piątek, 7 listopada 2014

Immortal



Immortal, Baekyeol, au, angst, romans.

Ispiracja: Radzę przesłuchać tego. Myślę, że oddaje klimat opowiadania i dzięki temu powstał oneshot. <klik>
Uwagi: Niektóre słowa są specjalnie powtórzone.
A/N: Jeden z tych dłuższych tekstów w moim życiu. Omijając Gosposię część drugą (która miała prawie  8000 tys słów), to jest ten z dłuższych oneshotów. W Wordzie zajmuje on 17 stron. Jestem z niego dumna. Nie wiem dlaczego. Inspiracja przyszła nagle i niespodziewanie. Powstało to coś, co mnie rozpiera dumą. Nie wiem jak Wy, ale mnie się podoba. Ten tekst pisał się lekko, choć to angst. Moje życie zmieniło się o sto osiemdziesiąt stopni i pisanie komedii przychodzi mi z trudem. Teraz przerzucam się na angsty, choć i fuffa piszę. Teraz zapraszam Was do czytania tego oneshota. Dedykuję go po części IswedWolf, bo ona wysłuchiwała (lub czytała) moje jęczenia. Dziękuję jej też za okładkę i mojej siostrze. Obie są śliczne. Dziękuję Wam za to bardzo serdecznie. Oneshot dedykowany zażartym fanom Baekyeola, dla tych którzy kochają tą parę tak jak ja i może mocniej.
P.S. Kiedy czytałam komentarze pod epilogiem do ”This isn`t true” to mi się ciepło na sercu zrobiło. Nie wiedziałam, że Wam się to tak spodoba. I ten piąty komentarz, to nawet go nie zauważyłam, dopiero później. Jej, ja to mam szczęście. Dzięki, że jesteście i komentujecie.

 ..::*::..
(Okładkę zawdzięczam IswedWolf)
 ..::*::..
 
Życie jest zbyt krótkie, zbyt kruche, zbyt szare, a przede wszystkim zbyt słabe, aby utrzymać coś, co nie jest mocne.
Życie powinno mieć grube korzenie, powinno mieć w sobie magię, aby utrzymać wszystko na swoim miejscu, ludzie powinni zauważać pewne zmiany, powinni uszanować, zatrzymać się na chwilę i obejrzeć za siebie i sprawdzić, czy nie przeoczył czegoś ważnego. Czegoś, co mogło zmienić jego życie, czegoś przez co mógł biec dalej, bez przeszkód i bez trosk.
Życie jest zbyt kruche, zbyt monotonne, aby je zrozumieć. Jest zbyt oczywiste, życie zależy od nas samych. Od tego czy pijemy, palimy, bierzemy narkotyki, dbamy o swoje zdrowie, czy nawet w jakim środowisku żyjemy. Wszystkie czynniki nas zabijają, począwszy od obrzydliwego powietrza, którym na co dzień oddychamy, skończywszy na drzewach. Wystarczy, że zawadzisz o gałąź i już możesz leżeć martwy.
Chanyeol uważał istoty ludzki za słabe. Nieporównywalne do jego samego, za bardzo oczywiste i z wyuzdanymi potrzebami. Takie same, z takimi samymi poglądami, z identycznymi paranojami i strachem. Nie było w nich krzty oryginalności, inszości i czegoś, co mogło ich wyróżnić. Patrząc na wszystkie lata, w jego życiu przebrnęły setki takich samych ludzi, kiedy on odstawał od reszty. Nie zatrzymywał się, nie przywiązywał, lądował w różnych miejscach. Wędrował, patrzył jak świat zmienia się pod wpływem setek lat. Jak ludzie nie zmieniają poglądów, jak stoją w miejscu ze swoim głupim zdaniem, kiedy oni uważają za mądry i do którego muszą inni się przystosować. Życie toczyło się, a ludzie powinni je jakoś przeżyć, wnieść do niego paletę barw, upiększyć je, a oni uparcie stawali przy tym co było kiedyś. Zamiast zmienić coś we własnej egzystencji, oni szli według scenariusza, który był napisany przez ich przodków. Zamiast przeżyć je na kolorowo, zamiast żyć chwilą, oni martwili się, co pomyślą sobie inni.
Korea była kolejnym krajem w którym zawitał. Wrócił na stare śmieci, w końcu od tego miejsca zaczął  swą nieśmiertelną wędrówkę.
Zdmuchnął warstwę kurzu ze starego zdjęcia, które wisiało na ścianie. W domu piętrzyły się kłębki kurzu, drewniana podłoga też była pokryta warstwą brudu. Pajęczyny zwisały z sufitu i kłębiły się w kątach domu. Jednopiętrowy domek był zaniedbany, ale Park nie mógł mieć do nikogo pretensji. Przez parę lat był na innym kontynencie, więc było wiadome, że dom będzie brudny i zaniedbany. Chanyeol wiedział, że będzie musiał poświęć trochę czasu, aby go doprowadzić do porządku. Teraz praktycznie nie miał zajęcia, a więc mógł spokojnie zająć się tym na co musiał zwrócić uwagę.
Park Chanyeol nie wchodził w głębsze relacje z ludźmi. Wydawali mu się niepojęcie wkurzający, byli za słabi, a co najważniejsze – przemijali. Kiedy on pozostawał bez zmian, lidzie starzeli się, umierali i znów go zastawiali. Przez te lata nauczył się ignorować te istoty. Nauczył się żyć obojętnie, iść na przód i zostawiać wszystko, co raniło za sobą. Umiał zmieniać wszystko we własnym życiu, przez co kolejne sto lat, przeżywał inaczej. Musiał nauczyć się jak żyć, nikt mu nie powiedział, jak ma to zrobić. Nikt nie powiedział mu dlaczego znalazł się na Ziemi, dlaczego tułał się po świecie. Wszystko było owiane tajemnicą, i chociaż żył od stek, a nawet tysięcy lat, nie miał pojęcia o własnym istnieniu.
Nazywał się Park Chanyeol, miał dwadzieścia trzy lata – tego się trzymał. Tym razem był niezawodowym fotografem, który pracował na półetatu, robiąc zdjęcia, które i tak prawie nie były wykorzystywane. Pracował, dostawał za to pieniądze, więc nie interesował się tym, czy jego zdjęcia trafią do gazety, czy gdzieś indziej. Nie był tak próżny jak ludzie, którzy kierowali się pychą, chciwością i ludzką egoistycznością. Gdyby był człowiekiem, zapewne dążyłby, aby ktoś w końcu zauważył go i wypromował. On jednak nie czuł żadnej potrzeby związanej ze swoją pracą.
Był inny.
Jego uosobienie zmieniało się ciągle, ale zawsze pozostawała namiastka – nieufność wobec ludzi. Nie chciał i nigdy nie wchodził w żadne związki i nie robił nic w tym kierunku. On po prostu egzystował, nic więcej nie robił. Tuszował się każdego roku, każdej zimy, w każdym wieku. Był, ale nie zauważalny. Egzystował, choć był niczym duch.
Był obcy.
Od wieków wyróżniał się od szarych ludzi. Wyróżniał się długowiecznym życiem. Może wyglądał na normalnego człowieka, ale miał coś w swoim istnieniu, że trwał. Nie przemijał, nie umierał, żył.
Ludzie umierali każdego, dnia, miesiąca, roku. Ktoś umierał, ktoś się rodził. Ludzka natura, nic nie znacząca. Tak nas Pan Bóg stworzył, tak więc ma  być. Na każdego przyjdzie pora. Każdy ma swój początek, każdy ma swój koniec. Chanyeol nie miał początku, a koniec mógł nadejść w każdej chwili.
Nawet właśnie teraz, kiedy stał pośrodku salonu, mógł przestać istnieć. Mógł zniknąć. To było coś, co nawet czego on sam nie rozumiał. Wszystko składało się w jego życie, a jednocześnie odstawało. Potrzebował integracji z innymi, ale uparcie szedł samotnie. Nic chciał nikogo. Chciał mieć święty spokój i żyć jak dotychczas.
Jednak zawsze nadchodzi moment w którym twoje życie jest wywracane. Wywracane na drugą stronę. Moment, który zadecyduje czy obudzi się w tobie coś nowego i rozpromieni życie, czy zniszczy cię doszczętnie.
Chanyeol nigdy nie wierzył w nic, zawsze ignorował innych i sytuacje na zepsutym świecie. Nie wchodził w układy, bo myślał, że każdy człowiek ma zapisane przeznaczenie, na każdego coś czyha. Może to być coś dobrego, a może coś złego. Nie było różnicy, ale zawsze to coś nas dopadało.
Chanyeol też miał przeznaczenie.
Był człowiekiem jak inni, ale ktoś postanowił zlitować się nad nim i zatrzymać go w biegu, żeby zauważył co najważniejsze. Przez te tysiące lat, coś mu umykało. Z każdym kolejnym rokiem, jego istnienie było przedłużane, aby w końcu zauważył coś istotnego. Aby w końcu zorientował się o co może chodzić.

..::*::..

Poznając Byun Baekhyuna, jego życie znów się zmieniło.
Baekhyun był ruchliwym chłopakiem, gadatliwym i głupim. W mniemaniu Chanyeola. Nie zwracał uwagi na niego – uważał, że to jest kolejna osoba, która przemija, pojawia się w jego życiu chwilowo. Nic nieznacząca. Byun był chłopakiem, który przewijał mu się przed oczami, pałętał pod nogami, ale nigdy się nie odzywał.
Kolejna osoba, która przeżyje swoje lata i umrze jak każdy.
Jednak Baekhyun był specyficzny, zawsze pojawiał się gdzieś obok Chanyeola. Chłopak wydawał się, że ignoruje Parka. Że uważa go za kolejną osobę w parku, która przyszła wylegiwać się na słońcu, czy wyjść na spacer. Byun nie spoglądał w stronę Chanyeola ciekawsko, nie wytykał go placem, po prostu był.
Sam Park nie zwracał na niego większej uwagi. Może rzucał mu się w oczy ze specyficzną twarzą, z pomalowanymi oczami eyelinerem i niezwykłym stylem ubioru. To wszystko mogło wydawać się niezwykłe ludziom, bo Baekhyun był inny. Nie dla Chanyeola. Ignorował go, ale zawsze rzucał mu się w oczy ilekroć go widział.
Obaj żyli, obaj nie mieli nic wspólnego, ale jednak widzieli siebie nawzajem. Widzieli się: Chanyeol chłopaka z kredką na oczach, a Baekhyun mężczyznę z aparatem w ręce. Ale zawsze przychodzili do parku. Bo obaj mieli coś do zrobienia, a park był miejscem w którym ludzie przebywali w lato.
A Baekhyun i Chanyeol byli jednymi z nich, z różnymi drogami.

..::*::..

Pierwsza rozmowa odbyła się w parku, Chanyeol uchwycił moment jak bańka mydlana rozpryskuje się tworząc niepowtarzalny obraz w aparacie. Takie ulotne chwile były warte poświecenie, bo ulotny moment  jest najpiękniejszy, ale szybko przemija, pozostawiając po sobie pustkę i piękno.
W późniejszym czasie okazało się, że Baekhyun był taki jak ulotne chwile. Piękne, niepowtarzalne i warte czasu. Baekhyun był niezaprzeczalnie piękny. Ulotny i delikatny.
Lato był ciepłe, pomarańczowe niebo świadczyło o tym, że noc zbliżała się wielkim krokami. Dzieci biegały, staruszkowie przysiadali na ławkach, a bańki mydlane rozpraszały się w zielonym parku. Chanyeol siedział na krawędzi fontanny wsłuchując się w szum wody, w muzykę lecącą z głośnika – piękna, delikatna, na spokojne wieczory. Trzymał swój aparat w dłoniach i uchwycił momenty. Krótkie, parosekundowe. Nawet nie wiedzieć kiedy w polu jego aparatu pojawił się Baekhyun. Piękny, jak motyl stojący na tle baniek mydlanych. Chanyeol niewiele myśląc zrobił najpiękniejsze zdjęcie w tamten wieczór.
Muzyka przyjemnie ocieplała jego serce, a w brzuchu żołądek związał się w supeł, kiedy kocie i tak ciemne oczy Byuna spoczęły na nim. Jego serce zadudniło w klatce piersiowej, kiedy ich oczy się spotkały od wielu tygodni, jak uśmiech anioła jest tylko kierowany w jego stronę.   
 — Jesteś fotografem? — te dwa słowa, składające się w to pytanie, rozpoczęło nową historię.
— Tak — Chanyeol pokiwał głową i uśmiechnął się, nie chcąc wyjść na gbura. — Jednak to nic w porównaniu z innymi, wyżej postawionymi osobami. 
 Baekhyun uśmiechnął się, a wieczorny wiatr rozwiał jego włosy. Delikatny zapach perfum przyjemnie drażnił nozdrza Parka. Brzoskwinia miała cudowny zapach, była taka jak Byun.
Piękna i delikatna. Jak lato, które było wyjątkowo ciepłe i słoneczne. Park był wyjątkowy, zielony, wiatr łagodny i przyjemnie wchłaniał się w rozgrzaną skórę. 
Paląca potrzeba rozmowy, paląca potrzeba zobaczenia Baekhyuna i usłyszenia jego głosu, popchnęła Chanyeola do kolejnych wyjść do parku i do kolejnych zdjęć. Wszystko dookoła niego było nasycone szczęściem i ciepłem, ludzie w końcu zaczęli nabierać barw. W końcu Park zaczął dostrzegać w nich piękno, w końcu zaczął wypełniać swoje istnienie. W końcu zaczął czuć i budzić swoje serce do życia. 
Baekhyun zaczął być dla niego inspiracją.
— Wiesz, zawsze cię widziałem — powiedział pewnego razu Baekhyun, wpatrując się w zachodzące słońce. Leżeli na małym pagórku oblanym promieniami pomarańczowego słońca. — Zawsze byłeś w parku. Zawsze z aparatem w ręku. Masz coś sobie wyjątkowego.
— Mylisz się — Chanyeol odparował i przymknął powieki. — Nie jestem wyjątkowy. Jestem zwykły, z mnóstwem problemów i tak samo jak wszyscy, zwykły.
— Nie, Channie, każdy z nas ma wyjątkową cechę. Pamiętaj.
Baekhyun zawsze miał rację. Był mądry i spostrzegawczy. Zobaczył coś w Chanyeolu, coś czego inni nie dostrzegali. Ich znajomość była inna. Wszystko co robili było związane z nimi samymi. To coś, co ciągnęło ich do siebie, coś co trzymało ich blisko, chociaż gdyby jeden z nich chciał odejść.
Obaj byli różni, to fakt, ale przyciągali siebie jak dwa różne bieguny magnesu. Obaj nie otworzyli się jeszcze do końca dla samych siebie, ale mieli czas. Obaj poznawali się leniwie, nie spieszyli się, delektowali się każdą poznaną cechą i słodkim czasem, w którym ją odkryli.  
Dom Chanyeola był domem w którym przesiedzieli całą jesień. Siedzieli obaj na werandzie pijąc gorącą herbatę, spoglądając na kolorowe liście. 
 — Co myślisz, abym założył album ze zdjęciami? — zapytał pewnego razu Chanyeol, dziwiąc się z jaką łatwością przychodzi mu rozmowa z Byunem. Otworzył się dla niego.
— Myślę, że możesz coś takiego zrobić — Baekhyun wtulił się w przyduży sweter, który Park mu pożyczył. — Czas mija, życie ulatuje. 
Chanyeol chciał zapomnieć, że gdy Baek będzie się starzał, on pozostanie nadal młody. I że w pewnym momencie będzie musiał go zostawić. Sama myśl o tym sprawiała, że zapragnął mieć te parszywe życie, ale móc iść obok Baeka, aż do śmierci. Patrzeć na swoje twarze, które pokrywają się zmarszczkami. Jednak rzeczywistość była okrutniejsza.
Nadejdzie taki moment, że Chanyeol będzie musiał odejść.
Park robił zdjęcia. Kolorowych liści, nawet domu. Miał też takie, które głęboko zapadło mu w pamięć. Końcówka jesieni, gdzie Baekhyun spał na kanapie w jego domu, a jesienne słońce  wlewało się przez duże okna. Za długie rękawy białego swetra ukryły dłonie, słodka twarz była okolona czarnymi włosami. To zdjęcie było zrobione w niewiedzy Byuna, które skrupulatnie zapadło Chanyeolowi w pamięć.
Zima nie różniła się praktycznie niczym. Zmieniło się jednak coś, przez co Chanyeol tym bardziej nie chciał odejść – Baekhyun poczuł nagłe zapotrzebowanie do przytulania. Zawsze czuł ciepło, nawet jeśli Baek wychodził.  
Jego uczucia przeskakiwały na inny poziom, a on za to się karcił. Nie mógł się przywiązać.
Środek zimy był najbardziej lodowaty. Salon Chanyeola był miejscem, gdzie działy się różne rzeczy. Gwiazdy świeciły, ogień w kominku wydawały przyjemny trzask. Chanyeol i Baekhyun byli ściśnięci pod kocem, który dawał ciepło w tą mroźną noc. Wszystko wydawało się odległe, a jednak obaj czuli wzajemnie swoje ciała. Ich oddechy mieszały się ze sobą, kiedy miarowo oddychali. Gorący strumień drażnił ich szyje, a palce zaciskały się bardziej.
 — Wiesz, lubię zimę — Byun przerwał ciszę. — Lubię biały puch, lubię chłód. Ale najbardziej kocham twoje ciepło — jego policzki zaróżowiły się nieznacznie. Chanyeol przycisnął go jeszcze bardziej do siebie.
— Ty też jesteś ciepły, Baek.
— No i co z tego? — zapytał mniejszy. — Mieliśmy mówić o tobie, a zeszło na mnie.
Chanyeol zaśmiał się i kierowany impulsem pocałował Baekhyuna w nos. Policzki chłopka spłonęły czerwienią, a dłonie zaczęły delikatnie drżeć.
Podobne sytuacje zdarzały się coraz częściej, nieśmiałe pocałunki były zawsze w policzki, nos, czoło. Jednak żaden z nich nie odważył się na coś bardziej intymnego. Chanyeol ganił się za to co robił, ale te uczucia były silniejsze od jego zdrowego rozsądku.
W dzień Bożego Narodzenia wybrali się do parku. Niektóre tuje były przyozdobione lampkami i wesoło świeciły. Chanyeol westchnął cicho, zerkając ukradkiem na swojego towarzysza. Baekhyun był uśmiechnięty i promieniał. Święta zachwyciły Byuna, jak zdążył zauważyć Park. Z zachwytem patrzył na ozdoby świąteczne, wzdychając cicho pod nosem. W sumie Chanyeol nie dziwił się dlaczego tak Baekhyun reagował. Miasteczko prezentowało się zjawiskowo i majestatycznie. Noc była rozświetlana przez ozdoby i biały śnieg, który z kolei skrzypiał pod stopami.
— Wiesz, Channie, te święta są wyjątkowe — głos Byuna przebił się delikatnie przez natłok jego myśli.
— Dlaczego? — Chanyeol zapytał, przenosząc wzrok na mniejszego chłopaka.
— Bo spędzałem je zawsze sam. Teraz jesteś ze mną ty, dlatego czuję się szczęśliwy.
Park zatrzymał się i z niewielką nieśmiałością złapał Baekhyuna za rękę.
— Wiesz, ty też jesteś pierwszy, z którym spędzam święta. Niby to jest magiczny czas, ale jeśli spędzasz je samotnie, to traci cały urok. Baekhyun, jesteś wyjątkową osobą w moim życiu.  
Baek złapał go za policzki zimnymi dłońmi i pociągnął jego twarz w dół.
Pocałunek był słodki i delikatny. Wargi Byuna były miękkie i smakowały brzoskwiniami.
Jemioła wesoło mieniła się nad ich głowami.

..::*::..

Początek wiosny przyniósł lekką woń dzikości i namiętności.
Chanyeol przepalał w piecu, bo resztki zimy dały się we znaki. Baekhyun gdzieś urzędował, dlatego Park słyszał szuranie i jakieś ciężkie odgłosy. Chanyeol uśmiechnął się, po czym wstał z klęczek. Uśmiechnął się jeszcze szerzej, kiedy delikatne dłonie objęły go w pasie, a tors Baekhyuna przyległ do jego pleców.
— Czas na wiosenne porządki — oznajmił radośnie Baekhyun, drażniąc kark wyższego swoim gorącym oddechem.
— Nie chce mi się — Park postanowił podroczyć się z niskim brunetem.  Lubił patrzeć na jego delikatną twarz wykrzywioną w nieznacznej wściekłości. — Może jutro.
— Nie! — Byun zacisnął swoje ramiona mocniej przez co z ust Chanyeola wydobyło się jękniecie bólu. — Mamy to dzisiaj zrobić! Tobie się nic nie chce robić! — prychnął rozjuszany.
— No ej! — Chanyeol odwrócił się do niego przodem. — A kto rozpalił kominek?
— Bo było zimno, a ty zimna nie lubisz — Baek zaoponował, po czym bezceremonialnie wystawił mu język.
Chanyeol schylił się i chuchnął w twarz Byuna, aż ten zmarszczył nos. Chanyeol uśmiechnął się zadziornie.
— Mam ochotę na pewne porządki — mruknął nisko i nie czekając na odpowiedź mniejszego, wpił się w jego usta.
Pocałunek różnił się od innych. Był dziki i namiętny. Nie było w nim łagodności jak zazwyczaj, ssanie sobie warg, podgryzanie ich i zderzanie zębów było inszością w ich pokręconym związku.
Ich nagie skóry ocierały się o siebie, jęki wypełniały salon, a ciepło zmieniło się w gorączkę ich ciał. Zwinne dłonie błądziły po ciałach, delikatność, a zarazem namiętność rozchodziło się po ich ciałach.
Chanyeol wędrował dłońmi po gładkich udach, znaczył ciało Baekhyuna licznymi znakami. Poprzez to, pisał na jego wijącym się cieple, że jest jego. Szyby zaparowały poprzez atmosferę, a oddechy były chaotyczne, nierówne.
I moment, w którym ich ciała się zjednoczyły. Jęki Baekhyuna skrupulatnie zapadały Chanyeolowi w pamięć, czyniąc tą chwilę wyjątkową.
To wszystko było ulotną chwilą, przemijającą, dającą szczęście, piękną i niezdecydowaną.
Ulotne chwile mogą się powtarzać, ale zawsze są inne.
Są piękne, ale zawsze mają w sobie tą inszość.

..::*::..

Środek wiosny był ciepły i dawał kolejne wspomnienia. Zapach malinowej herbaty, drewna i brzoskwini. Wiosna dawała radość, że natura się budzi się do życia, dawała ukojenie, bo zieleń pokazywała się na drzewach. Dawała ciepło, kiedy słońce grzało. Śpiew ptaków był słyszalny w całym miasteczku.
Środek wiosny przeniósł tradycję jesieni - siedzenia na werandzie. Środek wiosny dawał miłość i szczęście. Dawał czas, a zarazem mijał. Chociaż wiosny się powtarzały, była zawsze ta jedna – najpiękniejsza i wyjątkowa.
Drewno zaskrzypiało, gdy Chanyeol szedł, aby usiąść w wynikowym krześle i popić letnią herbatę. Chciał popatrzeć na Baekhyuna, który ze skupieniem czytał książkę. Chwile, kiedy obaj siedzieli cicho, zaliczały się do monotonnych, ale na swój sposób pięknych.
Wszystko co robiło składało się w miłość. Chwile, jak te, w ciszy ze świergotem ptaków, zaliczały się do spokojnych dni. Dni, które były wypełnione spokojem i miłością. Obaj wiedzieli, że nie muszą mówić pięknych poematów, aby zdobyć szczęśliwy dzień. Właśnie udowadniali, że kochają się bez bezsensownych słów.
Chanyeol nie zapomniał o zdjęciach. Starannie je zbierał i wkładał do albumu. Jego ulubionymi były, gdzie występował Baekhyun. Zdjęcie, które zrobił jesienią, w zimę, kiedy malował się kredką, wiosną, kiedy wyrzucał ciuchy, kiedy słodko spał wtulony w koc przy gasnącym kominku w za dużym swetrze Chanyeola. Ten album powstał z myślą o miłości. O miłości, która rozwijała się każdego dnia, a oni na nowo się odkrywali.
Długowieczność Chanyeola poszła w niepamięć, zepchnięta przez uczucia.
Park zaczął doceniać ludzi, już nie wydawali się być tacy sztuczni. Zaczął dostrzegać małe rzeczy, które cieszyły najbardziej.
Chanyeol uwielbiał chwile przy gorącej herbacie. Uwielbiał chwile, kiedy mógł patrzeć na Baekhyuna do woli.
Uwielbiał te wszystkie ulotne chwile, które miały piękno, którego brakowało niejednemu długiemu filmowi.

..::*::..

Początek lata.
Smak waniliowych lodów na języku, promienie słońca i park.
Co roku w parku brzmiała muzyka, piski małych dzieci oraz staruszkowie.
Co roku Chanyeol w lato nie rozstawał się ze swoim aparatem. Z sercem wypełnionym szczęściem znów fotografował bańki mydlane. Baekhyun śmiał się z niego i robił za jego modela.
Kolejna ulotna chwila, która przemijała.
Lato było gorące i niosło za sobą wakacje. Radość z życia i chwile, które warto było zapamiętać,
Chanyeol i Baekhyun spędzali je w parku, oni dwaj stworzyli sobie własne wspomnienia i zwyczaje.
Zwyczajem było to, że spędzali jesień i wiosnę na werandzie domu Chanyeola, zimę wtuleni w siebie, a lato w parku, który jako tako ich połączył.
— Wiesz, że niedługo będzie nasza rocznica? — zapytał Byun, lustrując wodę z fontanny.
— Wiem — przyznał Chanyeol z uśmiechem na ustach. — To będzie nasz dzień, Baek.
— Kocham cię — powiedział Baekhyun, a na pełnych wargach Chana zagościł wielki uśmiech. — Kocham cię, chcę być przy tobie całą wieczność, móc przytulać cię cały czas i szeptać, że kocham cię najbardziej na świecie, całym sobą.
  Chanyeol odgarnął mu niesforne kosmyki z czoła, po czym pocałował go w to miejsce.
— Ja ciebie też, Byunbaek. I nawet nie wiesz jak bardzo chcę, aby twoje życzenie się spełniło.
Ulotne było to, że wyznali sobie miłość, ale ta chwila trwała cały czas – w ich pamięci. Dlatego ona różniła się od innych ulotnych chwili – nie przemijała, była stała. 
Data ich rocznicy nie była wiadoma, ale zdecydowali się, że będą ją obchodzić dwudziestego piątego lipca, bo wtedy wszystko się zaczęło. Niewinne pytanie dało nową historię, zrodziło miłość i udowodniło Chanyeolowi, że samotność jest zła. Baekhyun odmienił jego życie, wypełnił jego serce i duszę. Ukoił jego rozszarpane uczucia i dał mu możliwość zaznania szczęścia. Chanyeol był szczęśliwy.
Baekhyun był wyjątkowy. Wszystkie chwile z nim były ulotne, ale piękne. Każda sekunda spędzona w jego towarzystwie przyćmiewała fakt, że Chanyeol był długowieczny. Spychała to na najdalszy plan, zostawiała tylko radosne chwile i wspomnienia. Baekhyun był inny niż inni ludzie. To on dotarł do jego serca, nie zwracał uwagi na jego urodę, starał się dojrzeć jego wnętrze i pokochać go takim jaki jest. Park Chanyeol doceniał to i za to najbardziej go kochał. Nie za próżność, nie za urodę, ale za jego zachowanie – Byun czasem był nieporadny i niezdarny – za jego charakter.
Baekhyun był ulotny. Przemijał, a Chanyeol pozostawał. Chanyeol nie mógł umrzeć, a tym razem zapragnął mieć życie, iść i starzeć się z każdym rokiem. Długowieczność była tym razem jak przekleństwo, z którym musiał żyć. Ale nie wyobrażał sobie teraz życia bez Baeka, małego chłopca, który lubił narzekać na wszystko, ale koniec końców miękł pod wpływem pocałunków lub różnych słów. Baekhyun był sensem jego życia, a Chanyeol wiedział, że nadejdzie moment kiedy będzie musiał odejść. Nie mógł mu powiedzieć o swoim sekrecie, nie mógł pozostać przy jego boku.
Ale czego najbardziej się obawiał to zerwanie kontaktów. Sama myśl o tym nie dawała mu spokoju. Nie wyobrażał sobie, co będzie czuć Byun, kiedy go zostawi bez wyjaśnień. Każda myśl o tym bolała, a Chanyeol błagał, żeby mógł wiecznie żyć z Baekhyunem, mieć go na wyłączność i mówić mu cały czas, że go kocha.
To wszystko było piękne, ale miało swoje wady. Wszystko kiedyś się kończy, a życie Parka musiało trwać. Chociaż rok temu uważał, że życie jest zbyt krótkie, chciał je mieć i żyć z Byunem aż do śmierci. To nie mogło być możliwe.
Długowieczność Chanyeola stała się przekleństwem, a nie tak dawno temu była jeszcze błogosławieństwem.
Lecz spychając wszelkie troski na bok, nadszedł dzień rocznicy.
Od samego rana obaj chodzili rozpromienieni, nie ukrywali własnego szczęścia. Minął dokładnie rok odkąd się poznali. Każdego dnia, odkrywali kolejne cechy, kolejne zachowania i nawyki. Rok, który był pełen miłości i niewielkich sprzeczek. W każdym związku były większe i mniejsze kłótnie. Związek Chanyeola i Baekhyun różnił się od innych – pomimo, że byli różni w każdym aspekcie, rzadko się kłócili. Co najdziwniejsze, zgadzali się praktycznie we wszystkim, a jak nie to wywiązywały się lekkie sprzeczki.
Rocznie spędzali w parku. Tradycyjnie. Słońce świeciło, lekki wiatr przynosił zapach polnych kwiatów i delikatną woń róż. Woda z fontanny bluzgała wesoło, wydając dźwięki uderzanych kropel o betonową powierzchnie.
Piękny dzień, który oddawał ich szczęście. Siedzieli na ławce, trzymając się za ręce. Emocje rozpierały ich od środka, Chanyeol trzymał na kolanach aparat i uśmiechał się szeroko. Baekhyun oparł głowę na jego ramieniu, a na jego ustach błądził błogi uśmiech.
Rok. Ten czas minął szybko, każdy dzień, tydzień i miesiąc. Każda pora roku miała zapisane w sobie coś, co czyniło to wyjątkową chwilę. W każdym dniu było coś, co tworzyło wspomnienia. Nawet te kłótnie, które kończyły się godzeniem. Noce pełne namiętności, bez uroku, a dnie pełne miłości i czułości. Chwile wściekłości i gniewu. Chwile skrajnych uczuć, chwile namiętności, dzikości, miłości, lenistwa, spokoju. To wszystko składało się w nich – tą dwójkę. Pomimo, że obaj różnili się, jakimś sposobem odnaleźli się i pokochali. Rocznica – to było ich święto – święto, które było świętowane tylko przez nich, które dawało im szczęście i wyznaczało czas ile byli ze sobą.
Może rok wydawał się krótkim czasem w porównaniu z pięćdziesięcioma latami, ale dla nich ten krótki czas był magiczny.
Baekhyun wierzył, że na roku się nie skończy i będą ze sobą przez całe lata. Dla Chanyeola ten rok był szczęściem, które niedługo przestanie istnieć.
— Dzisiaj jest piękny dzień, prawda? — Baekhyun zadał pytanie, po czym uśmiechnął się szeroko. — Kocham cię, Chanyeol.
— Ja ciebie bardziej — większy drażnił się z nim uśmiechając się szeroko. — Też cię kocham, Baek. Nawet nie wiesz jak bardzo.
— Pff! — brunet prychnął. — Czuję się jak w tandetnej dramie. Ale wiesz? Nawet jeśli byłaby tandetna, nikt nie ma prawa mi odebrać mojego szczęścia. Stałeś się moim słońcem w pochmurne dni. Moje życie nabrało kolorów.
— A ty moją inspiracją — i jak dla potwierdzenia tych słów porwał w ręce aparat i ze śmiechem cyknął zdjęcie Baekhyunowi. Kolejne zdjęcie, które trafiło do albumu.
— Ej! Dlaczego robisz mi zdjęcia, kiedy ja nie chcę?
— Bo cię kocham? Oj, Baek, nie dąsaj się. Jesteś uroczy, ładnie na zdjęciach wychodzisz. Poza tym kocham patrzeć na ciebie, niezależnie czy jesteś na zdjęciu czy w rzeczywistości. Chociaż wolę sposób, gdzie mogę cię dotknąć.
Policzki Baekhyuna zarumieniły się delikatnie. Ten dzień zdecydowanie należał do tych bardziej wyjątkowych.
Noc przyszła szybko. Letnie powietrze przedzierało się przez zasłony, które falowały pod wpływem podmuchów.
Chanyeol trzymał w dłoniach bransoletkę i patrzył jak twarz Byuna zamiera w zdumieniu. Uśmiechnął się zniewalająco, po czym wsunął ją w dłonie nadal zaszokowanego chłopaka.
— Myślałeś, że niczego dla ciebie nie mam? — zapytał i odgarnął mu włosy z czoła. — Chciałem to zrobić w noc, bo w sumie nie wiem. Po prostu chciałem.
— Ale, Channie… Skąd ty to wziąłeś?
— O to się nie martw — Park oznajmił. — To jest prezent ode mnie i nie ma zwrotu. Mam taką samą, tyle z innym napisem.
Letnie powietrze muskało nagą skórę Baekhyuna, jęki znów wypełniły salon, a na ustach gościły ich imiona, i słowa ,,kocham cię”. Drżenie ciał, miękkie struktury skóry pod palcami, wiatr, lekkie powiewanie firanek na wietrze.
Bransoletki cicho szeleściły, zdobiące ich nadgarstki.
To love is to live.
Love is to exist.

..::*::..

I znów początek jesieni.
Kolorowe liście opadały, a Baekhyun siedział na werandzie z kubkiem w dłoni pełnym gorącej herbaty. Chanyeol skrzętnie robił zdjęcia, ostatnio domu, gdzie tylko się dało. Miał werandy, która była jedną częścią domu, która tak bardzo przypominała mu Baekhyuna i stała się miejscem ich tradycji.
Każdy dzień był ich minimalną radością, bo chociaż nie odzywali się do siebie, bo mieli ciche dni, to to wypełniało ich serca.
Chanyeol czuł w środku dziwne uczucie. Nie wiedział co to jest, ale miał wrażenie, że coś się stanie. Mogło mu się po prostu wydawać, ale to coś kuło go w serce i nie dawało spokoju. Miał ochotę wyrzucić to z serca i nie czuć tego niepokoju. Jednak to uczucie pozostało, więc w końcu Chanyeol postanowił je zignorować.
— Co myślisz o śmierci? — zapytał pewnego razu Baekhyun, pijąc gorące kakało. W kuchni paliła się żarówka z okapu, dając minimalne oświetlenie.
Park zamarł, a jego dłoń zadrżała lekko.
— Szczerze mówiąc nigdy o tym nie myślałem. Ale sądzę, że na każdego przyjdzie pora — z tym, że ja nigdy nie umrę. I tu tkwi  zasadnicza różnica między nami, Baekhyun.
— Może masz racje — przyznał Byun, po czym uśmiechnął się w swój uroczy sposób. — Cieszmy się czasem.
Jesień mijała leniwie, znów pełna herbaty malinowej, i tym razem kakało na chłodne wieczory.
Uczucie nie znikło. Nasilało się każdego dnia, a Chanyeol za każdym razem je ignorował.
— Muszę wyjechać na parę dni — oznajmił Baek, zalany łzami. — Moja mama dzwoniła i powiedziała, że tata jest chory. Muszę jechać.
— Pojadę z tobą — Park przytulił do siebie zapłakanego i roztrzęsionego chłopaka.
— Zostań — poprosił. — Nie ma sensu, żebyś tłukł się ze mną taki kawał drogi. Zostań i przygotuj cos na mój powrót. Przez ciebie polubiłem ciepło, olbrzymie.
— Kocham cię, wiesz?
— Już to mówiłeś, Channie — Baek zaśmiał się przez łzy.
— Wiem, ale mogę to mówić cały czas. Wiesz, że słowa nie wyrażają tego, co chcę powiedzieć prawda?
— Słowa tylko ubierają nasze uczucia, Chan. Bez słów nie mógłbyś mi powiedzieć jak bardzo mnie kochasz. Lubię kiedy to mówisz. Ale muszę jechać. Kocham cię, Channie.
Chanyeol pomógł mu zapakować potrzebne rzeczy i zdążył mu nagadać, żeby uważał na siebie. Baekhyun uśmiechał się nikle i zapewniał go, że wróci bezpiecznie.
Po wyjeździe Byuna, Chanyeol czuł się nieswojo. Szukał sobie miejsca, ale nie mógł go znaleźć. Niepokój, który towarzyszył mu od kilku dni, był nie do zniesienia. Martwił się o Baekhyuna, to w końcu o niego chodziło.
Po dwóch dniach jego telefon zadzwonił. Myślał, że to Baek, żeby poinformować go jak tam u niego i w ogóle porozmawiać. Okazało się, że dzwoniła jego matka. Przez pięć minut nie mogła nic wykrztusić, dławiła się łzami. Po plecach Chanyeola przeszedł zimny dreszcz, chociaż kobieta jeszcze nic nie powiedziała. Jej słowa zabiły Parka, wypruły ze wszystkiego, a pozostały tylko łzy, smutek i zgorzkniałość.
Autobus, którym jechał Baekhyun miał wypadek. Ślizga droga, opony nie były wymienione, pojazd wpadł w poślizg i nie dość, że wpadł pod ciężarówkę, to przekoziołkował parę razy i wpadł na drzewo. Nikt nie przeżył. Nikt. A w tym Baekhyun. Zadzwoniłam do ciebie, bo Baek miał twój numer. Przyślę jego rzeczy. Trzymaj się, Chanyeol-ah. Nie wiem jak, ale trzymaj się.        

..::*::..

Łzy płynęły z jego oczu, kapały na bransoletkę, którą trzymał w dłoniach i na drewnianą podłogę. Czuł się tak pusto.
Co on gada…
On był pusty. Wszystko mu zabrano. Sam nie wiedział z jakiego powodu płakał: odejście Baekhyuna czy też, że przez całą wieczność będzie musiał żyć ze świadomością, że jedyny człowiek, którego pokochał odszedł. To bolało jak cholera, rana była świeża. Własny dom Chanyeola nie wydawał się być taki pusty i obcy jak w tej chwili.
Jego szloch odbijał się od ścian, a deszcz uderzał mocno o szybę okienną. Niebo jakby płakało wraz z nim, a on nie miał siły nawet otrzeć łez z policzków.
Rok i dwa miesiące, wszystkie radosne chwile bolały mocniej niż dawały szczęście. Baekhyun skończył się jak ulotna chwila, przeminęła.
Ale Chanyeol uważał, że za szybko. Za szybko, przecież Byun miał jeszcze tyle przed sobą! Tyle lat życia, tyle szczęścia! Chociaż Chanyeol wiedział, że będzie musiał odejść przez długowiecznością, to przecież mógł sprawdzać co jakiś czas, czy ma się dobrze. Teraz pozostała czarna pustka, zimna nieporównywalna do niczego innego.
Zacisnął mocniej palce na prezencie na ich rocznice.
Miłość to jak istnieć…   
Chanyeol w tej chwili nie istniał. Choć oddychał, to jego serce zostało wyrwane i brutalnie zdeptane. Zdeptane przez cholerną rzeczywistość i los życia.
Życie jest zbyt delikatne… Zbyt delikatne…
A Chanyeol nadal żył. Nadal żył i cierpiał. Miłość to piękne uczucie, ale równie parszywe. Jak życie, które upływa, ale można je skrócić do minimalnego czasu. Miłość może zniszczyć. Chociaż Park był obojętny, teraz umierał wewnętrznie.
Nigdy nienawidził swojego długie życia jak teraz. Nigdy nie cierpiał jak teraz. Nigdy nie płakał jak teraz.
Teraz chciał dołączyć do Baekhyuna, Być przy nim i przytulić go do siebie. Poczuć jego ciepło, usłyszeć jego głos, uroczy śmiech, wypić kubek malinowej, gorącej herbaty. Chciał, aby te wszystkie ulotne chwile trwały wiecznie, a nie przez krótki moment, dając później uczucie pustki i żalu. Zgorzkniałość wypchnęła wszelkie uczucia, zostały te najgorsze, które niszczyły kogoś od środka.
Przeznaczeniem Chanyeola było spotkać Byun Baekhyuna, który wywrócił jego życie do góry nogami. Udało mu się to aż dwa razy. O jeden raz za dużo.
Siejąc w sercu Parka miłość wszystko zmierzało ku dobrymi zakończeniowi – wiecie, happy end, z ckliwymi scenami. Wszystko układało się jak należy, Chanyeol zapominał o swoim dawnym życiu, skupiając się bardziej na Baekhyunie.
Jednak drugi raz wywracając życie Chanyeola, zaprzepaściło wszystko, co stworzyli. Nie mogło być szczęśliwego zakończenia – Baekhyun umarł, a Chanyeol został. Został ze łzami i wspomnieniami. Z ranami na sercu i duszy. Jego serce spoczywało na dnie duszy, w rozsypce i nikt nie miał prawa go posklejać. Chociaż Park był pewien, że jeżeli komuś by to udało, to ta sklejanka byłaby krzywa i niepodobna do oryginału. Byłaby kreaturą, która miała przypominać coś, co zepsuło się, a ktoś usilnie by chciał to naprawić.
Jednak to coś, co miałoby usilnie być jego sercem nadal by bolało, chociaż jeśli byłoby by posklejane. Prawdziwa miłość jest tylko jedna, a Chanyeol odstawał od reszty ludzi.
On mógł tylko raz i prawdziwie pokochać.
A teraz odczuwał tego skutki, jak mało kto. Ból z utraty kogoś bliskiego był nieporównywalny do niczego innego. Nikt nie wiedział jak może się czuć, bo nikt go nie znał. Nikt nie miał prawa go pocieszać, bo takie słowa tylko raniły bardziej. Przypominały. Wspomnienia były przekleństwem, tak samo jak jego długowieczność. Jak jego nieśmiertelność, która ciągnęła jego życie w niekończącą się opowieść. Niekończącą, która była pełna samotności i z niewielkim fragmentem miłości i rozpromieniała jej strony. Tylko, zastanówcie się – chwile dobre będą trwać dłużej, czy złe?
Odpowiedź jest banalnie prosta. Życie jest zbyt parszywe, aby było całe przepełnione szczęściem. Było zbyt kruche – a Baekhyun jako człowiek był delikatny. Był jak ulotna chwila. Wszystko miało mieć swój koniec.
Wszystko.

..::*::..

Minął tydzień, miesiąc, a serce Chanyeola nadal krwawiło. Dom był pusty, bez Baekhyuna wszystko wydawało się szare i nijakie. Bez barw i niczego.
Rzeczy Baekhyuna piętrzyły się po domu, przywołując wspomnienia. Te, które były szczęśliwe, teraz wydawały się najbardziej bolesne. Chanyeol nie mógł się pogodzić ze śmiercią najukochańszej osoby – osoby, która przedarła się przez jego barierę i osiedliła się w jego sercu.
Po długim czasie zmusił się do otwarcia albumu. Sunął palcami po gładkiej powierzchni, patrząc na beztroskie zdjęcia. Zdjęcia Baekhyuna i domu, który mienił się podczas jego obecności. Dom był wtedy inny, herbata malinowa smakowała inaczej, a zdjęcia nie miały takiej wartości, bo Baek był wtedy z nim, szczęśliwy i żywy.
Oczy Chanyeola stały się wilgotne i pełne łez. To tak kurewsko bolało… Jednak przekartkował album jeszcze raz. Zatrzymało się na końcu.
Pierwsze zdjęcie Baekhyuna. Pierwsze, które miał na aparacie. Chłopak stał z delikatnym uśmiechem na tle rozbryzgujących się baniek mydlanych.
Baekhyun był ulotny. Był jak chwila, piękna, która trwała, trwała jedynie prze krótki moment. Piękny i delikatny. Kruchy. Przemijający.
Chanyeol nie był ulotną chwilą, nie przemijał, stał w miejscu, kiedy inni biegli na przód.
Życie było zbyt kruche, zbyt ułomne i parszywe. Ludzie tracili je w każdej sekundzie i każdego dnia. Tamtego dnia wypadło na Baekhyuna. Na chłopaka, który był przeznaczony Chanyeolowi. To było to, wydarzenie, które było mu przypisane.
Baekhyun był osobą dzięki której Park spojrzał za siebie i dostrzegł mniejsze rzeczy, znalazł czas na miłość i szczęście. Był osobą, która pokochała go takim jakim był, odkrywał wszystkie jego cechy, a jednocześnie nie odkryła go całkowicie. Był osobą, która uświadomiła Chanyeola w miłości, wprowadziła go na tę drogę, trwała przy nim. Był osobą, którą kochał, z którą chciał spędzić całe życie, a może i wieczność. Był osobą, która dawała mu wspomnienia, która wzbudzała w nim skrajne emocje. Był osobą, za którą cholernie tęsknił, był osobą, która ulotniła się, był osobą, o którą o nic nie obwiniał.
Chanyeol wiedział, że życie Byuna może skończyć się w każdej chwili. Mimo, że wiedział, ból pozostał. Widzicie, drodzy Czytelnicy, czy też Ludzie, miłość to nie jest łatwa sprawa. Nawet dla nieśmiertelnego człowieka. Ona właśnie dla takiej osoby jest przekleństwem, bo czasami ludzie wierzą, że spotkają się z ukochanymi, bliskimi gdzieś tam po drugiej stronie.
Chanyeol należał to tych, którzy nie mogli ich ujrzeć po drugiej stronie.
Bo nie mógł umrzeć.
Wraz z westchnieniem, wraz z łzami, czas ruszył, a pisk opon, trąbienie samochodu  był słyszalny z oddali.
Ulotne chwile to życie.
Chanyeol był długowieczny, ale i na niego przyszedł czas. Zawsze wszystko ma swój koniec.

..::*::..

Wiesz, Chanyeol? Nie wiem czy słyszysz i czy kiedykolwiek to znajdziesz, ale nagram to, okej? Nie wiem, to może zabrzmieć jak list czy coś, ale chcę to powiedzieć. Chcę stworzyć kolejne wspomnienia, które kocham. Każda chwila spędzona z tobą jest magiczna. Dziwne, prawda? W sumie… Nie wiem jakim cudem jesteśmy razem. Nie to, ze nie chciałem, ale nigdy nie wyobrażałem sobie takiego czegoś. Byłem odludkiem, wszyscy spoglądali na mnie krzywo. Moja rodzina była wyjątkiem, no i oczywiście ty. Ty spojrzałeś na mnie inaczej. Twoje oczy świeciły, uśmiechałeś się do mnie. To było miłe uczucie. Kiedy wiesz, że ludzie patrzą na ciebie trochę „inaczej”, bo się maluję. Lubię to, więc nigdy nie przestanę. W mojej skromnej opinii wyglądam dobrze z eyelinerem, a tobie się podobam. Dlatego chętnie się maluję, ale bez przesady. To dzięki tobie poczułem się w pełni wolny i szczęśliwy. Miłość do ciebie zamiast wygasać, nasiliła się. Chociaż to tylko cztery miesiące mam wrażenie, że mógłbym spędzić życie obok ciebie, nawet na werandzie. Nie czuję potrzeby gdzieś jeździć, wystarczają mi chwilę w twoim domu, w parku, w salonie. Kocham cię całym sobą, nie wyobrażam sobie życia bez ciebie. Te wszystkie chwile napełniają mnie nieopisanym szczęściem, zawsze nie mogę się pozbierać do kupy, gdy jestem obok ciebie. Może i wyglądam na opanowanego, ale we wnętrz ekscytuję się jak dziecko na widok lizaka. Jesteś inny, wyjątkowy, kiedyś ci mówiłem, że każdy człowiek ma wyjątkową cechę. Do tej pory nie wiem co w sobie masz, ale mam nadzieję, że kiedyś odkryję tą tajemnicę. W końcu mam czas, pragnienie, że chcę cię poznać jak najlepiej i kochać jak najmocniej. Wiem, że te słowa nic nie znaczą, ale muszę to opowiedzieć. Słowa nie mogą opisać tego, co czuje, ale w końcu służą do tego, aby mówić, prawda? Uwielbiam twój głos, nie mówiłem ci tego, racja? Ale to dobrze, nie musisz wiedzieć. Może kiedyś ci powiem, ale na razie wolę zachować to dla siebie. Twoje oczy… Ciemne i takie tajemnicze. Mam wrażenie, że są w jakimś stopniu smutne. Channie, co jest? Ale są duże, trochę wyglądasz przerażająco, kiedy je zmrużysz. W ogóle jesteś duży. Większy ode mnie, trochę uwłaszcza mojej męskości, ale co tam. Ważne, że czuję się dobrze w twoim towarzystwie. Twój charakter jest cudowny. Jesteś opiekuńczy, troskliwy… Po prostu cudowny. Och, muszę kończyć prawić komplementy na twój temat, bo mnie wołasz…
Ale nie zapomnij, że zawsze będę cię kochać, Chanyeol. Zawsze i wszędzie, z każdego miejsca. Nie wiem kiedy się w tobie zakochałem i mam nadzieję, że nie będę wiedzieć kiedy się w tobie odkocham. Chcę być obok wiecznie, i wiecznie cię kochać.
Nie ważne co się stanie, ja kocham na zawsze i myślę, że moje uczucia nie jest chwilą, która uleci i zostawi mnie samego. Moja miłość jest stała i błagam, nie zapomnij o mnie. Kocham, kocham cię bardzo mocno.
Twój Baekhyun.
Taśma się skończyła, ale zanim zastała kompletna cisza dało się usłyszeć jego ciche krzyki, mówiące, że już idzie i żeby się nie darł.
Uścisk w żołądku i  sercu. Nieprzyjemne kucie w lewej stronie klatki piersiowej. Zimo i ciemność. Uczucia. To wszystko było ogłuszające.
I wieczne.
Miłość jest wieczna.
Pamiętajcie, drodzy Czytelnicy.

3 komentarze:

  1. Nawet nie wiem, co napisać, bo klawiatura mi się rozmazuje przed oczami. Kurcze! Jestem zbyt wrażliwa na takie smutne teksty, ale kocham angsty! Czytając tego oneshota miałam łzy w oczach i nie mogłam ich powstrzymać. Zaczęło się tak niewinnie. Chanyeol, jako wieczna istota, tułał się po świecie odtrącając ludzi aż w końcu spotkał Baekhyuna, który zmienił jego punkt widzenia. W sumie ich miłość od początku była skazana na nieszczęście. Chan żył, kochał, istniał ze świadomością, że jego prawdziwa miłość minie i on nie miał na to wpływu. Mógł jedynie cieszyć się z tych chwil zapominając o rzeczywistości. Niestety on nie może zaznać spokoju, bo Baek wypalił dziurę w jego sercu. Zostawił znamię na długi czas i pewnie Chanyeol będzie miał problem, by złagodzić ból. Tym bardziej, że pierwszy raz uległ sile uczuć. I jeszcze zakochał się w człowieku, którego uważał za słaby, nic nie warty element tego świata. Nawet nie wiesz, jak bardzo mi się podoba ten oneshot. Jest w moim stylu! Smutny, uczuciowy i z smutnym zakończeniem. Mam nadzieje, że wkrótce napiszesz kolejnego angsta, przez którego nie będę mogła powstrzymać łez.
    Pozdrawiam gorąco! :D
    PS. Świetny soundtrack!

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie wiem co napisać serio..
    Długo się zbierałam żeby to przeczytać ze względu na długość, ale jak już zaczęłam to nie mogłam się odciągnąć i nie chciałam żeby to się kończyło, chciałam żeby to trwało jeszcze dłużej. Z każdym opowiadaniem widzę, że jesteś coraz lepsza! Pomysły zawsze miałaś świetne, ale styl Twojego pisania jest coraz lepszy i jeszcze opisy, które uwielbia.! Nie umiem pisaćdługich komentarzy bo mam wrażenie, że co chwile powtarzam to samo xd ale teraz dodam jedno, że jak zaczynałam czytać Twojego bloga to z nastawieniem 'kolejna autoreczka pośród wielu blogów, które obserwuję', a teraz mam nastawienie 'jedna z moich ulubionych autorek, na której opowoadania czekam wręcz z utęsknieniem!'. Wiesz jak się czuje jak czytam Twoje ff? Szczerze? Chlerną zazdrość!!!!!!!!l xD ale taką zdrową zazsrość żeby nie było.. xD która mam nadzieję, że mnie zmotywuje! :D
    Dziękuje Ci za to opowiadanie <3
    Twoja wierna fanka ;p
    Btw przepraszam za błędy w komentarzu, ale pisze z telefonu

    http://cnbluestory.blogspot.com/?m=0

    OdpowiedzUsuń
  3. Omijałam pewne akapity. Sama nawet nie wiem czemu, ale doprowadziłaś mnie do płaczu i zastanawiam się czy Chany na końcu zginął, umarł,przestał istnieć?
    Mam problemy z tym tematem. Z tematem końca życia. Boli, naprawdę.
    Widzę w tym one shocie Twoje uczucia. Wykonałaś kawał dobrej roboty i nie zaprzestawaj tego robieni.

    OdpowiedzUsuń

Theme by Ally | Panda Graphics | Credit x