„Najpiękniejszych
chwil w życiu nie zapanujesz. One przyjdą same.” —
Phil Bosmans
«»
Spojrzałem przez okno, zastanawiając się co mam mu odpisać.
Prawdę czy trochę go oszukać, by się o mnie martwił? W gruncie
rzeczy, to, że się o mnie martwił było w pewien sposób
przyjemne.
Spojrzałem na telefon i puste pole, gdzie miałem napisać swoją
odpowiedź. W końcu westchnąłem i wystukałem parę słów.
Dziś wyjątkowo dobrze spałem, więc proszę się nie martwić.
Rzuciłem urządzenie na pomiętą pościel, sam się wygrzebując z
ciepłego kokonu. Podszedłem do okna, by odsłonić zasłonki, które
i tak przepuszczały złośliwe słońce. Dzień zapowiadał się
piękny, tak samo jak moja przyszłość. Może pewne rzeczy nie były
jeszcze pewne, ja czułem, że przeszedłem długą drogę i mogę z
ręką na sercu powiedzieć, że wszystko teraz się układa.
Nie oczekiwałem odpowiedzi od mojego psychologa, więc po prostu
zignorowałem telefon. Później sprawdzę, czy nie dostałem żadnej
wiadomości. Minął dopiero jeden dzień od pamiętnego wieczora, a
ja odczuwałem w jakiś sposób tęsknotę do jego osoby. Poza tym i
tak się dzisiaj mieliśmy spotkać na naszej wizycie, więc moja
nieuzasadniona tęsknota mnie w pewien sposób dobijała. Ale z tego
co słyszałem, ludzie zakochani jak ja, odczuwaj tęsknotę nawet
kiedy rozdzielą się na dwadzieścia minut. Może właśnie nie
byłem aż tak szalony?
Z ciężkim westchnieniem ruszyłem na dół. Już na szczycie
schodów słyszałem przekleństwa Claude i jakieś słowa piosenki.
Camryn jak zwykle włączyła radio, tylko po to, by nie zwariować w
obecności naszego przyjaciela. Claude naprawę był czasami
nieznośny i nie było żadnego sposobu, by go zignorować.
— Co tu się dzieje? — zapytałem, patrząc na Claude, który
majstrował coś przy swoim komputerze — znowu.
— Nic takiego — odpowiedziała. — Claude po prostu za bardzo
się denerwuje w pewnych sprawach.
Wzruszyłem ramionami, zaglądając do lodówki. Nie miałem na nic
ochoty. Jak szybko otworzyłem lodówkę, tak szybko ją zamknąłem.
Wyjąłem jedynie jogurt owocowy, by jakoś przeżyć ten dzień.
— Dziś masz wizytę, prawda? — zapytała moja przyjaciółka,
zupełnie ignorując obecność drugiego mężczyzny. Claude, nie
wydaje mi się, by był w humorze dzisiaj.
— Tak — przyznałem.
Camryn uśmiechnęła się do mnie, po czym westchnęła, jakby już
sama nie wiedziała co może powiedzieć.
— Idź lepiej do pokoju, bo jak sam widzisz, nasz wierny przyjaciel
nie ma humoru i sądzę, że będzie sypał przekleństwami.
Po raz kolejny wzruszyłem ramionami, bo tak naprawdę nie miałem
nic przeciwko. Sam byłem człowiekiem i wiedziałem, że nie zawsze
ma się dobry dzień.
— A co z tobą? — zapytałem, po czym wepchnąłem sobie łyżeczkę
z jogurtem do ust.
— Muszę coś porobić w kuchni, wiesz, obiad i te sprawy —
mruknęła. — Nie przejmuj się, mam radio, a Claude przejdzie do
południa, uwierz. Sam wiesz, że jak coś nie idzie po jego myśli z
komputerami, to jest wkurzony na wszystko, tylko nie na nas.
— Masz rację — odpowiedziałem, uśmiechając się lekko. —
Jak będziesz czegoś potrzebować, to mnie wołaj. I tak nie ma nic
do roboty do południa.
Camryn zaśmiała się i popchnęła mnie w stronę schodów z
łyżeczką w ręku i jogurtem.
Z westchnieniem opadałem na niepościelone łóżko. Słońce na
dobre się obudziło, co powodowało, że nie byłem aż tak śpiący.
Byłem dziś wypoczęty, tylko i wyłącznie przez przyjemny sen,
który uspokoił mnie na tyle, że czułem się o wiele więcej
dobrze niż dnia poprzedniego.
Odłożyłem kubek po jogurcie na szafkę nocną, od razu zabierając
się za poszukiwanie telefonu, który tak namiętnie rzuciłem. Nie
spodziewałem się żadnej wiadomości, ale po cichu chyba liczyłem
choć na krótką odpowiedź.
Kiedy już odnalazłem swój cel, odblokowałem ekran, od razu
zauważając ikonkę nowej wiadomości. Nieświadomie na moich ustach
rozciągnął się uśmiech, a w moim wnętrzu rozpaliło się
ciepło, którego nigdy z życiu nie czułem. Naprawdę czułem się
szczęśliwy, nawet przez takie drobne gesty.
Dobrze, że spałeś. Wiesz, że nie możesz ignorować snu.
Wykrzywiłem usta w dziwnym grymasie. Jednak pamiętał ten drobny
szczegół z naszej wieczornej rozmowy, huh? Ja sam uważałem, że
to naprawdę nic nie wartego uwagi, ale Chanyeol twierdził inaczej.
W pewnym sensie trochę bałem się, że się zdenerwuje. Jakoś się
tak złożyło, że nie wiadomo kiedy wszedł do mojego życia,
martwiąc się o takie małe rzeczy.
Dobrze, proszę pana. Będę pamiętać.
Ponowie odrzuciłem telefon na łóżko, podchodząc do biurka. Jak
zwykle na nim panował bałagan. Ołówki, długopisy, kartki. Jednak
lubiłem ten bałagan. Lepiej się w nim odnajdywałem niżeli w
pedantycznym porządku. Nie wiem dlaczego, może dlatego, że w moim
rodzinnym domu zawsze było nadmiernie czystko i tak bardzo
nienawidziłem pedantycznej czystości. Wolałem zachować w swoim
kącie swój azyl, niżeli nawet we własnym pokoju udawać kogoś,
kim nie jestem. Wiele rzeczy pamiętałem jeszcze sprzed brania
narkotyków i to, jak próbowałem stać się synek idealnym moich
rodziców, ale teraz jak o tym myślę, mijaliśmy się z celem. W
efekcie znienawidziłem pewne rzeczy i po części siebie, a rodzice
i tak mnie nie traktowali jak człowieka.
Westchnąłem ciężko, podchodząc do okna. Było tak ciepło, że
nie czułem zimna, a jedynie mocne grzanie słońca. Wiosna była
naprawdę piękna i naprawdę się cieszyłem, że udało mi się
wyjść z tego wszystkiego. Owszem, miałem blizny, nie tylko na
ciele, ale też i na psychice, ale czułem się znacznie lepiej niż
kilka miesięcy temu.
Dlatego próbowałem teraz żyć jak najlepiej.
Zostało mi tylko prawdziwe pogodzenie się z przeszłością.
«»
Popołudniowe słońce było nad wyraz ciepłe. Ludzie nie chowali
się już w domach, tylko korzystali z uroków tak pięknej pogody i
spacerowali. Kiedy jechałem autobusem patrzyłem jak małe dzieci
bawią się na dużych placach przy fontannach. Ich śmiechy
roznosiły się i nawet ja to słyszałem w autobusie przy otwartych
oknach.
Kiedy wysiadałem z autobusu na moim przystanku była masa ludzi.
Zacząłem kalkulować jak ludzie się zmieszczą i stwierdziłem, że
będzie niesamowity ścisk.
Wzruszywszy ramionami, ruszyłem przed siebie. Znowu będę musiał
czekać, ale teraz moja cierpliwość nie miała granic. Czekanie nie
było dla mnie takie złe, nabyłem tę cechę, kiedy nie miałem
innego wyboru jak czekanie.
Przywitałem się z kobietą z recepcji, a ona jak zwykle z uprzejmym
uśmiechem odpowiedziała mi na moje powitanie.
Usiadłem na tym krześle co zawsze i po raz kolejny w ciągu tych
kilu miesięcy zacząłem liczyć kropki. Nadal zastanawiałem czemu
pojawiają się nowe, ale na razie nie szukałem odpowiedzi na to
pytanie. Kiedyś pewnie się dowiem.
Minuty w pewnym stopniu leciały wolno. Może dlatego, że nie mogłem
w pewnym sensie się doczekać spotkania z panem Parkiem, ale byłem
trochę przerażony. Jak teraz to będzie wyglądać? Nie chciałem
powtórki z rozrywki, kiedy nasze stosunki się ochłodziły. Teraz
byliśmy na nieco innym poziomie niż pacjent-lekarz.
Nawet nie sprawdzałem godziny, kiedy z gabinetu wyszła ta sama
kobieta co zawsze. Wydawała się naprawdę dziwna, w jej spojrzeniu
było coś, co mnie martwiło.
Tak jak przez kilka ostatnich tygodniu, szla wręcz oburzona, a ja
westchnąłem głęboko. Nie wydawało mi się, by Chanyeol gardził
nią jako pacjentką, musiało coś być na rzeczy, że od kliku
ostatnich tygodniu, ta pani była wręcz nadęta po tych wizytach.
Wstałem w niewygodnego krzesła i podszedłem do drzwi. Jak zwykle
zapukałem i jak zawsze usłyszałem „proszę”.
Kiedy wszedłem do pomieszczenia, od razu zauważyłem łagodny
uśmiech Chanyeola, ten sam, który najbardziej kochałem. Ten, co
najbardziej zapadł mi w pamięć.
— Dzień dobry — przywitałem się, pochylając głowę w geście
szacunku.
— Witaj, Baekhyunnie — odpowiedział mi. — Siadaj.
Wykonałem jego polecenie, zajmując miejsce na krześle. Rozejrzałem
się, nic się nie zmieniło. Prócz bukietu kwiatów, rzecz jasna.
— Mieczyki — stwierdziłem, zauważając nowe kwiaty w wazonie. —
Też piękne kwiaty — przyznałem.
— Podziwiam cię za to, że rozpoznajesz te wszystkie kwiaty —
przyznał, odchylając się na krześle.
Wzruszyłem ramionami. Myślałem, że będzie bardziej niekomfortowo
po naszym ostatnim spotkaniu i co się zdarzyło, ale wystarczył
jeden uśmiech pana Parka, a wszelkie obawy i zmartwienia odchodziły
jakby je ręką odjął.
— Najbardziej i tak kocham białe róże — wypaliłem.
Chanyeol zmarszczył brwi i wiedziałem, że podłapał temat. To
jednak chciałem utrzymać w sekrecie.
— Dlaczego je lubisz?
Wiedziałem, że o to zapyta. W tych kwestiach był bardzo
przewidywalny, tylko szkoda, że i tak znajdzie sposób by mnie
zaskoczyć.
— To moja słodka tajemnica — powiedziałem, uśmiechając się
lekko.
— Myślałem, że ja jestem dla ciebie tajemnicą — na jego
ustach rozciągnął się uśmiech, który był kolejnym, który nie
dawał żadnej odpowiedzi.
— Pan to już zupełnie inna sprawa — prychnąłem. —
Potrzebuję więcej czasu, by pana rozgryźć.
— Lubię być czasem nieprzewidywalny.
Wiem, chciałem odpowiedzieć.
— Zauważyłem — mruknąłem.
— Więc będę — oznajmił.
— Co ma pan ma na myśli? — zdziwiony lekko przekrzywiłem głowę.
— To moja słodka tajemnica — powtórzył moje słowa,
uśmiechając się znów łagodnie, jakby wiedział, że ten uśmiech
mnie uspakaja.
Kolor pasteli w jego oczach, gdy to mówił, był bardziej wyrazisty.
«»
Przepraszam za litery ;-;
"Lubię być czasem nieprzewidywalny [...]
OdpowiedzUsuńCo ma pan ma na myśli?"
Oj Chanyeol... ja też się zastanawiam, co ty możesz mieć na myśli i jak bardzo słodka jest ta twoja tajemnica xD
Super rozdziały :D cieszę się, że Touches będzie dłuższe, bo nie jest przedłużane na siłę i wciąż wciąga :3
Życzę weny ^^
http://cnbluestory.blogspot.com/
Oj, mówię Ci, że nasz pan Park nadal będzie nieprzewidywalny, ale w szczególności w tych rozdziałach :D
UsuńDziękuję bardzo, kochana <333
Przyznam, że czytając o tych kropkach pomyślałam, że ktoś komary zabija XD i dlatego ich ilość się zwiększa. W sumie to byłoby dość komiczne, gdyby rzeczywiście okazało się, że to prawda (w co wątpię xd). Niemniej jednak jestem ciekawa co wymyśliłaś ^^
OdpowiedzUsuńI aw *-* rozmowa Chanyeola z Baekhyunem jest taka kochana! Już nawet w pewien sposób żartują ze sobą :D podoba mi się to, i to bardzo <3
Cóż, czekam na kolejne rozdziały i życzę duuuużo weny! Kocham <3
Niedługo tajemnica kropek się wyjaśni, nie wiedziałam, że wywoła to taką sensację XD
UsuńDziękuję bardzo :d