Rozdział
jest troszkę lżejszy niż pozostałe.
«»
Patrzyliśmy
na siebie w ciszy, która nie wydawała się być przesiąknięta czymś, co nazywano
niezręcznością. Raczej chcieliśmy zobaczyć to czego sobie jeszcze nie
powiedzieliśmy, ale jestem więcej jak pewny, że ani ja, ani Chanyeol nie
znaleźliśmy niczego, co przykułoby naszą uwagę.
— Czuję
jakby wchodził w głęboką rzekę, która może mnie porozrywać na strzępy —
odezwałem niespodziewanie.
Park Park
uniósł głowę, spoglądając na mnie już łagodnym wzrokiem, nie szukającym
niczego, czego nie chciałem zdradzić.
— Czemu?
Odetchnąłem
głęboko, przez chwilę zastanawiając się nad
odpowiedzią. Co mogłem mu odpowiedzieć? Prawda jest taka, że jeszcze nie do
końca przekroczyliśmy granicę, ale byliśmy na jej skaju i wystarczyła chwila aż
któryś z nas ją przekroczy. Pytanie który?
— Bo
wszedłem w bardzo niebezpieczną relację — odpowiedziałem w końcu.
Na twarzy
psychologa nie zobaczyłem urazy, ale malujące się zrozumienie. Może on to samo
odczuwał. Nie umiałem go rozczytać i to sprawiało, że sprawy się komplikowały,
a odpowiedzi nie dostawałem na wczas.
— Mam tak
samo, Baekhyunnie. Ale już dawno nie traktuję cię jak zwykłego pacjenta. Jesteś
wyjątkowy, Baekhyunnie i zapamiętaj to.
Westchnąłem
ciężko.
To
spotkanie wydawało się być widocznym przełomem. Choć tak naprawdę wprost
jeszcze nie powiedzieliśmy sobie pewnych rzeczy, to czułem z nim dużą więź.
Większą niż z kimś innym.
— Nie mogę
nic poradzić, że nadal pozostaje we mnie dziwne uczucie, którego nie umiem
nazwać — powiedziałem swoje obawy.
Wprawdzie
czułem się jakbym był zamiennikiem. Choć nadal mało wiedziałem o zmarłej żonie
Chanyeola, czułem się jakbym był dla niego tylko kimś, kto pomaga mu uśmierzyć
ból.
Usłyszałem
szelest, by pochyli poczuć dłoń na swoim ramieniu. Ręka psychiatry wydawała się
być o wiele większa niż moje ramię, może dlatego, że byłem chudy i przy
normalnym człowieku wyglądałem jak kruszyna.
— Na razie
o tym nie myśl, Baekhyunnie. Nie chcę psuć naszej relacji gwałtownością, wolę
podejść do tego spokojnie.
Pokiwałem
głową.
— Może po
mnie też pan nie oczekiwać cudów, bo sam nie wiem w co dokładnie gramy —
uznałem, podnosząc się z miejsca.
Chanyeol wziął
swoją rękę, odprowadzając mnie wzrokiem. Dokładnie czułem na sobie jego
tęczówki, ale nie czułem skrępowania.
— Do
widzenia, panie Park.
— Do
zobaczenia, Barkhyunnie.
«»
Dzisiejszego
dnia wyszło słońce. Na niebie było tylko kilka drobnych, rozproszonych chmur,
ale nie sprawiało, że było zimno, wręcz przeciwnie, słońce pieściło moją twarz
ciepłymi promieniami. Było już czuć wiosnę i miałem szczerą nadzieję, że taka
pogoda już się utrzyma. Zdecydowanie wolałem ciepło niżeli zimno.
—
Baekhyun! — krzyk Camryn wyrwał mnie z rozmyśleń.
Przerwałem
czytanie książki i spojrzałem na drzwi. Miałem taki głupi nawyk, że jeśli ktoś
mnie wołał zawsze patrzyłem na drzwi, upewniając się czy na pewno o mnie
chodzi. Kiedy krzyk się powtórzył westchnąłem i odłożyłem książkę, uprzednio
zostawiając zakładkę.
Potargałem
sobie włosy, które miały teraz odcień ciemnej szarości. Chciałem zaszaleć i
będąc u fryzjera zdecydowałem się również na zmianę koloru. Ze zmianą fryzury
chciałem też jakoś odciąć złe wspomnienia, choć w wyglądzie naprawdę niewiele
się zmieniło.
— Co się
stało? — zapytałem, wchodząc do kuchni.
Camryn
stała na krześle, a jej blond włosy jak zwykle były związane w niedbałego koka,
gdzie i tak samotne kosmyki wymykały się z zawiłej konstrukcji.
— Musisz
mi pomóc! — oznajmiła, zeskakując z krzesła, a ja prawie zszedłem na zawał, bo
wydawało mi, że upada.
— W czym?
— przetarłem oczy, zakładając ramiona na pierś.
Tego dnia
wyjątkowo założyłem tylko podkoszulek na krótki rękaw, jednak nieprzyjemna
świadomość została gdzieś z tyłu głowy. Ale skutecznie ją ignorowałem i
zamierzałem wytrwać, nie zakładając bluzy. Musiałem też wystawić na próbę swoją
świadomość.
— Moi
rodzice chcą mnie odwiedzić — oznajmiła grobowo.
Dopiero po
chwili dotarło do mnie, co powiedziała. Jej rodzice…
— Czy oni
wiedzą…
— Że mam
współlokatorów? — dokończyła, a ja pokiwałem głową. — Wiedzą i przyjęli do
świadomości — powiedziała, po czym uśmiechnęła się wesoło. — Nie przejmuj się
tak, Baek, to naprawdę wspaniali ludzie i z pewnością cię polubią.
Chciałem w
to wierzyć i miałem szczerą nadzieję, że naprawdę nas polubią.
Camryn
kazała mi ogarnąć dom, czyli porządki. W sumie nie miałem nic przeciwko, bo
lubiłem jakieś zajęcia. Siedzenie już mi obrzydło i co raz częściej myślałem o
jakieś pracy dorywczej. Przynajmniej bym nie myślał tyle co teraz, a muszę
przyznać, że nawet moje myśli już mnie przytłaczały i trochę mi obrzydły.
Claude
przyszedł przed osiemnastą. Chyba wiedział, że na wieczór mamy gości, bo od razu
poszedł się ogarnąć, a my z Camryn dokonywaliśmy ostatnich poprawek.
Nasz dom
nie był za duży, ale nadrabiał za to swoją przytulnością. Były tu tylko trzy
pokoje dla nas, kuchnia, salon i łazienka. Była jeszcze piwnica, którą Camryn
uporządkowała, by zyskać miejsce do składowania gratów. Najwięcej tam można
było znaleźć zepsutych komputerów, które były własną Claude`a, wiecznie połatane
kabelki i różne pierdoły. Dla naszego przyjaciela komputery to całe życie, ale
jestem naprawdę szczęśliwy, że odróżniał życie zawodowe od prywatnego.
Kiedy
Camryn już się ogarnęła, zostałem ja. Wziąłem krótki prysznic, założyłem na
siebie ubranie i przeczesałem tylko włosy szczotką. Byłem niemal pewien, że
wyschną nim rodzice Camryn dotrą do naszego domu.
Około
godziny ósmej w naszym domu zawitała starsza już para. Ku mojemu zdziwieniu
przywitali nas bardzo miło i przyjaźnie, jakby wcale nie obchodził ich fakt, że
jesteśmy zupełnie obcymi ludźmi. Matka Camryn nawet nas wyściskała.
— Boże,
jakiś ty chudziutki — skomentowała, kiedy mnie przytuliła.
Zaśmiałem
się niezręcznie, odchodząc kawałek od kobiety, opatulając się bardziej grubym,
szarym swetrem.
— On jest
takiej budowy, mamo — moja przyjaciółka machnęła ręką. — No wchodźcie, zrobiłam
kolację.
Przy stole
panowała tak luźna atmosfera, że trudno było powiedzieć, iż nie znaliśmy się w
ogóle. Też trudno było powiedzieć, że rodzice Camryn nas wypytywali o różne
rzeczy jak na przesłuchaniu, bo było wręcz odwrotnie. Miałem wrażenie, że
dostają odpowiedzi w rozmowie i nie potrzebują zadawać pytań. Byli bardzo uprzejmi
i mili, a ich poczucie humoru nie wykraczało za granicę niesmaku.
W salonie po
kolacji mama Camryn popijała sobie wino i opowiadała nam stare czasy jej
młodości. Jej spokojny ton był jak melodia, było w nim coś wyciszającego i
ciekawego, że nie chciało się po prosu wychodzić z pomieszczenia gdzie była ta
kobieta. Mąż trzymał ją za rękę, sam nie pijąc, bo z tego co wiem, prowadził, a
nie zamierzali zostawać na noc.
— Już
chyba wiem po kim jest tak uparta Camryn — Claude zaśmiał się, a ja mu
zawtórowałem. Dziewczyna posłała nam mordercze spojrzenie, co wywołało u mnie
większy chichot.
— Canryn
od zawsze była uparta i momentami nieznośna — potwierdziła jej mama.
—
Kochanie, ty za młodu nie byłaś lepsza — milczący dotąd mężczyzna dodał swoje
zdanie, a na jego twarzy pojawił się szczery uśmiech.
Tego
wieczoru naprawdę się uśmiałem, odczuwając najzwyczajniej w świecie rodzinną
atmosferę. Moje szargane nerwy znów zostały naprawione, a za sprawą zwykłej
rozmowy. Coś tak prostego, a zarazem pięknego.
— Miło
było was poznać — kobieta odwróciła się do nas po tym jak zawiązała na swojej
szyi szal. — Jesteście tacy mil. Cieszę się, że moja córka trafiła na takich
współlokatorów — uśmiechnęła się. — A ty, młodzieńcze — wskazała na mnie
palcem, po czym mi nim pogroziła. — Jedz więcej, bo jesteś chudy jak tyczka.
Uśmiechnąłem
się.
— Dobrze,
proszę pani. Będę pamiętać.
Pomachała
nam na do widzenia i wyszła z córką na dwór, by się z nią należycie pożegnać, a
my z przyjacielem pobiegliśmy wręcz do kuchni.
—
Myślałem, że będzie gorzej — odetchnąłem, wyglądając przez okno.
— Też się
stresowałem — przyznał mi rację przyjaciel i dołączył do mnie. — Ci ludzie są
naprawdę wyluzowani i nie dziwię teraz dlaczego Camryn ma taką wspaniałą
osobowość.
Pokiwałem
głową. Nie sądziłem, że usłyszę takie słowa od Claude, bo z natury nigdy nikogo
nie chwalił, ale Camryn była naprawdę wyjątkowa i trudno byłoby ją
znienawidzić, tym bardziej, że o nas dbała.
I nigdy
nie zapomnę dnia, kiedy wyciągnęła do mnie pomocną dłoń. Że pierwsza się mną
zainteresowała, a nie musiała. Że poczekała aż się obudzę i spytała jak się
czuję. Że nigdy nie naciskała na mnie, bym jej powiedział powód i tylko czekała
cierpliwie, aż się otworzę sam. Byłem jej naprawdę wdzięczny, bo gdyby nie ona
dawno bym skończył w grobie.
«»
Noc była
bezsenna.
Rozmyślałem
nad ostatnią rozmową z Chanyeolem. Nasza relacja wyglądała na taką, która wcale
się nie zmienia, ale pan Park dał mi odczucie, że chce powoli ją zmieniać.
Nadal mnie gryzła myśl o żonie Chanyeola, bo byłem pewien, że coś więcej kryło
się za tą sprawą i Sehun dostarczył mi wystarczająco dużo powodów, by tak o tym
myśleć.
Przekręciłem
się na lewy bok, spoglądając w okno. Noc miała kolor ciemnego grantu,
obsypanego srebrnymi kulkami, co w rzeczywistości było morzem milionów gwiazd,
które migotały swobodnie. Noc należała do tych piękniejszych, ale nie umiałem
się tym cieszyć.
Park
Chanyeol, w co ty pogrywasz?
Nie
umiałem w ogóle tego rozgryźć, nieważne ile razy analizowałem nasze rozmowy. W
głębi serca cieszyłem się na zmianę tej relacji, ale z drugiej strasznie się
bałem, bo miałem wrażenie, że do niczego dobrego to nie zmierza.
Teraz
musiałem cierpliwie poczekać aż Chanyeol powie mi coś więcej o swojej żonie, a
ja pozbędę się uczucia, że jestem
tylko na chwilę.
«»
Dziś taki lekki rozdział, który miał pokazać, że Baekhyun zdobywa nową rodzinę i jak ciężko będzie mu będzie potem.To na tyle dzisiaj.Kocham Was.
Klepię.
OdpowiedzUsuńKocham <3
Króciutko, ale jak miło <3 Wszystko w rozdziale było miłe, puchate i różowe <3 Takie rzeczy też fajnie przeczytać :D Rodzice Camryn są cudowni, naprawdę. Aż się przyjemnie zrobiło, jak pojawiła się jej mama. Scena z początku sprawiła, że się rozpłynęłam po prostu. Nie było żadnego zrywu, chociaż nie wiem czy można to tak nazwać, bo Park przyznał, że coś między nimi jest, ale wszystkie te słowa, to jak miód na moje uszy i moje wrażliwe (wbrew pozorom) serduszko *.*
UsuńCzekam na kolejny i liczę na dłuższy ^^
Pozdrawiam kochana cieplutko <3 :*
[jak będziesz miała chwilkę, wpadnij do mnie, przyda mi się teraz Twoje wsparcie ;* - dirty-breath]
ZACZYNAM NADRABIANIE XD
OdpowiedzUsuńW sumie nie dziwię się Baekhyunowi, że czuję się jakby tylko miał zastąpić żonę Parka. Też miałabym takie wrażenie, gdybym cały czas słyszała, że jestem do niej podobna (chociaż nie miałabym nic przeciwko, bo każde słowo usłyszane od mojego ub byłoby miodem dla uszu XD). W każdym razie mam nadzieję, że Chan da radę przekonać Baeka, że jest inaczej. Ah, jeszcze ta kolacja. Rodzice Camryn są cudowni :D
A teraz uciekam dalej.
Psst. Adres mojego bloga się zmienił -> http://art-of-yaoi.blogspot.com/