Kocham cię, Taozi”
„Obiecałem
ci, że kiedyś cie spotkam.”
Słowa dyrektorki były prawdą.
Oni wszyscy słyszeli, co się do nich mówi.
Tao przekonał się o tym na własnej skórze. Za
bardzo pokochał Wufana, za bardzo cierpiał, aby teraz oddać go i znów pogrążyć
się w ciszy.
Teraz nie kaleczyła jego uszu, bo wiedział, że
Kris jest obok niego. Bo słyszał jego oddech, kiedy zasypiał i kiedy się
budził.
nie to wcale nie jest smutne.
OdpowiedzUsuńwcale ;c
biedny Taozi <3
Na szczęście wszystko skończyło się dobrze c:
Osz Ty! Płaczę! Na serio łzy spływają mi po policzkach, a to oznaczała, że bardzo mi się podobało. Umiesz wzbudzić w człowieku jakiekolwiek uczucia. Tao niby miał być tym najsłabszym, ale najszybciej się obudził. Dzielnie znosił śpiączkę przyjaciół z labiryntu. Pewnie wielu już by się dawno załamało. Tak miło się czytało, gdy wszystkie parki się budziły. Wróciły do normalnego życia. Niestety tylko nie Wufan. Już się bałam, że będziesz chciała go uśmiercić, ale na szczęście tego nie zrobiłaś. Wybrałaś idealny moment na jego wielki powrót. Nowy rok – nowy rozdział w życiu mając u boku Tao. Nawet nie wiesz, jak bardzo spodobał się ten twoshot z dodatkami. Jest genialny, piękny i cudowny. Nie piszę tego tylko ze względu, że był o Taorisie, bo pomysł miałaś wspaniały.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie! :D
To było piękne i bezbłędne. Pięknie bezbłędne. Trafiłaś prosto w mój czuły punkt. Łzy leciały mi po policzkach dobre parę minut i nie mogłam dojść do siebie.
OdpowiedzUsuńLecz bardzo się ciesze że tutaj trafiłam, bo to naprawdę dobrze Ci wyszło. Nawet jeśli były jakieś błędy, to przez piękno tego nie zauważyłam ich.
Tao tak dobrze sobie poradził, chociaż widział jak reszta cieszy się i jest szczęśliwa razem. Dobrze że Kris się obudził, bo jego śmierć była by wielkim ciosem.
Gratuluję i życzę dalszej tak dobrej weny. ^^
Ojoooj serio to było naprawdę cudowne! *^*
OdpowiedzUsuńChyba nic nie wykrztuszę więcej niż: dobra robota!
Weny~
Przepraszam, że tak późno dodaje komentarz! Szczególnie, że czytałam to tydzień temu ;;
OdpowiedzUsuńJeśli mam być szczera to epilog podoba mi się o wiele bardziej niż same rozdziały ;p
Mam wrażenie: że tamte były nieco momotonne.. ale i tak gratuluję pomysłu!
A końcówka tego była naprawdę taka hsohkdja i kshkdlsls i jeszcze ksldoaldjs xD tak w pozytywnym sensie znaczenia słów typu hskjakd :D
Pozdrawiam Anakin ~~^^