czwartek, 22 września 2016

Kolor twoich oczu - kolor pierwszy;

,,Nagle tak cicho zrobiło się w moim świecie bez Ciebie..." — Janusz Leon Wiśniewski

«»

Baekhyun wydawał się być skrępowany, a jego podkrążone oczy świadczyły tylko o tym, że jest zmęczony. Tak naprawdę wcale się nie dziwiłem, ale takie uwagi mogłem zostawić dla siebie.
Mało mówił, fakt. Jak bym mógł to powiedzieć… Nie wydawał się osobą, która nie chce tu być, albo jest tu z przymusu, raczej emitował spokojną i zmęczoną aurą.
Oparłem łokcie na biurku, po czym położyłem sobie brodę na złączonych dłoniach, przypatrując się bardziej mojemu pacjentowi.
Był zmęczony. To było widać. Może nawet źle się czuł, mogłem to określić, bo pracowałem już tyle lat i wiedziałem wiele w swoim życiu. Baekhyun był drobniutki, zapewne przez swoje zniszczone ciało. Nigdy nie oceniałem ludzi po wyglądzie i nie zamierzam. Ludzie borykają się z wieloma problemami i jako psychiatra miałem obowiązek im pomóc. Jednak w moim życiu przewinęło się kilka osób, które potrafiły doprowadzić mnie do szewskiej pasji, kiedy wyzywali niewinnych ludzi. Ten gruby, ten brzydki, ten ma krzywe nogi… Wiele razy to słyszałem, nawet, kiedy żyła jeszcze Minyun. Jej ojciec był typem eleganta, szkoda, że sam zachowywał się jak bydło. Za to jej matka była zupełnie inna. Była miłą kobieciną. Dobrze, że była na tyle silna, by odejść od tego typka.
Westchnąłem w duchu i raz jeszcze spojrzałem na chłopaka. Rozglądał się po całym pomieszczeniu, najprawdopodobniej je oceniając. Ja sam na chwilę zatrzymałem wzrok na bukiet tulipanów. Zdążyłem go dziś wymienić, bo ostatni bukiet mi tu zwiędnął.
Lubiłem różnorodność. Może Minyun we mnie to zaszczepiła, bo sama pracowała w małej kwiaciarni, ale nie zmieniało to faktu, że lubiłem mieć nowe kwiaty. Nigdy nie miałem stałego kwiatka, nie miałem ulubionego. Brałem wszystko, co mi się podobało.
Wróciłem wzrokiem do mojego pacjenta, a on po sekundzie także na mnie spojrzał. W jego oczach dostrzegłem zmieszanie oraz w pewnym sensie obawę. Tylko jaką? Nie miałem najmniejszego zamiaru go skrzywdzić.
Wziąłem karteczkę i długopis, po czym ponownie spojrzałem na swojego rozmówcę.
— Będziemy spotykać się trzy razy w tygodniu — stwierdziłem w końcu. — W poniedziałki, środy oraz piątki.
Chłopak pokiwał głową, nerwowo zagryzając wargę. Jestem niemal pewien, że gdyby miał obrotowe krzesło, to pewnie zacząłby się na nim kręcić z nerwów. Trochę nie rozumiałem tego strachu, ale ile ludzi, tyle charakterów. Rozumiałem dobrze ludzki strach.
Ja sam zapisałem sobie terminy, by nie zapomnieć. Miałem sporo wizyt, nie spamiętywałem wszystkich. Zapamiętywałem ludzi dopiero po kilku spotkaniach, ale jestem pewien, że Baekhyuna zapamiętam na samym początku. Może przez imię, które było specyficzne.
— Będziemy spotykać się trzy razy, dobrze? — zapytałem, ale zamiast uzyskać słowną odpowiedź, Baekhyun tylko pokiwał głową.
W końcu spojrzałem na niego, w zupełności nie odrywając od niego wzroku. Co pierwsze robiłem, to patrzyłem na pacjenta. Mogłem wtedy zobaczyć pewne zachowania i choć trochę odczytać jak będzie mi się z nim pracowało. Baekhyun był małomówny i naprawdę przestraszony. Może zadra tkwiła w jego przeszłości, że unikał kontaktu, ale jestem pewien, że ten chłopak skrywa w sobie coś. Jednak nie wiedziałem co.
Zmarszczyłem nieco brwi, opuszczając dłonie. Baekhyun dyskretnie na mnie spojrzał, jednak był zbyt skrępowany, by na mnie patrzeć. To się czuło.
— Zanim pójdziesz do domu, mam do ciebie konkretne pytanie — zacząłem powoli, wcale nie chciałem go spłoszyć.
Zauważyłem jak się spina, ale zignorowałem to. To nie był czas ani miejsce, by skupiać się na takich drobnych szczegółach. Będę mógł z nim o tym porozmawiać, kiedy nadal będzie źle się czuł w moim towarzystwie. Najczęściej tacy pacjenci lądowali u innych lekarzy.
— Jesteś spragniony narkotyku, prawda?
Nie będę ukrywać, że mnie to dziwi. Właściwie wcale mnie nie dziwiło. Ludzie z uzależnieniem nie od razu kończą z używkami. Baekhyun nie był wyjątkiem. Drążące dłonie, oczy, odruchy ciała. To wszystko składało się z ludzi. Dlatego zadałem mu pytanie. Nie oczekiwałem negatywnej odpowiedzi i nawet nie chciałem słuchać żadnych kłamstw. Za dobrze znałem zachowania. Ale jednak mnie zaskoczył, szczerze powiedziawszy.
— T-tak — odpowiedział.
Szczerość to podstawa. Kiedy był ze mną szczery, wtedy mogłem mu pomóc. Kiedy by tylko spróbował kłamać, wtedy sprawy by trochę się pokomplikowały. Co ceniłem w ludziach, to szczerość. Nawet jeśli miałbym usłyszeć najgorszą prawdę, wolałem to niż słodkie kłamstwa.
Rozplotłem palce, ponownie na niego spoglądając.
— Posłuchaj mnie, Baekhyun — zacząłem ostrożnie, a ten spojrzał na mnie znów z pod grzywki. — Wiem, że nie zdołasz pokonać nałogu, ale postaraj się wziąć najpóźniej jak się da i z mniejszą dawką.
Może nie wydawało się, że widzę jego oczy, ale pokątnie dostrzegłem jego zaskoczenie, które doskonale odbiło się w jego tęczówkach.
— Sądziłem, że pan mi powie, że mam spróbować zasnąć i nie myśleć o tym — mruknął bez przekonania, ja ponownie tego wieczora westchnąłem w duchu.
Powolnie mu wytłumaczyłem dlaczego tak powiedziałem, a on skomentował to niepewnym uśmiechem. Może temat nie był wcale taki zabawny, ale i tak się cieszyłem z tak drobnego gestu. Chciałem wywiązać pomiędzy nami więź, by ten lepiej się na mnie otwierał. Przede wszystkim nie chciałem na siłę wyciągać z niego problemów — obierałem taktykę wiernego słuchacza, który wysłucha i nie oceni.
— Cóż… — zaczął niepewnie, a ja uniosłem brew. — Mam przyjść w poniedziałek na tą samą godzinę co dziś? — zapytał, a ja skinąłem głową, ale zauważyłem, że nie patrzy w moją stronę. Cóż.
— Tak — potwierdziłem. — Od następnego tygodnia zaczynamy naszą pracę. Zapiszę cię na do przychodni dla osób uzależnionych, więc będziesz też miał terminy na terapie grupową  — wyjaśniłem spokojnie. Będę musiał powędrować do tej przychodni osobiście, bo wiem jakie kolejki by były, gdy sam się fatygował. — Mam nadzieję, że przez te dwa dni nic się nie stanie, co mogło by pogorszyć twój stan — na moich ustach pojawił się uśmiech, ale wątpię, by to zauważył. Tylko przez sekundy na mnie patrzył. Podniosłem się, a ten spojrzał na mnie trochę zdzwiony, albo jego oczy mogły zupełnie co innego mówić.
— Do widzenia, panie Park — ukłonił się jak tylko wstał, a ja zrobiłem to samo, ale szkoda, że nie mógł tego zobaczyć, ponieważ od razu dopadł do drzwi i wyszedł. Jednak zanim się przecisnął przez szczelinie, powiedziałem:
— Do zobaczenia, Baekhyun.
Oparłem się lekko o biurku, a na moich ustach zagościł uśmiech. Może nie powinienem się śmiać, ale ten chłopaczyna rozniósł za sobą niepewną aurę, której do końca nie potrafiłem zrozumieć. Może dlatego, że sam nie byłem tak niepewny. W moim zawodzie musiałem stąpać twardo po ziemi i wiedzieć, co się chciało. Może nie robiłem tego w sposób brutalny, ale musiałem wyciągnąć wszystko ze swoich pacjentów.
Usiadłem z powrotem na krześle i teraz swobodnie wziąłem do ręki kartę Byn Baekhyuna. Co jedynie było w niej zapisane to data urodzenia i inne podstawowe informacje. Dzisiaj tylko zapisałem z czym mam do czynienia, a z czasem jego karta najprawdopodobniej się zapełni.
Odłożyłem kartę i odchyliłem się na siedzeniu.
Od lat zmagałem się z rutyną. Odkąd umarła moja żona nie mogłem wcale się pozbierać. Mój czas zapełniłem pracą, by mieć kontakt z ludźmi. Może w tamtym momencie nie chciałem zostać sam. Może musiałem jakoś załatać dziurę w sercu. Jednak przeszłość lubiła czasem się obudzić i dać wspomnienia, ale na szczęście jakoś się z tym uporałem. Jednak została bolesna smuga, która czasem piekła, w najmniej oczekiwanych momentach.
W końcu uporządkowałem papiery i biorąc wszelkie karty w ręce, wyszedłem z gabinetu. Jakoś dałem radę zakluczyć drzwi bez żadnych wygibasów. Rzuciłem jeszcze okiem na ścianę — w ciągu dalszym pojawiały się kropki. Były jednak tak delikatne i niewyraźne, że wątpiłem, iż ktokolwiek to zauważy. Pokręciłem głową. Nikt nie kwapił się do naprawy starych rur.
— Proszę, niech pani to przechowa — powiedziałem, kładąc karty na blacie wysokiej lady. — To są wszyscy pacjenci zapisani na wizyty — oznajmiłem.
Pani Kim pokiwała głową i zabrała te kawałki papieru. Była to starsza kobieta, która miała złote serce. Myślę, że mimo tego, iż tylko pracowała na recepcji kochała tę pracę. Nigdy nie wiedziałem jej, by rzucała jakieś krzywe spojrzenia na tych biednych ludzi. Aż żal się niektórych robiło.
— Dlaczego w tej karcie pan włożył kolorową karteczkę? — zapytała, a ja zmarszczyłem brwi. Wspomniałem, że mam dość słabą pamięć?
— Jaka karta?
— Byun Baekhyuna, panie Park — odpowiedziała i spojrzała na mnie z pod oprawek ciężkich okularów.
— Och — mruknąłem. — Włożyłem ją, by nie zapomnieć, że mam z nim trzy sesje tygodniowo — wytłumaczyłem spokojnie. — Tak swoją drogą, dlaczego jeszcze nie naprawiliśmy rur?
Pani Kim zmarszczyła brwi, po czym wzruszyła ramionami.
— Nikt do tego się nie kwapi, panie Park. Poza tym jeszcze nas nie zalało, dlatego tak bardzo się z tym zwleka — powiedziała.
Westchnąłem ciężko, ale po chwili uśmiechnąłem się.
— Ale kropki zostają — zaśmiałem się. — Miłego dnia, pani — uśmiechnąłem się uprzejmie.
Kobieta machnęła ręką.
— Nie przesadzaj, chłopcze.
Pożegnałem ją i sam ruszyłem do wyjścia. Pogoda była ponura, zepsuła się od samego rana. Westchnąłem tylko i ruszyłem przed siebie.
Miałem dziwne wrażenie, że moje życie tego dnia już się zmieniło.

«»

a/n: wiecie co, zawsze jak źle się czuję mam wenę. Jeśli coś jest nie tak, to wybaczcie, ale naprawdę nie mam głowy tego poprawiać.
Napisałam ten rozdział, bo musiałam się czymś zająć. Trochę mi teraz ciężko, bo dziś spotkała mnie przykra informacja, ale mam nadzieję, że wszystko będzie dobrze.Dziś ruszamy z Chanyeolem, mam nadzieję, że Wam się spodoba.Kocham Was.

2 komentarze:

  1. Znowu zs bardzo nie wiem, co napisać... Rozdział fajny, ciekawie czyta się wszystko z perspektywy Chanyeola.
    Mam nadzieję, że wszystko będzie u Ciebie dobrze i powodzenia!

    cnbluestory.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń

Theme by Ally | Panda Graphics | Credit x