Immortal, Baekyeol, au, angst, romans.
Ispiracja:
Radzę przesłuchać tego. Myślę, że oddaje klimat opowiadania i dzięki temu
powstał oneshot. <klik>
Uwagi:
Niektóre słowa są specjalnie powtórzone.
A/N: Jeden z tych dłuższych tekstów w
moim życiu. Omijając Gosposię część drugą (która miała prawie 8000 tys
słów), to jest ten z dłuższych oneshotów. W Wordzie zajmuje on 17 stron. Jestem
z niego dumna. Nie wiem dlaczego. Inspiracja przyszła nagle i niespodziewanie.
Powstało to coś, co mnie rozpiera dumą. Nie wiem jak Wy, ale mnie się podoba.
Ten tekst pisał się lekko, choć to angst. Moje życie zmieniło się o sto
osiemdziesiąt stopni i pisanie komedii przychodzi mi z trudem. Teraz przerzucam
się na angsty, choć i fuffa piszę. Teraz zapraszam Was do czytania tego
oneshota. Dedykuję go po części IswedWolf,
bo ona wysłuchiwała (lub czytała) moje jęczenia. Dziękuję jej też za okładkę i
mojej siostrze. Obie są śliczne. Dziękuję Wam za to bardzo serdecznie. Oneshot
dedykowany zażartym fanom Baekyeola, dla tych którzy kochają tą parę tak jak ja
i może mocniej.
P.S. Kiedy czytałam komentarze pod
epilogiem do ”This isn`t true” to mi się ciepło na sercu zrobiło. Nie wiedziałam,
że Wam się to tak spodoba. I ten piąty komentarz, to nawet go nie zauważyłam,
dopiero później. Jej, ja to mam szczęście. Dzięki, że jesteście i komentujecie.
..::*::..
(Okładkę
zawdzięczam IswedWolf)
..::*::..
Życie jest
zbyt krótkie, zbyt kruche, zbyt szare, a przede wszystkim zbyt słabe, aby
utrzymać coś, co nie jest mocne.
Życie powinno
mieć grube korzenie, powinno mieć w sobie magię, aby utrzymać wszystko na swoim
miejscu, ludzie powinni zauważać pewne zmiany, powinni uszanować, zatrzymać się
na chwilę i obejrzeć za siebie i sprawdzić, czy nie przeoczył czegoś ważnego.
Czegoś, co mogło zmienić jego życie, czegoś przez co mógł biec dalej, bez
przeszkód i bez trosk.
Życie jest
zbyt kruche, zbyt monotonne, aby je zrozumieć. Jest zbyt oczywiste, życie
zależy od nas samych. Od tego czy pijemy, palimy, bierzemy narkotyki, dbamy o
swoje zdrowie, czy nawet w jakim środowisku żyjemy. Wszystkie czynniki nas
zabijają, począwszy od obrzydliwego powietrza, którym na co dzień oddychamy,
skończywszy na drzewach. Wystarczy, że zawadzisz o gałąź i już możesz leżeć
martwy.
Chanyeol
uważał istoty ludzki za słabe. Nieporównywalne do jego samego, za bardzo
oczywiste i z wyuzdanymi potrzebami. Takie same, z takimi samymi poglądami, z
identycznymi paranojami i strachem. Nie było w nich krzty oryginalności,
inszości i czegoś, co mogło ich wyróżnić. Patrząc na wszystkie lata, w jego
życiu przebrnęły setki takich samych ludzi, kiedy on odstawał od reszty. Nie
zatrzymywał się, nie przywiązywał, lądował w różnych miejscach. Wędrował,
patrzył jak świat zmienia się pod wpływem setek lat. Jak ludzie nie zmieniają
poglądów, jak stoją w miejscu ze swoim głupim zdaniem, kiedy oni uważają za
mądry i do którego muszą inni się przystosować. Życie toczyło się, a ludzie
powinni je jakoś przeżyć, wnieść do niego paletę barw, upiększyć je, a oni
uparcie stawali przy tym co było kiedyś. Zamiast zmienić coś we własnej
egzystencji, oni szli według scenariusza, który był napisany przez ich
przodków. Zamiast przeżyć je na kolorowo, zamiast żyć chwilą, oni martwili się,
co pomyślą sobie inni.
Korea była
kolejnym krajem w którym zawitał. Wrócił na stare śmieci, w końcu od tego
miejsca zaczął swą nieśmiertelną
wędrówkę.
Zdmuchnął
warstwę kurzu ze starego zdjęcia, które wisiało na ścianie. W domu piętrzyły
się kłębki kurzu, drewniana podłoga też była pokryta warstwą brudu. Pajęczyny
zwisały z sufitu i kłębiły się w kątach domu. Jednopiętrowy domek był
zaniedbany, ale Park nie mógł mieć do nikogo pretensji. Przez parę lat był na
innym kontynencie, więc było wiadome, że dom będzie brudny i zaniedbany.
Chanyeol wiedział, że będzie musiał poświęć trochę czasu, aby go doprowadzić do
porządku. Teraz praktycznie nie miał zajęcia, a więc mógł spokojnie zająć się
tym na co musiał zwrócić uwagę.
Park
Chanyeol nie wchodził w głębsze relacje z ludźmi. Wydawali mu się niepojęcie
wkurzający, byli za słabi, a co najważniejsze – przemijali. Kiedy on pozostawał
bez zmian, lidzie starzeli się, umierali i znów go zastawiali. Przez te lata
nauczył się ignorować te istoty. Nauczył się żyć obojętnie, iść na przód i
zostawiać wszystko, co raniło za sobą. Umiał zmieniać wszystko we własnym
życiu, przez co kolejne sto lat, przeżywał inaczej. Musiał nauczyć się jak żyć,
nikt mu nie powiedział, jak ma to zrobić. Nikt nie powiedział mu dlaczego
znalazł się na Ziemi, dlaczego tułał się po świecie. Wszystko było owiane
tajemnicą, i chociaż żył od stek, a nawet tysięcy lat, nie miał pojęcia o
własnym istnieniu.
Nazywał
się Park Chanyeol, miał dwadzieścia trzy lata – tego się trzymał. Tym razem był
niezawodowym fotografem, który pracował na półetatu, robiąc zdjęcia, które i
tak prawie nie były wykorzystywane. Pracował, dostawał za to pieniądze, więc
nie interesował się tym, czy jego zdjęcia trafią do gazety, czy gdzieś indziej.
Nie był tak próżny jak ludzie, którzy kierowali się pychą, chciwością i ludzką
egoistycznością. Gdyby był człowiekiem, zapewne dążyłby, aby ktoś w końcu
zauważył go i wypromował. On jednak nie czuł żadnej potrzeby związanej ze swoją
pracą.
Był inny.
Jego
uosobienie zmieniało się ciągle, ale zawsze pozostawała namiastka – nieufność
wobec ludzi. Nie chciał i nigdy nie wchodził w żadne związki i nie robił nic w
tym kierunku. On po prostu egzystował, nic więcej nie robił. Tuszował się
każdego roku, każdej zimy, w każdym wieku. Był, ale nie zauważalny. Egzystował,
choć był niczym duch.
Był obcy.
Od wieków
wyróżniał się od szarych ludzi. Wyróżniał się długowiecznym życiem. Może
wyglądał na normalnego człowieka, ale miał coś w swoim istnieniu, że trwał. Nie
przemijał, nie umierał, żył.
Ludzie
umierali każdego, dnia, miesiąca, roku. Ktoś umierał, ktoś się rodził. Ludzka
natura, nic nie znacząca. Tak nas Pan Bóg stworzył, tak więc ma być. Na każdego przyjdzie pora. Każdy ma swój
początek, każdy ma swój koniec. Chanyeol nie miał początku, a koniec mógł
nadejść w każdej chwili.
Nawet
właśnie teraz, kiedy stał pośrodku salonu, mógł przestać istnieć. Mógł zniknąć.
To było coś, co nawet czego on sam nie rozumiał. Wszystko składało się w jego
życie, a jednocześnie odstawało. Potrzebował integracji z innymi, ale uparcie
szedł samotnie. Nic chciał nikogo. Chciał mieć święty spokój i żyć jak
dotychczas.
Jednak
zawsze nadchodzi moment w którym twoje życie jest wywracane. Wywracane na drugą
stronę. Moment, który zadecyduje czy obudzi się w tobie coś nowego i
rozpromieni życie, czy zniszczy cię doszczętnie.
Chanyeol
nigdy nie wierzył w nic, zawsze ignorował innych i sytuacje na zepsutym
świecie. Nie wchodził w układy, bo myślał, że każdy człowiek ma zapisane
przeznaczenie, na każdego coś czyha. Może to być coś dobrego, a może coś złego.
Nie było różnicy, ale zawsze to coś nas dopadało.
Chanyeol
też miał przeznaczenie.
Był
człowiekiem jak inni, ale ktoś postanowił zlitować się nad nim i zatrzymać go w
biegu, żeby zauważył co najważniejsze. Przez te tysiące lat, coś mu umykało. Z
każdym kolejnym rokiem, jego istnienie było przedłużane, aby w końcu zauważył
coś istotnego. Aby w końcu zorientował się o co może chodzić.
..::*::..
Poznając
Byun Baekhyuna, jego życie znów się zmieniło.
Baekhyun
był ruchliwym chłopakiem, gadatliwym i głupim. W mniemaniu Chanyeola. Nie
zwracał uwagi na niego – uważał, że to jest kolejna osoba, która przemija,
pojawia się w jego życiu chwilowo. Nic nieznacząca. Byun był chłopakiem, który
przewijał mu się przed oczami, pałętał pod nogami, ale nigdy się nie odzywał.
Kolejna
osoba, która przeżyje swoje lata i umrze jak każdy.
Jednak
Baekhyun był specyficzny, zawsze pojawiał się gdzieś obok Chanyeola. Chłopak
wydawał się, że ignoruje Parka. Że uważa go za kolejną osobę w parku, która
przyszła wylegiwać się na słońcu, czy wyjść na spacer. Byun nie spoglądał w
stronę Chanyeola ciekawsko, nie wytykał go placem, po prostu był.
Sam Park
nie zwracał na niego większej uwagi. Może rzucał mu się w oczy ze specyficzną
twarzą, z pomalowanymi oczami eyelinerem i niezwykłym stylem ubioru. To
wszystko mogło wydawać się niezwykłe ludziom, bo Baekhyun był inny. Nie dla
Chanyeola. Ignorował go, ale zawsze rzucał mu się w oczy ilekroć go widział.
Obaj żyli,
obaj nie mieli nic wspólnego, ale jednak widzieli siebie nawzajem. Widzieli się:
Chanyeol chłopaka z kredką na oczach, a Baekhyun mężczyznę z aparatem w ręce.
Ale zawsze przychodzili do parku. Bo obaj mieli coś do zrobienia, a park był
miejscem w którym ludzie przebywali w lato.
A Baekhyun
i Chanyeol byli jednymi z nich, z różnymi drogami.
..::*::..
Pierwsza
rozmowa odbyła się w parku, Chanyeol uchwycił moment jak bańka mydlana
rozpryskuje się tworząc niepowtarzalny obraz w aparacie. Takie ulotne chwile
były warte poświecenie, bo ulotny moment
jest najpiękniejszy, ale szybko przemija, pozostawiając po sobie pustkę
i piękno.
W
późniejszym czasie okazało się, że Baekhyun był taki jak ulotne chwile. Piękne,
niepowtarzalne i warte czasu. Baekhyun był niezaprzeczalnie piękny. Ulotny i
delikatny.
Lato był
ciepłe, pomarańczowe niebo świadczyło o tym, że noc zbliżała się wielkim
krokami. Dzieci biegały, staruszkowie przysiadali na ławkach, a bańki mydlane
rozpraszały się w zielonym parku. Chanyeol siedział na krawędzi fontanny
wsłuchując się w szum wody, w muzykę lecącą z głośnika – piękna, delikatna, na
spokojne wieczory. Trzymał swój aparat w dłoniach i uchwycił momenty. Krótkie,
parosekundowe. Nawet nie wiedzieć kiedy w polu jego aparatu pojawił się
Baekhyun. Piękny, jak motyl stojący na tle baniek mydlanych. Chanyeol niewiele
myśląc zrobił najpiękniejsze zdjęcie w tamten wieczór.
Muzyka
przyjemnie ocieplała jego serce, a w brzuchu żołądek związał się w supeł, kiedy
kocie i tak ciemne oczy Byuna spoczęły na nim. Jego serce zadudniło w klatce
piersiowej, kiedy ich oczy się spotkały od wielu tygodni, jak uśmiech anioła
jest tylko kierowany w jego stronę.
— Jesteś fotografem? — te dwa słowa,
składające się w to pytanie, rozpoczęło nową historię.
— Tak —
Chanyeol pokiwał głową i uśmiechnął się, nie chcąc wyjść na gbura. — Jednak to
nic w porównaniu z innymi, wyżej postawionymi osobami.
Baekhyun uśmiechnął się, a wieczorny wiatr
rozwiał jego włosy. Delikatny zapach perfum przyjemnie drażnił nozdrza Parka.
Brzoskwinia miała cudowny zapach, była taka jak Byun.
Piękna i
delikatna. Jak lato, które było wyjątkowo ciepłe i słoneczne. Park był
wyjątkowy, zielony, wiatr łagodny i przyjemnie wchłaniał się w rozgrzaną
skórę.
Paląca
potrzeba rozmowy, paląca potrzeba zobaczenia Baekhyuna i usłyszenia jego głosu,
popchnęła Chanyeola do kolejnych wyjść do parku i do kolejnych zdjęć. Wszystko
dookoła niego było nasycone szczęściem i ciepłem, ludzie w końcu zaczęli
nabierać barw. W końcu Park zaczął dostrzegać w nich piękno, w końcu zaczął
wypełniać swoje istnienie. W końcu zaczął czuć i budzić swoje serce do
życia.
Baekhyun
zaczął być dla niego inspiracją.
— Wiesz,
zawsze cię widziałem — powiedział pewnego razu Baekhyun, wpatrując się w
zachodzące słońce. Leżeli na małym pagórku oblanym promieniami pomarańczowego
słońca. — Zawsze byłeś w parku. Zawsze z aparatem w ręku. Masz coś sobie
wyjątkowego.
— Mylisz
się — Chanyeol odparował i przymknął powieki. — Nie jestem wyjątkowy. Jestem
zwykły, z mnóstwem problemów i tak samo jak wszyscy, zwykły.
— Nie,
Channie, każdy z nas ma wyjątkową cechę. Pamiętaj.
Baekhyun
zawsze miał rację. Był mądry i spostrzegawczy. Zobaczył coś w Chanyeolu, coś
czego inni nie dostrzegali. Ich znajomość była inna. Wszystko co robili było
związane z nimi samymi. To coś, co ciągnęło ich do siebie, coś co trzymało ich
blisko, chociaż gdyby jeden z nich chciał odejść.
Obaj byli
różni, to fakt, ale przyciągali siebie jak dwa różne bieguny magnesu. Obaj nie
otworzyli się jeszcze do końca dla samych siebie, ale mieli czas. Obaj
poznawali się leniwie, nie spieszyli się, delektowali się każdą poznaną cechą i
słodkim czasem, w którym ją odkryli.
Dom
Chanyeola był domem w którym przesiedzieli całą jesień. Siedzieli obaj na
werandzie pijąc gorącą herbatę, spoglądając na kolorowe liście.
— Co myślisz, abym założył album ze zdjęciami?
— zapytał pewnego razu Chanyeol, dziwiąc się z jaką łatwością przychodzi mu
rozmowa z Byunem. Otworzył się dla niego.
— Myślę,
że możesz coś takiego zrobić — Baekhyun wtulił się w przyduży sweter, który
Park mu pożyczył. — Czas mija, życie ulatuje.
Chanyeol
chciał zapomnieć, że gdy Baek będzie się starzał, on pozostanie nadal młody. I
że w pewnym momencie będzie musiał go zostawić. Sama myśl o tym sprawiała, że
zapragnął mieć te parszywe życie, ale móc iść obok Baeka, aż do śmierci.
Patrzeć na swoje twarze, które pokrywają się zmarszczkami. Jednak rzeczywistość
była okrutniejsza.
Nadejdzie
taki moment, że Chanyeol będzie musiał odejść.
Park robił
zdjęcia. Kolorowych liści, nawet domu. Miał też takie, które głęboko zapadło mu
w pamięć. Końcówka jesieni, gdzie Baekhyun spał na kanapie w jego domu, a
jesienne słońce wlewało się przez duże
okna. Za długie rękawy białego swetra ukryły dłonie, słodka twarz była okolona
czarnymi włosami. To zdjęcie było zrobione w niewiedzy Byuna, które
skrupulatnie zapadło Chanyeolowi w pamięć.
Zima nie
różniła się praktycznie niczym. Zmieniło się jednak coś, przez co Chanyeol tym
bardziej nie chciał odejść – Baekhyun poczuł nagłe zapotrzebowanie do
przytulania. Zawsze czuł ciepło, nawet jeśli Baek wychodził.
Jego
uczucia przeskakiwały na inny poziom, a on za to się karcił. Nie mógł się
przywiązać.
Środek
zimy był najbardziej lodowaty. Salon Chanyeola był miejscem, gdzie działy się różne
rzeczy. Gwiazdy świeciły, ogień w kominku wydawały przyjemny trzask. Chanyeol i
Baekhyun byli ściśnięci pod kocem, który dawał ciepło w tą mroźną noc. Wszystko
wydawało się odległe, a jednak obaj czuli wzajemnie swoje ciała. Ich oddechy
mieszały się ze sobą, kiedy miarowo oddychali. Gorący strumień drażnił ich
szyje, a palce zaciskały się bardziej.
— Wiesz, lubię zimę — Byun przerwał ciszę. —
Lubię biały puch, lubię chłód. Ale najbardziej kocham twoje ciepło — jego
policzki zaróżowiły się nieznacznie. Chanyeol przycisnął go jeszcze bardziej do
siebie.
— Ty też
jesteś ciepły, Baek.
— No i co
z tego? — zapytał mniejszy. — Mieliśmy mówić o tobie, a zeszło na mnie.
Chanyeol
zaśmiał się i kierowany impulsem pocałował Baekhyuna w nos. Policzki chłopka
spłonęły czerwienią, a dłonie zaczęły delikatnie drżeć.
Podobne
sytuacje zdarzały się coraz częściej, nieśmiałe pocałunki były zawsze w
policzki, nos, czoło. Jednak żaden z nich nie odważył się na coś bardziej
intymnego. Chanyeol ganił się za to co robił, ale te uczucia były silniejsze od
jego zdrowego rozsądku.
W dzień
Bożego Narodzenia wybrali się do parku. Niektóre tuje były przyozdobione
lampkami i wesoło świeciły. Chanyeol westchnął cicho, zerkając ukradkiem na
swojego towarzysza. Baekhyun był uśmiechnięty i promieniał. Święta zachwyciły
Byuna, jak zdążył zauważyć Park. Z zachwytem patrzył na ozdoby świąteczne,
wzdychając cicho pod nosem. W sumie Chanyeol nie dziwił się dlaczego tak
Baekhyun reagował. Miasteczko prezentowało się zjawiskowo i majestatycznie. Noc
była rozświetlana przez ozdoby i biały śnieg, który z kolei skrzypiał pod
stopami.
— Wiesz,
Channie, te święta są wyjątkowe — głos Byuna przebił się delikatnie przez
natłok jego myśli.
—
Dlaczego? — Chanyeol zapytał, przenosząc wzrok na mniejszego chłopaka.
— Bo
spędzałem je zawsze sam. Teraz jesteś ze mną ty, dlatego czuję się szczęśliwy.
Park
zatrzymał się i z niewielką nieśmiałością złapał Baekhyuna za rękę.
— Wiesz,
ty też jesteś pierwszy, z którym spędzam święta. Niby to jest magiczny czas, ale
jeśli spędzasz je samotnie, to traci cały urok. Baekhyun, jesteś wyjątkową
osobą w moim życiu.
Baek
złapał go za policzki zimnymi dłońmi i pociągnął jego twarz w dół.
Pocałunek
był słodki i delikatny. Wargi Byuna były miękkie i smakowały brzoskwiniami.
Jemioła
wesoło mieniła się nad ich głowami.
..::*::..
Początek
wiosny przyniósł lekką woń dzikości i namiętności.
Chanyeol
przepalał w piecu, bo resztki zimy dały się we znaki. Baekhyun gdzieś
urzędował, dlatego Park słyszał szuranie i jakieś ciężkie odgłosy. Chanyeol
uśmiechnął się, po czym wstał z klęczek. Uśmiechnął się jeszcze szerzej, kiedy
delikatne dłonie objęły go w pasie, a tors Baekhyuna przyległ do jego pleców.
— Czas na
wiosenne porządki — oznajmił radośnie Baekhyun, drażniąc kark wyższego swoim
gorącym oddechem.
— Nie chce
mi się — Park postanowił podroczyć się z niskim brunetem. Lubił patrzeć na jego delikatną twarz
wykrzywioną w nieznacznej wściekłości. — Może jutro.
— Nie! —
Byun zacisnął swoje ramiona mocniej przez co z ust Chanyeola wydobyło się
jękniecie bólu. — Mamy to dzisiaj zrobić! Tobie się nic nie chce robić! —
prychnął rozjuszany.
— No ej! —
Chanyeol odwrócił się do niego przodem. — A kto rozpalił kominek?
— Bo było
zimno, a ty zimna nie lubisz — Baek zaoponował, po czym bezceremonialnie
wystawił mu język.
Chanyeol
schylił się i chuchnął w twarz Byuna, aż ten zmarszczył nos. Chanyeol
uśmiechnął się zadziornie.
— Mam
ochotę na pewne porządki — mruknął nisko i nie czekając na odpowiedź
mniejszego, wpił się w jego usta.
Pocałunek
różnił się od innych. Był dziki i namiętny. Nie było w nim łagodności jak
zazwyczaj, ssanie sobie warg, podgryzanie ich i zderzanie zębów było inszością
w ich pokręconym związku.
Ich nagie
skóry ocierały się o siebie, jęki wypełniały salon, a ciepło zmieniło się w
gorączkę ich ciał. Zwinne dłonie błądziły po ciałach, delikatność, a zarazem
namiętność rozchodziło się po ich ciałach.
Chanyeol
wędrował dłońmi po gładkich udach, znaczył ciało Baekhyuna licznymi znakami.
Poprzez to, pisał na jego wijącym się cieple, że jest jego. Szyby zaparowały
poprzez atmosferę, a oddechy były chaotyczne, nierówne.
I moment,
w którym ich ciała się zjednoczyły. Jęki Baekhyuna skrupulatnie zapadały
Chanyeolowi w pamięć, czyniąc tą chwilę wyjątkową.
To
wszystko było ulotną chwilą, przemijającą, dającą szczęście, piękną i
niezdecydowaną.
Ulotne
chwile mogą się powtarzać, ale zawsze są inne.
Są piękne,
ale zawsze mają w sobie tą inszość.
..::*::..
Środek
wiosny był ciepły i dawał kolejne wspomnienia. Zapach malinowej herbaty, drewna
i brzoskwini. Wiosna dawała radość, że natura się budzi się do życia, dawała
ukojenie, bo zieleń pokazywała się na drzewach. Dawała ciepło, kiedy słońce
grzało. Śpiew ptaków był słyszalny w całym miasteczku.
Środek
wiosny przeniósł tradycję jesieni - siedzenia na werandzie. Środek wiosny dawał
miłość i szczęście. Dawał czas, a zarazem mijał. Chociaż wiosny się powtarzały,
była zawsze ta jedna – najpiękniejsza i wyjątkowa.
Drewno
zaskrzypiało, gdy Chanyeol szedł, aby usiąść w wynikowym krześle i popić letnią
herbatę. Chciał popatrzeć na Baekhyuna, który ze skupieniem czytał książkę.
Chwile, kiedy obaj siedzieli cicho, zaliczały się do monotonnych, ale na swój
sposób pięknych.
Wszystko
co robiło składało się w miłość. Chwile, jak te, w ciszy ze świergotem ptaków,
zaliczały się do spokojnych dni. Dni, które były wypełnione spokojem i
miłością. Obaj wiedzieli, że nie muszą mówić pięknych poematów, aby zdobyć
szczęśliwy dzień. Właśnie udowadniali, że kochają się bez bezsensownych słów.
Chanyeol
nie zapomniał o zdjęciach. Starannie je zbierał i wkładał do albumu. Jego
ulubionymi były, gdzie występował Baekhyun. Zdjęcie, które zrobił jesienią, w
zimę, kiedy malował się kredką, wiosną, kiedy wyrzucał ciuchy, kiedy słodko
spał wtulony w koc przy gasnącym kominku w za dużym swetrze Chanyeola. Ten
album powstał z myślą o miłości. O miłości, która rozwijała się każdego dnia, a
oni na nowo się odkrywali.
Długowieczność
Chanyeola poszła w niepamięć, zepchnięta przez uczucia.
Park
zaczął doceniać ludzi, już nie wydawali się być tacy sztuczni. Zaczął
dostrzegać małe rzeczy, które cieszyły najbardziej.
Chanyeol
uwielbiał chwile przy gorącej herbacie. Uwielbiał chwile, kiedy mógł patrzeć na
Baekhyuna do woli.
Uwielbiał
te wszystkie ulotne chwile, które miały piękno, którego brakowało niejednemu
długiemu filmowi.
..::*::..
Początek
lata.
Smak
waniliowych lodów na języku, promienie słońca i park.
Co roku w
parku brzmiała muzyka, piski małych dzieci oraz staruszkowie.
Co roku
Chanyeol w lato nie rozstawał się ze swoim aparatem. Z sercem wypełnionym
szczęściem znów fotografował bańki mydlane. Baekhyun śmiał się z niego i robił
za jego modela.
Kolejna
ulotna chwila, która przemijała.
Lato było
gorące i niosło za sobą wakacje. Radość z życia i chwile, które warto było
zapamiętać,
Chanyeol i
Baekhyun spędzali je w parku, oni dwaj stworzyli sobie własne wspomnienia i
zwyczaje.
Zwyczajem było
to, że spędzali jesień i wiosnę na werandzie domu Chanyeola, zimę wtuleni w
siebie, a lato w parku, który jako tako ich połączył.
— Wiesz,
że niedługo będzie nasza rocznica? — zapytał Byun, lustrując wodę z fontanny.
— Wiem —
przyznał Chanyeol z uśmiechem na ustach. — To będzie nasz dzień, Baek.
— Kocham
cię — powiedział Baekhyun, a na pełnych wargach Chana zagościł wielki uśmiech. —
Kocham cię, chcę być przy tobie całą wieczność, móc przytulać cię cały czas i
szeptać, że kocham cię najbardziej na świecie, całym sobą.
Chanyeol odgarnął mu niesforne kosmyki z
czoła, po czym pocałował go w to miejsce.
— Ja
ciebie też, Byunbaek. I nawet nie wiesz jak bardzo chcę, aby twoje życzenie się
spełniło.
Ulotne
było to, że wyznali sobie miłość, ale ta chwila trwała cały czas – w ich
pamięci. Dlatego ona różniła się od innych ulotnych chwili – nie przemijała,
była stała.
Data ich
rocznicy nie była wiadoma, ale zdecydowali się, że będą ją obchodzić
dwudziestego piątego lipca, bo wtedy wszystko się zaczęło. Niewinne pytanie
dało nową historię, zrodziło miłość i udowodniło Chanyeolowi, że samotność jest
zła. Baekhyun odmienił jego życie, wypełnił jego serce i duszę. Ukoił jego
rozszarpane uczucia i dał mu możliwość zaznania szczęścia. Chanyeol był
szczęśliwy.
Baekhyun
był wyjątkowy. Wszystkie chwile z nim były ulotne, ale piękne. Każda sekunda
spędzona w jego towarzystwie przyćmiewała fakt, że Chanyeol był długowieczny.
Spychała to na najdalszy plan, zostawiała tylko radosne chwile i wspomnienia.
Baekhyun był inny niż inni ludzie. To on dotarł do jego serca, nie zwracał
uwagi na jego urodę, starał się dojrzeć jego wnętrze i pokochać go takim jaki
jest. Park Chanyeol doceniał to i za to najbardziej go kochał. Nie za próżność,
nie za urodę, ale za jego zachowanie – Byun czasem był nieporadny i niezdarny –
za jego charakter.
Baekhyun
był ulotny. Przemijał, a Chanyeol pozostawał. Chanyeol nie mógł umrzeć, a tym
razem zapragnął mieć życie, iść i starzeć się z każdym rokiem. Długowieczność
była tym razem jak przekleństwo, z którym musiał żyć. Ale nie wyobrażał sobie
teraz życia bez Baeka, małego chłopca, który lubił narzekać na wszystko, ale
koniec końców miękł pod wpływem pocałunków lub różnych słów. Baekhyun był
sensem jego życia, a Chanyeol wiedział, że nadejdzie moment kiedy będzie musiał
odejść. Nie mógł mu powiedzieć o swoim sekrecie, nie mógł pozostać przy jego
boku.
Ale czego
najbardziej się obawiał to zerwanie kontaktów. Sama myśl o tym nie dawała mu
spokoju. Nie wyobrażał sobie, co będzie czuć Byun, kiedy go zostawi bez
wyjaśnień. Każda myśl o tym bolała, a Chanyeol błagał, żeby mógł wiecznie żyć z
Baekhyunem, mieć go na wyłączność i mówić mu cały czas, że go kocha.
To
wszystko było piękne, ale miało swoje wady. Wszystko kiedyś się kończy, a życie
Parka musiało trwać. Chociaż rok temu uważał, że życie jest zbyt krótkie,
chciał je mieć i żyć z Byunem aż do śmierci. To nie mogło być możliwe.
Długowieczność
Chanyeola stała się przekleństwem, a nie tak dawno temu była jeszcze
błogosławieństwem.
Lecz
spychając wszelkie troski na bok, nadszedł dzień rocznicy.
Od samego
rana obaj chodzili rozpromienieni, nie ukrywali własnego szczęścia. Minął
dokładnie rok odkąd się poznali. Każdego dnia, odkrywali kolejne cechy, kolejne
zachowania i nawyki. Rok, który był pełen miłości i niewielkich sprzeczek. W
każdym związku były większe i mniejsze kłótnie. Związek Chanyeola i Baekhyun
różnił się od innych – pomimo, że byli różni w każdym aspekcie, rzadko się
kłócili. Co najdziwniejsze, zgadzali się praktycznie we wszystkim, a jak nie to
wywiązywały się lekkie sprzeczki.
Rocznie
spędzali w parku. Tradycyjnie. Słońce świeciło, lekki wiatr przynosił zapach
polnych kwiatów i delikatną woń róż. Woda z fontanny bluzgała wesoło, wydając
dźwięki uderzanych kropel o betonową powierzchnie.
Piękny
dzień, który oddawał ich szczęście. Siedzieli na ławce, trzymając się za ręce.
Emocje rozpierały ich od środka, Chanyeol trzymał na kolanach aparat i
uśmiechał się szeroko. Baekhyun oparł głowę na jego ramieniu, a na jego ustach
błądził błogi uśmiech.
Rok. Ten
czas minął szybko, każdy dzień, tydzień i miesiąc. Każda pora roku miała
zapisane w sobie coś, co czyniło to wyjątkową chwilę. W każdym dniu było coś,
co tworzyło wspomnienia. Nawet te kłótnie, które kończyły się godzeniem. Noce
pełne namiętności, bez uroku, a dnie pełne miłości i czułości. Chwile
wściekłości i gniewu. Chwile skrajnych uczuć, chwile namiętności, dzikości,
miłości, lenistwa, spokoju. To wszystko składało się w nich – tą dwójkę.
Pomimo, że obaj różnili się, jakimś sposobem odnaleźli się i pokochali.
Rocznica – to było ich święto – święto, które było świętowane tylko przez nich,
które dawało im szczęście i wyznaczało czas ile byli ze sobą.
Może rok
wydawał się krótkim czasem w porównaniu z pięćdziesięcioma latami, ale dla nich
ten krótki czas był magiczny.
Baekhyun
wierzył, że na roku się nie skończy i będą ze sobą przez całe lata. Dla
Chanyeola ten rok był szczęściem, które niedługo przestanie istnieć.
— Dzisiaj
jest piękny dzień, prawda? — Baekhyun zadał pytanie, po czym uśmiechnął się
szeroko. — Kocham cię, Chanyeol.
— Ja
ciebie bardziej — większy drażnił się z nim uśmiechając się szeroko. — Też cię
kocham, Baek. Nawet nie wiesz jak bardzo.
— Pff! —
brunet prychnął. — Czuję się jak w tandetnej dramie. Ale wiesz? Nawet jeśli
byłaby tandetna, nikt nie ma prawa mi odebrać mojego szczęścia. Stałeś się moim
słońcem w pochmurne dni. Moje życie nabrało kolorów.
— A ty
moją inspiracją — i jak dla potwierdzenia tych słów porwał w ręce aparat i ze
śmiechem cyknął zdjęcie Baekhyunowi. Kolejne zdjęcie, które trafiło do albumu.
— Ej!
Dlaczego robisz mi zdjęcia, kiedy ja nie chcę?
— Bo cię
kocham? Oj, Baek, nie dąsaj się. Jesteś uroczy, ładnie na zdjęciach wychodzisz.
Poza tym kocham patrzeć na ciebie, niezależnie czy jesteś na zdjęciu czy w
rzeczywistości. Chociaż wolę sposób, gdzie mogę cię dotknąć.
Policzki
Baekhyuna zarumieniły się delikatnie. Ten dzień zdecydowanie należał do tych
bardziej wyjątkowych.
Noc
przyszła szybko. Letnie powietrze przedzierało się przez zasłony, które
falowały pod wpływem podmuchów.
Chanyeol
trzymał w dłoniach bransoletkę i patrzył jak twarz Byuna zamiera w zdumieniu.
Uśmiechnął się zniewalająco, po czym wsunął ją w dłonie nadal zaszokowanego
chłopaka.
— Myślałeś,
że niczego dla ciebie nie mam? — zapytał i odgarnął mu włosy z czoła. —
Chciałem to zrobić w noc, bo w sumie nie wiem. Po prostu chciałem.
— Ale,
Channie… Skąd ty to wziąłeś?
— O to się
nie martw — Park oznajmił. — To jest prezent ode mnie i nie ma zwrotu. Mam taką
samą, tyle z innym napisem.
Letnie
powietrze muskało nagą skórę Baekhyuna, jęki znów wypełniły salon, a na ustach
gościły ich imiona, i słowa ,,kocham cię”. Drżenie ciał, miękkie struktury
skóry pod palcami, wiatr, lekkie powiewanie firanek na wietrze.
Bransoletki
cicho szeleściły, zdobiące ich nadgarstki.
To love is to live.
Love is to exist.
..::*::..
I znów
początek jesieni.
Kolorowe
liście opadały, a Baekhyun siedział na werandzie z kubkiem w dłoni pełnym
gorącej herbaty. Chanyeol skrzętnie robił zdjęcia, ostatnio domu, gdzie tylko
się dało. Miał werandy, która była jedną częścią domu, która tak bardzo
przypominała mu Baekhyuna i stała się miejscem ich tradycji.
Każdy
dzień był ich minimalną radością, bo chociaż nie odzywali się do siebie, bo
mieli ciche dni, to to wypełniało ich serca.
Chanyeol
czuł w środku dziwne uczucie. Nie wiedział co to jest, ale miał wrażenie, że
coś się stanie. Mogło mu się po prostu wydawać, ale to coś kuło go w serce i
nie dawało spokoju. Miał ochotę wyrzucić to z serca i nie czuć tego niepokoju.
Jednak to uczucie pozostało, więc w końcu Chanyeol postanowił je zignorować.
— Co
myślisz o śmierci? — zapytał pewnego razu Baekhyun, pijąc gorące kakało. W
kuchni paliła się żarówka z okapu, dając minimalne oświetlenie.
Park
zamarł, a jego dłoń zadrżała lekko.
— Szczerze
mówiąc nigdy o tym nie myślałem. Ale sądzę, że na każdego przyjdzie pora — z tym, że ja nigdy nie umrę. I tu tkwi zasadnicza różnica między nami, Baekhyun.
— Może
masz racje — przyznał Byun, po czym uśmiechnął się w swój uroczy sposób. —
Cieszmy się czasem.
Jesień
mijała leniwie, znów pełna herbaty malinowej, i tym razem kakało na chłodne
wieczory.
Uczucie
nie znikło. Nasilało się każdego dnia, a Chanyeol za każdym razem je ignorował.
— Muszę
wyjechać na parę dni — oznajmił Baek, zalany łzami. — Moja mama dzwoniła i
powiedziała, że tata jest chory. Muszę jechać.
— Pojadę z
tobą — Park przytulił do siebie zapłakanego i roztrzęsionego chłopaka.
— Zostań —
poprosił. — Nie ma sensu, żebyś tłukł się ze mną taki kawał drogi. Zostań i
przygotuj cos na mój powrót. Przez ciebie polubiłem ciepło, olbrzymie.
— Kocham
cię, wiesz?
— Już to
mówiłeś, Channie — Baek zaśmiał się przez łzy.
— Wiem,
ale mogę to mówić cały czas. Wiesz, że słowa nie wyrażają tego, co chcę
powiedzieć prawda?
— Słowa
tylko ubierają nasze uczucia, Chan. Bez słów nie mógłbyś mi powiedzieć jak
bardzo mnie kochasz. Lubię kiedy to mówisz. Ale muszę jechać. Kocham cię,
Channie.
Chanyeol pomógł
mu zapakować potrzebne rzeczy i zdążył mu nagadać, żeby uważał na siebie.
Baekhyun uśmiechał się nikle i zapewniał go, że wróci bezpiecznie.
Po
wyjeździe Byuna, Chanyeol czuł się nieswojo. Szukał sobie miejsca, ale nie mógł
go znaleźć. Niepokój, który towarzyszył mu od kilku dni, był nie do zniesienia.
Martwił się o Baekhyuna, to w końcu o niego chodziło.
Po dwóch
dniach jego telefon zadzwonił. Myślał, że to Baek, żeby poinformować go jak tam
u niego i w ogóle porozmawiać. Okazało się, że dzwoniła jego matka. Przez pięć
minut nie mogła nic wykrztusić, dławiła się łzami. Po plecach Chanyeola
przeszedł zimny dreszcz, chociaż kobieta jeszcze nic nie powiedziała. Jej słowa
zabiły Parka, wypruły ze wszystkiego, a pozostały tylko łzy, smutek i
zgorzkniałość.
Autobus, którym jechał Baekhyun miał
wypadek. Ślizga droga, opony nie były wymienione, pojazd wpadł w poślizg i nie
dość, że wpadł pod ciężarówkę, to przekoziołkował parę razy i wpadł na drzewo.
Nikt nie przeżył. Nikt. A w tym Baekhyun. Zadzwoniłam do ciebie, bo Baek miał
twój numer. Przyślę jego rzeczy. Trzymaj się, Chanyeol-ah. Nie wiem jak, ale
trzymaj się.
..::*::..
Łzy
płynęły z jego oczu, kapały na bransoletkę, którą trzymał w dłoniach i na
drewnianą podłogę. Czuł się tak pusto.
Co on
gada…
On był
pusty. Wszystko mu zabrano. Sam nie wiedział z jakiego powodu płakał: odejście
Baekhyuna czy też, że przez całą wieczność będzie musiał żyć ze świadomością,
że jedyny człowiek, którego pokochał odszedł. To bolało jak cholera, rana była
świeża. Własny dom Chanyeola nie wydawał się być taki pusty i obcy jak w tej
chwili.
Jego
szloch odbijał się od ścian, a deszcz uderzał mocno o szybę okienną. Niebo
jakby płakało wraz z nim, a on nie miał siły nawet otrzeć łez z policzków.
Rok i dwa
miesiące, wszystkie radosne chwile bolały mocniej niż dawały szczęście.
Baekhyun skończył się jak ulotna chwila, przeminęła.
Ale
Chanyeol uważał, że za szybko. Za szybko, przecież Byun miał jeszcze tyle przed
sobą! Tyle lat życia, tyle szczęścia! Chociaż Chanyeol wiedział, że będzie
musiał odejść przez długowiecznością, to przecież mógł sprawdzać co jakiś czas,
czy ma się dobrze. Teraz pozostała czarna pustka, zimna nieporównywalna do
niczego innego.
Zacisnął
mocniej palce na prezencie na ich rocznice.
Miłość to jak
istnieć…
Chanyeol w
tej chwili nie istniał. Choć oddychał, to jego serce zostało wyrwane i
brutalnie zdeptane. Zdeptane przez cholerną rzeczywistość i los życia.
Życie jest
zbyt delikatne… Zbyt delikatne…
A Chanyeol
nadal żył. Nadal żył i cierpiał. Miłość to piękne uczucie, ale równie parszywe.
Jak życie, które upływa, ale można je skrócić do minimalnego czasu. Miłość może
zniszczyć. Chociaż Park był obojętny, teraz umierał wewnętrznie.
Nigdy
nienawidził swojego długie życia jak teraz. Nigdy nie cierpiał jak teraz. Nigdy
nie płakał jak teraz.
Teraz
chciał dołączyć do Baekhyuna, Być przy nim i przytulić go do siebie. Poczuć
jego ciepło, usłyszeć jego głos, uroczy śmiech, wypić kubek malinowej, gorącej
herbaty. Chciał, aby te wszystkie ulotne chwile trwały wiecznie, a nie przez
krótki moment, dając później uczucie pustki i żalu. Zgorzkniałość wypchnęła
wszelkie uczucia, zostały te najgorsze, które niszczyły kogoś od środka.
Przeznaczeniem
Chanyeola było spotkać Byun Baekhyuna, który wywrócił jego życie do góry
nogami. Udało mu się to aż dwa razy. O jeden raz za dużo.
Siejąc w
sercu Parka miłość wszystko zmierzało ku dobrymi zakończeniowi – wiecie, happy
end, z ckliwymi scenami. Wszystko układało się jak należy, Chanyeol zapominał o
swoim dawnym życiu, skupiając się bardziej na Baekhyunie.
Jednak
drugi raz wywracając życie Chanyeola, zaprzepaściło wszystko, co stworzyli. Nie
mogło być szczęśliwego zakończenia – Baekhyun umarł, a Chanyeol został. Został
ze łzami i wspomnieniami. Z ranami na sercu i duszy. Jego serce spoczywało na
dnie duszy, w rozsypce i nikt nie miał prawa go posklejać. Chociaż Park był
pewien, że jeżeli komuś by to udało, to ta sklejanka byłaby krzywa i niepodobna
do oryginału. Byłaby kreaturą, która miała przypominać coś, co zepsuło się, a
ktoś usilnie by chciał to naprawić.
Jednak to
coś, co miałoby usilnie być jego sercem nadal by bolało, chociaż jeśli byłoby
by posklejane. Prawdziwa miłość jest tylko jedna, a Chanyeol odstawał od reszty
ludzi.
On mógł
tylko raz i prawdziwie pokochać.
A teraz
odczuwał tego skutki, jak mało kto. Ból z utraty kogoś bliskiego był
nieporównywalny do niczego innego. Nikt nie wiedział jak może się czuć, bo nikt
go nie znał. Nikt nie miał prawa go pocieszać, bo takie słowa tylko raniły
bardziej. Przypominały. Wspomnienia były przekleństwem, tak samo jak jego
długowieczność. Jak jego nieśmiertelność, która ciągnęła jego życie w
niekończącą się opowieść. Niekończącą, która była pełna samotności i z
niewielkim fragmentem miłości i rozpromieniała jej strony. Tylko, zastanówcie
się – chwile dobre będą trwać dłużej, czy złe?
Odpowiedź
jest banalnie prosta. Życie jest zbyt parszywe, aby było całe przepełnione
szczęściem. Było zbyt kruche – a Baekhyun jako człowiek był delikatny. Był jak
ulotna chwila. Wszystko miało mieć swój koniec.
Wszystko.
..::*::..
Minął
tydzień, miesiąc, a serce Chanyeola nadal krwawiło. Dom był pusty, bez
Baekhyuna wszystko wydawało się szare i nijakie. Bez barw i niczego.
Rzeczy Baekhyuna
piętrzyły się po domu, przywołując wspomnienia. Te, które były szczęśliwe,
teraz wydawały się najbardziej bolesne. Chanyeol nie mógł się pogodzić ze
śmiercią najukochańszej osoby – osoby, która przedarła się przez jego barierę i
osiedliła się w jego sercu.
Po długim
czasie zmusił się do otwarcia albumu. Sunął palcami po gładkiej powierzchni,
patrząc na beztroskie zdjęcia. Zdjęcia Baekhyuna i domu, który mienił się
podczas jego obecności. Dom był wtedy inny, herbata malinowa smakowała inaczej,
a zdjęcia nie miały takiej wartości, bo Baek był wtedy z nim, szczęśliwy i
żywy.
Oczy
Chanyeola stały się wilgotne i pełne łez. To tak kurewsko bolało… Jednak
przekartkował album jeszcze raz. Zatrzymało się na końcu.
Pierwsze
zdjęcie Baekhyuna. Pierwsze, które miał na aparacie. Chłopak stał z delikatnym
uśmiechem na tle rozbryzgujących się baniek mydlanych.
Baekhyun
był ulotny. Był jak chwila, piękna, która trwała, trwała jedynie prze krótki
moment. Piękny i delikatny. Kruchy. Przemijający.
Chanyeol
nie był ulotną chwilą, nie przemijał, stał w miejscu, kiedy inni biegli na
przód.
Życie było
zbyt kruche, zbyt ułomne i parszywe. Ludzie tracili je w każdej sekundzie i
każdego dnia. Tamtego dnia wypadło na Baekhyuna. Na chłopaka, który był
przeznaczony Chanyeolowi. To było to, wydarzenie, które było mu przypisane.
Baekhyun
był osobą dzięki której Park spojrzał za siebie i dostrzegł mniejsze rzeczy,
znalazł czas na miłość i szczęście. Był osobą, która pokochała go takim jakim
był, odkrywał wszystkie jego cechy, a jednocześnie nie odkryła go całkowicie.
Był osobą, która uświadomiła Chanyeola w miłości, wprowadziła go na tę drogę,
trwała przy nim. Był osobą, którą kochał, z którą chciał spędzić całe życie, a
może i wieczność. Był osobą, która dawała mu wspomnienia, która wzbudzała w nim
skrajne emocje. Był osobą, za którą cholernie tęsknił, był osobą, która
ulotniła się, był osobą, o którą o nic nie obwiniał.
Chanyeol
wiedział, że życie Byuna może skończyć się w każdej chwili. Mimo, że wiedział,
ból pozostał. Widzicie, drodzy Czytelnicy, czy też Ludzie, miłość to nie jest
łatwa sprawa. Nawet dla nieśmiertelnego człowieka. Ona właśnie dla takiej osoby
jest przekleństwem, bo czasami ludzie wierzą, że spotkają się z ukochanymi,
bliskimi gdzieś tam po drugiej stronie.
Chanyeol
należał to tych, którzy nie mogli ich ujrzeć po drugiej stronie.
Bo nie
mógł umrzeć.
Wraz z
westchnieniem, wraz z łzami, czas ruszył, a pisk opon, trąbienie samochodu był słyszalny z oddali.
Ulotne
chwile to życie.
Chanyeol
był długowieczny, ale i na niego przyszedł czas. Zawsze wszystko ma swój
koniec.
..::*::..
Wiesz, Chanyeol? Nie wiem czy słyszysz i czy
kiedykolwiek to znajdziesz, ale nagram to, okej? Nie wiem, to może zabrzmieć
jak list czy coś, ale chcę to powiedzieć. Chcę stworzyć kolejne wspomnienia,
które kocham. Każda chwila spędzona z tobą jest magiczna. Dziwne, prawda? W
sumie… Nie wiem jakim cudem jesteśmy razem. Nie to, ze nie chciałem, ale nigdy
nie wyobrażałem sobie takiego czegoś. Byłem odludkiem, wszyscy spoglądali na mnie
krzywo. Moja rodzina była wyjątkiem, no i oczywiście ty. Ty spojrzałeś na mnie
inaczej. Twoje oczy świeciły, uśmiechałeś się do mnie. To było miłe uczucie.
Kiedy wiesz, że ludzie patrzą na ciebie trochę „inaczej”, bo się maluję. Lubię
to, więc nigdy nie przestanę. W mojej skromnej opinii wyglądam dobrze z
eyelinerem, a tobie się podobam. Dlatego chętnie się maluję, ale bez przesady.
To dzięki tobie poczułem się w pełni wolny i szczęśliwy. Miłość do ciebie
zamiast wygasać, nasiliła się. Chociaż to tylko cztery miesiące mam wrażenie,
że mógłbym spędzić życie obok ciebie, nawet na werandzie. Nie czuję potrzeby
gdzieś jeździć, wystarczają mi chwilę w twoim domu, w parku, w salonie. Kocham
cię całym sobą, nie wyobrażam sobie życia bez ciebie. Te wszystkie chwile
napełniają mnie nieopisanym szczęściem, zawsze nie mogę się pozbierać do kupy,
gdy jestem obok ciebie. Może i wyglądam na opanowanego, ale we wnętrz ekscytuję
się jak dziecko na widok lizaka. Jesteś inny, wyjątkowy, kiedyś ci mówiłem, że
każdy człowiek ma wyjątkową cechę. Do tej pory nie wiem co w sobie masz, ale
mam nadzieję, że kiedyś odkryję tą tajemnicę. W końcu mam czas, pragnienie, że
chcę cię poznać jak najlepiej i kochać jak najmocniej. Wiem, że te słowa nic
nie znaczą, ale muszę to opowiedzieć. Słowa nie mogą opisać tego, co czuje, ale
w końcu służą do tego, aby mówić, prawda? Uwielbiam twój głos, nie mówiłem ci
tego, racja? Ale to dobrze, nie musisz wiedzieć. Może kiedyś ci powiem, ale na
razie wolę zachować to dla siebie. Twoje oczy… Ciemne i takie tajemnicze. Mam
wrażenie, że są w jakimś stopniu smutne. Channie, co jest? Ale są duże, trochę
wyglądasz przerażająco, kiedy je zmrużysz. W ogóle jesteś duży. Większy ode
mnie, trochę uwłaszcza mojej męskości, ale co tam. Ważne, że czuję się dobrze w
twoim towarzystwie. Twój charakter jest cudowny. Jesteś opiekuńczy, troskliwy…
Po prostu cudowny. Och, muszę kończyć prawić komplementy na twój temat, bo mnie
wołasz…
Ale nie zapomnij, że zawsze będę cię kochać,
Chanyeol. Zawsze i wszędzie, z każdego miejsca. Nie wiem kiedy się w tobie
zakochałem i mam nadzieję, że nie będę wiedzieć kiedy się w tobie odkocham.
Chcę być obok wiecznie, i wiecznie cię kochać.
Nie ważne co się stanie, ja kocham na zawsze
i myślę, że moje uczucia nie jest chwilą, która uleci i zostawi mnie samego.
Moja miłość jest stała i błagam, nie zapomnij o mnie. Kocham, kocham cię bardzo
mocno.
Twój Baekhyun.
Taśma się
skończyła, ale zanim zastała kompletna cisza dało się usłyszeć jego ciche
krzyki, mówiące, że już idzie i żeby się nie darł.
Uścisk w
żołądku i sercu. Nieprzyjemne kucie w
lewej stronie klatki piersiowej. Zimo i ciemność. Uczucia. To wszystko było
ogłuszające.
I wieczne.
Miłość
jest wieczna.
Pamiętajcie,
drodzy Czytelnicy.
Nawet nie wiem, co napisać, bo klawiatura mi się rozmazuje przed oczami. Kurcze! Jestem zbyt wrażliwa na takie smutne teksty, ale kocham angsty! Czytając tego oneshota miałam łzy w oczach i nie mogłam ich powstrzymać. Zaczęło się tak niewinnie. Chanyeol, jako wieczna istota, tułał się po świecie odtrącając ludzi aż w końcu spotkał Baekhyuna, który zmienił jego punkt widzenia. W sumie ich miłość od początku była skazana na nieszczęście. Chan żył, kochał, istniał ze świadomością, że jego prawdziwa miłość minie i on nie miał na to wpływu. Mógł jedynie cieszyć się z tych chwil zapominając o rzeczywistości. Niestety on nie może zaznać spokoju, bo Baek wypalił dziurę w jego sercu. Zostawił znamię na długi czas i pewnie Chanyeol będzie miał problem, by złagodzić ból. Tym bardziej, że pierwszy raz uległ sile uczuć. I jeszcze zakochał się w człowieku, którego uważał za słaby, nic nie warty element tego świata. Nawet nie wiesz, jak bardzo mi się podoba ten oneshot. Jest w moim stylu! Smutny, uczuciowy i z smutnym zakończeniem. Mam nadzieje, że wkrótce napiszesz kolejnego angsta, przez którego nie będę mogła powstrzymać łez.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam gorąco! :D
PS. Świetny soundtrack!
Nie wiem co napisać serio..
OdpowiedzUsuńDługo się zbierałam żeby to przeczytać ze względu na długość, ale jak już zaczęłam to nie mogłam się odciągnąć i nie chciałam żeby to się kończyło, chciałam żeby to trwało jeszcze dłużej. Z każdym opowiadaniem widzę, że jesteś coraz lepsza! Pomysły zawsze miałaś świetne, ale styl Twojego pisania jest coraz lepszy i jeszcze opisy, które uwielbia.! Nie umiem pisaćdługich komentarzy bo mam wrażenie, że co chwile powtarzam to samo xd ale teraz dodam jedno, że jak zaczynałam czytać Twojego bloga to z nastawieniem 'kolejna autoreczka pośród wielu blogów, które obserwuję', a teraz mam nastawienie 'jedna z moich ulubionych autorek, na której opowoadania czekam wręcz z utęsknieniem!'. Wiesz jak się czuje jak czytam Twoje ff? Szczerze? Chlerną zazdrość!!!!!!!!l xD ale taką zdrową zazsrość żeby nie było.. xD która mam nadzieję, że mnie zmotywuje! :D
Dziękuje Ci za to opowiadanie <3
Twoja wierna fanka ;p
Btw przepraszam za błędy w komentarzu, ale pisze z telefonu
http://cnbluestory.blogspot.com/?m=0
Omijałam pewne akapity. Sama nawet nie wiem czemu, ale doprowadziłaś mnie do płaczu i zastanawiam się czy Chany na końcu zginął, umarł,przestał istnieć?
OdpowiedzUsuńMam problemy z tym tematem. Z tematem końca życia. Boli, naprawdę.
Widzę w tym one shocie Twoje uczucia. Wykonałaś kawał dobrej roboty i nie zaprzestawaj tego robieni.