PROSZĘ
SKONSULTOWAĆ SIĘ Z LEKARZEM PRZED PRZECZYTANIEM TEGO. NIE ODPOWIADAM ZA
ROZWALENIE WASZEGO MÓZGU PRZEZ GŁUPOTĘ JAKĄ TU WYPISUJĘ.
(ps. naprawdę, w
tym odpowiadaniu pobijam rekordy z przekleństwami, przepraszam)
I WIEM, ŻE TO
ODBIEGA OD RZECZYWISTOŚCI, JA TO WIEM.
Y O U N G J A E
Zapowietrzyłem
się.
Normalnie
się, kurwa zapowietrzyłem i ja sam nawet czułem, że brakuje mi powietrza.
Im Jaebum
właśnie w tej chwili paradował przede mną na GOLASA Z KRÓLICZYMI USZAMI NA
GŁOWIE.
Skąd on to
w ogóle wytrzasnął? Pokręciłem głową. Nie, w jaki sposób on wpadł na taki
pomysł? Co, ćwiczył jakąś rolę? Czy może chciał mnie zdenerwować jeszcze
bardziej? A może upokorzyć?
Kiedy
poczułem, że wracam do normalności z kolorem na twarzy, wyciągnąłem telefon z
kieszeni i wybrałem numer do Yugyeoma. Nie musiałem długo czekać, bo odebrał po
pierwszym sygnale.
— Masz
jakiś numer do psychiatry? — zapytałem, nawet nie siląc się na odpowiednie
przywitanie.
— Co? —
głos mojego przyjaciela pokazywał na to, że to ja powinienem się przejść do
psychiatry.
— Pytam się
czy masz numer do psychiatry czy może muszę zadzwonić po karetkę —
odpowiedziałem spokojnie, chociaż w środku mnie zaczęło się gotować, kiedy mój
współlokator zaczął iść w moim kierunku tanecznym krokiem.
Ja
pierdole, z kim ja żyję? On naprawdę nie ma co robić? Wyglądał komicznie z tymi
uszami, ale o ciele nie mogłem dyskutować. Góra powodowała śmiech, jednak dół…
cóż. Niczego sobie, bym powiedział.
ALE.
To nie
czas na takie myśli, Jaebum oszalał i muszę zdobyć jakiś numer do psychiatryka,
tak.
— Hyung,
ty się dobrze czujesz? — w jego głosie nie było grama zmartwienia, tylko
irytujące rozbawienie. Co za mały… Nigdy więcej nie kupię mu słodyczy. N i g d
y.
— Sam go
zdobędę, wypchaj się — warknąłem do słuchawki, ale zanim zdążyłem się rozłączyć
usłyszałem jego dziki śmiech. Zero słodyczy, bachorze, pomyślałem.
Jaebum
podszedł do mnie i uśmiechnął się uroczo. Powstrzymałem się od wybuchnięcia
śmiechem prosto w jego przystojną gębę, co było trudne do zrobienia. Jak to
możliwe, że ktoś taki jak on zniżył się do takiego poziomu? Czy on się cofał w
rozwoju czy co?
— Jaebum,
wszystko będzie dobrze, zadzwonię po dobrego lekarza i wrócisz do normalności,
okej? — powiedziałem, po czym położyłem swoją dłoń na jego nagim ramieniu.
No dobra…
Kiedy stanął tak blisko mnie trudno było mi nie patrzeć w dół. Był nago. N a g
o. Niecodziennie się zdarza okazja do obczajenia ciała swojego współlokatora.
Mogłem go teraz bezkarnie doglądnąć, jednak jakoś nie mogłem. Wolałbym chyba w
innych okolicznościach.
Ohoho,
stop, Youngjae. O czym ty myślisz?
— Jakiego
lekarza, ja się dobrze czuję — odpowiedział mi, jeszcze szerzej się
uśmiechając.
Cmoknąłem
i zlustrowałem go od góry do dołu. No co? Ciekawość zwyciężyła, okej? Jestem
tylko młodym chłopakiem, który nie jest ostatnio w najlepszej formie. Mogę
przynajmniej nacieszyć oczy, co nie?
— Na
pewno? — zapytałem, łapiąc za jedno królicze ucho. — Wydawało mi się, że jesteś
typem chłopaka, który nosi skórzane kurtki i podarte jeansy zamiast tego —
pociągnąłem go, a ten przez moją siłę pochylił się w moją stronę. Był wyższy
ode mnie i większy, przez co teraz czułem się taki mały. Może nie powinienem go
ciągnąć?
Cholera,
ja zawsze mam dylematy. Gdzie się podziała moja osobowość miłego chłopaka?
Halo, poszukuję zguby, oddajcie mi ją. Ja chcę wrócić do swojej pierworodnej
wersji!
—
Stwierdziłem, że się nada, bo plan opierał się na samym byciu nagim —
odpowiedział mi, a ja zmarszczyłem brwi.
— Ten
pierwszy plan brzmi lepiej od tego co teraz widzę — burknąłem, znów ciągnąć go
za to cholerne uszko.
— Czy ja
wiem — Jaebum znów wykrzywił te swoje cholernie seksowne usteczka w
półuśmiechu. — Przynajmniej odwróciłem twoją uwagę.
— Że niby
od czego?
Poruszył
sugestywnie brwiami, a ja poczułem jak moje policzki oblewa soczysty rumieniec.
— Boże! —
warknąłem, tym razem już go odpychając. — Większego zboczeńca nigdy w życiu nie
widziałem!
— Ale
lubisz to.
— Niby
kiedy to przyznałem, co? — warknąłem już nieźle wkurzony, w końcu odkładając
plecak i zdejmując płaszcz.
— Wtedy,
kiedy ukradkiem na mnie spoglądałeś — oznajmił. Stanął jak gdyby nigdy nic i oparał
dłonie na swoich biodrach.
Zmarszczyłem
brwi, znów go oglądając ukradkiem zza mojego ramienia.
— No cóż…
— odkrzyknąłem i uśmiechnąłem się wrednie. — Mogło być lepiej — wyminąłem go, a
ten chyba zamarł.
Okej,
teraz wyglądał jak posąg greckiego boga, jednak za żadne skarby mu tego nie
powiem. Chyba musiałbym oszaleć, chociaż do tego niewiele mi brakowało. Naprawdę,
chyba skończę w szpitalu, ale nie jako lekarz, tylko pacjent. A to wszystko
przez jednego człowieka, który uparł się mnie uwieść. Coś jego pomysły są małe
kreatywne. Nie zdoła mi się spodobać (co ty pieprznych, Youngjae, już ci ślina
leci na jego wygląd) przez stanie nago pośrodku naszego salonu. Tym bardziej w
króliczych uszach. Parsknąłem śmiechem na samo wspomnienie tego idiotycznego
gadżetu.
Nawet
podczas czytania notatek co jakiś czas śmiałem się sam do siebie. Teraz te
wydarzenia, które miały miejsce w przeciągu tych dni wydawały się być tak
nierealne jak sceny z dram. Po prostu nie mogłem uwierzyć, że to co się dzieje
teraz w moim życiu jest prawdziwe. W połowie miałem nadzieję, że to naprawdę
jest sen, ale z drugiej strony nawet się cieszyłem. Chociaż teraz mogę się choć
trochę pośmiać samego siebie i wiem, że to nie ja robię z siebie idiotę. Nawet
lubię ten stan. Lubię, że ktoś ubiega się o moje względy, chociaż robi naprawdę
przedziwne rzeczy.
Wyszedłem
z pokoju dopiero wieczorem. Dobrze, że zaopatrzyłem się w wodę poprzedniego
dnia, przynajmniej nie musiałem wychodzić ze swojego kąta.
O dziwo,
Jaebum został w mieszkaniu, ale już nie robił z siebie pajaca więc ucieszyłem
się, że w końcu się ubrał. Ku mojemu zaskoczeniu siedział po turecku na
kanapie, a wokół niego porozrzucane były kartki, zgaduję, że to były notatki. W
duchu trochę się rozczuliłem – miał podobny styl do uczenia się jak ja. Nie
mogłem mieć wtedy porządku, musiałem mieć bałagan. Wtedy najlepiej się
odnajdywałem.
Jaebum nie
usłyszał jak wychodziłem, więc poszedłem do łazienki i jak wracałem zrobiłem
sobie herbaty i jemu przy okazji. Niech zna moje dobre serce.
Hehe,
żartuję.
Po prostu
wiedziałem, że nie podniesie się, a jako że ja byłem na nogach zrobiłem mu
ciepły napar. To mnie przecież nie zbawi i nie będę mieć wyrzutów sumienia.
Nawet tak drobne rzeczy jak nie zrobienie komuś herbaty doprowadzały mnie do
szału. Cóż, taki byłem i już.
Postawiłem
mu kubek na roku niskiego stolika, bo tam było jedyne wolne miejsce, więc mam
nadzieję, że nie potłucze kubka swoim kopytem, kiedy będzie wstawał. Posłałem
mu tylko krótkie spojrzenie, mające na celu przekazanie mu wiadomości, że ta
herbata jest dla niego. Odpowiedział mi krótkim skinięciem głowy, po czym
wrócił do czytania notatek.
Ja też już
zbierałem się do ponownego zaszycia się w swoim pokoju, jednak w mojej głowie
powstała myśl, która aż wręcz piszczała, by ją powiedzieć.
Zagryzając
wargę, pochyliłem się nad uchem Jaebuma, stojąc akurat za nim. Nawet z tej
perspektywy wydawał się być przystojny.
Pff.
— Wolę cię
jednak w takiej wersji, Jaebum. Jeżeli chcesz mnie, jak to ująłeś, rozpalić to
czerwoności, stosuj proste metody — szepnąłem wprost do jego ucha, po czym
czmychnąłem do swojego pokoju.
1:1, panie
Im. Gra nadal się toczy.
**
nie wiem co to jest, nie przyznaję się do tego.
a tak na serio, to przepraszam za taką długą przerwę. nie dodawałam tu nic od kwietnia i po prostu jest mi przykro.
mam nadzieję, że mnie nie zostawiliście i dalej będziecie śledzić te powalone losy naszych bohaterów.
ten fanfik nie jest normalny i chyba to największy rak jaki napisałam.