,,Nagle tak cicho zrobiło się w moim świecie bez Ciebie..." —
Janusz Leon Wiśniewski
«»
Baekhyun
wydawał się być skrępowany, a jego podkrążone oczy świadczyły tylko o tym, że
jest zmęczony. Tak naprawdę wcale się nie dziwiłem, ale takie uwagi mogłem
zostawić dla siebie.
Mało
mówił, fakt. Jak bym mógł to powiedzieć… Nie wydawał się osobą, która nie chce
tu być, albo jest tu z przymusu, raczej emitował spokojną i zmęczoną aurą.
Oparłem
łokcie na biurku, po czym położyłem sobie brodę na złączonych dłoniach, przypatrując
się bardziej mojemu pacjentowi.
Był zmęczony.
To było widać. Może nawet źle się czuł, mogłem to określić, bo pracowałem już
tyle lat i wiedziałem wiele w swoim życiu. Baekhyun był drobniutki, zapewne
przez swoje zniszczone ciało. Nigdy nie oceniałem ludzi po wyglądzie i nie
zamierzam. Ludzie borykają się z wieloma problemami i jako psychiatra miałem
obowiązek im pomóc. Jednak w moim życiu przewinęło się kilka osób, które potrafiły
doprowadzić mnie do szewskiej pasji, kiedy wyzywali niewinnych ludzi. Ten
gruby, ten brzydki, ten ma krzywe nogi… Wiele razy to słyszałem, nawet, kiedy
żyła jeszcze Minyun. Jej ojciec był typem eleganta, szkoda, że sam zachowywał
się jak bydło. Za to jej matka była zupełnie inna. Była miłą kobieciną. Dobrze,
że była na tyle silna, by odejść od tego typka.
Westchnąłem
w duchu i raz jeszcze spojrzałem na chłopaka. Rozglądał się po całym
pomieszczeniu, najprawdopodobniej je oceniając. Ja sam na chwilę zatrzymałem
wzrok na bukiet tulipanów. Zdążyłem go dziś wymienić, bo ostatni bukiet mi tu zwiędnął.
Lubiłem
różnorodność. Może Minyun we mnie to zaszczepiła, bo sama pracowała w małej
kwiaciarni, ale nie zmieniało to faktu, że lubiłem mieć nowe kwiaty. Nigdy nie
miałem stałego kwiatka, nie miałem ulubionego. Brałem wszystko, co mi się podobało.
Wróciłem
wzrokiem do mojego pacjenta, a on po sekundzie także na mnie spojrzał. W jego
oczach dostrzegłem zmieszanie oraz w pewnym sensie obawę. Tylko jaką? Nie
miałem najmniejszego zamiaru go skrzywdzić.
Wziąłem
karteczkę i długopis, po czym ponownie spojrzałem na swojego rozmówcę.
—
Będziemy spotykać się trzy razy w tygodniu — stwierdziłem w końcu. — W
poniedziałki, środy oraz piątki.
Chłopak
pokiwał głową, nerwowo zagryzając wargę. Jestem niemal pewien, że gdyby miał
obrotowe krzesło, to pewnie zacząłby się na nim kręcić z nerwów. Trochę nie
rozumiałem tego strachu, ale ile ludzi, tyle charakterów. Rozumiałem dobrze
ludzki strach.
Ja
sam zapisałem sobie terminy, by nie zapomnieć. Miałem sporo wizyt, nie
spamiętywałem wszystkich. Zapamiętywałem ludzi dopiero po kilku spotkaniach,
ale jestem pewien, że Baekhyuna zapamiętam na samym początku. Może przez imię,
które było specyficzne.
—
Będziemy spotykać się trzy razy, dobrze? — zapytałem, ale zamiast uzyskać
słowną odpowiedź, Baekhyun tylko pokiwał głową.
W
końcu spojrzałem na niego, w zupełności nie odrywając od niego wzroku. Co
pierwsze robiłem, to patrzyłem na pacjenta. Mogłem wtedy zobaczyć pewne
zachowania i choć trochę odczytać jak będzie mi się z nim pracowało. Baekhyun
był małomówny i naprawdę przestraszony. Może zadra tkwiła w jego przeszłości,
że unikał kontaktu, ale jestem pewien, że ten chłopak skrywa w sobie coś.
Jednak nie wiedziałem co.
Zmarszczyłem
nieco brwi, opuszczając dłonie. Baekhyun dyskretnie na mnie spojrzał, jednak
był zbyt skrępowany, by na mnie patrzeć. To się czuło.
—
Zanim pójdziesz do domu, mam do ciebie konkretne pytanie —
zacząłem powoli, wcale nie chciałem go spłoszyć.
Zauważyłem
jak się spina, ale zignorowałem to. To nie był czas ani miejsce, by skupiać się
na takich drobnych szczegółach. Będę mógł z nim o tym porozmawiać, kiedy nadal
będzie źle się czuł w moim towarzystwie. Najczęściej tacy pacjenci lądowali u innych
lekarzy.
—
Jesteś spragniony narkotyku, prawda?
Nie będę
ukrywać, że mnie to dziwi. Właściwie wcale mnie nie dziwiło. Ludzie z
uzależnieniem nie od razu kończą z używkami. Baekhyun nie był wyjątkiem.
Drążące dłonie, oczy, odruchy ciała. To wszystko składało się z ludzi. Dlatego
zadałem mu pytanie. Nie oczekiwałem negatywnej odpowiedzi i nawet nie chciałem
słuchać żadnych kłamstw. Za dobrze znałem zachowania. Ale jednak mnie
zaskoczył, szczerze powiedziawszy.
—
T-tak — odpowiedział.
Szczerość
to podstawa. Kiedy był ze mną szczery, wtedy mogłem mu pomóc. Kiedy by tylko
spróbował kłamać, wtedy sprawy by trochę się pokomplikowały. Co ceniłem w
ludziach, to szczerość. Nawet jeśli miałbym usłyszeć najgorszą prawdę, wolałem
to niż słodkie kłamstwa.
Rozplotłem
palce, ponownie na niego spoglądając.
—
Posłuchaj mnie, Baekhyun — zacząłem ostrożnie, a ten spojrzał na mnie
znów z pod grzywki. — Wiem, że nie zdołasz pokonać nałogu, ale postaraj się wziąć
najpóźniej jak się da i z mniejszą dawką.
Może
nie wydawało się, że widzę jego oczy, ale pokątnie dostrzegłem jego
zaskoczenie, które doskonale odbiło się w jego tęczówkach.
—
Sądziłem, że pan mi powie, że mam spróbować zasnąć i nie myśleć o tym — mruknął
bez przekonania, ja ponownie tego wieczora westchnąłem w duchu.
Powolnie
mu wytłumaczyłem dlaczego tak powiedziałem, a on skomentował to niepewnym uśmiechem.
Może temat nie był wcale taki zabawny, ale i tak się cieszyłem z tak drobnego
gestu. Chciałem wywiązać pomiędzy nami więź, by ten lepiej się na mnie otwierał.
Przede wszystkim nie chciałem na siłę wyciągać z niego problemów —
obierałem taktykę wiernego słuchacza, który wysłucha i nie oceni.
—
Cóż… — zaczął niepewnie, a ja uniosłem brew. — Mam przyjść w poniedziałek
na tą samą godzinę co dziś? — zapytał, a ja skinąłem głową, ale
zauważyłem, że nie patrzy w moją stronę. Cóż.
—
Tak — potwierdziłem. — Od następnego tygodnia zaczynamy naszą pracę. Zapiszę
cię na do przychodni dla osób uzależnionych, więc będziesz też miał terminy na
terapie grupową — wyjaśniłem spokojnie. Będę
musiał powędrować do tej przychodni osobiście, bo wiem jakie kolejki by były,
gdy sam się fatygował. — Mam nadzieję, że przez te dwa dni nic się nie stanie,
co mogło by pogorszyć twój stan — na moich ustach pojawił się uśmiech, ale
wątpię, by to zauważył. Tylko przez sekundy na mnie patrzył. Podniosłem się, a
ten spojrzał na mnie trochę zdzwiony, albo jego oczy mogły zupełnie co innego
mówić.
—
Do widzenia, panie Park — ukłonił się jak tylko wstał, a ja zrobiłem to samo, ale
szkoda, że nie mógł tego zobaczyć, ponieważ od razu dopadł do drzwi i wyszedł.
Jednak zanim się przecisnął przez szczelinie, powiedziałem:
—
Do zobaczenia, Baekhyun.
Oparłem
się lekko o biurku, a na moich ustach zagościł uśmiech. Może nie powinienem się
śmiać, ale ten chłopaczyna rozniósł za sobą niepewną aurę, której do końca nie
potrafiłem zrozumieć. Może dlatego, że sam nie byłem tak niepewny. W moim
zawodzie musiałem stąpać twardo po ziemi i wiedzieć, co się chciało. Może nie
robiłem tego w sposób brutalny, ale musiałem wyciągnąć wszystko ze swoich
pacjentów.
Usiadłem z
powrotem na krześle i teraz swobodnie wziąłem do ręki kartę Byn Baekhyuna. Co
jedynie było w niej zapisane to data urodzenia i inne podstawowe informacje.
Dzisiaj tylko zapisałem z czym mam do czynienia, a z czasem jego karta
najprawdopodobniej się zapełni.
Odłożyłem
kartę i odchyliłem się na siedzeniu.
Od lat
zmagałem się z rutyną. Odkąd umarła moja żona nie mogłem wcale się pozbierać.
Mój czas zapełniłem pracą, by mieć kontakt z ludźmi. Może w tamtym momencie nie
chciałem zostać sam. Może musiałem jakoś załatać dziurę w sercu. Jednak
przeszłość lubiła czasem się obudzić i dać wspomnienia, ale na szczęście jakoś
się z tym uporałem. Jednak została bolesna smuga, która czasem piekła, w
najmniej oczekiwanych momentach.
W końcu
uporządkowałem papiery i biorąc wszelkie karty w ręce, wyszedłem z gabinetu.
Jakoś dałem radę zakluczyć drzwi bez żadnych wygibasów. Rzuciłem jeszcze okiem
na ścianę — w ciągu dalszym pojawiały się kropki. Były jednak tak
delikatne i niewyraźne, że wątpiłem, iż ktokolwiek to zauważy. Pokręciłem
głową. Nikt nie kwapił się do naprawy starych rur.
—
Proszę, niech pani to przechowa — powiedziałem, kładąc karty na
blacie wysokiej lady. — To są wszyscy pacjenci zapisani na wizyty — oznajmiłem.
Pani
Kim pokiwała głową i zabrała te kawałki papieru. Była to starsza kobieta, która
miała złote serce. Myślę, że mimo tego, iż tylko pracowała na recepcji kochała
tę pracę. Nigdy nie wiedziałem jej, by rzucała jakieś krzywe spojrzenia na tych
biednych ludzi. Aż żal się niektórych robiło.
—
Dlaczego w tej karcie pan włożył kolorową karteczkę? — zapytała, a ja
zmarszczyłem brwi. Wspomniałem, że mam dość słabą pamięć?
—
Jaka karta?
—
Byun Baekhyuna, panie Park — odpowiedziała i spojrzała
na mnie z pod oprawek ciężkich okularów.
—
Och — mruknąłem. — Włożyłem ją, by nie zapomnieć, że mam z nim trzy
sesje tygodniowo — wytłumaczyłem spokojnie. — Tak swoją drogą,
dlaczego jeszcze nie naprawiliśmy rur?
Pani Kim
zmarszczyła brwi, po czym wzruszyła ramionami.
—
Nikt do tego się nie kwapi, panie Park. Poza tym jeszcze nas nie zalało,
dlatego tak bardzo się z tym zwleka — powiedziała.
Westchnąłem
ciężko, ale po chwili uśmiechnąłem się.
—
Ale kropki zostają — zaśmiałem się. — Miłego dnia, pani —
uśmiechnąłem się uprzejmie.
Kobieta
machnęła ręką.
—
Nie przesadzaj, chłopcze.
Pożegnałem
ją i sam ruszyłem do wyjścia. Pogoda była ponura, zepsuła się od samego rana.
Westchnąłem tylko i ruszyłem przed siebie.
Miałem
dziwne wrażenie, że moje życie tego dnia już się zmieniło.
«»
a/n: wiecie co, zawsze jak źle się czuję mam wenę. Jeśli coś jest nie tak, to wybaczcie, ale naprawdę nie mam głowy tego poprawiać.
Napisałam ten rozdział, bo musiałam się czymś zająć. Trochę mi teraz ciężko, bo dziś spotkała mnie przykra informacja, ale mam nadzieję, że wszystko będzie dobrze.Dziś ruszamy z Chanyeolem, mam nadzieję, że Wam się spodoba.Kocham Was.
Znowu zs bardzo nie wiem, co napisać... Rozdział fajny, ciekawie czyta się wszystko z perspektywy Chanyeola.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że wszystko będzie u Ciebie dobrze i powodzenia!
cnbluestory.blogspot.com
Dziękuję <3
Usuń