czwartek, 21 lipca 2016

Touches - dotyk dwudziesty drugi;

Rozdział jest troszkę lżejszy niż pozostałe.

«»

Patrzyliśmy na siebie w ciszy, która nie wydawała się być przesiąknięta czymś, co nazywano niezręcznością. Raczej chcieliśmy zobaczyć to czego sobie jeszcze nie powiedzieliśmy, ale jestem więcej jak pewny, że ani ja, ani Chanyeol nie znaleźliśmy niczego, co przykułoby naszą uwagę.
— Czuję jakby wchodził w głęboką rzekę, która może mnie porozrywać na strzępy — odezwałem niespodziewanie.
Park Park uniósł głowę, spoglądając na mnie już łagodnym wzrokiem, nie szukającym niczego, czego nie chciałem zdradzić.
— Czemu?
Odetchnąłem głęboko, przez chwilę  zastanawiając się nad odpowiedzią. Co mogłem mu odpowiedzieć? Prawda jest taka, że jeszcze nie do końca przekroczyliśmy granicę, ale byliśmy na jej skaju i wystarczyła chwila aż któryś z nas ją przekroczy. Pytanie który?
— Bo wszedłem w bardzo niebezpieczną relację — odpowiedziałem w końcu.
Na twarzy psychologa nie zobaczyłem urazy, ale malujące się zrozumienie. Może on to samo odczuwał. Nie umiałem go rozczytać i to sprawiało, że sprawy się komplikowały, a odpowiedzi nie dostawałem na wczas.
— Mam tak samo, Baekhyunnie. Ale już dawno nie traktuję cię jak zwykłego pacjenta. Jesteś wyjątkowy, Baekhyunnie i zapamiętaj to.
Westchnąłem ciężko.
To spotkanie wydawało się być widocznym przełomem. Choć tak naprawdę wprost jeszcze nie powiedzieliśmy sobie pewnych rzeczy, to czułem z nim dużą więź. Większą niż z kimś innym.
— Nie mogę nic poradzić, że nadal pozostaje we mnie dziwne uczucie, którego nie umiem nazwać — powiedziałem swoje obawy.
Wprawdzie czułem się jakbym był zamiennikiem. Choć nadal mało wiedziałem o zmarłej żonie Chanyeola, czułem się jakbym był dla niego tylko kimś, kto pomaga mu uśmierzyć ból.
Usłyszałem szelest, by pochyli poczuć dłoń na swoim ramieniu. Ręka psychiatry wydawała się być o wiele większa niż moje ramię, może dlatego, że byłem chudy i przy normalnym człowieku wyglądałem jak kruszyna.
— Na razie o tym nie myśl, Baekhyunnie. Nie chcę psuć naszej relacji gwałtownością, wolę podejść do tego spokojnie.
Pokiwałem głową.
— Może po mnie też pan nie oczekiwać cudów, bo sam nie wiem w co dokładnie gramy — uznałem, podnosząc się z miejsca.
Chanyeol wziął swoją rękę, odprowadzając mnie wzrokiem. Dokładnie czułem na sobie jego tęczówki, ale nie czułem skrępowania.
— Do widzenia, panie Park.
— Do zobaczenia, Barkhyunnie.

«»

Dzisiejszego dnia wyszło słońce. Na niebie było tylko kilka drobnych, rozproszonych chmur, ale nie sprawiało, że było zimno, wręcz przeciwnie, słońce pieściło moją twarz ciepłymi promieniami. Było już czuć wiosnę i miałem szczerą nadzieję, że taka pogoda już się utrzyma. Zdecydowanie wolałem ciepło niżeli zimno.
— Baekhyun! — krzyk Camryn wyrwał mnie z rozmyśleń.
Przerwałem czytanie książki i spojrzałem na drzwi. Miałem taki głupi nawyk, że jeśli ktoś mnie wołał zawsze patrzyłem na drzwi, upewniając się czy na pewno o mnie chodzi. Kiedy krzyk się powtórzył westchnąłem i odłożyłem książkę, uprzednio zostawiając zakładkę.
Potargałem sobie włosy, które miały teraz odcień ciemnej szarości. Chciałem zaszaleć i będąc u fryzjera zdecydowałem się również na zmianę koloru. Ze zmianą fryzury chciałem też jakoś odciąć złe wspomnienia, choć w wyglądzie naprawdę niewiele się zmieniło.
— Co się stało? — zapytałem, wchodząc do kuchni.
Camryn stała na krześle, a jej blond włosy jak zwykle były związane w niedbałego koka, gdzie i tak samotne kosmyki wymykały się z zawiłej konstrukcji.
— Musisz mi pomóc! — oznajmiła, zeskakując z krzesła, a ja prawie zszedłem na zawał, bo wydawało mi, że upada.
— W czym? — przetarłem oczy, zakładając ramiona na pierś.
Tego dnia wyjątkowo założyłem tylko podkoszulek na krótki rękaw, jednak nieprzyjemna świadomość została gdzieś z tyłu głowy. Ale skutecznie ją ignorowałem i zamierzałem wytrwać, nie zakładając bluzy. Musiałem też wystawić na próbę swoją świadomość.
— Moi rodzice chcą mnie odwiedzić — oznajmiła grobowo.
Dopiero po chwili dotarło do mnie, co powiedziała. Jej rodzice…
— Czy oni wiedzą…
— Że mam współlokatorów? — dokończyła, a ja pokiwałem głową. — Wiedzą i przyjęli do świadomości — powiedziała, po czym uśmiechnęła się wesoło. — Nie przejmuj się tak, Baek, to naprawdę wspaniali ludzie i z pewnością cię polubią.
Chciałem w to wierzyć i miałem szczerą nadzieję, że naprawdę nas polubią.
Camryn kazała mi ogarnąć dom, czyli porządki. W sumie nie miałem nic przeciwko, bo lubiłem jakieś zajęcia. Siedzenie już mi obrzydło i co raz częściej myślałem o jakieś pracy dorywczej. Przynajmniej bym nie myślał tyle co teraz, a muszę przyznać, że nawet moje myśli już mnie przytłaczały i trochę mi obrzydły.
Claude przyszedł przed osiemnastą. Chyba wiedział, że na wieczór mamy gości, bo od razu poszedł się ogarnąć, a my z Camryn dokonywaliśmy ostatnich poprawek.
Nasz dom nie był za duży, ale nadrabiał za to swoją przytulnością. Były tu tylko trzy pokoje dla nas, kuchnia, salon i łazienka. Była jeszcze piwnica, którą Camryn uporządkowała, by zyskać miejsce do składowania gratów. Najwięcej tam można było znaleźć zepsutych komputerów, które były własną Claude`a, wiecznie połatane kabelki i różne pierdoły. Dla naszego przyjaciela komputery to całe życie, ale jestem naprawdę szczęśliwy, że odróżniał życie zawodowe od prywatnego.
Kiedy Camryn już się ogarnęła, zostałem ja. Wziąłem krótki prysznic, założyłem na siebie ubranie i przeczesałem tylko włosy szczotką. Byłem niemal pewien, że wyschną nim rodzice Camryn dotrą do naszego domu.
Około godziny ósmej w naszym domu zawitała starsza już para. Ku mojemu zdziwieniu przywitali nas bardzo miło i przyjaźnie, jakby wcale nie obchodził ich fakt, że jesteśmy zupełnie obcymi ludźmi. Matka Camryn nawet nas wyściskała.
— Boże, jakiś ty chudziutki — skomentowała, kiedy mnie przytuliła.
Zaśmiałem się niezręcznie, odchodząc kawałek od kobiety, opatulając się bardziej grubym, szarym swetrem.
— On jest takiej budowy, mamo — moja przyjaciółka machnęła ręką. — No wchodźcie, zrobiłam kolację.
Przy stole panowała tak luźna atmosfera, że trudno było powiedzieć, iż nie znaliśmy się w ogóle. Też trudno było powiedzieć, że rodzice Camryn nas wypytywali o różne rzeczy jak na przesłuchaniu, bo było wręcz odwrotnie. Miałem wrażenie, że dostają odpowiedzi w rozmowie i nie potrzebują zadawać pytań. Byli bardzo uprzejmi i mili, a ich poczucie humoru nie wykraczało za granicę niesmaku.
W salonie po kolacji mama Camryn popijała sobie wino i opowiadała nam stare czasy jej młodości. Jej spokojny ton był jak melodia, było w nim coś wyciszającego i ciekawego, że nie chciało się po prosu wychodzić z pomieszczenia gdzie była ta kobieta. Mąż trzymał ją za rękę, sam nie pijąc, bo z tego co wiem, prowadził, a nie zamierzali zostawać na noc.
— Już chyba wiem po kim jest tak uparta Camryn — Claude zaśmiał się, a ja mu zawtórowałem. Dziewczyna posłała nam mordercze spojrzenie, co wywołało u mnie większy chichot.
— Canryn od zawsze była uparta i momentami nieznośna — potwierdziła jej mama.
— Kochanie, ty za młodu nie byłaś lepsza — milczący dotąd mężczyzna dodał swoje zdanie, a na jego twarzy pojawił się szczery uśmiech.
Tego wieczoru naprawdę się uśmiałem, odczuwając najzwyczajniej w świecie rodzinną atmosferę. Moje szargane nerwy znów zostały naprawione, a za sprawą zwykłej rozmowy. Coś tak prostego, a zarazem pięknego.
— Miło było was poznać — kobieta odwróciła się do nas po tym jak zawiązała na swojej szyi szal. — Jesteście tacy mil. Cieszę się, że moja córka trafiła na takich współlokatorów — uśmiechnęła się. — A ty, młodzieńcze — wskazała na mnie palcem, po czym mi nim pogroziła. — Jedz więcej, bo jesteś chudy jak tyczka.
Uśmiechnąłem się.
— Dobrze, proszę pani. Będę pamiętać.
Pomachała nam na do widzenia i wyszła z córką na dwór, by się z nią należycie pożegnać, a my z przyjacielem pobiegliśmy wręcz do kuchni.
— Myślałem, że będzie gorzej — odetchnąłem, wyglądając przez okno.
— Też się stresowałem — przyznał mi rację przyjaciel i dołączył do mnie. — Ci ludzie są naprawdę wyluzowani i nie dziwię teraz dlaczego Camryn ma taką wspaniałą osobowość.
Pokiwałem głową. Nie sądziłem, że usłyszę takie słowa od Claude, bo z natury nigdy nikogo nie chwalił, ale Camryn była naprawdę wyjątkowa i trudno byłoby ją znienawidzić, tym bardziej, że o nas dbała.
I nigdy nie zapomnę dnia, kiedy wyciągnęła do mnie pomocną dłoń. Że pierwsza się mną zainteresowała, a nie musiała. Że poczekała aż się obudzę i spytała jak się czuję. Że nigdy nie naciskała na mnie, bym jej powiedział powód i tylko czekała cierpliwie, aż się otworzę sam. Byłem jej naprawdę wdzięczny, bo gdyby nie ona dawno bym skończył w grobie.

«»

Noc była bezsenna.
Rozmyślałem nad ostatnią rozmową z Chanyeolem. Nasza relacja wyglądała na taką, która wcale się nie zmienia, ale pan Park dał mi odczucie, że chce powoli ją zmieniać. Nadal mnie gryzła myśl o żonie Chanyeola, bo byłem pewien, że coś więcej kryło się za tą sprawą i Sehun dostarczył mi wystarczająco dużo powodów, by tak o tym myśleć.
Przekręciłem się na lewy bok, spoglądając w okno. Noc miała kolor ciemnego grantu, obsypanego srebrnymi kulkami, co w rzeczywistości było morzem milionów gwiazd, które migotały swobodnie. Noc należała do tych piękniejszych, ale nie umiałem się tym cieszyć.
Park Chanyeol, w co ty pogrywasz?
Nie umiałem w ogóle tego rozgryźć, nieważne ile razy analizowałem nasze rozmowy. W głębi serca cieszyłem się na zmianę tej relacji, ale z drugiej strasznie się bałem, bo miałem wrażenie, że do niczego dobrego to nie zmierza.
Teraz musiałem cierpliwie poczekać aż Chanyeol powie mi coś więcej o swojej żonie, a ja pozbędę się uczucia, że jestem tylko na chwilę.

«»

Dziś taki lekki rozdział, który miał pokazać, że Baekhyun zdobywa nową rodzinę i jak ciężko będzie mu będzie potem.
To na tyle dzisiaj.
Kocham Was.

3 komentarze:

  1. Odpowiedzi
    1. Króciutko, ale jak miło <3 Wszystko w rozdziale było miłe, puchate i różowe <3 Takie rzeczy też fajnie przeczytać :D Rodzice Camryn są cudowni, naprawdę. Aż się przyjemnie zrobiło, jak pojawiła się jej mama. Scena z początku sprawiła, że się rozpłynęłam po prostu. Nie było żadnego zrywu, chociaż nie wiem czy można to tak nazwać, bo Park przyznał, że coś między nimi jest, ale wszystkie te słowa, to jak miód na moje uszy i moje wrażliwe (wbrew pozorom) serduszko *.*
      Czekam na kolejny i liczę na dłuższy ^^
      Pozdrawiam kochana cieplutko <3 :*
      [jak będziesz miała chwilkę, wpadnij do mnie, przyda mi się teraz Twoje wsparcie ;* - dirty-breath]

      Usuń
  2. ZACZYNAM NADRABIANIE XD
    W sumie nie dziwię się Baekhyunowi, że czuję się jakby tylko miał zastąpić żonę Parka. Też miałabym takie wrażenie, gdybym cały czas słyszała, że jestem do niej podobna (chociaż nie miałabym nic przeciwko, bo każde słowo usłyszane od mojego ub byłoby miodem dla uszu XD). W każdym razie mam nadzieję, że Chan da radę przekonać Baeka, że jest inaczej. Ah, jeszcze ta kolacja. Rodzice Camryn są cudowni :D
    A teraz uciekam dalej.

    Psst. Adres mojego bloga się zmienił -> http://art-of-yaoi.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń

Theme by Ally | Panda Graphics | Credit x