piątek, 5 sierpnia 2016

Touches - dotyk dwudziesty ósmy;

„Kiedy człowiek cierpi, ucieka w głąb siebie.” Jodi Picoult

«»

Nie wiem czemu, ale wszystko co do tej pory mnie spotkało, kojarzyło mi się z pastelowymi kolorami. I zachodami słońca.
Pomarańcz była jak jasny odcień herbaty, a różowe odcienie na pojedynczych chmurach kojarzyły mi się z watą cukrową.
Dzisiejsza droga na terapię grupową minęła mi na słuchaniu muzyki i zatapianiu się w rozmyśleniach. Głębokich i czasem bezsensownych. Bo im dłużej o czymś myślałem, tym bardziej to wydawało się być głupie, a wcale takie nie musiało być. Dlatego coraz częściej gubiłem się we własnych myślach i były bardziej irracjonalne niż dotychczas.
Pogoda była wręcz cudowna. Mimo że były już godziny popołudniowe miasto zalewo dużo uroku ciepłego słońca, co naprawdę poprawiło mi humor, a ostatnio wcale takowego nie miałem. Dużo rzeczy się wydarzyło, praktycznie w przeciągu dwóch dni.
Nadal nie mogłem do końca się otrząsnąć po rozmowie z Chanyeolem. To nie tak, że mu nie wierzyłem — nic z tych rzeczy — było mi go cholernie szkoda, ale nadal nie mogłem dopuścić do siebie myśli, że otworzył się przede mną. Nie sądzę, że powiedział to od tak, bo wydaje mi się, że przygotowywał się do tego dłuższy czas. Albo ja sam już nie umiałem rozpoznawać tego.
Wysiadłem z autobusu, owijając się bardziej ciemną bluzą. Mimo że nie było już tak zimno, dało się odczuć resztki zimy, które znikały naprawdę szybko.
Byłem już tu tyle razy, że nawet nie bałem się wchodzić do środka. I byłem na tyle silny, że nie czułem zawrotów głowy przy otwieraniu drzwi. To była przeszłość, którą — mam nadzieję — zamknę po wyjeździe stąd. Chciałem po prostu zacząć nowe życie. Wiem, że do końca nie będę normalny ze względu na moją małą fobię, ale choć w małym stopniu wpasuję się w społeczeństwo.
Przywitałem się uprzejmie z recepcjonistką, na co ona równie uprzejmie mi odpowiedziała. Naprawdę zaczynałem myśleć, że Bóg się nade mną zlitował i nie stawiał na mojej drodze wrednych lub w jakiś sposób podobnych do moich rodziców, ludzi. Nie wiem czy bym zaszedł tak daleko, jeśli spotkałbym samych gburów.
Kolor morskiej zieleni uspokoił mnie jeszcze bardziej. Czekałem cierpliwie, aż wszyscy przyjdą i będziemy mogli zacząć spotkanie. Przez te kilka miesięcy zdobyłem parę cech, z których mogłem być dumny. Między innymi była to cierpliwość. Na samym początku nie miałem jej zbyt wiele, ale po pewnym czasie zdobywałem jej coraz więcej, aż naprawdę mogłem sobie dać miano cierpliwej osobie, której łatwo się tego nie odbierze. Może to i dobrze.
Nie wiem ile już tu siedziałem, ale czas jakoś mi uciekł. Wyjątkowo mi się nie dłużył, może dlatego, że myślałem. Myślenie wbrew pozorom jest bardzo zajmującym zajęciem, a jakby nie patrzeć, to jedyna czynność, która wychodziła mi bardzo dobrze, choć potrafiłem myśleć bez żadnego sensu i nie dochodzić do konkretnych konkluzji. Ale zajmowałem sobie czymś czas. Dlatego tak bardzo się niecierpliwiłem i nie znajdywałem sobie żadnych innych zajęć.
Po około półgodzinie zaczęli przychodzić wszyscy z mojej grupy. Oni też nie wyglądali na nieszczęśliwych i miałem szczerą nadzieję, że dają sobie radę. Co prawda do końca nie wiedziałem nic o ich przeszłości, ale nigdy nikomu nie życzyłem źle.
Tym razem obaj przyszli. Trochę mnie to zaskoczyło, bo nigdy się nie zdarzyło, by przyszli obaj pod rząd. Rzadko kiedy zjawiał się Jongin, ale po ostatniej rozmowie stwierdziłem, że nie jest tak prostą osobą na jaką się wydaje. Raczej oboje też coś skrywają, ale to powinno najmniej mnie obchodzić.
Spotkanie jak zawsze przebiegło w miłej atmosferze. Luźne rozmowy,  kilka żartów i pytania dotyczące nas — osób uzależnionych. Mimo tej świadomości, że nie jesteśmy tu po to by pić herbatę, wciąż czuło się jakbyśmy byli na spotkaniu z kumplami. Cieszyłem się jedynie z tego, że nie naciskali na nas jak niektórzy psychologowie.
Spotkanie skończyło się stosunkowo długo po szesnastej. Zazwyczaj siedzieliśmy tu do godziny szesnastej, ale dzisiaj wyjątkowo nam się przedłużyła. Może dlatego, że zaczęliśmy już mówić o sobie, a czas nie był najważniejszy? Sam nie wiedziałem, ale jak zwykle minuty uciekały jak oszalałe, gubiąc się w swoim biegu.
Tym razem mnie nie zatrzymali. Skinąłem im głową, a oni odesłali mnie do domu z ciepłym uśmiechem. Miałem wrażenie, że pan Park zdarzył ich poinformować o całym zajściu.
Będąc na zewnątrz znowu powitał mnie pastelowy zachód słońca. Jakby te kolory mnie prześladowały, jakby próbowały mi coś usilnie powiedzieć. Jakby malowały coś na niebie, pokazując mi.
Westchnąwszy ruszyłem przed siebie. Nie chciałem jeszcze wracać do domu, chciałem choć przez chwilę odciąć się od wszystkiego i przemyśleć raz jeszcze to co się zdarzyło. Jakby mało mi było analizowania.
Czy zakochałeś się w Park Chanyeolu?
Przystanąłem na chwilę, kiedy ponownie wróciła do mnie rozmowa z rana. Czy naprawdę mogłem nazwać to uczucie miłością? Bo tak naprawdę nie znałem definicji tego słowa, uczucia. Po prostu chciałem wierzyć, że to chwilowe przywiązanie, ale to nie było to. Fascynacja jego osobą też nie była tą szczerą odpowiedzią. Wszystkie uczucia, które znałem, a znałem ich wiele, odpadały. Zostawała tylko miłość. Miłość, która mogła mnie zniszczyć, ale nie potrafiłem jej zabić. Choć próbowałem wyrzuć to kiełkujące coś z serca, nie udało. Urosło do olbrzymich rozmiarów i czułem ból nawet, kiedy widziałem go smutnego. Było mi ciężko nawet wtedy, kiedy próbował się nie rozsypać przede mną, mówiąc o zmarłej żonie. To nie było tylko ciężkie dla niego, ale również dla mnie.
Ciężko usiadłem na ławce i zapatrzyłem się na fontannę rozbryzgującą wodę. Wystrzelała krople, które wyglądały jak pastelowe kryształy.
Dobra, Byun Baekhyunie. Przyznaj się przed samym sobą.
Zakochałem się.
Teraz pozostała ostania tajemnica. Co dla siebie tak naprawdę znaczyliśmy? Czego od siebie oczekiwaliśmy? Tego najbardziej nie wiedziałem. Bo o ile rozumiałem sprawę z jego żoną, tego nie umiałem pojąć w żaden sposób. Bo jak mogłem to sobie wytłumaczyć? Jego uczucia były dla mnie zamkniętym tematem, raczej sam tego nie odczytam. Park Chanyeol nie był osobą, z której łatwo dało się coś odczytać. Ile razy bym analizował jego zachowanie i ile czasu bym nad tym myślał i tak nic nie odkryję. Pan Park musiał sam to powiedzieć. Nie jestem żadnym wróżbitą i nie umiem czytać w myślach innych, ale w pewnym momentach chciałbym posiadać tę umiejętność.
Otrząsnąłem się z rozmyśleń, kiedy usłyszałem jak ktoś siada koło mnie. Spojrzałem kątek okna na osobę i już tego pożałowałem.
— Nie sądzisz, że to trochę dziwnie, kiedy spotykamy się drugi raz na tej samej ławce, Baekhyunnie? — Chanyeol odwrócił się w moją stronę i uśmiechnął się w taki sposób, że miałem ochotę zakleić mu usta.
Jego uśmiech był inny od tych, które do tej pory widziałem. Był pełen wdzięku,  bez tej prawie że sztucznej uprzejmości. Był taki naturalny.
— Co pan tu robi? — zapytałem zaskoczony, w ogóle ignorując jego poprzednią wypowiedź.
Park Chanyeol wzruszył ramionami, uciekając spojrzeniem przed siebie. Jakby nasza rozmowa była dla niego zupełnie naturalna i komfortowa, która w rzeczywistości taka nie musiała się okazać. Wydawał się być teraz normalnym dla mnie człowiekiem, a nie psychologiem.
Właśnie w tej chwili uświadomiłem sobie, że dzisiaj złamaliśmy cienką granicę, która nas dzieliła. I ją przebiliśmy nawet nieświadomie.
— Odpowiadając na twoje pytanie; wyszedłem na spacer i właśnie kiedy miałem już wracać zobaczyłem ciebie. Trochę to tandetne, nie sądzisz? — wokół jego oczu pojawiły się delikatne kurze łapki, co dodało mu wdzięku. Był urokliwym mężczyzną, tak.
— Zależy jak na to się spojrzy, proszę pana — mruknąłem.
Milczeliśmy. Bo tak naprawdę cisza była najlepszym towarzyszem takich par jak my.
— Nie uważasz, że ten zachód słońca jest wyjątkowo piękny? — zadał kolejne pytanie, a ja zmrużyłem oczy, jakby chcąc zobaczyć to piękno, które on widział. Ja widziałem pastele.
— Dlaczego pan tak sądzi?
Chanyeol poprawił się, zakładając nogę na nogę, głowę odwracając tak, by na mnie spojrzeć. Wyglądał pięknie. Po prostu pięknie. Innego słowa nie mogłem znaleźć.
— Bo tym razem oglądasz ze mną pastelowy zachód słońca, nie wschód. Bo jesteś tu ze mną fizycznie. To chyba duże powody, by sądzić, że jest dla nas obojga wyjątkowy, nieprawdaż?
— Uważa pan, że jest tylko piękny, dlatego, że jestem tu z panem? — zapytałem przez uśmiech na ustach.
— Hym — potwierdził.
Od niepamiętnych czasów na moich ustach rozciągnął się spokojny uśmiech, którego brakowało mi od kilku lat. Nie był wymuszony, ani histeryczny, był raczej taki, kiedy odczuwało się naprawdę szczęście.
— Masz bardzo ładny uśmiech — usłyszałem.
— Hm? — odwróciłem się w jego stronę móc go zobaczyć lepiej.
Patrzył się na mnie przenikliwie, ale nie był to wzrok, którego na samym początku unikałem. Był raczej z tych, które tak bardzo nie krępowały.
— Ładnie wyglądasz, kiedy się uśmiechasz — powtórzył jakby to była dla niego najoczywistsza rzecz na świecie. Moje serce zabiło mocniej, a na policzki wstąpił rumieniec, czułem to. — Nie widziałem cię jeszcze, kiedy się uśmiechasz. Dlatego jestem trochę zaskoczony, ale w pozytywnym sensie.
— Przesadza pan — powiedziałem nerwowo. — Uśmiecham się jak każda inna osoba.
Chanyeol znów uśmiechnął się łagodnie i zbliżył się do mnie minimalnie. Ja natomiast odchyliłem się lekko, ponieważ nadal nie lubiłem zbyt wielkiej bliskości. A w szczególności z nim. I znów, kiedy się poruszył, poczułem zapach dzikiej róży. Nawet perfumy dokładnie oddawały jego charakter.
— Nieprawda, Baekhyunnie. Nie uśmiechasz się jak każda inna osoba — i dotknął mojego policzka, a mój oddech ugrzązł w gardle, a z ust spadł uśmiech.
Jego palce były delikatne, jakby bały się własnego dotyku. Zamarłem na ten gest, ale wyraz twarzy Chanyeola wcale się nie zmienił. Nadal się uśmiechał, a tym razem jego cała dłoń wylądowała na moim policzku.
— Gdzie się podział twój uśmiech, Baekhyunnie?
Kiedy spojrzałem w jego oczy, zobaczyłem odcień pasteli.

«»

Witajcie!
Na wstępie Wam powiem, że będzie trochę więcej rozdziałów niż 30, bo muszę coś napisać, a tak z dupy to tak nie bardzo będzie pasowało. Ale zbliżamy się do końca. Jak się z tym czujecie?
Pisałam ten rozdział, słuchając ost z dram.
Mam nadzieję, że się spodoba.
Do zobaczenia i kocham Was.

3 komentarze:

  1. O MÓJ BOŻE. ADSFGHJHDGF. NIE MOGĘ. NO NIE MOGĘ NOOO. TO JEST ZBYT WIELE DLA MOJEGO BIEDNEGO, UZALEŻNIONEGO OD CHANBAEKÓW, SERDUSZKA! CHYBA PÓJDĘ NA TERAPIĘ DO PANA PARKA...
    *przez kolejne kilka minut próbuje się ogarnąć*
    Awww *-* God, to było takie urocze, kiedy Chan usiadł obok Baeka. I to co mu mówił, i ta dłoń na policzku, i komplementowanie uśmiechu i kurde. KOCHAM TO FF TAK, JAK BAEKKIE KOCHA CHANA <3333
    Wybacz, ale dzisiaj raczej nie stać mnie na ogarnięty komentarz ;/ mam nadzieję, że nie przeszkadza Ci to zbytnio, co?
    BOŻESZ TY MÓJ. POWIEDZ, ŻE W NASTĘPNYM ROZDZIALE BĘDZIE JESZCZE WIĘCEJ BAEKYEOLI. CHCEM BARDZO. CHOCIAŻ MOJE SERCE MOŻE TEGO NIE WYTRZYMAĆ ;-;
    Czekam na kolejny i pozdrawiam! Kocham mocno <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ojej, nie spodziewałam się aż takiej reakcji, wow.
      Spokojnie <3
      Nic się nie stało, takie komentarze kocham najbardziej <3
      Chyba będzie, mam nadzieję, że tego nie zwalę, bo u mnie wszystko możliwe <3
      Też kocham mocno <3

      Usuń

Theme by Ally | Panda Graphics | Credit x